~ 81 ~
Perspektywa Jungkooka
Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi i poszedłem do łazienki się ogarnąć. Przemyłem lekko moją spuchniętą twarz od płaczu. Przebrałem się w czystą koszulkę, bo tamta była mokra od moich łez i zszedłem na dół, gdzie spotkałem Namjoona, do którego się słabo uśmiechnąłem, a następnie wyszedłem z domu oraz wsiadłem do samochodu i brunet bez słowa ruszył. Oparłem głowę o szybę, wyłączając się całkowicie. Nie wiedziałem nawet czy Jin cokolwiek do mnie mówił, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie to. Chciałem po prostu jak najszybciej to załatwić i wrócić do dormu, żeby móc znowu zamknąć się w pokoju. Żeby móc znowu pogrążyć się w tęsknocie oraz smutku, które z każdą godziną się nasilała. Już nie miałem siły płakać.
Po dłuższej chwili, Jin szturchnął mnie w ramię i powiedział...
- Jungkookie, jesteśmy już
- Okay - powiedziałem cicho, wysiadając z samochodu. Znowu stałem przed tym przeklętym miejscem, gdzie zdarzyło się samo zło. Przełknąłem ciężko ślinę, powoli stawiając niepewne kroki w kierunku wejścia. Kiedy w końcu przekroczyłem próg szpitala, wziąłem głęboki wdech. Czułem się tu okropnie, a smutek i przygnębienie powróciło ze zdwojoną siłą. Chciałem wyjść stąd jak najszybciej. Nagle poczułem, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, dlatego się odwróciłem i zauważyłem Jina, który nadal miał w oczach zmartwienie. Pokiwałem lekko głową na znak, że możemy dalej iść. W momencie, kiedy staliśmy już przed gabinetem lekarza, obleciał mnie strach. Spanikowałem, co najstarszy wyczuł. Wiedziałem, że czuje to samo co ja.
- Ja nie dam rady, hyung. To jest za ciężkie i za szybko to się dzieje.
- Spokojnie, Jungkook. Jestem przy tobie. - powiedział posyłając mi smutny uśmiech i zapukał do gabinetu. Po chwili usłyszeliśmy ciche proszę i udaliśmy się do środka pomieszczenia, gdzie zauważyliśmy doktora.
- Dzień dobry, doktorze. - przywitałem się ze słabym uśmiechem. - Po co mieliśmy przyjechać? Myślałem, że już wszystkie papiery podpisaliśmy..
- Prawda podpisaliście, ale szczerze wam powiem, że niepotrzebnie. - posłał nam bardzo ciepły i szeroki uśmiech, a potem wskazał ręką byśmy usiedli na krzesła prosto przed nim.
- Uhm, nie bardzo rozumiemy dlaczego. - mruknąłem, siadając na krześle.
- Jakieś trzy godziny temu, gdy przechodziłem korytarzem wracając od jednego pacjenta, usłyszałem bardzo głośny wrzask. Usłyszało to jeszcze paru innych lekarzy i dwie pielęgniarki, a jakoż nasza praca to pomaganie innym szukaliśmy miejsca skąd takowy wrzask został wydany. – westchnął ciężko. - Przeszukaliśmy wszystkie zakamarki szpitala, lecz nikogo nie znaleźliśmy. Jedna z pielęgniarek przypomniała o szpitalnej kostnicy, więc od razu pobiegliśmy w ostatnie możliwe miejsce. Otworzyliśmy różne chłodnie, aż jeden z lekarzy krzyknął, że znalazł ledwie żywego chłopaka. Od razu kazałem pielęgniarką jechać po łóżko szpitalne i podszedłem do znalezionego mężczyzny. Cały zesztywniałem patrząc na tę osobę do czasu aż nie wróciły pielęgniarki i musiałem pomóc w wyciągnięciu chłopaka. W czasie przewożenia na salę stracił przytomność co nas trochę wystraszyło, bo myśleliśmy, że jego przebudzenie było chwilowe, ale na szczęście jego serce nadal biło. Zrobiliśmy nieprzytomnemu chłopakowi różne badania i tak ja wszyscy podejrzewaliśmy. - wstał z krzesła i oparł się o biurko. - Chłopak na serio był martwy, lecz powrócił do żywych w momencie, kiedy usłyszeliśmy krzyk. Aktualnie znów jest w stanie śpiączki i leży na sali, w której przebywał wcześniej. Nie mogliśmy poinformować jego rodziny do czasu, gdy będziemy mieli pewność, że powrót do świata żywych nie był tylko momentalny... – zaśmiał się lekko. - Ten młody chłopak zwie się Park Jimin, przeszedł śmierć kliniczną i z tego co wiem to wy jesteście dla niego rodziną. - posłał nam miły uśmiech z widoczną na twarzy ulgą. Moje życie znów zaczynało nabierać sensu.
-----------------------------------
WIELBCIE NAS!
TEŻ WAS KOCHAMY!
Do jutra, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro