Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Miesiąc później

Dziś jest ten dzień. Najważniejszy w całym moim życiu zarówno jak i u Jungkooka. Właśnie dzisiaj, czyli dwudziestego maja, ja wraz z moim króliczkiem, oficjalnie będziemy ze sobą złączeni po wsze-czasy, jako zgodne i szczęśliwe małżeństwo... Tak bardzo chciałbym myśleć w taki pozytywny sposób. Niestety nie mogę udawać, że nic nie jest na rzeczy. Hoseok nic nie zrobił przez cały miesiąc, co dało mi do zrozumienia, że najprawdopodobniej chce coś zrobić na naszym ślubie... Najgorsze było to, że nie mogłem przewidzieć pory, w której nagle wparuje z buciorami na salę weselna. Musiałem te wszystkie złe uczucia ukrywać przed moim słońcem, a było to koszmarnie trudne, bo on zna mnie jak nikt inny i dobrze wie kiedy udaje. Jednak udało mi się pokazywać radość, którą starałem się przeważać wszystko co złe drzemało w mojej głowie... Aktualnie przeglądałem się w lustrze ubrany w czarny smoking, oczywiście układając swoje blond włosy, które jak na złość nie chciały mi się dobrze ułożyć, poza tym chciałem już zmienić ten kolor z prostego powodu jakim jest znudzenie mi się bycia alpaka. Za chwilę miał się zjawić u mnie Namjoon, który wraz z Jinem wrócił wczoraj z urlopu. Razem zejdziemy na dół do pojazdu, który zawiesie nas na moje kochane wesele. W samochodzie będę z małżeństwem prosto z królestwa i para alienów, Jungkook za to pojedzie z leniwcami, którym udało się wstać na czas więc brawa. Na całe szczęście Namjoon i Jin nie wiedzą jeszcze o JamJamie, który jest w tej chwili pod opieką Chanyeola, potem Tae z Suga będą musieli go odebrać, ale jak sami oznajmili, to dla nich nie problem... Za radą Kaia zostałem zmuszony udać się do swojego starego miejsca zamieszkania po broń. Mimo wielkiej niechęci do tego miejsca, wiedziałem że muszę chronić za wszelką cenę Jungkookiego, co dodawało mi jako tako odwagi. Nie szukałem długo pistoletu, ponieważ mniej więcej wiedziałem gdzie mogę szukać, bo w końcu mieszkałem tam od urodzenia... Od paru dni trenowałem swoją celność w położonym na obrzeżach miasta lasach. Jungkookowi sprzedawałem kit, że mam dodatkowe treningi przed mistrzostwami, dlatego niechętnie lecz uwierzył. Byłem gotowy zarówno fizycznie jak i psychicznie. Przyjąłem już do wiadomości, że bez ofiar się nie obędzie, ale jednego byłem stu procentowo pewien, jak nie uda mi się uratować mojej miłości sam umrę... 


Spojrzałem na siebie w lustrze lekko się uśmiechając, po czym podszedłem do szafki, w której trzymałem broń. Obejrzałem ją ostatni raz, ale po chwili usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Szybko schowałem śmiercionośną broń za pa siebie chowając ja w spodniach z tyłu. Poprawiłem marynarkę tak by zakryć wypukły kształt pistoletu, po czym uśmiechnąłem się w stronę tutejszego ojca i razem udaliśmy się do samochodu, w którym siedziała już reszta.

- Wyglądacie na spiętych, a to ja wychodzę za mąż. - stwierdziłem rozbawiony siadając na swoim miejscu

- Cichaj tam. To ważny dzień. Chcemy by wszystko było idealnie bo zasługujecie na to - odparł Taehyung, posyłając mi szeroki uśmiech

- Odkąd się zaręczyliście to był najbardziej wyczekiwany dzień przez nas - wyznał Namjoon, który obrócił się ze swojego miejsca pasażera, żeby na mnie spojrzeć. - Przynajmniej przeze mnie.

- Uwierz, kochanie, że wszyscy mieliśmy dość tej dramy... Ślub to wyraz za którym czekałem bardzo długo... Nie tylko za swoim, ale waszym również - powiedział Jin odpalajac samochód

- Jednak nie czekałem na dzień, w którym ubiorę fioletowy garniak - mruknął, krzywiąc się nieznacznie. - Ostatni raz mam go na sobie.

- Mnie tam się podoba - zachichotal najstarszy - Reszcie kolory także pasują do gustów co?

- Nie ma to jak porządny zielony - zarechotal Alien - Mój naturalny kolor

- Zielony, niebieski, czarny i biały to moje ulubione kolory, więc pasuje mi opcja niebieskiej sukienki - stwierdziła radosnym tonem Marcelina - A tak w ogóle Jiminie Oppa... Wyglądasz super - skompletowala mnie

- Dziękuję Ci wybranko mojego przyjaciela, czyli również moja przyjaciółko - powiedziałem rozbawionym tonem.

- Zazdrościsz? - zapytal Taehyung z uniesioną brwia.

- Mam Jungkookiego... Więcej prawdziwych miłości mi nie trzeba... - odpowiedziałem - Poza tym, co to za pytanie? Właśnie jadę na swój ślub... Powinienem zamiast ciebie wziąć JamJama na swojego świadka...

- Jak tak możesz... PSA ZAMIAST PRZYJACIELA?! - spytał zirytowany

- Pies? - odezwał się zdziwiony Namjoon, patrząc na nas z niezrozumieniem. - Jaki pies?

- Ty idioto... - mruknąłem w stronę Taehyunga, który zacisnąl usta w wąska linie i nerwowo wzruszył ramionami - To nie bardziej pies co... - zacząłem drapiac się nerwowo po karku.

- Co? - dopytywał, ale jego głos zrobił się bardziej stanowczy.

- Co... Synek mój i Jungkooka... Taki słodki mały rozrabiaka rasy labrador - spuściłem wzrok z westchnieniem, nie chcąc popadać w kolejne kłamstwa więc wyznałem prawdę

- Kiedy go przygarnęliście? - zadał kolejne pytanie spokojnym tonem, co mnie trochę zbiło z tropu.

- Em... Kupiłem go dzień przed waszym wyjazdem.. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą

- Okay - pokiwał głową, siadając wygodnie na swoim miejscu. - Że też go nie zauważyliśmy ani nie usłyszeliśmy, co nie, Jinnie?

- CHCE ZOBACZYĆ SWOJEGO WNUSIA! - krzyknął roztargniony i szczęśliwy Jin - ZOSTAŁEM BABCIĄ!

- Yh... To nie jesteście źli? - spytałem zdziwiony

- Na początku, może trochę ja byłem, że nam nie powiedzieliście - przyznał fioletowowłosy. - Ale ja nie jestem zły ani Jin bo on się cieszył od początku.

- Ponoć nie lubisz psów? - powiedziałem pytająco tonem

- Nie przepadam za dużymi psami, ale do czasu kiedy ten szczeniak urośnie, zdążę się przekonać, więc spokojnie - zaśmiał się, spoglądając na mnie w lusterku.

- Uf... To wspaniale - ucieszylem się - JamJam na pewno was pokocha

- Jestem pewien jednego - uśmiechnął się pod nosem. - Jina na pewno pokocha. Ten będzie go rozpieszczał tak, że będziecie musieli uważać, żeby nie zrobił się rozkapryszonym dzieckiem.

- Celibat - humor Jina od razu uległ zmianie... Niestety na gorsze - Mam przy sobie patelnię więc jeszcze jedno słowo a nią oberwiesz

- Ej, ale to miał być komplement! - krzyknął od razu. - Nie mówię, że to źle. To jest kochane z twojej strony.

- Juz to widzę, kupo miesa - wysyczal zaciskajac dłonie na kierownicy

- Jin hyung... Wesele ma się odbyć bez przemocy... Oddaj patelnię - zażądał TaeTae

- W ŻYCIU JEJ NIE ODDAM! - podniósł głos najstarszy

- W takim razie nie masz wstępu na wesele - powiedział szatyn stanowczo

- ŻE JAK!? - wydarl się jego rozmówca - TAEHYUNG GRABISZ SOBIE!

- Patelnia albo tort... Wybieraj - jego stanowczy ton zaczal mnie przerażac

- Taehyung... Nawet nie próbuj mnie bardziej zdenerwować - wyszeptal z agresja w kierunku młodszego

- Podaj Namjoonowi patelnię i po sprawie - wzruszył ramionami Alien - No już. Bo nie potańczysz z Jikookiem

- Masz - podał swoją ukochana rzecz mężowi - Będziesz miał długi celibat - wywarczal przez zeby.

- Ale co ja znowu zrobiłem - jęknął niezadowolony, patrząc na niego z niezrozumieniem. - Komplementuje cię - źle, nic nie robię - źle.. Miał to być szczęśliwy dzień, Jin. Czy ty naprawdę nie możesz zrozumieć, że to co powiedziałem nie miało cię obrazić

- A jednak. Zrozumiałem ten twój komplement jako "Babcia Jin, który da tyle jedzenia, że dziecko umrze z przejedzenia" - fuknal

- Wcale tak nie miało zabrzmieć - oburzył się. - Miałeś to zrozumieć "Babcia Jin, który mocno zadba o swojego wnuczka bo go kocha". Ale ty oczywiście od razu na mnie furczysz i nie dasz mi wyjaśnić.

- Lepiej już nic nie mów - ponownie warknal najstarszy - Nie muszę faszerowac jedzeniem wnuka by pokazać, że go kocham. Gdyby tak było to wy wszyscy ledwo byście się mieścili w ciuchy dla otyłych. Tym bardziej ty.

- Ugh - jego mąż tylko pokręcił głową, wzdychając i odwrócił wzrok w stronę okna.

- Miła atmosfera się zrobiła... - powiedziałem ociężale również zwracając się w stronę szyby jak Namjoon. Resztę drogi przebylismy w ciszy, a gdy wreszcie byliśmy na miejscu mojej serce zabiło szybszym tempem. Wszedłem do srodka, p drodze mijając starych znajomych, którzy zostali na zewnątrz. Po dziesięciu minutach przyszli Julka z Yoongi, a jakieś pięć minut później musieliśmy trzeba było wchodzić - Gdzie on jest? - spytałem zaniepokojony brakiem przyszłego męża, którego nie było od dwudziestu minut

- Musiał pójść do toalety - oznajmiła niepewnie czarnowłosa, spoglądając w stronę drzwi od pomieszczenia.

- Mówiłaś to samo dziesięć minut temu - jeknalem ukrywając twarz w dłoniach - Idziemy go szukać - oznajmiłem pewnym siebie głosem

- Nie będziesz musiał, przyjacielu - od razu odwróciłem się w stronę głosu widząc coś czego najbardziej się obawiałem. Miłość mojego życia z lufa położona do jego skroni i trzymając go mocno do swojej klatki piersiowej, Hoseoka- Witaj Jiminnie... Nie sądzisz, że trochę nieładnie tak przyjaciela nie zaprosić na własny ślub?

- Puść go - powiedzielem chłodnym i spokojnym tonem, starając sie zatrzymać w żyłach zimna krew by nie dać Hoseokowi satysfakcji, no i przy okazji olałem jego pytanie.

- Czyli jednak miłość Kaia do ciebie była na tyle wielka, że nie dał rady trzymać języka za zębami - westchnął teatralnie.

- Najwidoczniej nie jest tak chory na głowie jak ty - mruknąłem mierząc go wzrokiem.

- Będziesz udawał twardego nawet w takim momencie - zaśmiał się złowrogo. - A myślałem, że go kochasz zrobisz wszystko by nie ucierpiał

- Po co to robisz? - spytałem znów go olewając - Nie lepiej zabić mnie?

- Jimin, nie będę dawał ci nagrody - ponownie westchnął - Jak inaczej poczujesz tą samą stratę co ja? Chcę byś cierpiał, jak moja dusza w czasie, gdy Jungkook zawsze wybierał ciebie... Chcę zobaczyć twoje łzy i ból... Byś płakał nad ciałem Jungkooka, wiedząc że umarł w mych, a nie twoich ramionach... Nie pozwolę by on nadal cię kochał... Zabije go bo jego życie jest warte twojego załamana sie pod każdym względem. Marzę byś płakał z bólu.. Tak jak zrobiłem to ja w dniu kiedy oglosiliscie, że jesteście para...

- On po prostu się zakochał... Nic z tym nie zrobisz.. - powiedzialem spokojnie - Nawet w razie śmierci będzie mnie kochał, ponieważ za dużo dla tego uczucia zrobiliśmy by mogło nas tak bez niczego kopnac w tyłek... Hoseok zrozum, że nic z nasza miłością nie zrobisz. Zacznij żyć bez Jungkooka. - starałem się przemówić mu do zdrowego rozsądku

- A ty byś dał radę żyć dalej bez niego? - zagadnal mnie - Kocham go tak samo mocno jak ty. Całe życie spedziles z nim na ziemi, więc gdy w końcu zobaczę jak mocno cierpisz dołączę do niego i wieczność będzie trwał nasza miłość... Nie pozwolę byś popsuł te plany..

- Może by cie pokochał, gdybym umarl sam z siebie, a ty nie odpierdzielal byś takich numerów... Znienawidził cię. Rozumiesz? Mogłeś jeszcze trochę wytrwać i kiedy ja bym odszedł, byłbyś przy Jungkooku... Źle zaplanowałes grę, ponieważ w trakcie nie przeciwdziałes, że twoja miłość zamieni się w psychiczne pragnienie zdobycia tego co nieosiągnęlne - podwyższyłem nieco swój głos

- ZAMKNIJ RYJ! NIE WOLNO KŁAMAĆ! SAM WIEM NAJLEPIEJ CI CZUJE - ścisnal Jungkooka jeszcze mocniej - Nie ważne... Pora pożegnać się z Jiminem, Jungkookie...

- Nie będę cierpiał, Hoseok - powiedzialem z westchnieniem.

- Co? - spytał zdziwiony - Wiedziałem, że tylko udajesz... Okropne świństwo Jimin...

- Kocham go w dalszym ciągu, ale nie będę cierpiał - rękę przeniosłem za plecy, pociągając marynarkę lekko w górę, pp czym wyjąłem ostrożnie broń i wymierzyłem w Hoseoka, załadowujac urządzenie.

- Hahahaha - zaczal sie głośno śmiać - Jesteś za słaby by mnie zabić...

- Ciebie, tak - przeniosłem celownik pistoletu na skroń, która mocno pulsowała - Ale już mówiłem, że to ja nie chcę cierpieć... Mam już tego dość, więc jak zabijesz Jungkooka odejdę razem z nim... Nie zobaczysz mojego cierpienia choćbyś pragnął, a jak odejdę to wiadomo, że Jungkook wybierze mnie.

- Jimin, nie! - odezwał się zapłakany Jungkook, który zaczął się wiercić w ramionach starszego. - Nie, proszę..

- Cicho, kochanie... On nic nie zrobi... Widzę strach w jego oczach - powiedział Hoseok, całując Jungkooka w czubek głowy.

- Prawda... Boje się... Ale nie śmierci. Zżera mnie strach, ponieważ nie chcę stracić sensu życia... To chyba normalne - wzruszylem ramionami, naciskając lekko spust.

- Atrapą będziesz nas straszyc... - prychnal rozbawiony Hoseok

Oderwałem broń od swojej głowy i strzeliłem w butle z wodą, która momentalnie miała w sobie dziurę. Na szczęście woda nie wypływała ponieważ było jej mało. Następnie z powrotem przyłożyłem lufę do głowy - Nadal myślisz, że to atrapa?

- Nie strzelisz, Jimin... Nie zabijesz się na oczach Jungkooka - wysyczał Hoseok

- Jeżeli to go uratuje... - wyszeptałem ze łzami w oczach

- No to dalej... Strzelaj. Z przyjemnością na to popatrzę... No i spędzę resztę życia z miłością mojego życia - znów cmoknął Jungkooka w głowę

- Nigdy, kurwa, się na to nie zgodzę - wychrypiał najmłodszy. - Nie jestem jebanym masochistą, żeby się na to zgodzić.

- Zmienisz zdanie - warknął Hoseok - Do nigdy, Jiminnie

- Jimin, nie rób tego - poprosił Jungkookie, a na jego policzkach pojawiały się co chwilę nowe łzy. - Nie daj mu tego czego pragnie.

- Zrobię wszystko by ciebie uratować, skarbie... - załkałem starając się ponownie uspokoić

- Wybieraj, Jungkookie, mam zabić ciebie czy może kula w łeb dla Parka? - spytał się cicho Hoseok, mierząc wzrokiem Jungkooka

- No, kurwa, to jest jakiś żart - wyszlochał, przypominając sobie o naszej umowie.

- Umowa to umowa, króliczku - z moich oczu pociekły pierwsze łzy - Do zobaczenia po drugiej stronie... W dalekiej przyszłości

- Nie, nie, nie.. - powtarzał w kółko, kręcąc głową i patrzył na mnie pod zasłoną łez. - Czemu nie możecie dać nam spokoju?! Co my wam złego zrobiliśmy?! My po prostu się kochamy, czy to takie trudne do zrozumienia?!

- No zostałeś stworzony dla mnie. Nie dla Park. On się tylko niepotrzebnie wtrącił pomiędzy nas - przytulił Jungkooka do siebie, chuchając mu na kark.

- To ty się wtrąciłeś między nas, psycholu - wysyczał Jungkook, spoglądając na niego z pogardą. - To ty zabrałeś mi szczęście, nadal próbujesz i to przez ciebie prawie popełniłem samobójstwo. Kiedyś byłem w stanie spojrzeć na ciebie jak na przyjaciela i nie umiałeś tego docenić, niszcząc mój związek. Teraz zamiast chociaż lubić, nienawidzę z całego serca. Nie mogę patrzeć na ciebie nawet z szacunkiem przez to co zrobiłeś. To przez ciebie Jimin mnie zostawił. Dlatego też przez ciebie chciałem odebrać sobie życie. Zniszczyłeś mnie tym.

- Dlatego teraz znienawidzisz Parka... Ja mu nie odbiorę życia. Tym razem sam to zrobi - nacisnal lekko spust, zamykajac Jungkooka w szczelniejszym uścisku - DALEJ JIMIN. JA TU CZEKAM AZ PADNIESZ MARTWY NA ZIEMIĘ!

- Zaopiekujcie się Jungkookiem - zwróciłem się w stronę przyjaciół i posłałem im smutny uśmiech. Zamknąłem oczy, wypuszczając swój ostatni dech... Zacząłem naciskać na spust i gdy pocisk miał już wystrzelić usłyszałem uderzenie o coś czymś metalowym, a potem jak ktoś odciąga moją rękę, w której trzymałem broń odsuwając ją od mojej głowy, przez co obaj upadliśmy na ziemię. Niestety pocisk i tak wystrzelił. Natychmiast otworzyłem oczy widząc klęczącego koło mnie Taehyunga.

- CIEBIE DO RESZTY POGRZAŁO?! CHCIAŁEŚ MNIE ZABIĆ?! - spytał spanikowanym i oskarżycielskim tonem wskazując na przedziurawiony materiał marynarki.

- CO CI KOSMITO STRZELIŁO DO GŁOWY BY SIĘ NA MNIE RZUCIĆ?! - powiedziałem identycznym głosem.

- A MIAŁEM DAĆ CI SIĘ NIEPOTRZEBNIE ZABIĆ?! - odpowiedział pytaniem na moją odpowiedź.

- O czym ty mówisz? - zapytałem już spokojniej starając się unormować oddech, po czym odepchnąłem lekko przyjaciela patrząc w swoje lewo. Hoseok leżał na ziemi, Jin spoglądał na swoją różową patelnię, a Jungkook... ledwo stał na nogach, opierając się o krzesło. Nie myśląc podniosłem się z podłogi podbiegając do niego - Jungkookie... - powiedziałem cichym złamanym głosem - Nic ci nie jest?

- J-ja się tak b-bałem - wyszlochał, a jego ręce się trzęsły niemiłosiernie. - N-nie chciałem cię s-stracić..

- Nie straciłbyś mnie - wyszeptałem, odwracając go w swoją stronę - Zawsze będę twój rozumiesz?

Pokiwał głową cały zapłakany, po czym przytulił mnie mocno. - Kocham cię. A ja zawsze będę twój, przepraszam za to, że musiałeś na to patrzeć

- Ja również przepraszam, że musiałeś patrzeć jak próbuję popełnić samobójstwo na twoich oczach - oddałem uścisk młodszego, calując go w czubek blond czupryny - Ja także cię kocham, skarbie... Nawet nie wiesz jak trudno było podjąć się śmierci na twoich oczach... Nie chciałem zniszczyć ci psychiki, ale to była jedyna rozsądna opcja...

- Nie przepraszaj.. Chciałeś zrobić wszystko, żebym tylko przeżył.. - wyszeptał łamliwym głosem, po czym spojrzał się w moje oczy. - To dlatego tak się martwiłeś, że mnie stracisz, tak? Wiedziałeś już wcześniej, że on coś planuje?

- Jak poszedłem kupić wszystkie rzeczy potrzebne JamJamowi, w momencie kiedy wyszedłem ze sklepu zaczepił mnie Jongin... - pogładziłem młodszego dłonią po policzku - Zdradził mi, że razem z Hoseokiem planowali jak nas rozdzieli. Na początku pomagał Hoseokowi, na przykład w wmówieniu mi, że mnie zdradziłeś i zerwałem z tobą. Jednak kiedy dowiedział się o tym jak to się pobiliśmy, to zmienił zdanie. Został u boku Hoseoka by mnie chronić. W momencie kiedy dowiedział się o jego kolejnym planie i kupnie broni, od razu przyleciał do mnie. Nic ci nie mówiłem byś nie popadł w te sam stan co ja... I tak byłeś slaby psychicznie - wytłumaczyłem.

- Jednocześnie chcę podziękować Kaiowi, ale z drugiej strony chęć wpieprzenia mu coraz bardziej wzrasta - mruknął, ocierając policzki z łez. - Jak myślisz? Co teraz z nim będzie? - wskazał głową na Hoseoka, który w dalszym ciągu leżał na podłodze. - Tym razem nie popuszczę mu. Musi ponieść konsekwencje swoich czynów.

- Teraz ważny jest nasz ślub... Go - spojrzałem na nieprzytomnego- Jin walnął tak mocno , że nie obudzi się przez najbliższe parę godzin... A jak coś mogę go zakneblować

- NIE! - wydarł się Jin, a po chwili dało się usłyszeć dźwięk upadającego metalu na podłogę- MOJA PATELNIA!

- Kochanie, kupimy ci coś nowego, nie martw się - oświadczył Namjoon, kiedy podbiegł do swojego męża, a na jego twarzy igrał mały uśmiech, który od razu zniknął jak Jin na niego spojrzał. - Równie mocno się z niej ucieszysz, zobaczysz.

- Ale najpierw mój fartuszek... Teraz to... Powiedz mi dlaczego zawsze giną dzięki chęci pomocy najbliższym? - spytał się męża łamiącym głosem.

- To pokazuje, że masz bardzo duże serduszko, skarbie - mruknął, zgarniając najstarszego w swoje ramiona. - Chcesz pomagać ludziom, dlatego giną.

- Moje życie straciło po raz kolejny sens - mruknął wtulajac się w ukochanego - Jak ja teraz będę was trzymał w szyku?

- Kupimy ci coś nowego, obiecuję - powiedział z wyraźną niechęcią na twarzy, ale jego głos nadal był ciepły.

- No dobrze, ale bardziej spektakularnego... Szef do mnie dzwonił i... tak jakby zwolnił - westchnął - Chciałem do niego iść i przemówić dobitnie do rozsądku...

- Tym bardziej ci to obiecuję, słońce - Nam pocałował swoją drugą połówkę w głowę.

- TAK! PATELNIA NIE ŻYJE! -krzyknąłem szczęśliwym tonem wyrzucając ręce w górę niczym zwycięzca,po czym od razu spotykałem się z morderczym wzrokiem Jina - Ja nie nie mówiłem... - szybko opuściłem kończyny łącząc je za swoimi plecami i zaciskając usta w wąską linię.

Jungkookie parsknął śmiechem, spoglądając na mnie i pokręcił głową. - Yoongi, chodź tu - poprosił donośnym głosem najmłodszy, a ten podbiegł do nas z pytającą miną. - Weź go zwiąż tymi linami, które trzymasz w bagażniku i posadź go gdzieś blisko siebie, w razie gdyby się obudził oraz chciał uciec. Potem po ślubie zabierzesz go i oddasz w ręce policji.

- Nie wnikam skąd wiesz o moich linach - zdziwił się czarnowłosy. - Ale okay - zgodził się z małym uśmiechem, po czym szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia i wrócił po kilku minutach, zaczynając kneblować nieprzytomnego chłopaka.

- Ile z tymi linami się robiło... - westchnąłem rozmarzony - Dziwię się, że jeszcze są w dobrym stanie - uśmiechnąłem się niczym szczwany lis - Chyba sobie utnę język...

- Nie będę pytał bo boję się odpowiedzi - stwierdził blondyn, pociągając nosem. - Ale nie obcinaj sobie języka.

- Stałbym się prawdziwym JamJamem seniorem - objąłem ukochanego w tali - A o te liny się nie martw... żadna osoba zbytnio przez nie nie ucierpiała.

- Skoro tak mówisz - powiedział, wtulając się we mnie i wypuścił drżąco oddech. - Jaką ulgą jest bycie w twoich ramionach.. Moje serce od razu zrobiło się spokojniejsze.

- Ja też się cieszę, że mogę cię mieć w moich ramionach - cmoknąłem ukochanego w kark - Bałem się o ciebie w każdej sekundzie ostatniego miesiąca... Nawet nie wiesz jak chciałem nie raz wyrwać się z wykładów by udać się do ciebie pod liceum i bezpiecznie odprowadzić do domu...

- Wierzę, też bym się bał.. - szepnął, obracając się na chwilę, żeby pocałować mnie w policzek. - Nie mogę się doczekać aż powiemy sobie "tak" i będzie już po wszystkim. Będę mógł odetchnąć, że wszystko co złe się skończyło, a my będziemy już na zawsze razem.

- To będzie najwspanialszy moment mojego życia.. na równi z dniem gdy oznajmiłeś mi, że również mnie kochasz i dwa razy zgodziłeś się za mnie wyjść... - uśmiechnąłem się ciepło, pod nosem.

- Witam wszystkich przybyłych, świadków oraz parę młodą - nagle usłyszeliśmy głęboki głos mężczyzny, który okazał się urzędnikiem, mającym poprowadzić ceremonię naszych zaślubin. - Proszę zająć wyznaczone miejsca - polecił, podchodząc do pulpitu gdzie położył teczkę ze swoimi dokumentami. Zrobiliśmy to o co nas poprosił, siadając na przeciwko miejsca gdzie stał. Wraz z Jungkookiem zajęliśmy miejsca po środku, a Taehyung i Yoongi jako nasi świadkowie - po naszych bokach. Kierownik USC zaczął wygłaszać mowę na temat tego czym jest małżeństwo, jakie obowiązki nakłada na przyszłych małżonków, jaką rolę pełni w społeczeństwie i tak dalej. Podczas tej przemowy serce biło mi w szaleńczym tempie, patrzyłem się na urzędnika nieprzytomnym wzrokiem, ledwo co rozumiejąc jego słowa. Odprężało mnie jedynie minimalnie towarzystwo mojego narzeczonego, który na twarzy miał mały uśmiech. Na koniec dodał kilka słów od siebie, następnie prosząc nas o powstanie. - Czy pan Jeon Jeongguk i pan Park Jimin chcą zawrzeć ze sobą małżeństwo? - to najważniejsze pytanie było kolejnym punktem naszych zaślubin. Wspólnie, pewnym głosem odpowiedzieliśmy, że chcemy. - Proszę o narzeczonych o powtarzanie za mną tekstu oświadczenia.

- Ja, Park Jimin, będąc świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Jeon Jeonggukiem i przyrzekam miłość, wierność oraz że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powtórzyłem słowa, które podał mi urzędnik, najspokojniejszym i najcieplejszym głosem na jaki było mnie stać, oczywiście odwracając się w stronę mojego przyszłego męża.

Następnie Jungkook zrobił to samo, patrząc w moje oczy ze łzami w swoich. - Ja, Jeon Jeongguk, będąc świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Park Jiminem i przyrzekam miłość, wierność oraz że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - oświadczył, na koniec ściskając moje dłonie, które trzymał w uścisku.

- Czy świadkowie słyszeli zgodne oświadczenie stron? - spytał mężczyzna, spoglądając po Yoongim oraz Taehyungu, którzy od razu wspólnie odpowiedzieli "tak". - Wobec zgodnego oświadczenia stron o wstąpieniu ze sobą w związek małżeński, złożonego przede mną Kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Seoulu ogłaszam, że małżeństwo pomiędzy panem Jeon Jeonggukiem a panem Park Jiminem zostało zawarte zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa - oznajmił z małym uśmiechem. - Od tej chwili jesteście Państwo mężem oraz mężem. Możecie się pocałować.

Uśmiechnąłem się szeroko w kierunku mojego męża, przyciągając go jedną ręką w tali. Chłopak w jednej chwili naparł na mnie swoim ciałem, a ja korzystając z okazji wpiłem się w jego usta, ale nie tak zachłannie jak zazwyczaj. Przekazałem mu w tym pocałunku delikatne i zarazem silne uczucie, którym go darzyłem. Ujmowałem jego twarz w swoich dłoniach, ciesząc się samym smakiem jego cudownych ust, które niewyobrażalnie bardzo wielbiłem. Ten delikatny aczkolwiek namiętny pocałunek był idealny pod każdym względem. Nie chciałem się odrywać od malinowych warg młodszego, lecz wiedziałem, że on sam z siebie tego nie zrobi... Za bardzo mnie pragnął po tej sytuacji z Hoseokiem, więc musiałem mimo tej samej potrzeby, przerwać pocałunek, na koniec głaszcząc mojego króliczka po policzku - Kocham cię - wyszeptałem, patrząc mu w oczy, a gdy ten odpowiedział to samo, powróciliśmy wzrokami na urzędnika.

- Symbolem miłości i wierności małżeńskiej są obrączki, które nowo poślubieni wymienią - wyznał, a po chwili nasi świadkowie podali nam po obrączkach, którymi się wymieniliśmy trzęsącymi się dłońmi, a następnie posłaliśmy sobie po uśmiechu. - Dowodem zawartego małżeństwa jest sporządzony akt. Proszę małżonków i świadków o podpisanie dokumentu - wskazał na swój pulpit, gdzie leżały już przygotowane papiery, które podpisaliśmy wspólnie wraz z Jungkookiem oraz Tae i Yoongim. - Chciałbym życzyć wam udanego małżeństwa, miłości oraz tego co najważniejsze. Zdrowia i szczęścia dla was - urzędnik podszedł do nas i uścisnął sobie z nami dłonie, uśmiechając się do nas.

- Bardzo dziękujemy - powiedziałem przyjemnym głosem, odwzajemniając uśmiech, następnie wraz z pracownikiem tego miejsca wyszliśmy z salki. Pożegnaliśmy się z urzędnikiem, który wrócił do swoich obowiązków i razem całą ósemką wyszliśmy z urzędu... Na zewnątrz stali znajomi moi i Jungkooka. Znajdowali się wśród nich z większości koledzy z naszego liceum, którzy tolerowali nasz związek, a była to całkiem spora grupka... Zauważyłem kątem oka także dziewczyny, które uważały mnie w tamtych czasach za swój ideał. Miałem przyjechać do jednej z nich na białym koniu, ale co tam. Skoro tu są to znaczy, że się pogodziły z tym, że jestem szczęśliwe zakochanym gejem, który ożenił się z dawną szarą myszką szkolną, z której często sobie drwiły. Najczęściej z mojego powodu, ale to nie ważne. Obsypali nas białym ryżem, w następujących kolejnościach gratulując i wyruszając w stronę rzeki Han-gang, nad którą pod gołym niebem odbędzie się nasza zabawa weselna. Wszyscy pojechaliśmy w dane miejsce. Ja z Jungkookiem limuzyną, a reszta samochodami, w których przyjechaliśmy.... W połowie tańców razem z mężem zostaliśmy zmuszeni opuścić własne wesele, ponieważ czekała nas jeszcze sesja ślubna, która miał odbyć się w parku niedaleko. Dokładniej pod naszą kochaną wierzbę.... Świetnie się bawiliśmy robiąc przepełnione romantyzmem zdjęcia, z których było w jakiejś mierze widać jak nam na sobie zależy. Cały czas podziwiałem mojego aniołka, który dokładnie w dzisiejszy dzień tak wygląda, dzięki jego urodzie, charakterze, uśmiechu, blond włoskach i białym smokingu. Wyglądam przy nim jak nie powiem kto, ale wisi mi to. Ważne, jest to jak bosko wygląda Jungkookie... 

Po wspaniałej sesji zdjęciowej, ponownie wsiedliśmy do limuzyny, którą przyjechaliśmy, by wrócić nad rzekę, gdzie pewnie niektórzy są już wstawieni - Kocham cię, skarbie - powiedziałem wprost do jego ucha, w czasie kiedy on opierał się, wtulony w moje ramię głową.

- Ja też cię bardzo kocham, bardzo mocno - wyszeptał, spoglądając w moje oczy, w których świeciły iskierki. - Nie chcę mi się wierzyć w to, że zostałem twoim mężem, a ty moim. Brzmi to jak scenariusz z moich najpiękniejszych snów.

- Widzisz? Czasem sny się spełniają - zachichotałem, całując go w nos - Teraz jeszcze zostaje pod znakiem zapytanie twoje nazwisko... Nadal chcesz zmienić na Park?

- Już zmieniłem - wyznał, rumieniąc się delikatnie. - Więc tak chcę.

- Co? - spytałem, nie ukrywajac zaskoczenia - Kiedy? Jak? Gdzie? Po co? Czemu nic o tym nie wiedziałem? Ktoś inny wiedział?

- Bo to miała być niespodzianka i jak mniemam, była - zachichotał, całując mnie w policzek. - Nikt nie wiedział oprócz mnie. Wcześniej ustaliłem z urzędnikiem, że będę chciał przy okazji zmienić nazwisko. Dostałem dodatkowy papierek, który podpisałem kiedy podpisywaliśmy akt małżeństwa.

- Czyli od dzisiaj nie tylko jesteś moim mężem, a też posługujesz się moim nazwiskiem, panie Park? - spytałem z uniesioną pytająco, brwią.

- Dokładnie, panie Park - uśmiechnął się szeroko. - Posługuję się twoim nazwiskiem od dzisiaj.

- Nie jest ci szkoda swojego rodowego nazwiska? - spytałem, przytulając go do siebie.

- Nie - zaprzeczył od razu, wzdychając cicho. - Będę nosił twoje z dumą.

- W takim razie, bardzo się z tego cieszę, króliczku - powiedziałem przyjemnie, zaczynając głaskać włosy młodszego.

- Zastanawiałeś się, gdzie może zabieram cię na miesiąc miodowy? - zapytał w pewnym momencie, zaplatając jedną rękę wokół mojej talii.

- Tak - odpowiedziałem szczerze - Busan, Chiny ze względu na to byśmy mogli ukraść stamtąd pandę. - zaśmiałem się - No i najdalej to... Do Paryża czy coś... Może Hiszpania, Włochy - wzruszyłem ramionami. - Ogólnie ciepłe kraje... Błagam powiedz, że nie lecimy do Chin..

- Nie trafiłeś ani razu - powiedział, śmiejąc się. - Więc nie, nie lecimy do Chin.

- Okej... czyli cieple kraje odpadają... - zastanowiłem się chwilę - To może USA? New York i te sprawy... Albo Wielka Brytania, a dokładnie Londyn?

- Trafiłeś z USA, ale dokładnie stanu nie powiem - wymruczał rozbawiony. - To już będzie niespodzianka.

- Kalifornia? Arizona? Minnesota? Teksas? Alaska? Georgia? Floryda? Massachusetts? New Jersey? WIEM! Nebraska! Albo nie... Ohio? Hawaje? Waszyngton? Missisipi? - pytałem niczym kula armatnia.

- Nie powiem - ponownie z jego ust wyleciał śmiech, ale nieco głośniejszy. - Nie staraj się nawet.

- Ale, słońce - jęknąłem - I tak się dowiem... W czym tkwi problem?

- W tym, że to ma pozostać niespodzianką aż do momentu kiedy wsiądziemy do samolotu - wytłumaczył. - I zostanie.

- Na tę chwilę mam dość niespodzianek - mruknąłem - Więc grabisz sobie, kochanie... Tatuś nie lubi jak zaczynasz być taki stanowczy...

- Ale ta ci się spodoba, naprawdę - przekonywał mnie. - Załatwiłem najwygodniejsze łóżko jakie byłem w stanie nawet.

- A jest chociaż solidne? Przy zabawach jakie wymyśliłem, takowe się przyda - spojrzałem na paznokcie udając, że są naprawdę ciekawe.

- To już zależy od tego jakie one są - złapał mnie za jedną dłoń, zaczynając gładzić ją kciukiem. - Ale raczej tak.

- A będziemy odludkami czy jacyś sąsiedzi się znajdą? - zagadnąłem ukochanego.

- A jak obstawiasz? - spytał, spoglądając na moją twarz. - To ci powiem, spokojnie.

- Stawiam na pierwszą opcje, ale z tobą to różnie bywa - przyznałem.

- Dobrze mówisz - odparł, posyłając mi uśmiech. - Będziemy kompletnymi odludkami.

- Nikt nie będzie ciebie ratował, gdy będziesz za mocno krzyczał... - musnąłem jego szyję ustami - A przyrzekłem sobie, że tak właśnie się stanie

- A myślisz, że dlaczego wybrałem akurat to miejsce? - westchnął, wzdrygając się na mój dotyk. - Sam chciałem krzyczeć tak cholernie mocno, że zdarłbym sobie gardło.

- Pamiętaj by często krzyczeć jak to mnie kochasz... Moje imię też będzie odpowiednie do tego typu sytuacji... ale obiecuję, że jak krzykniesz JamJam to będzie bardzo źle... Przynajmniej dla ciebie, maluszku. - przegryzłem skórę jego szyi.

- Czemu miałbym krzyczeć imię naszego pieska? - jęknął cichutko, marszcząc brwi. - To by było chore, a zresztą nie będę myśleć o nim kiedy będziemy się kochać.

- No oczywiście... Nawet o mnie nie będziesz w stanie myśleć... Przyjemność tobą zawładnie - cmokonąłem męża w ucho.

- Mhm - mruknął, wtulając się jeszcze bardziej we mnie. - Już się nie mogę doczekać.

- Oboje nie możemy - poprawiłem go, składając długiego całusa na jego głowie.... Nad rzekę dojechaliśmy parę minut później rozkoszując się swoim towarzystwem. Od razu na przyjęciu zostaliśmy wciągnięci do zabawy. Tańcząc, śpiewając, śmiejąc się i wygłupiając. Moje kochanie dało mi wyraźną zgodę na spożywanie dziś alkoholu, lecz obiecałem go nie nadużywać jak to wcześniej miałem w zwyczaju. Taehyung i Marcelina wywijali razem na parkiecie koło Jina i Namjoona, za to Yoongi i Julka siedzieli przy stole opowiadając sobie różne ciekawe historyjki, podjadając jedzenie i bawienie się w " Wrzuć mi to do buzi" lub "Kosi, kosi łapki". Mój mąż za to intensywnie rozmawiał o czymś z Chanyeolem, stojąc na krawędzi przy brzegu rzeki . Ja za to starałem się wyciszyć. To moje wesele i jako TEN PARK JIMIN, powinienem się bawić, ale stres z jakim dzisiaj przyszło mi się zmierzyć musiałem choć przez chwilę odreagować w samotności. Usiadłem na murku parę metrów dalej od męża i popijałem białego szampana, przyglądajac się gościom z uśmiechem. Yoongi mi oznajmił, że kiedy nas nie było, on wraz z Namjoonem pojechali oddać Hoseoka policji, co w skutkach dawało mi wymarzoną chwilę bez stresu, której przez ostatni miesiąc bardzo potrzebowałem. Nagle usłyszałem warkot silnika i pisk opon. Samochód został zaparkowany koło innych, a wyszedł z niego mój były nauczyciel wf'u. Trzymający na rękach mojego małego synka rasy labrador. Mały szybko mnie ujrzał, więc poskutkowało to tym, że chciał się wyrwać z rąk nauczyciela. Mężczyzna nie mając już siły hamować potęgi tej małej kulki, odstawił go na ziemię, a chwilę później znalazłem się w wodzie wraz z mokrym psiakiem - JamJam... spójrz co narobiłeś... - zaśmiałem się, próbując uspokoić szczeniaczka, jak zawsze liżącego moją twarz... Tym razem bardzo mokrą. Jakoż głupolek wrzucił nas na dość glęboką wodę to musiałem go trzymać z jednej strony, a z drugiej machać jakoś drugą ręką i nogami by się nie utopić - Masz szczęście maluchu, że tatuś zabrał zapasowy smoking - oznajmiłem rozbawiony, nadal nie mogąc uspokoić JamJama

- No jak to tak?! Kąpiel bez drugiego taty?! - zaśmiał się głośno Jungkook, stając na murku. - Jak możecie?!

- Jak taki mądry jesteś, skarbie to wskakuj tu do nas! - powiedziałem równie głośno rozbawiony, po czym znów zacząłem się śmiać przez pieszczoty, które dawał mi szczeniak.

- Ale ja nie mam nic do przebrania! - powiadomił głośno, zapewne zastanawiając się nad moją propozycją.

- No to ci pożyczę! Smoking mam zapasowy tylko jeden, ale za to dwie koszule i pary spodni bo nigdy nic nie wiadomo! Więc ściągnij tylko marynarkę i szybko do Jimina i JamJam! - wywróciłem oczami, a szczeniak korzystając z okazji, przeskoczył mi z ramienia na głowę, zanurzając mnie w cieczy - Nie no! Syn nam zwariował! - zaśmiałem się głośno w stronę ukochanego i dopiero teraz zobaczyłem, że większość gości przygląda sie uważnie temu wydarzeniu

Młodszy spojrzał się w kierunku, gdzie się patrzyłem i wzruszył ramionami, ściągając z siebie marynarkę. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzania i również wskoczył do wody, podpływając do nas. - Ja też zwariowałem - przyznał, mrugając do mnie. - Na szczęście na twoim punkcie.

Szczeniak widząc Jungkooka, szybko ze mnie zeskoczył podpływając do mojego ukochanego - No proszę bardzo teraz dwójkę będę musiał asekurować - zaśmiałem się, widząc jak JamJam liże mojego Jungkooka po całej twarzy.

- To będziesz musiał - mruknął, chichocząc na jego dotyk. - Moje małe maleństwo.



- Kocham was obu... Bardzo mocno - wyszeptałem do Jungkooka, po tym jak podpłynąłem do niego od tyłu i przytuliłem. 

Teraz byłem spokojny. Hoseok został zabrany przez policję i po paru rozprawach zamknięty w psychiatryku na długie lata. Jongin z tego co było mi wiadomo, wyjechał z kraju i ułożył sobie życie w Japonii z chłopakiem, który... łudząco mnie przypominał, ale już wolałem by był z moją kopią, niżeli walczył o mnie i niszczył moje życie tak jak Hoseok...

- Chaeyeon, oddaj Jihwanowi zabawkę... - poprosiłem swoją pięcioletnią córeczkę, która pokłóciła się ze swoim bliźniakiem. Zabrała mu samochodzik i chciała przemalować dla swojej lalki na co mój syn diametralnie się nie zgodził.

Malutka niechętnie skinęła głową i oddała bratu zabawkę, siadając na miękkim dywanie i zaczęła głaskać delikatnie JamJama, który spał w najlepsze po zjedzeniu posiłku. Uśmiechnąłem się jednak, gdy zauważyłem jak mój syn przynosi po chwili siostrze inną zabawkę, a ta radośnie ją przyjęła i pobiegła do swojego pokoiku, żeby ziścić swoje plany, a Jihwan powrócił w tym czasie do zabawy autkami.

Westchnąłem ciężko, przecierając swoją zmęczoną twarz i spojrzałem na komodę stojącą pod wiszącą plazmą. Było tam zdjęcie moich przyjaciół i Jeonggukiego z czasów kiedy jeszcze mieszkaliśmy w naszym kochanym, różowym dormie.

Cóż... może trochę streszczę... Gdy zmarła moja matka, okazało się, że ukryła ona przede mną konto oszczędnościowe, które podarował mi ojciec za czasów kiedy byłem małym brzdącem. Była na nim bardzo duża suma funduszy i za nią, po skończeniu studiów, zająłem się zawodowym graniem na skrzypcach w nowoczesnym budynku opero-podobnym, który sam wyremontowałem i otworzyłem. Dzięki temu wyszedłem na plus i... można powiedzieć, że zarabiałem tyle, iż spokojnie mógłbym zrezygnować z pracy i żyć za zarobione już do końca mych dni, lecz lubiłem swoją pracę, dlatego zbyt szybko nie zamierzałem z niej zrezygnować.Wraz z Jungkookiem kupiliśmy dom, a nawet pomogliśmy finansowo naszym przyjaciołom, gdyż nigdy bym nie żałował dać pieniędzy osobom, które były dla mnie rodziną i wspierały zawsze, gdy tego potrzebowałem. Oczywiście, jak już widać, mi i mojemu ukochanemu udało się zaadoptować dzieci po... ciężkich walkach z państwem, polityką i ogólnie prawami. Nasze maluchy były z nami już od pierwszego dnia życia, gdyż ich mama, wybrała nas na pełnoprawnych opiekunów gdy sama była jeszcze w ciąży... I od tamtej pory dzieciaki to nieodłączny element naszego życia...

Tae i Marcelina założyli również rodzinę... bogatą o piątkę takich pociech. Julka i Yoongi również postarali się o dzieci ale znacznie mniejszą liczbę, gdyż dwójka im wystarczyła w zupełności. Jin i Namjoon mieli lekki upadek w związku... Tak naprawdę rozstali się na rok, ale potem zeszli się i nawet na moment nie rozstawali... Na dodatek zaadoptowali małego, czteroletniego chłopca, który teraz miał siedem lat i nadal był ich oczkiem w głowie. Więc wszystkim jakoś życie się ułożyło! Nawet mając wzloty i upadki!

A no właśnie! I mój mąż! Jungkookie był... Najlepszym mężem na świecie, a wspanialszego ojca inne żadne dziecko nie ma! Został modelem... Lecz dość szybko z tego zrezygnował i tylko czasami pozował do jakichś okładek, nie za bardzo wchodząc w świat modelingu... Za to odnalazł pasję w pisaniu. Tak, pisał książki i byłem bardzo dumny z tego, iż zajmuje się tym co kocha, a na dodatek znajduje czas na wszystko inne co ważne w życiu. Był wspaniały... A moja miłość do niego z dnia na dzień rosła, a myślałem, że tego człowieka już kochać bardziej nie można... A tu jednak codziennie się przekonuje, jak bardzo mało mam racji w życiu!

- Skończyłem! - wyznał dumnie Jungkookie, nagle wbiegając do salonu ze swojej pracowni. - Skończyłem! - pisnął ponownie, siadając na meblu i podał mi plik papierów. 

- Wow... Twoja trzecia skończona książka. Jestem dumny, kochanie. - zaśmiałem się, całując delikatnie moje ulubione usteczka i wziąłem kartki w ręce. - Co tym razem? Kolejne fantasy typu "This day" czy może coś pokroju "Ciemny księżyć, jasne niebo"?

- Coś kompletnie innego! Nowego! - wyznał. - To jest pierwszy tom. - rozsiadł się wygodnie na moich kolanach. 

- Nie... - wpuściłem głośno z siebie powietrze, gdy przeczytałem tytuł. - Różowy fartuszek? - przełknąłem ciężko ślinę. 

- Tak! Historia miłosna dwóch, młodych mężczyzn, którzy poznają się w różowym dormie pełnym świrniętych, ale kochanych chłopaków, z którymi tworzą wielką, zgraną rodzinkę. - wyznał radośnie. 

- Spisałeś naszą historię na kartki? - zaśmiałem się cicho. - No i pierwszy tom... Jakie będą kolejne?

- Każdy tom kończy się na zniszczeniu jakiegoś z przedmiotów. - wyznał rozbawiony. - Więc kiedy zniszczyłeś fartuszek, pojawiła się patelnia, potem wałek, a potem garnek, który Jin chyba ma do dziś. - zaśmiał się. - Nasza historia się ciągle pisze, więc mogę zrobić tyle tomów ile chce... Cudownie, hm? 

- Skarbie... Jesteś genialny. Nawet nie muszę przeczytać by wiedzieć, że ta książka odniesie sukces jak dwie poprzednie. - poprawiłem włosy mojego ukochanego, całując go w czubek głowy. 

- Pf i tak musisz przeczytać i powiedzieć co myślisz. - zachichotał, opierając brodę o mój tors, żeby spojrzeć w moje oczy.

- Kookie... Wszystko co tu napisałeś, doświadczyłem osobiście. - przypomniałem, spoglądając również w moje ulubione oczka. - Nie wiem czy chce to przechodzić drugi raz...

- Uwierz mi, sam nie byłem pewny, ale... - musnął znów moje wargi. - Kiedy tak powracałem do przyszłości i początków naszej miłości, czułem się, jakbym znów się w tobie zakochał. Chce byś również to przeżył.

- Zakochuje się w tobie na nowo każdego ranka, a kocham cię od paru lat... Ale dobrze, skoro tak ci zależy to przeczytam... - zaśmiałem się cicho i cmoknąłem jego czoło. - A teraz leć się przebrać, obiecaliśmy dzieciakom, że dziś popływamy w basenie. 

- No wiem, wiem... Przebiorę się zaraz w strój i zajmę się Chae, a ty zrób to samo z sobą i przebierz Jihwana! - zachichotał radośnie. - JamJam chyba sam sobie poradzi.

- Mam taką nadzieję. - uśmiechnąłem się szeroko, słysząc jego śmiech... Mój ulubiony dźwięk od czasów liceum. - Jesteś miłością mojego życia, Jungkook... Bardzo cię kocham.

- Wiem.. - odparł skromnie, odwzajemniając mój uśmiech. - Ty moją również i równie mocno cię kocham... Razem na zawsze, pamiętasz? 

- Tak... - skinąłem głową, całując jego nosek, który uroczo zmarszczył. - Razem na zawsze bez względu na to jak bardzo będzie próbował dokopać nam los.

- Nie raz go pokonaliśmy... A jak będzie trzeba to znów damy sobie radę. - uniósł głowę i oparł swoje czoło o to moje, zamykając oczka.

- Masz rację... Bo zawsze po najgorszej burzy wychodzi dla nas słońce... - ująłem jego twarzyczkę w swoje dłonie i również zamknąłem swoje oczy.

Bo jak już wspomniałem. Byłem spokojny.

Gdyż wiedziałem, że miłość moja i Jungkooka jest wieczna.


Niezastąpiona, trwała i niejednokrotnie wystawiona na próbę, którą zawsze przeszła pomyślnie.

Byliśmy sobie przeznaczeni.

I codziennie dziękowaliśmy światu, że się odnaleźliśmy.


----------------------------------

Takim oto sposobem pierwsze opko, które pojawiło się na tym kanale, zostało zakończone.

Długo wstrzymywałam się przed wstawieniem epilogu, ale w końcu trzeba było! 

Dziękuję wszystkim, którzy czytali rozdziały, dawali gwiazdki i pisali komentarze! Jestem wam bardzo wdzięczna!

Kocham was, pianeczki! <3 

Dziękuję, że jesteście! 

Do zobaczenia w innych ff! <3333333333333

LOVE U ALL <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro