Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

gożej trafić nie migłam

- dawaj dawaj Wera ! -krzyczał Wally gdy biegłam na bierzni.

On ,Barry i Bart ubzdurali sobie że ostatnio biegłam szybciej niż zwykle i chcą to sprawdzić . Oczywiście mówiła bym że czułabym , gdyby tak było ale nie . Oni są mądrzejsi. Zachwilę osiągnę maksymalną prędkość  .

- no dawaj jeszcze trochę ... dasz radę !-  krzyknął Bart . Opierający się o ścianę . Z trudem zmusiłam się by mu nieodpowiedzieć złośliwie.

Wziełam głęboki wdech i rozpędziłam się jeszcze bardziej.  I w tej właśnie chwili słabo się poczułam.  Poczułam pot na plecach , dostałam lekkiej zadyszki i zakręciło mi się w głowie. Z tego wszystkiego prawie spadłam z bierzni.

Zwolniłam i po chwili zatrzymałam się  ciężko dysząc. Chyba jednak nie biegłam szybciej.  Wszyscy trzej spojżeli na mnie zmartwieni

- Wera co ci ? - zapytał Barry na co wzruszyłam ramionami

- trochę mi słabo  - odparłam siadając na krawędzi bierzni

- najlepiej też nie wyglądasz ... może Caitlin powinna cię przebadać - mruknął Wally podchodząc bliżej

- może to ta tygodniowa zapiekanka ? - zapytałam na co mentor pokręcił przecząco głową

- nie , nie z twoim metabolizmem - powiedział

- no dobra pójdę ... - westchnełam wstając , ale wtedy znowu zakręciło mi się w głowie , więc spowrotem usiadłam by nie upaść. - może jednak posiedzę ...

- dobra soedź tu i się nie ruszaj, ja pójdę po wózek ... - westchnął mój brat a ja natychmiast chciałam wstać ale zotałam przytrzymana przez Barta . A to mały zdrajca!

- nie jestem kaleką mogę iść sama ! -niemal krzyknełam

- owszem ale nikt niebędzie być cie niusł ... a na wózku będzie szybciej - skończył dyskusję mój arcy kochany wujaszek  ,a Wally zniknął za drzwiami .

Westchnełam i zaczełam rozmasowywać skronie palcami w nadzieji że zanim rudy imbecyl (czytaj Wally ) wruci z wuskiem , przestanie mi się tak kręcić w głowie.  

Ani flash , ani jego wnuk nie odezwali się  w czasie gdy mojego brata niebyło. W sumie to po drugiej minucie jego nieobecności zaczełam się martwić. Chwyciłam się ramy bierzni i wstałam pomału. Bart odrazu chciał mnie posadzić ,ale dałam mu ręką znak by mnie zostawił. 

- co on się zgubił ? - zapytałm retorycznie  ruszając do przodu trochę chwiejnym krokiem. 

Wyszłam z sali do ćwiczeń i (cały czas opierając się ręką o ścianę) skierowałam się w stronę sali głównej  . Taka nasza sala odpraw .   Po chwili dogonili mnie Barry i Bart , którzy postanowili poczekać aż wyjdę za drzwi.  Szli w ciszy parę kroków za mną.  Albo chcą mnie obserwować z odległości by wrazie co odpowiednio zareagować , albo się mnie boją . Bardziej prawdopodobna pierwsza opcja.

Gdy doszliśy do sali głównej  zastaliśmy to czego wolała bym nie oglądać. Na ekranach wiszących przy suficie szła puszczona jakaś telenowela , a Cisco siedział na nogami na biurku  i wcinając popcorn zewał się łzami. Wally natomiast siedział obok niego na wózku i oglądał razem z nim.

Spojżałam w stronę "kącika medycznego" w którym dr Catlin robi nam badania. Właściwie to jest takie bardziej laboratorium. No więc pani doktor mieszała zawartoś jakiś probówek , a zeby niemusieć słuchać ich szlochu zamkneł sobie szklane drzwi.

Czułam się już lepiej ,ale chłopaki i tak mi nie odpuszczą więc ruszyłam w stronę "gabinetu" tym razem już przez środek sali

. Gdy tylko weszłam do środka opowiedziałam Caitlin co się stało. Ona zrobiła wszystkie badania które uwarzała za słuszne , a następnie powiedziała że analiza i wyniki badań będzie miał dopiero za kilka dni a do tego czasu mam się nie przemęczać. Zalecenie niby banalne ale dla kogoś z mocą jak moja ,jednak nie do końca.

Po opuszczeniu  "gabinetu" chłopaki ( tym zarem wszyscy ) dalej oglądali telenowele rycząc jak bobry . Mruknełam coś na kształt porzegnania i udałam się do wyjścia.

W sumie to jestem głodna . Może skoczyła bym gdzieś na hot-dog'a ? Chociaż nie wiem czy mam ochotę... może jak wrucę do domu to zamówię sobie pizzę.

Wyciągnełam telefon i go odblokowałam. Powinnam chyba powiedzieć Roy'owi co się stało ... chociaż ... jest sęs go martwić ? Może faktycznie to tylko tygodniowa zapiekanka? A jeśli nie to będzie miał wyżuty że mu nie powiedziałam. Pozatym ... i tak musi po mnie przyjechać. 

Oparłam się o ścianę i wybrałam numer chłopaka. Odebrał dopiero po kilku sygnałach, co jest rekordem do zwykle muszę dzwonić co najmniej dwa razy żeby odebrał.

- halo ? - uśmiechnełam się lekko słysząc głos mojego narzeczonego

- cześć kotek... Roy przyjedziesz po mnie ? - zapytałam prosto z mostu ,ale za to mocno przesłodzonym głosikiem.

- gdzie jesteś ? - zapytał niemal odrazu.

- pod bazą Flasha ... no ale mogę podejść pod twój ulubiony sklep sportowy dla ciebie bliżej a dlamie żaden kłopot z dojściem tak - mruknełam spokojnie , ale chyba za szybko bo przez dłuższą chwilę nie otrzymałam odpowiedzi

- Wera...

- za szybko ?

- trochę ...

- dobra  po prostu spotykamy się  pod tym twoim ulubionym sklepem sportowym - powidziałam znowu masując skroń jedną ręką

- ok ... wszystko wpożądku ? - zapytał zatroskany

- powiem ci w domu ... - westchnełam zmęczona

- ok czekaj na mnie zaraz będę - powiedział

- dobra - odparłam i rozłączyłam się.

Powoli ruszyłam w stronę  sklepu który był trzy ulice dalej. Miałam zamiar tam pobiec , ale stwierdziłam że lepiej nieryzykowaćtego że zasłabnę , bo nie ma nikogo kto by mnie z chodnika zbierał.

Szłam więc powoli , uwarzjąc by się niepotknąć o własne nogi.  Do sklepu dotarłam po 10 minutach.   Roy'a jeszcze niebyło. Oparłam się więc o ścianę i wyciągnełam z kieszeni telefon.   Włączyłam internet i zaczełam przeglądać wadomości na internecie.  

- Wera ? - słysząc moje imie instynktownie podniosłam głowę .

Przedemną stał wysoki chłopak , o brązowych włosach , tego samego koloru oczach , na nosie miał zielone okulary . Ubrany był natomiast w zwykłe czarne spodnie i granatową koszuklę z białym nadrukiem music  .

Zmarszczyłam zdziwiona brwi . Znam go ! Znam go napewno ! I głos też kojażę !  I wiem że za nim nie przepadałam ... myśl ruda myśl... kto to jest ....   wysil się trochę od czegoś masz ten swój muzg .

- Robert ? -zapytałam niepewnie na co chłopak się uśmiechnął ,a ja wręcz przeciwnie pozostałam obojętna .

- szmat czasu co rudziutka ? Co robisz w Central City ? Słyszałem że mieszkasz w Gotham - odparł wesoło

- nawet jeśli to co ? -zapytałam chłodno - jeśli naprawdę musisz wiedzieć to dowiedziałam wujka

- spokojnie tylko chciałem się zapytać... jak się czujesz  śliczna - ocho ! Tylko tego brakowało !

- bywało lepiej - powiedziałm znowu patrząc w telefon

- a coś się stało ? Jesteś chora ? -zapytał przejęty ... ojej .. przejął się jak mi się zrobiło miło miło... (sarkazm)

- tak stało się , mój były prubuje mnie podrywać i  to dotego żałośnie - powiedziałam głosem wręcz przesiąkniętym ironią . Niestety to go nie odstaszyło. Chyba wręcz przeciwnie , bo cmoknął z dezaprobatą i oparł się jedną ręką o ścianę obok mojej głowy . Postanowiłam go olać pod tym względem

- no gdzie ten cham stoi piękna ?  Takie śmieci powinno się wrzucać do kosza - rzekł chcąc zapewne brzmieć jakoć uwodzicielsko ,al nie dla mnie

- tam jest kosz zrób mi tę przyjemność i się wynieś będę miała mniej roboty - mruknełam pokazując kciukiem śmietnik

- bardzo zabawne , zawsze miałaś ogromne poczucie humoru - powiedział chwytając mnie za podbrudek i zmuszając bym na niego zpojżała . Zmarszczyłam groźnie brwi - co ty taka niedostępna skarbeczku ?

- dla ciebie i wszystkich innych już nigdy nie będę dostępna , i dobrze radzę mnie puścić puki jestem miła - mruknełam zła

- ta jasne ... a co masz chłopaka ? -zapytał zbliżajac się jeszcze nardziej . Napiełam jużchyba wszystkie mięście by być gotowa do uderzenia gi

- nie narzeczonego - odparłam pokazując mu pierścionek na palcu

- ta jasne bo jeszcze uwierzę ! -krzyknął wybuchając śmiechem - ty ?! Zaręczona ?! Niby z kim ?! - krzyknął

- ze mną i dobrze radzę ci się od niej odsunąć ,chyba że nie rozumiesz mam to zrobić sam  - głos Roy'a idącego w naszą stronę odrazu mnie uspokoił ale jednak mój były chłopak nie zamieża mnie puścić

- heh ... żałosny jesteś ...  a może ona nie chcę bym ją puszczał co ? -zapytał z miną cwaniaka

- już ci powiedziałam żebyś mnie zostawił więc o co chodzi ? -zapytałam zła .

Obaj na mnie spojżeli , mój narzeczony z czymś co było kieszanką troski , ulgi , spokoju i gniewu skierowanego na  ciemnowłosego  , a natomiast wzrok Roberta wzkazywał tylko złość.  Wiedziałam że jak mnie zaraz nie puści to Roy'owi w końcu puszczą nerwy i poprostu mu przywali. Prubowałam więc wyrwać głowę ,ale wtedy chwycił mnie jeszcze mocniej ,na co się skrzywiłam.  I wtedy anielska , jak na tę chwilę , cierpliwość monego narzeczonego wyczerpała . 

Chwycił za nadgarset chłopaka w taki sposób iż był zmuszony mnie puścić , co wykożystałam odrazu odsuwając się a masując lekko miejsce w którym mnie ściskał , a Roy wykrcił mu rękę do tyłu. 

Znowu zakręciło mi się w głowie ,ale tym razem towarzyszyło temu jeszcze nieprzyjemne uczucie ,gdy żołądek ma zamiar zwrucić całą swoją zawartość . Oparłam się o ścianęby nie upaść i spojżałam na chłopaków . Roy właśnie tłumaczył coś swojemu nowemu "kumplowi" , po czym kopnął go z kolana w brzuch i puścił.

Ciemnowłosy spojżał na mnie ze wzrokiem mówiącym jeszcze się policzymy, po czym otrzepał się z niewidzialnego kurzu i ruszył w swoją stronę.

Roy natomiast odprowadził go wzrokiem  ,a następnie odwrucił się w moją stronę . Tym razem w jego wzroku widziałam tylko troskę.

- wszystko wporządku ?nic ci nie zrobił ? -zapytał podchodząc do mnie. Kiwnełam twierdząco  głową czego pożałowałam , bo żoładek podskoczył mni do gardła.

- tak , nic mi nie zrobił - potwierdziłam w miarę spokojnie

- jesteś strasznie blada , napewno wszystko w pożądku? - dopytywał się obejmując mnie ramieniem

- trochę , mi niedobrze i w głowie mi się kręci ,ale poza tym jest ok - powiedziałam  opierając się   na rudowłosym - chodźmy jużdo domu ...

-   dobrze ... chyba powinnać odpocząć - powiedział i skierował się w stronę samochodu.  Oczwiście cała czas szłam równo z nim.  Gdy usiadłam już na siedzeniu w samochodzi trochę mi ulżyło. Wreszcie wrucę do domu i odpocznę ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro