~ 76 ~
Westchnąłem, przecierając twarz dłońmi. Upadłem na kolana, zaczynając znowu szlochać. Trząsłem się przeraźliwie, przez co poczułem znowu oplatające mnie ręce Jina. - D-dl-dlaczego? P-powiedz m-mi..
- Ja, ja nie wiem – zaczął Jin. - Odbiło mu, ale nie bój się. Znajdziemy go i tak mu przywalę różową patelnią, że z podziwu nie wyjdzie. - zdenerwował się. - Przepraszam, że zostawiłem Jimina samego, ale Hoseok włamał się do telefonu Namjoona i myślałem, że coś mu się stało... - załamał mu się głos.
Zapłakałem głośno. - N-nie ob-obwiniaj się, J-jin. T-to n-nie twoja wina, n-naprawdę.
Chłopaki, lekarz idzie. - powiedział po chwili z słyszalnym przerażeniem w głosie Namjoon, przez co zwróciłem swój zapłakany wzrok w kierunku sali Jimina.
- Panie Jeon. – zaczął cicho i bardzo niepewnie lekarz, gdy się przy nas znalazł. - Robiliśmy wszystko co w naszej mocy. - przerwał przełykając gęstą ślinę. - Niestety... niestety nie udało nam się uratować pańskiego narzeczonego. Bardzo mi przykro. - lekko załamał mu się głos. - Miejmy nadzieję, że będzie szczęśliwszy z ojcem. Przepraszam was bardzo. – westchnął ciężko i odszedł od nas ze spuszczoną głową. Mój cały świat się w tej chwili zawalił...
- TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! - krzyknąłem za lekarzem. - NIECH PAN POWIE, ŻE ŻARTUJE ALBO, ŻE DZISIAJ PRIMA APRILLIS, PROSZĘ! - wrzasnąłem, szlochając i uderzyłem kilka razy w ziemie pięścią. - JA NIE CHCĘ, TO NIEMOŻLIWE, PROSZĘ, NIECH KTOŚ POWIE, ŻE TO JAKIŚ ŻART, PROSZĘ! - zaszlochałem głośno. - JIMIN, PROSZĘ! WRÓĆ DO MNIE, JA SOBIE NIE DAM RADY BEZ CIEBIE. - schowałem twarz w dłonie, trzęsąc się. Nie mogłem złapać przez chwilę oddechu. - JIN, POWIEDZ, ŻE TO NIEPRAWDA!
- Uwierz, Jungkookie, chciałbym powiedzieć, że to żart – wyszeptał Jin, zaczynając cicho płakać. - O-on nie żyje, Kookie, on naprawdę nie żyje. - wybuchł płaczem na co rówież bliski płaczu Namjoon podbiegł do męża i mocno go przytulił.
- CHŁOPAKI! CO SIĘ DZIEJE?! JIN DZWONIŁ I POWIEDZIAŁ, ŻE HOSEOK JEST CHYBA W SZPI..ta...lu – krzyczał Tae, nagle wbiegając na korytarz, ale przerwał widząc jak szlochamy. - Co się stało? - zapytał przerażony.
Spojrzałem się na niego z załzawionym oczami. - Jimin.. - westchnąłem, a moja dolna warga zaczęła znowu drżeć. - Tae.. Jimin.. nie żyje - kiedy to powiedziałem, zacząłem szlochać na nowo.
- Co... - wyszeptał szatyn, nie dowierzając. - Ej przestańcie sobie żartować. To nie jest śmieszne
- Chciałbym, żeby był to żart. - parsknąłem śmiechem, w którym było można usłyszeć tonę smutku. - Nienawidzę świata, nienawidzę mojego życia, nienawidzę tego jebanego losu. - pociągnąłem nosem, ale po chwili znowu zacząłem płakać. -Co my zrobiliśmy źle? Czemu tak wszyscy nas karzą?
Narrator
Taehyung podbiegł do „brata" i mocno go do siebie przytulił. Obaj zaczęli głośno płakać, tuląc siebie bardzo mocno. Jungkook płakał, bo stracił miłość swojego życia, ale Tae miał również bardzo ważny do tego powód, gdyż od bardzo dawna był z Jiminem bardzo blisko i wiele dla niego poświęcił, byli dla siebie jak rodzeni bracia. Obaj płakali, ponieważ umarł ktoś kto był bardzo ważną osobą w życiu obydwu. Obaj nie wierzyli, że już nigdy go nie zobaczą. Lecz Tae zdawał sobie sprawę z tego, że ma jeszcze ukochaną, a Jungkook właśnie stracił swoją miłość, więc postanowił w duchu, iż będzie wspierał brata mimo tego, że śmierć Jimina zabolała go równie mocno. Zresztą reszta chłopaków myślała bardzo podobnie...
-------------------------------
...
Nic dodać nic ująć, ale... czy na pewno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro