Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 60 ~

On spojrzał się na mnie z lekkim uśmiechem i ścisnął lekko moją dłoń, a następnie ją puścił, bo już musiał wjeżdżać na salę operacyjną, gdzie już nie mogłem wejść. Wyszeptałem ciche "trzymam kciuki", a on pokiwał głową. Uśmiechnąłem się słabo na ten widok i kiedy zniknął za drzwiami, usiadłem na białym krzesełku, które stało zaraz obok nich. Nigdy nie byłem tak zestresowany jak w tamtym momencie. Chciałem, żeby jednak to się wszystko skończyło i dało nam wszystkim spokój, bo mimo wszystko na to nie zasługiwaliśmy, a tym bardziej mój ukochany. Czym sobie zasłużył na taki los? Zdawałem sobie sprawę, że popełnił błędy w życiu, ale to co go spotkało to było za dużo. Zwłaszcza, że starał się naprawiać wszystko z całych swoich sił i nie robić więcej podobnych rzeczy. Nie chciałem myśleć nawet, że coś mogłoby pójść nie tak podczas operacji, ponieważ wiedziałem, że zrobi wszystko by być z powrotem z nami i już nigdy nie opuszczać. Był uparty, więc nie mógł tak po prostu dać się pokonać.

Minuty, w których operowali Jimina, zamieniały się w godziny, które przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Nie rozmawiałem z nikim, po prostu patrzyłem się w tępo ścianę i jak przez mgłę słyszałem to o czym gadają moi przyjaciele. Siedziałem, myśląc o tym jak się toczy operacja. Czy wszystko przebiegnie tak jak chciałem... chcieliśmy. W końcu po kilka godzinach, wyszedł lekarz. Wstałem i podszedłem do niego. – I co, doktorze?

– Panie Jeon, na szczęście operacja się udała. Chłopak cały czas mimo ciężkiego stanu starał się walczyć co nam trochę pomogło – mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech, a ja poczułem, że robi mi się słabo, ale nie okazałem tego. – Niedługo pielęgniarki zawiozą go na oddzielną salę, o którą prosiliście. Teraz przepraszam to był skomplikowany zabieg i chciałbym odpocząć. Do widzenia – pożegnał się i odszedł.

– Tak... do widzenia... – szepnąłem, chowając twarz w dłoniach i uśmiechnąłem się szeroko. Odwróciłem się do przyjaciół, którzy stali równie mocno się cieszyli jak ja. – Chłopaki, udało się! Jimin przeżył! – krzyknąłem radośnie, podskakując w miejscu, a po chwili podbiegłem do nich, zgarniając ich w swoje ramiona. – Udało się! – wrzasnąłem, czując łzy szczęścia spływające po moich policzkach, które zaczęły nabierać kolorów.

– W końcu coś się układa – usłyszałem stłumiony szept Taehyunga, a ja jedynie mogłem się z nim zgodzić. Wreszcie. Czekaliśmy na ten moment długo. Teraz czas na nasze szczęście.

Po chwili pielęgniarki przeniosły nieprzytomnego Jimina z bandażem na głowie. Chłopak nadal wyglądał słabo, ale wiedzieliśmy, że niedługo nabierze kolorów. Nasz Jimin powróci do normalnego życia. Nie musimy się już z nim żegnać do czasu starości. Znaczy mam taką nadzieję. Nieważne teraz musimy się cieszyć z jego szczęścia.

Od razu poszliśmy za pielęgniarkami, które wiozły właśnie łóżko, na którym leżało moje szczęście. Myślałem, że wybuchnę ze szczęścia, ale powstrzymałem chociaż trochę emocje, które kłębiły się w tamtym momencie w mojej głowie. Pierwszy raz od dłuższego czasu, moja nadzieja na lepsza jutro zrodziła się na nowo. Byłem naprawdę szczęśliwy. – Chłopaki, teraz może już być tylko lepiej. Trzymajmy za niego kciuki – westchnąłem, przecierając twarz dłońmi nadal mając uśmiech na twarzy.

– O! Widzę, że operacja się udała, co? – spytał Hoseok, który nagle wyłonił się zza naszych pleców –Jak miło...

– Byłoby miło, gdybyś stąd wyszedł – wysyczałem przez zęby, czując jak ciśnienie mi podskakuje do wysokiej miary. – Każdy byłby zadowolony.

– Kotku nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie... Albo może zamiast tyłu jakiejś ważnej, nieprzytomnej osoby... – powiedział najspokojniej w świecie i skierował się w inne skrzydło szpitala.

Kiedy to usłyszałem z mojej twarzy zszedł uśmiech, a wstąpiło na to miejsce przerażenie. Nie wiedziałem do czego był zdolny ten chłopak, którego kiedyś nazywałem przyjacielem, dlatego przestraszyłem się jego słów. Spojrzałem się na chłopaków, którzy prawdopodobnie pomyśleli o tym samym co ja. – Co on mógł mieć na myśli? – zapytałem ze strachem w głosie.

– NAMJOON, JEDŹ DO DORMU PO MOJĄ PATELNIE! Muszę z kimś "porozmawiać" na osobności by komuś w głupim łbie poprzestawiać! – Jin się zdenerwował nie na żarty. Nie dziwiłem się mu, bo na jego miejscu, zareagowałbym podobnie, ale w tamtym momencie byłem bardziej przerażony niżeli zdenerwowany. – Dzieci mi taki patafian nie będzie straszył!

– Ale kochanie... – zaczął mąż najstarszego, ale gdy zauważył jego rozłoszczony wzrok, wiedział co się kroi i wolał nie ryzykować dodatkowym guzem na głowie, więc odpuścił z westchnięciem i przetarł oczy dłonią. – Już jadę – oznajmił, po czym od razu skierował się w kierunku wyjścia z szpitalnego budynku.

– On nie zrobi krzywdy Jiminowi, tak? – zapytał po chwili Taehyung, którego głos drżał ze strachu o swojego przyjaciela. Dałbym sobie rękę uciąć, że gdybym się odezwał, mój brzmiałby podobnie albo nawet tak samo.

– Niech spróbuje to go znajdę i poćwiartuję – warknął zdenerwowany Yoongi, który chodził niespokojnie w te i z powrotem. Wszyscy byliśmy w nienajlepszym stanie, ale on był niczym bomba zegarowa, którą ktokolwiek bał się rozbroić. Chyba, że jesteś idiotą takim jak był Hoseok.

– A ja ci pomogę z moją niezawodną różową patelnią! – dodał Jin hyung mający już pewnie w głowie plan morderstwa naszego byłego przyjaciela, chociaż już nie byłem pewien czy aby na pewno powinienem kiedykolwiek go tak nazywać. Był oszustem.

– Przyda się – Yoongi przymknął oczy ze zdenerwowania, zaraz wzdychając. – Muszę się uspokoić, bo zaraz coś uderzę, ewentualnie kogoś – oznajmił, po czym wyciągnął swój telefon z tylnej kieszeni swoich spodni. – Zadzwonię do kogoś, zaraz wracam – mruknął i wyszedł z pomieszczenia.

– A gdzie Namjoon? – zapytał się najstarszy z naszej paczki przez co miałem ochotę się zaśmiać mimo okropnej sytuacji. Chyba zadziałała na niego tak bardzo, że zapomniał o czymś.

– Hyung, kazałeś mu jechać po patelnię do dormu – wyjaśnił rozbawiony Tae, który również się nieco rozchmurzył przez pytanie Jina. Tak działało piękno przyjaźni.

– A no tak... Potrzebuję kawy i leków na uspokojenie... – wydukał i poszedł w stronę barku, pewnie, żeby zaopatrzyć się w owy napój, a ja z pozostałym usiedliśmy na krzesełkach, zastanawiając się nad słowami, a raczej groźbą, którą podarował nam Hoseok.

Perspektywa Yoongiego

Wyszedłem do łazienki, żeby zadzwonić do osoby, która na ten moment mogła mnie jako jedyna uspokoić – Noo, odbierz... – mruknąłem, opierając się o ścianę i nagle usłyszałem zaspaną Julkę w słuchawce i myślałem, że mam przerąbane, ale zlałem to.

– Kimkolwiek jesteś, umrzesz – odezwała się śpiącym głosem. – Chyba, że jesteś osobą, która mnie nakarmi lub da mi dobre wieści na temat Jikooka – mruknęła, po czym ziewnęła.

– Przepraszam, że cię obudziłem – zaśmiałem się cicho, tupiąc nogą o kafelki w jednej w szpitalnych łazienek. – Potrzebuję rozmowy, mała.

– Coś ci mówiłem na temat tej twojej małej, grabisz sobie Yoongi – powiedziała niezadowolona, ale potem westchnęła. – Co się stało, że potrzebujesz rozmowy, duży, hm? – spytała spokojnie.

– Skończyła się operacja Jimina. Powiodła się... – przerwał mi jej pisk szczęścia, na co się zaśmiałem. –Też się cieszę z tego powodu. Szkoda, że się tak nie cieszysz, kiedy ze mną rozmawiasz.

– Jak to nie? – powiedziała udając oburzenie. – Oczywiście, że się cieszę. Za każdym razem jak do mnie dzwonisz lub piszesz... No oprócz tych momentów, kiedy śpię. Wtedy mam ochotę cię udusić –wyznała, ziewając. – Yoongi~, jestem pewna, że dzwonisz do mnie nie z tego powodu. Słyszę zdenerwowanie w twoim głosie. Co się stało?

– Hoseok znowu coś odwala, mam już go szczerze dość. Zagroził prawdopodobnie nam, że zrobi coś Jiminowi – powiedziałem, po czym wypuściłem głęboki oddech. – Mam ochotę go zajebać.

– Bez przekleństw, dupku – parsknęła śmiechem. – Wyrzućcie go z domu, uduście go, a jak będzie się stawiał, to zadzwoń po mnie to wtedy wam pomogę – powiedziała to tak lekko, jakbyśmy właśnie rozmawiali o pogodzie, więc się zaśmiałem. – Co cię śmieszy?

– Jesteś niesamowita, naprawdę – mruknąłem, przecierając twarz dłońmi. – Umiesz mnie tak łatwo uspokoić, chociaż byłem mega wkur... Wkurzony.

– Obiecuję, że dostaniesz w pysk jak nie przestaniesz przeklinać – powiedziała, po czym westchnęła. –Wiesz, Yoongi, trzeba mieć to coś, czego ty nie masz – zaśmiała się głośno, na co przewróciłem oczami, ale i tak sie uśmiechnąłem. – Mógłbyś dać mi jeszcze z godzinę albo może dwie, a najlepiej dzień, żebym się przespała?

– Zadzwonię do ciebie za jakieś dwie, trzy godziny, więc możesz się do tego czasu przespać jeszcze trochę. Myślę, że tyle ci starczy – parsknąłem śmiechem.

– Pożyjemy, zobaczymy, cukier – powiedziała, ziewając. – Dobranoc, duży.

– Dobranoc, mała – odparłem, po czym się rozłączyłem. Pokręciłem głową z uśmiechem, chowając telefon z powrotem do kieszeni i oparłem się o zimną posadzkę. Wspaniała.



a/n: Hoseok głupi i niedobry, prawda?:(
postaram się wstawić jeszcze jeden dzisiaj, ale nie obiecuję, bo muszę napisać rozdział do siebie, wybaczcie:( miłego popołudnia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro