Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

groźby są karalne ... znaczy chyba ...

Właśnie wyszliśmy z Roy'em z sali rozpraw. Powiem szczerze że tego typu rzeczy nie są dla mnie. W szczególności kiedy jestem w takim stanie.

Zauwarzył Wally'ego i Artemis idących w naszą stronę ze śpiącą w  nosidełku Lian .   Spojżałam na Roy'a i wypuściłam powietrze przez usta czemu towarzyszył cichy śwst.

Mój brat i jego żona zatrzymali się przed nami i spojżeli na nas wyczekująco. Uciekłam wzrokiem gdzieś na bok i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Kontem oka widziałam jak Roy odbiera nosidełko od Artemis .

- no to powiecie coś w końcu czy nie ?! - krzyknął w końcu Wally. Spojżałam na niego zła

- Wally ! Bo jak cię kopnę to tak się rozpędzisz że wpadniesz do speed- force i wrucisz za dwa dni ! - warknełam szeptem by nikt nie słyszał.

Zmieszany Wally spojżał najpiew na Roy'a potem na mnie po czym " dyskretnie" schował zię za swoją żoną . Mój brat bez wątpienia jest prawdziwym facetem ...

Nie mogłam jednak już dłużej udawać że coś jest nie tak i zaczełam się śmiać. Wszyscy przechodzący obok ludzie spojżeli na mnie jak na wariatkę.  Wallace i Artemis  stali jak kołki przyglądajac się mojemu nagłemu atakowi wesołości a Roy pokręcił głowąz powądpieniem jednak nawet nie próbował ukryć ogromnego uśmiechu.

- EJ!!!! GROŹBY SĄ KARALNE !!!.... znaczy chyba - krzyknął gdy już się uspokoiłam

- to nie groźba tylko obietnica - odparłam spokojnie

- dobra koniec ! - przerwała Artemis stając pomiędzy nami . Westchnełam i odeszłam dwa kroki do tyłu  - no i co ? Lian zostaje z wami ? Wraca do mojej siostry ? Moglibyście być powarzni chociaż raz w życiu ? - zadała już chyba trzecie pytanie z rzędu Artemis

- ostatnio jestem chyba za poważna - burknełam odwracając wzrok i stronę ściany

- tak Artemis ,Lian zostaje z nami , wychowamy ją i będzie miała normalne dzieciństwo a nie

- Tak normalne ... Roy stary chyba mamy dwie różne definicje normalności

- sigerujesz coś ? - spojżałam na brata już trochę zdenerwowana

- Wera ... proszę cię... oboje jesteście byłymi bohaterami , do dotego dwójka waszych dzieci to sprinterzy ...

- jak narazie nasze dzieci się nie urodziły ,więc skąd wiesz że będą sprinterami ? - zapytałam tak samo jak brat sciszając głos do szeptu

- to oczywiste że kiedy bliźniaki się urodzą ...

- skąd pewność że to będą bliźniaki ? - weszła mu w słowo Artemis - Wera równie dobrze może urodzić trojaczki albo czworaczki - powiedziała wskazując na mnie

- bliźniaki wystarczą -powiedziałam podnosząc rękę do góry

- jest 50% szans że przynajmniej jedno odziedziczy prędkość po matce  -dokończył swoją wcześniejszą myśl.

Już miałam mu  rzucić na ten temat jakąć uwagę ale przerwało nam ziewnięcie od strony nosidełka. Wszyscy odwruciliśmy się w stronę , obudzonej już ,Lian  która patrzyłw na nas zaspana. Uśmiechnełam się lekko i wyjełam ją z nosidełka .

Roy spojżał najpierw na trzymane nosidełko , potem na mnie trzymającą na rękach Lian , a potem znowu spojżał na nosidełko

- a z tym co ? -zapytał znowu na mnie patrząc

- zapnij tam Wally'ego - wzruszyłam ramionami - w końcu to duże dziecko - powiedziałam o razem ze śmiejącą się Artemis ruszyłyśmy w stronę wyjścia

***

Leżałam na kanapie w naszym nowym mieszkaniu , które  zakupił Oliver . Oczywiście gdy tylko zaczełam protestować to powiedział że to pierwsza część prezętu ślubnego . Pozatym - jak on to stwierdził - w naszym stanym mieszkaniu było dość ciasno jak dla tak licznej rodziny .  To znaczy on powiedział to trochę inaczej i aż zaczełam się zastanawiać czy on przypadkiem nie sugeruje że jestem gruba.

Pozatym , dwa duże pokoje dla dzieci , sypialnia ,pokój dla gości i bawialnia dla dzieci to chyba trochę za dużo nawet jak na nas .   Gdy mu o tym wspomniałam stwierdził że z pokoju dla gości pewnie o tak zrobimy graciarnię. W sumie to bym się nie zdziwiła.

Roy poszedł usypiać Lian . Artemis z Wally'm pojechali do domu. Zostałam sama ...  jak ten palec ... e tam trudno .

Włączyłam telewizor i zaczełam skakać po kanałach. Same nudy .... nic ciekawego ... same nidne seriale których nawet nie chce mi się oglądać.  Zatrzymałam się w końcu na Animal Planet gdzie zawsze leci coś ciekawego. A jeśli nawet nie ciekawego i tak lepsze niz te durne seriale czy przekombinowane telenowele .

Leżałam oglądając film aż mój spokój przerwało pukanie do drzwi.  Westchnełam zirytowana . Podniodłam się do pozycji siedzącej a następnie wstałam. Powoli podeszłam do drzwi .

-cześć Bart - powiedziałam gdy otworzyłam drzwi .

Nastolatek uśmiechnął się zrzucając kaptur z głowy . Coś mi nie grału w tym uśmiechu . Był taki smutny ? Tak  to chyba to

- cześć - odparł niewiele weselej niż wesoły był jego uśmiech.

- stało się coś ? - zapytałam otwierając szerzej drzwi.

Chłopak wszedł do środka zciągając buty , a następnie skierowałam go do kuchni . Sama poszłam za nim .

- nie nic się nie stało... a właściwie to mam sprawę...- powiedział niepewnie

- zaczynam się się cie bać parzczuże ... chcesz herbaty ?- zapytałam stawiając wodę na herbatę

- nie dzięki - odpowiedział spokojnie. Wzruszyłam ramionami

- no to mów ... co cię sprowadza do takiej staruchy jak ja ? - zapytałam opierając się o blat

- no więc ... nie wiem od czego zacząć ...

- zacznij pokolei ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro