Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

happy end

Po raz kolejny wziełam na ręce płaczącą Lian . Zattana i Karen pomagają przygotować się pannie młodej a ja miałam przygotować siostrzenicę . Właśnie miałam . Na moje nieszczeście malutka cały czas płacze i nie chce spokojnie siedzieć. Dopiero co udało mi się ją ubrać w beżową sukienkę a ona już płacze .

-sssssss już spokojnie Lian .... no już nie płacz....

- EJ !!! TAK SIE NIE ROBI !!! - usyszałam krzyk mojego męża na co zarówno ja jak i Lian zamilkłyśmy . W mojej głowie pojawiło się jedno pytanie : Co on znowu zrobił ?

Chwilę później drzwi się otworzyły i stanął tam Wally dosłownie zawiązany w krawat . Lian odrazu zaczeła się śmiać a ja stałam z nią na rękach jak oniemiała .

- Wally ... - zaczełam spokojnie sadzając dziecko na łóżku - coś .ty. zrobił ! - nie wykrzymałam krzyknełam .

- ja ? Nic , to Zatanna żuciła we mnie jakimś zaklęciem gdy szukałem krawatu - westchnełam zrezygnowana i podeszłam bliżej  by go rozwiązać . 

Zadanie z pozoru łatwe okazało się niemal niemożliwe do zrealizowania. Po pierwsze śmiech Lian sprawiał że niemogłam się skupić na tym co robię , a po drugie Wallace straszliwie się wiercił twierdząc że go łaskocze.

Gdy skończyłam siłować się z krawatem męża , wykorzystałam dobry  humor dziecka i związałam jej kiteczkę z przydługiej grzywki. Jestem pewna że nie zostanę fryzjerem ale zawsze coś .

- Kochanie... - wywruciłam oczami słysząc jak przeciąga samogłoski .

- coś chcesz ? -zapytałam odwracajac się do niego przodem .

- zawiążesz mi krawat ? -zapytał prosto z mostu .

-  gożej niż z dzieckiem - mruknełam podchodząc bliżej.   Szybko i sprawnie zawiązałam mu krawat a następnie odsunełam sie trochę - no ty już jesteś gotowy ? - zapytałam podchodząc do Lian i wziełam ją na ręce

- no ... tak  a -

- to świetnie , teraz ty zajmiesz sie Lian - powiedziałam przekazując mu dziecko - a ja idę się uszykować - skoczyłam całując go w policzek

Wyszłam i skierowałam się do pokoju w którym szykowały się dziewczyny oraz panna młoda. Zapowiada sie piękny dzień...

***

- z powodów oczywistych Wera pić nie będzie  za co bardzo przepraszamy ... aleee postaramy się to nadrobić

- Wally złaź ze stołu ! - krzykneła Wera przechodząc obojętnie obok stołu na którym stał mój mąż.

- ale Wera ....

- złaź bo cię zrzucę - zagroziła siadając obok Roy'a ,zabierając od niego śmiejącą się Lian   i sadzając sobie ma kolanach

Niezadowolony rudzielec zeskoczył ze stołu i usiadł obok mnie obrażony. Spojżałam na niego z uniesioną brwią jednak on nic nie powiedział , jedynie mruknął coś obrażony .  Zaśmiałam się cicho i zabrałam się za jedzenie rosołu.

Gdy wszyscy kończyli jedzenie dotarł mnie wybuch śmiechu panny młodej .  Jak chyba wszyscy obecni odwruciłam głowę w tamtą stronę i pierwsze co żuciło mi się w oczy to Roy karmiący Lian rosołem i robiący przy tym dziwne miny , a obok Wera leżała na stole i schowała głowę w zagienciu łokcia śmiała się z niego.

Sama zaczełam się podśmiewać ,jak większość osób na sali które jeszcze nie wybuchneły śmiechem . Pozostałe  osoby które wybuchneły nie pochamowanym śmiechem ( czytaj Oliver , Barry  i Bart ) oraz podśmiewający się Tim zostały zganione wzrokiem przez pozostałych . Widziałam nawet jak Iris zdążyła trzasnąć Barry'ego torebką w ramię .

- tak bo karmienie dziecka jest bardzo zabawne ... - mruknął pod nosem Roy , robiąc przy tym głupią minę na co reszta gości już nie wytrzymała i wybuchneła śmiechem.

- oczywiście że to nie jest zabawne - powiedziała Wera gdy już się trochę uspokoiła - to jest urocze ...

I to zdanie rozpoczeło długą kłótnię . Byłam tak pewna tego że po tej kłutni Wera zarząda natychniastowego rozwodu że to aż niemożliwe iż faktycznie tego nie zrobiła. Po skończonej k ok utni zaczeła się tylko śmiać i po chwili wszystko znowu było w porządku .

Po pierwszym tańcu ( któremu towarzyszyła Lian bo gdy tylko młodzi zaczeli tańczyć zaczeła płakać )  zaczeła się ogólna zabawa . Wszyscy jedli, rozmawiali , tańczyli ...  nastoletnia część gości kłuciła się o to który z chłopców się popłakał ma ceremoni .

Ja niestety nie mogłam się zbytnio przemęczać , więc zatańczyłam jedynie z moim mężem i panem młodym .

- no najwyższa pora na rzut bukietem i krawatem !! -krzyknął Barry  do mikrofonu , dokładnie gdy ma zegarze pojawiła się godzina 22.

Wera jak poparzona wstała od stołu i podbiegła do mentora wyrywając mu mikrofon. Wszyscy spojżeli na nią rozbawieni .  Panna młoda poprawiła włosy i lekko się uśmiechneła.

Rudo włosa rozejżała się po sali i jej wzrok spoczął na chwilę na Oliverze ,któremu chyba zamierzała podać mikrofon.  W ostatniej chwili jednak rozmyśliła się i podała go stojącej za mężczyzną Dinah .

Oszołomiona Canary chwyciła niepewnie mikrofon a następnie wymieniła z Werą kilka uwag szeptem.   W końcu chyba przekonana argumętacją sprirterki wyszła na środek i zajeła miejsce obrażonego Barry'ego.

- dobrze prosimy wszystkie panie na środek - powidziała radośnie do mikrofonu - ale tym razem prosimy Lady Bellę by nie wtrącała się do zabawy

Bart prychnął oburzony na jej słowa. Nic jednak nie powiedział co chyba było dobrą wróżbą .

Wszystkie dziewczęta obecne na przyjęciu ustawiły się za plecami Wery . No ja nie mogłam niestety stanąć z nimi więc rozsiadłam się wygodnie odbok mamy Wally'ego i Wery .

Po świetnym rzucie bukietem który złapała  Megan , oraz równie dobrym rzutem krawatem pana młodego, który złapał  Kaldur . Przyszła pora na kolejną spokojną część przyjęcia.

Razem w Wally'm podeszłam do stolika młodej pary i usiedliśmy po obu ich stronach . Zarówno Wera jak i Roy byli tacy szczęśliwi i uśmiechnięci . Wiele razy jak oglądałam film z naszego wesela widziałam że też się tak uśmiechałam. Po chwili przyszła do nas również reszta starej drużyny : Dick , Kaldur ,Conner i Megan .  Dick położył rękę na ramieniu pana młodego a Megan uwieciła się na ramionach moich i Wery .

- i co ? Macie w końcu swój Happy End ? - zapytał Conner z lekkim uśmiechem .

Młodzi spojżeli na niego a następnie wymienili zgodnie spojżenia

- właściwie jest jeszcze jedna rzecz którą musimy zrobić

***

Stałam opatulona szczelnie kurtką na starym opuszczonym lotnisku razem z Wallym , Barrym , Bartem i Roy'em . Artemis dwa dni temu udała się do szpitala . 

Spojżałam lekko zawiedziona i smutna zarazem na Bart'a . Chłopak był trochę zniecierpliwiony ale i zdenerwowany . Położyłam nu rękę na ramieniu.

- nie denerwój się , będzie dobrze - powiedziałam spokojnie na co chłopak niepewnie skinął głową .

Trzej sprinterzy byli ubrani w swoje stroje gotowi do biegu . Westchnełam tylko i spojżałam na Flash'a . Ten jedynie skinął głową.

- pora ruszać Bart - rzekł smutno .

Chłopak uśmiechnął się do mnie przepraszająco i jednocześnie pocieszająco .

- uwarzaj na siebie w tej przyszłości , przykro mi że nie mogę pobiec z wami ale wiesz że w ciąży bieganie kończy się zawrotami głowy  - powiedziałam przytulając chłopaka

- wiem ... i będę uważał - zapewnił idąc w stronę mojego brata i wujka .

Pokiwałam z niedowierzaniem głową. Wszyscy trzej skineli głowami i zaczeli biegać w kółko . Po chwili pojawiło się przejście do Speed - Force którym Bart miał wrucić do przyszłości.

Po chwili chłopak wbiegł do środka i zniknął. Uśmiechałam się smutno i patrzyłam w miejsce w którym zniknął chłopak . Mój mąż położył mi rękę na ramieniu .

- no to wszystkie sprawy załatwione ? - zapytał Flash stając obok nas . Kiwneliśmy zgodnie głowami i spojżałam na Wally'ego

- teraz możemu uznać  naszą historię za zakończoną Happy End'em ...

I bum !
A oto i ostatni rozdział Rudego Duetu 2 .  Mam nadzieję że się podobało

Linkusia12

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro