Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nawiedzona Góra Sprawiedliwości ?

Gdy staliśmy przed   portalem usłyszeliśmy coś jakby ktoś rozwalił coś szklanego a zaraz potem krzyk.  Wszyscy odwrucili się  w stronę dźwięku.  Potem ich wzrok przeniusł się na mnie.  Przeniosiłam wzrok po wszystkich po kolei

- no co? - zapytałam  patrząc po nich. 

- Bardzo śmieszne Wera gdzie głośnik?  - zapytał robin po chwili ciszy. 

- ja?  Ciebie pojebało?  Kiedy mialam to zamontować ? - zapytałam zbulwersowana.

- skoro to nie ty to kto?  - zapytała Artemis

- no nie wiem, wyłączyliśmy film?  - zapytałam idąc w stronę salonu.   reszta poszła za mną, ale po chwili Wally nas wyprzedził

- będę pierwszy!  - krzyknął biegnąc.  Wiem że chce rozluźnić atmoswerę.  Nagle w korytarzu zgasłi światło, a na tle światła widac było ciemną postać

- Wally to nie jest śmieszne ! - krzyknęła Artemis  jednak postać nawet nie drgnęła

- Wally idioto !- wydarłam się

- no i czemu znowu mnie obrażasz?  - zapytał głos za nami. Odwruciłam się tam i  zobaczyłam Wally'ego

- zaraz skoro ty jesteś tu, to kto jest tam - zapytał Robin patrząc na postać stojącą przed nami.  Stała ona bliżej niż przed chwilą.  Nagle to coś ruszyło prosto na nas.  Tak nas to wystraszyło że zaczeliśmy piszczeć.  Gdy to coś miało w nas przywalić, światło się zapaliło.  Czułam jak serce mi wali.  Spojżałam na  resztę.  Też byli przerażeni

- nadal myślicie że to ja?  - zapytałam cięszko oddychając.  Pokiwali głowami.   Poszliśmy do salonu.  Wodnik odrazu sprawdził DVD.  Płyta była w  pudełku. Spojżeliśmy po sobie

- to co dzwonimy do ligi? 

- ta świetny pomysł Conner,  ciekawa jestem co im powiemy?  Że naoglądaliśmy się horrorów i teraz boimy się przebywać w górze sami? - zapytała z ironią Artemis.  Megan poszła do kuchni i stanęła jak wryta. Podeszłam tam.  Na ziemi leżały dwie ramki ze zdjęciami.  Obje przedstawiały nas . Na jednym jesteśmy w kostiumach, a  drugim luźno  ,gdy graliśmy w piłkę.  Co mnie zdziwiło na obu zdjęciach były skreślone trzy, te same osoby.  Ja,  Artemis i Robin.  Podniosłam je i pokazałam reszcie.  Szczególnie zainteresowało ona Artemis która gdy tylko wziełs je do ręki cała pobladła.   I wtedy znowu zgasło światło.  Znowu zapiszczałam bo coś dotknęło mojej  ręki.  Gdy światło się  zapaliło odrazu odwruciłam się w  drugą stone ale nic tam nie było.

- trzeba to sprawdzić,  rozdzielamy się na trzy grupy . Megan idziesz z Connerem i Robinem , Artemis idziesz z małym , Kid pójdzie ze mną . Używamy komunikatorów nie widzę potrzeby używania łącza telepatycznego. Wszystko jasne  ? - kiwneliśmy głowami i karzda grupa poszła ,w swoim kierunku. my poszliśmy  w stronę garażu. Nie bardzo  było mi do śmiechu ,a nie chciałam się odzwyać bo obawiam się że mogę się jąkać .

- aż tak się boisz ? - zapytał w połowie drogi wodnik

- co ?

- pytałem czy aż tak się boisz  , dawno nie byłaś tak cicho - powiedział spokojnie

- nie , najbardziej się boję że utopią mnie w mleku - posłał mi pytające spojżenie- jak byłam mała wypiłam 48 kartonów zpleśniałego mleka,  mimo przyśpieszonego   metabolizmu, brzuch bolał mnie 4 godziny, od tego czasu nie piję mleka - powiedziałam  . Wodnik się zaśmiał.  Nie przeszkadza mi to.  Karzdy się z tego śmieje.  Szliśmy dalej.  Reagowałam na karzdy najmniejszy szmer.  No co mam powiedzieć?  Mam stracha i to niezłego.  Mentalnie sikam ze strachu za karzdym razem jak usłyszę jaki kolwiek dźwięk.  Nagle usłyszeliśmy psychiczny śmiech, przerywany płaczem. Zaraz po tym zgasło światło.   Z trudem powstrzymałam się od pisku.  Jedna żarówka na końcu korytaża zapaliła się oświetlając rudą dziewczynę. Stała tyłem ,miała długie czarne spodnie,  u białą koszulę pobrudzoną w kilku miejscach.  Wzrostem i kolorem włosów przypominała marsjankę. 

- Megan,  zwariowałaś?  Prawie zawału dostałam, pozatym gdzie chłopaki?  - zapytał wodnik,  widocznie jemu też dziewczyna przypomina marsjankę.  Postać znowu się  zaśmiała.  Wadnik zrobił dwa kroki do przodu i pewnie poszedł by dalej ale złapłam go za ramię i pokręciłam głową.  Postać,  zaczeła się powoli odwracaś w naszą stronę, nie przestając się śmiać.  Powoli  odsłaniała swoją białą skurę i przerażający makijaż.  Czułam wielką gólę w gardle.   Dziewczyna patrzyła bezpośrednio na nas.  Cały czas się psychicznie śmiała.  W jej oczach był jakiś obłęd.  Kiedyć już taki widziałam.   Nie pamiętam gdzie.   Postać zaczeła podchodzić do przodu,  a ja z wodnikem się cofaliśmy.  Widać że to jeszcze bardziej  ją rozbawiło.

- i co...Kid?   Nadal boisz się klaunów?  - zapytała i zaśmiała się złowrogo.  Jak byliśmy mali zarówno ja, jak i Wally  baliśmy się kalunów, ale wyzbyliśmy się tego głupiego lęku.  Chyba...  Bo teraz nie jestem tego pewna.  Cofałam się aż  na coś wpadłam.  Podniosłam główę do góry i zobaczyłam faceta podobnego do dziewczyny.  Zjedną ręką złapał mi ręce bym niemogła się ruszyć, a w drugiej miał strzykawkę.  Zaczełam się szarpać. Wodnik chciał mi pomóc, ake dostał jakimś pociskiem i poraził go prąd.  Chciała się wyrwać i mu pomóc, ale ten facet  wbił mi strzykawkę.  Ostatnie co widziałam to  machającą mi klaunice.

Perspektywa Wally'ego.

Szliśmy z Artemis korytarzem, jednym z najwyższych pięter góry.   Mimo że Artemis nic nie mówi, to widzę że się boi.  Ciekaw jestem co się dzieje.   Przez Were i jej głupie pomysły z oglądaniem horrorów czuję się cały czas obserwowany.   Chociaż i tak najgorszy był film Dick'a.  Więcej nie wybiera filmu.  Nagle Artemis się zatrzymała.  Odwruciłem się w jej stronę.  Patrzyła do tyłu.  Podeszłem do niej i położyłem rękę na ramieniu co było błędem bo jeszcze bardziej ją przestraszyłem

- hej, spokojnie, to tylko ja - powiedziałem spokojnie.  Widocznie odetchneła.  Jeszcze raz spojżała do tyłu- widzisz tam coś? 

- co?  Nie, wydawało mi się że coś słyszę.. - powiedziała zciszając głos z karzdym słowem, jakby niebyła pewna tego co mówi . Nie wiem czemu chwyciłem  ją za rękę.  Zdziwiła się.

- nie martw się...  Nic ci się nie stanie - powiedziałem i uśmiechnołem się do  niej.  Odwzajemniła i ruszyliśmy dalej.  Nie mineło pięć minut aż usłyszeliśmy trzask. Artemis  chyba odruchowo ścisneła moją rękę.  Odwruciłem się w stronę dźwięku.  Nic tam nie było.  Chciałem iść do przodu, ale Artemis mi nie pozwoliła.  Spojżałem na nią.  Pokiwała przecząco głową.  Zrezygnowałem i poszliśmy do przodu.  Poczułem wibracje w telefonie.   Wyjąłem  mój telefon z kieszeni.  SMS z  nieznanego numeru.

jak bardzo cenisz jej życie?   I jak bardzo boisz się ciemności?

Po tym jak to przeczytałem zgasło światło. Włączyłem latarkę w telefonie i rozejrzałem  się po   korytarzu.  Artemis była przerażona.  Ja już nawet nie widziałem jak mam jej dodać otuchy,  sam się bałem.  Postanowiłem się nie zatrzymywać.  Pociągnołem Artemis do przodu.  Za chwilę będą schody i zejdziemy nimi prosto na dół a z tamtąd przejdziemy na korytarz.  Wally nie panikuj. 

- jak ty możesz zachowywać spokój?  - zapytała wkońcu.  Chyba od dłuższego czasu ją to męczy.

- ja?  Możesz myśleć co chcesz, ale w środku płaczę ze strachu - powiedziałem powarznie ,co ją rozbawiło.  Nie powiem jej że nie żartowałem bo mogę ją wystraszyć.  Chociarz chyba bardziej bać się nie da. 

Po pięciu minutach byliśmy w salonie.  Kazałem Artemis usiąść na kanapie a sam poszedłem zrobić herbatę nam i reszcie.  Gdy herbata się zaparzyła, podałem jeden kubek Artemis  i usiadłem obok.  Cisza która panowała była straszna.  Odzywać się nie chciałem bo wiecie jak jest.  Lubię gadać, ale trudno mi rozmawiać z Artemis.  No ironio z karzdą dziewczyną łatwo mi się rozmawia, tylko nie znią.  A przecież nie powiem jej tak poprostu że ją kocham bo jak by to brzmiało.  ~ hej Artemis,  podobasz mi się o właściwie tyle to chciałem ci  powiedzieć ~ no ludzie.  Bardziej sensowne było by nauczyć Werę chodzić na rękach.  Nagle usłyszałem kroki na korytarzu.  Wstałem i zakradłem się do drzwi.  Miałem walnąć osobę wchodzącą przez nie ale usłyszałem głos Megan.   Odetchnołem z ulgą i wystraszyłem wchidzącego Robina.  Może i jest mały, ale ma dużo siły.  Moje wnętrzności przekonały się o tym nie pierwszy raz.  Tak go wystraszyłem że mnie w brzuch kopnął. Gdy zobaczył co zrobił przeprosił i usiedliśmy na kanapach.  Podałem przyjaciołą herbatęi zaczeliśmy rozmawiac o tym co widzieliśmy.  Najgorsze że nie widzieliśmy niczego dziwnego, a wodnika i Kid jeszcze nie ma.  Po chwili przszedł sam wodnik.  Spojżałem na niego.  Cały wyobijany,  i najwidoczniej  zmęczony.

- gdzie kid?  - zapytałem odrazu.  Wodnik pokręcił głową

- nie wiem - powiedział zmartwionym głosem. Patrzyliśmy z niedowierzaniem

- jak to nie wiesz?  - zapytałał robin.  Ja sam nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć.  Wodnik powtórzył tylko że nie wie, i dokładnie w tym momencie wbiegła kid.

Perspektywa Wery

Ocknełam się na ziemi.  Odrazu wstałam i spanikowana wbiegłam do salonu.  Wszyscy już tam byli,  cali  , zdrowi i lekko wystraszeni.  Czułam jak zmęczona jestem i jak serce mi wali.  Oddechu nie mogłam złapać.  Odrazu położyłam się na ziemi.  Nie wiem dlaczego tak robię ,ale na podłodze mi wygodniej.  Pochwili muj oddech się ustabilizował.  Spojżałam do góry a na demną zabrał się cały zespół.  Wally podał mi kubek z letnią już herbatą.  Usiadłam po turecku i miałam upić łyk kiedy zobaczyłam Klauna i upuściłam kubek.  Ze strachu.  Wszyscy się odwrucili w tamtą stronę i niebyli w stanie się ruszyć.  Kiedy klaun miał się ruszyć  ,upadł na podłogę, a z jego pleców wystawały kable.  Spojżeliśmy do góry.  Batman, Red Tornado, Black Canary,  Flash i Zielona Strzała.  Wszyscy tam stali.  Odwruciłam się do tyłu i zobaczyłam Marsjanina Łowcę.  Omatko serce mi stanęło.  Wszyscy do nas podeszki isprawdzali czy nic nam nie jest.  Flash chciał mie podnieść ,ale nie chciałam  wstać i powiedziałam żeby mnie puścił.  Po drugiej prubie zrezygnował.  Najpierw opowiedzieljśmy im naszą wersję wydarzeń,  a potem oni wyjaśnili nam co się stało naprawdę.  Te klauny to nie ludzie tylko roboty skonstruowane dla ligi, jednak ktoś wgrał im wirusa i zaczeły  atakować.  W jakiś sposób dostały się do góry i dlatego nas atakowały.  A co do świateł to przez burzę która szalała w Szczęśliwym Porcie.  Kiedy piorun uderzał w górę wywoływał zwarcie. Odetchnęliśmy z ulgą. Było ok 4 nad ranem.  Mjeliśmy wrucić do domu, ale stwierdziliśmy że teraz nie ma zabsrdzo sęsu.  Usiedliśmy na kanapach by pogadać o czymś ciekawym i nawet niewiem kiedy zasnełam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro