Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26.Skazańcy

Sala jest przepełniona ludźmi. Wszędzie widzę błyszczące kolie i satynowe wstęgi, perfekcyjnie uwiązane krawaty i koronkowe chustki dobrane pod kolor spinek mankietów. Kobiety krytycznie spoglądają na mnie swoimi umalowanymi oczami, a ich chłodny wzrok sprawia wrażenie, jakby miały ochotę mnie natychmiast wygonić z podestu, żebym tylko przestała bezcześcić go swoją obecnością. Pocieram dłonią spocony kark.

Obok mnie stoją kolejno As, Śpioszek, Kier, Karo oraz książę Chess. Wszyscy bez wyjątku mamy marsowe miny, z jednakowym lękiem obserwujemy tłum. Kassion stoi przed nami, pozdrawia zebranych machnięciem ręki, po czym nagle odwraca się w naszą stronę i składa nam niski, pełen pokory ukłon.

– Przyjaciele! – wykrzykuje, wepchnąwszy się między bliźniaki. – Popełniłem olbrzymi błąd. Kraina... Kraina Czarów nie tylko nie jest niebezpieczeństwem, ale także daje życie naszemu światu. To ona odpowiada za kreatywność, za przygodę i za impulsywne decyzje. Przez nierozwagę moich doradców, których niestety posłuchałem, ci młodzi ludzie mogli stracić dom – urywa, dramatycznym gestem kładąc dłoń na moim ramieniu. Strząsam ją szybko, niemal w panice. – Doradcy zostaną straceni dzisiejszego wieczoru, za popełnienie największej zbrodni w historii ludzkości.

Szmer przetacza się przez gawiedź, a po chwili pomieszczenie wypełnia się entuzjastycznymi brawami. Krzywię się z niedowierzaniem – Kassion po prostu zrzucił całą winę na innych, a lud uwierzył mu ot tak sobie. Najbardziej niepokoi mnie jednak jego pełna skruchy przemowa. Coś tu nie pasuje.

– Wprowadzić skazańców! – wrzeszczy, sam klaszcząc w dłonie niczym dziecko w dniu urodzin podczas otrzymywania prezentów.

Przez wąskie, boczne drzwi wtaczają się cesarscy doradcy. Jest ich pięcioro, wszyscy w zakurzonych ubraniach, wszyscy mizerni, zmęczeni i bezsilni. Wzdrygam się na ich widok. Idą powoli, otoczeni przez funkcjonariuszy. Brawa cichną, toteż wyraźnie słychać brzęk łańcuchów i skrzypienie grubych sznurów, którymi są związani. Skazańcy.

Kier wydaje z siebie ciche warknięcie i zeskakuje z podium, pędząc w stronę nowo przybyłych. Przez chwilę nie rozumiem, co spowodowało u niej takie zachowanie, w końcu jest nierozważne i ryzykowne. Wówczas jednak dostrzegam znajome rysy twarzy i ozdobne serce w kąciku lewego oka jednej ze związanych osób. Pośród skazańców znalazła się następczyni tronu Krainy Czarów.

– To jest Quinn – krzyczy trapezistka, a w jej głosie pobrzmiewa nienawiść do cesarza.

– Najmocniej przepraszam za zachowanie tej damy. – Kassion uśmiecha się sztucznie, doskonale maskując wściekłość, która objawia się jedynie nabrzmiałą żyłą widoczną z bliska na jego karku. – Musiała pomylić moją doradczynię, Simonię Laoki, z kimś znajomym. Kier, wróć na podium, do brata.

Choć publika tego nie widzi, mężczyzna przyciska do pleców Karo migoczące ostrze sztyletu. Gest ten widoczny ma być tylko dla nas. Kier odwraca się, a widząc, co czyni Kassion, natychmiast, bez odrobiny wahania wraca na swoje miejsce. Wiem, że sama ma ochotę wbić nóż w szyję cesarza, a jedyną rzeczą, która ją tego powstrzymuje, jest brak takowej broni. Znów stajemy w szeregu, Karo wciąż od krok od śmierci.

– Zapraszam na plac, gdzie dokonamy egzekucji – mówi Kassion. Za pojedynczym skinieniem jego cesarskiej głowy ściany sali magicznie rozpływają się w powietrzu, tak, że wszyscy goście momentalnie znajdują się na wspomnianym dziedzińcu, którego środek zajmuje staroświecko ubrany kat, dzierżący w ręku siekierę. Do bólu przypomina kata pracującego kiedyś na usługach Królowej Kier, zanim władczyni opamiętała się i zaprzestała zbrodni.

– Poproszę pierwszego więźnia – buczy kat absurdalnie niskim, ledwie słyszalnym basem.

Popchnięty skazaniec pada na kolana z głośnym stęknięciem. To jasnowłosa kobieta, ubrana jedynie w brudną koszulę i podziurawione spodnie, które wiszą na niej nienaturalnie, jednak największą zgrozę wzbudzają we mnie jej zakneblowane usta. Twardy, ostry powróz rozciął skórę na jej policzku, więc krew drobnymi strumykami ścieka po obu stronach jej szyi.

Kobieta unosi wzrok wprost na Kassiona, a gawędzący do tej pory motłoch zamiera, podobnie jak Czarokrainowcy.

Alicja.

– Dla bezpieczeństwa Krainy Czarów, a także naszego świata – zaczyna znowu Kassion, a je ledwie powstrzymuję się od zwymiotowania na pasiastą posadzkę dziedzińca – zmuszony jestem, z ogromnym bólem w mym sercu, odebrać życie mej siostrze, Alicji. To właśnie z jej inicjatywy zamknięto Króliczą Norę.

– Brednie! – wywrzaskuję, zanim zdążę pomyśleć. – Alicja jest niewinna!

– Sugerujesz, panno Hattie, że miałaś coś wspólnego z Alicją? – syczy cesarz.

Nigdy nie byłam uznawana za tchórza. Pierwsza w kolejce do wszelkich wyzwań, misji, zadań specjalnych, wypróbowywania nowych rzeczy. Być może ukorzenie się przed potęgą Kassiona było rozsądnym wyjściem, biorąc pod uwagę moją bezradność, ale nie potrafiłam pozostawić wybawicielki mojego domu na pastwę Losu... zwłaszcza że Los często odwiedza pałac Królowej Kier, a pomimo moich niewielkich doświadczeń z tym osobliwym, odzianym w togę z chmur mężczyzną jestem w stanie stwierdzić, iż jest nieprzyzwoicie kapryśny.

– Tak, mam z nią wiele wspólnego – mówię powoli i dobitnie.

– Doskonale. Zapraszam cię na podest – mruczy Kassion, a potem dodaj głośniej: – Panna Hattie właśnie przyznała się do spisku przeciwko swojej własnej królowej! Czyż nie jest to największa możliwa zbrodnia?!

– Oczywiście! Tak! Ależ naturalnie! Ściąć ją! Koszmar! – słyszę zewsząd. Przełknąwszy ślinę, podchodzę do legendy. Mimo śmiertelnego niebezpieczeństwa i mimo tego, iż Alicja wygląda na pokonaną, czuję niezwykłe onieśmielenie. Ta kobieta, mając ledwie kilkanaście lat, wyzwoliła Krainę Czarów.

– Którą mam ściąć jako pierwszą? – dudni kat.

– Mnie – odpowiadam szybko, korzystając z tego, że Alicja nie może mówić. Jej heroizm zapewne wielokrotnie przekracza mój i bez wątpienia poświęciłaby się pierwsza. Zerkam kątem oka na jej zroszone potem czoło i prawie widzę intensywne myśli wirujące wokół jej głowy i próbujące ułożyć jakiś plan. Kat zaś żelaznym uściskiem chwyta moje ramię. Wówczas... wówczas pojawia się szaleństwo.

I tak oto dzielna córka Kapelusznika kończy swój żywot. Z dala od rodziny, z dala od domu i z dala od ukochanego.

Mógłbyś zdobyć się choć na odrobinę współczucia, wiesz?

Ależ po co? Sama się w to wpakowałaś. Oczywiście nie widzisz też prostego wyjścia z tej sytuacji.

Gwałtownie podrywam głowę, a wówczas kat mocniej przyciska ją do pniaka, na którym ma dokonać się mój żywot. Widocznie uznaje mój nagły wyraz zaskoczenia za desperacką próbę ucieczki.

Co mam zrobić?

Kochana Hattie, śmieje się Szaleństwo, wypowiedziawszy te słowa powolnym protekcjonalnym tonem (jakbym wcale nie znajdowała się o krok od śmierci), wystarczy, że...

Że co?!, krzyczę w myślach.

Że oszalejesz.

Przez moment nie potrafię się na to zdobyć, przeraża mnie bowiem to poczucie utraty kontroli nad własnym ciałem, poczucie bycia uwięzionym we własnej głowie i niemożności uczynienia jakiegokolwiek przemyślanego ruchu. Sytuacja, w jakiej się znalazłam wymagała ode mnie czegoś, czego unikałam przez całe moje życie.

Szalone wspinaczki za beztroskich czasów dzieciństwa nie wymagały praktycznie żadnej odwagi. Przeciwstawianie się Kassionowi również nie należało do nazbyt trudnych rzeczy. Misja specjalna, uwolnienie się z więzienia tyrana – na to wszystko mogłam się zdobyć. Wystarczyło pomyśleć o tym, co zrobiła Alicja, jakich wielkich dzieł dokonała. Nie, żadne z tych wydarzeń nigdy nie było dla mnie prawdziwym wyzwaniem.

Prawdziwym wyzwaniem jest stawienie czoła samej sobie.

Z cichym westchnieniem zrywam pęta ze smyczy Szaleństwa, a ono wypełnia mój umysł w momencie, w którym siekiera ze świstem zaczyna zmierzać ku mojej szyi. Na granicy świadomości czuję, że udaje mi się uniknąć śmiercionośnego ostrza, mocno odchylając głowę w lewo, tak, że jedynie czubek rozdziera wierzchnią warstwę skóry z boku karku.

A zatem żyję.

Nie wiem, co dzieje się dalej. Czuję jedynie, że zachowuję się niczym istne tornado, błyskawicznie przetaczające się po placu. Uderza we mnie pojedyncza myśl, że już nigdy nie będę w stanie się uspokoić. Cóż, być może to prawda, lecz w tym momencie się tym nie przejmuję. Teraz muszę tylko ocalić moich przyjaciół. Kassion nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, więc nie można zaprzestać walki.

Zresztą ja również nie jestem jeszcze gotowa zamilczeć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro