nie wierzę w szczęście
- Richard ! to serio ty ? Nie poznałam cię !- krzyknełam uradowana. Chłopak jednak patrzył na mnie zły
- serio ?! też się zmieniłaś a cię poznałem - powiedział zdenerwowany
- dobra rozumiem jesteś zły - stwierdziłam udając się w stronę kuchni.
- tak ? kiedy się zoriętowałaś ? Wiesz jak ja się czułem po twojej "śmierci "? obwiniałem się ! mogłem zareagować , ale byłaś za szybka ! cały ten czas myślałem że to moja wina ! - krzyczał idąc za mną do kuchni. Nalałam sobie herbaty do szklanki
- słuchaj Dick , nie chciałam niczyjej krzywdy , to lekarz stwierdził zgon , nie moja wina , potem musiałam coś zrobić i miałam wrucić wcześniej ,ale nie chciałam wam niszczyć życia , przyjechał Roy , sprowadził mnie spowrotem więc jestem - powiedziałam spokojnie- chcesz się wściekać ok , będziesz się ze mną kłucić też ok , ale wiesz co ja nie zniknę znowu - dodałam
wypiłam szybko herbatę i minełam w drzwiach skołowanego i totalnie zdezoriętowanego Grayson'a . Udałam się do mojego pokoju. Wyjełam z pod poduszki moją piżamę . Następnie poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i przebrałam w piżamę . Rozczesałam mokre włosy i wyszłam z pomieszczenia. Pod drzwiami mojego pokoju stał oparty o ścianę Dick.
- przepraszam że się uniosłem , nie powinienem
- dobrze zrobiłeś ,zasłużyłam
- ale ...
-koniec tematu - urwałam mu agresywnie , tonem niewznoszącym sprzeciwu. Dick podniusł ręce do góry w geście poddania się . - no dobra a teraz cię przepraszam ale idę spać
powiedziałam otwierając drzwi do pokoju .
- w takim razie dobranoc
- dobranoc Dick , Dobranoc Roy ! - krzyknełam do chłopaka siedzącego w kuchni
- Umrzyj ! - odkrzyknął , na co się zaśmiałam . Weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na łóżko i wyjełam telefon i napisałam SMS do brata . " to na wypadek gdybyś myślał że ci się przyśniłam ". Następnie położyłam telefon na parapecie nad łóżkiem a potem położyłam się spać.
- Nie kłam doskonale wiesz gdzie są - powiedział wysoki mężczyzna chwilę po tym jak przywalił mi z liścia w twarz .
- nie mam pojęcia - powiedziałam wypluwając krew z rozciętej wargi. Znowu wziął zamach ,ale tym razem przywalił mi z pięści w brzuch . Skuliłam się na krześle do którego zostałam przywiązana . Podniosłam wzrok na faceta. patrzyła na mnie z wyższością . Splunełam mu pod nogi- możesz mnie bić dalej i tak ci nic nie powiem , przeżyłam bombę , to też przeżyję
- widzę że jesteś wygadana ... masz mi coś jeszcze do powiedzenia ?- zapytał przykładając mi nóż do policzka . Uśmiechnełam się chytrze
- mam , możesz mi kebaba przynieść - powiedziałam i poczułam pieczenia na policzku ,a pochwili po mojej surze pyneła strużka krwi . Nieprzejełam się tym za bardzo . Zostałam uderzona jeszcze kilka razy po nogach . Bolało jak cholera ,ale nie krzyknełam ani razu. Nie dam mu satysfakcji .
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wszedł wysoki czarnoskóry facet ok. trzy dych na karku mógł mieć . Zaczął rozmowę z tym frajerem co mnie torturował w nieznanym mi języku. Chyba po chińsku ale nie jestem pewna . Po chwili rozmowy ten czarnuch dał jakiś znak ręką i do pomieszczenia weszło jeszcze dwuch gości trzymających ... O kurde Roy'a . Rudzielec był pół przytomny i nie był w stanie sam utrzymać się na nogach . Jeden z tych kolesi przystawił mu lufę do czoła .
- sprawa prosta księżniczko , powiesz nam gdzie jest nowa baza a nic mu nie zrobię - powiedział ze zwycięskim uśmiechem . Zaczełam kręcić przecząco głową
- Nie nie zrobisz mu nic - powiedziałam łamiącym się głosem . Czułam jak łzy napływają mi do oczu
- założymy się ? - zapytał strzelając mu w kolano . Wzdrygnełam się wystraszona
- nie , nie !przestań ! - krzyknełam . Musiałam wyglądać żałośnie, ale mało mnie to obchodziło
- to powiesz nam gdzie jest tak kryjówka czy nie ?- zapytał zły
- tak jak mówiłam , nie powiem czegoś czego nie wiem ! - krzyknełam. Facet wzruszył ramionami
- tudno - powiedział i strzelił prosto między oczy mojego przyjaciela . poczułam jak łzy spływają mi po policzkach
- Nie !!!!!! - wydarłam się przez płacz .
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, biorąc kilka głębszych wdechów .Rozejżałam się po pokoju i odetchnełam. Byłam w domu. Położyłam się spowrotem, po czym zakryłam twarz dłońmi. Zaczełam cicho szlochać . Nienawidzę takich koszmarów . Dotego to straszne uczucie straty kogoś bliskiego . Tak Roy jest mi bliski mimo iż się do tego nie przyznam.
Usłyszałam otwieranie drzwi . Spojżałam przez rozszerzone palce w stronę wejścia do pokoju. Stał tam Roy w stroju czerwonej strzały . Wytarłam łzy z policzków .
- wszystko ok ? - zapytał opierając się o framugę drzwi
- tak wszystko w porządku - powiedziałam siadając
- napewno ?
- tak to tylko zły sen - powiedziałam siląc się na lekki uśmiech .- idziesz gdzieś ?
- Wodnik potrzebuje pomocy w jednej z misji , reszta jest zajęta , ranna lub na innej misji , więc ...
-jasne rozumiem - powiedziałam patrząc w ścianę - mogę iść z tobą ? raczej i tak już nie zasnę - dopowiedziałam patrząc na niego .
- napewno się przydarz , jak szybko się wyzbierasz? - zapytał .
Uśmiechnełam się do niego i za pomocą prędości przebrałam się i związałam włosy . Stanełam przed nim już gotowa na co on prychnął
-szpanerka - mruknął wychodząc . Ruszyłam za nim i udaliśmy się do platformy Z.E.T.A. . Po drodze układałam wyjaśnienia. Ech ... ale sobie piwa nawarzyłam . Teraz tylko je wypić . W sumie jak dla mnie to dziwna ta metafora . W szczególności ze mnie się nie da upić . Czasem szkoda ...
Po chwili byliśmy w strażnicy . Rozejżałam się i zagwizdałam z zachwytu. Nigdy tu nie byłam. Ładnie tu ... biało .
- idziesz ?
- idę idę
Udaliśmy się do sali odpraw . W środku stali Megan , Wodnik i jakiś trzech chłopaków. Z czego jeden był zielony i to dosłosnie. Jak tylko wpadłam i ich pole widzenia przestali rozmawiać ,a Megan zareagowała podobnie do Artemis. Miałam ochotę się śmiać w szczegulności z miny Wodnika ,ale się powstrzymałam. Po chwili Megan podleciała w moją stronę i przytuliła. Aż za mocno
- Megan ... dusisz...- wybełkotałam a kosmitka niemal odrazu mnie puściła.
- przepraszam , po prostu cieszę się że żyjesz - powiedziała na co na ułamek sekundy posmutniałam ,ale szybko się uśmiechnełam
- też się cieszę, cześć Kaldur - powiedziałam machając ciemnoskuremu . Widziałam jak kręci głową.
- jesteś niemożliwa , dobrze cie widzieć
- ciebie też - powiedziałam z uśmiechem. Podszedł do nas Roy
- wyściskani ? Jeśli tak to mówiłeś o jakiejś misji - powiedział na co obie z Megan przewruciłyśmy oczami
- tak czekamy tylko na Barta ....
- kto to Bart i kim są oni ?- powiedziałam wskazując na patrzących się na nas dziwnie chłopców
- hello Megan , chłopaki chodźcie bliżej - powiedziała ,a oni zrobili to o co prosiła - to Tim , Garfield i Jamie - powiedziała wskazując na karzdego po kolei. - chłopaki to Wera
- cześć - powiedziałam na co chłopaki wymruczeli coś na wzór przywitania. Spojżałam na nich z nijaką miną.
- nie przejmój się jeszcze się nie obudzili- powiedziała Megan nachnełam na to ręką
- luz wiem co czują też nielubię być budzona w środku nocy
- a kto lubi ? - mruknął Jamie
- pewnie Nightwing - odpowiedział mu Tim . Wszyscy zaczeliśmy się z nich śmiać. Wodnik stwierdził że szkoda czekać na Barta i wszystko nam wytłumaczył, a jemu później ktoś to streści.
Mniej więcej w połowie omawiani przez pomieszczenie ,olbrzymią prędkością , przebiegł jakiś chłopak. W pierwszej chwili myślałam że to Wally , ale był za niski.
- kto to był ?
- to był .... - wodnik nie zdążył dokonczyć ,gdyż ktoś do mnie podbiegł i mocno przytulił. Zdezoriętowana spojżałam ma osobnika który mnie przytulał. Był to rudy chłopak .
- Wera West kuzynka z pokolenia do tyłu ... ej ale ty nie byłaś martwa - powiedział szybko i na mnie spojżał . Położyłam mu ręce na ramiona i odsunełam od siebie .
- po pierwsze to do tyłu , po drugie jak widać nie po trzecie kuzynka ? - zapytałam a chłopak trochę się odsunął
- Bart jest wnukiem flasha , przybył z przyszłości - powiedział niebieski żuk.
- dobra potem skończmy to wreszcie i chodźmy na tą akcję - chciałam coś powiedzieć ,ale wtrącił się widocznie zirytowany Roy.
Machnełam na to ręką i skoczyliśmy omawiać plan. Następnie udaliśmy się do bio rakiety. Usiadłam na moim stałym miejscu i wystartowaliśmy. W trakcie lotu wytłumaczyłam co się działo ze mną . Potem dowiedziałam się czegoś o chłopakach i pogadałam z Megan przez co podróż mineła nam szybko.
Gdy wylądowaliśmy ja i Bart , którego chcąc nie chcąc musiałam zabrać ze sobą i pilnować by nie rozrabiał , niemal odrazu zajeliśmy pozycję na dachu magazynu ,który ponoć mają okraść. Megan ,niebieski żuk i robin są w środku a Roy stoi po drugiej stronie ulicy i obserwuje. Impuls prubował do mnie rozmawiać ,ale uciszałam go i kazałam się skupić co szczerze ciężko mu szło .
- nudyyyyy nic się nie dzieje... nikogo nie ma chodźmy do domu
- BART STARCZY ! - krzykneliśmy na niego w myślach
- ała ! nie krzyczcie wystarczy powiedzieć - powiedział masując skronie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem
- niesądzę - mruknełam pod nosem i podeszłam bliżej krawędzi dachu - Roy widać coś podejżanego ?- zapytałam w myślach patrząc na chłopaka z góry
- podejżane jest właśnie to że niema nic podejżanego , jak sytuacja w środku ?
- poza nami nie ma żywej duszy - usłyszeliśmy w głowie Robina. Westchnełam zirytowana . stoimy tu od godziny i nic się nie dzieje
- Kid zobacz - podeszłam do Impulsa który stał na drugim końcu dachu .
- co jest ?- zapytałam półszeptem . Chłopak wskazał palcem krzaki niedaleko tylniej bramy. Spojżałam tam i dokładnie się przyjżałam. Stała tam Cheshire. Niemal natychmiast chwyciłam Impulsa za ramię i odsunełam się od krawędzi
- mamy Cheshire , będzie prubowała wejść tyłem lub dachem
- jasne już idę do tyłu - powiedział Roy .
Jak przewidywałam Cheshire zmierzała w stronę tylniego wejścia . Założyłam na oczy gogle i przygotowałam się do ataku . Kontem oka widziałam że Bart robi to samo . Uśmiechnełam się pod nosem , ale natychmiast spowarzniałam .
- Wera o czym ty mówisz nikogo tu nie ma - powiedział z wyrzutem Czerwona Strzała. zmarszczyłam brwi.
- jak to ? przecież chwilę temu jeszcze tam szła - powiedział za mnie Impuls .
- ale jej nie ma
- nie ma bo jest w środku ! Potrzebujemy wsparcia ! - prawie krzyczała marsjanka . Szybko zbiegłam z dachu i wbiegłam do budynku . Po kilku sekundach znalazłam się w drzwiach hali w której znajdował się bardzo cenny transport do Waszynktońskiego muzeum . Nawet nie wiem co to jest .
Jak tylko stanełam w drzwiach w moją zauwarzyłam że w moją stronę leci drewniana skrzynia . Szybko się schyliłam a ów przedniot roztrzaskał się na ziemi spory kawałek za mną . Wyprostowałam się i obok mnie stanął Impuls
- już prubują cię uszkodzić ?- zapytał i w tedy zauwarzyliśmy kolejną skrzynię lecącą w naszą stronę
- jak widać - mruknełam i pobiegliśmy w przeciwnych kierunkach by nie oberwać .
Zaczeliśmy walczyć z Cheshire . Podczas walki skupialiśmy się na wymierzaniu ciosów i nie wchodzeniu w sobie w drogę . oczywiście niebyła bym sobą gdybym nie wpadła na ścianę przynajmniej raz . W końcu kiedy prawie udało nam się ją złapać to uderzyła w ziemię granatem dymnym i rozpłyneła się w powietrzu , a z nią jakaś walizka , którą także wieziono do muzeum.
Do strażnicy wracaliśmy w ciszy . Po pierwsze dlatego że wszyscy byli zmęczeni , a po drugie to misja niebardzo nam się udała. Gdy zdawaliśmy raport Wodnikowi zdałam sobie sprawę z tego że jest już 5 rano. Nie jadłam nic od więcej niż czterech godzin . Postanowiłam spytać się Wodnika o dwie rzeczy
- Kaldur mam pytanie, a właściwie dwa - powiedziałam a Atlant odwrucił się w moja stronę - jest tu gdzieś kuchnia i nie wiesz czy Flash jest już w strażnicy ?
- kuchnia jest korytarzem prosto , potem w lewo , a co do Flasha to stoi za tobą - powiedział na co przełknełam ślinę . Odwruciłam się powoli w stronę mojego mentora , a raczej byłego mentora ... chyba ... nie wiem ... No to teraz sobie pogadamy ...
hejka !
zapomniałam na początku wyjaśnić kilka rzeczy a lubię jak wszystko jest jasne więc po kolei . Akcja rozgrywa się po drugim sezonie Ligi Młodych . Była ta całą akcja ze sjenganami , Wally przeżył , a Nightwing i tak postanowił zrobić sobie wolne. Wogóle mam nadzieję że rozdział nie jest za długi , ale chciałam koniecznie przedstawić tą pierwszą po latach misję ;P
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro