~ 55 ~
Perspektywa Yoongiego:
Kiedy Jungkook wszedł do kuchni z załzawionymi oczami i dał mi znak, żebym nic nie mówił, nie wiedziałem co zrobić. Stałem, patrząc się jak kolejny z moich przyjaciół cierpi, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. To było okropne, a co dopiero musiał czuć taki młody człowiek jak właśnie Kookie, który tracił miłość swojego życia. Chciałem porozmawiać z Jiminem, lecz chwilę później po tym jak Jungkook wrócił, wróciła też reszta chłopaków, z którymi się szybko przywitałem i powiedziałem, że muszę iść do łazienki, ale tak naprawdę chciałem pójść do szarowłosego. Zanim zdążyłem dobrze wejść do salonu, usłyszałem huk. Szybko podbiegłem do źródła dźwięku i okazało się, że Jimin zemdlał.
- CHŁOPAKI, CHODŹCIE TU SZYBKO! - wrzasnąłem, a po chwili wszyscy się zebrali.
Spojrzeli na chłopaka z przerażeniem, a po Jungkooku było widać, że jest bliski omdlenia, ale robił wszystko, żeby zachować świadomość w takiej sytuacji. Szybko sprawdziłem puls Jimina, żył.
- Przygotujcie butelkę wody - mruknąłem, podnosząc Jimina. - Zaniosę go do waszej sypialni, Jungkook. Chodź ze mną - kiwnąłem na niego głową, a on szybko wszedł do góry, żeby mi otworzyć drzwi. Położyłem chłopaka na łóżku i przykryłem go kocem, który leżał na krześle. - Człowieku do grobu nas wszystkich wpędzisz - pomyślałem.
Jungkook od razu wziął wcześniej wspomniane krzesło i położył je koło łóżka. Usiadł na nim, łapiąc rękę swojego narzeczonego. Gdy się odwróciłem z zamiarem wyjścia, usłyszałem cichy szept czarnowłosego. Powiedział "przepraszam"...
Perspektywa Jungkooka:
Kiedy usłyszałem wrzask Sugi, byłem pewny, że stało się coś złego. Czułem to przerażenie w jego głosie, chociaż byliśmy w dwóch innych pomieszczeniach. Podbiegliśmy szybko z chłopakami do niego, a tam zauważyliśmy leżącego Jimina na podłodze pod schodami i pochylającego się nad nim Yoongiego. W jednej chwili oblał mnie zimny pot oraz zakręciło mi się głowie, ale musiałem zachować jeszcze zimniejszą krew. Suga poprosił mnie, żebym pomógł mu, więc od razu wbiegłem na górę i otworzyłem mu drzwi. Kiedy widziałem jak niesie nieprzytomnego Jimina, wiedziałem już co muszę zrobić.
- Przepraszam.. - wyszeptałem w kierunku narzeczonego,patrząc na niego załzawionym wzrokiem i głaszcząc go po dłoni, a następnie usłyszałem jak ktoś zamyka drzwi za sobą. - N-nie powinienem cię t-traktować jak dziecko, prze-przepraszam- wypłakałem, spuszczając włosy. - Ja po pro-prostu się mar-martwię o ciebie. Ch-chciałbym, żeby to-to był tylko sen i, ż-żeby się okazało, ż-że nie jesteś ch-chory - mój płacz zamienił się w szloch. - T-tak bardzo n-na to nie zasłużyłeś, cz-czemu ty? - powiedziałem przez szloch. Po chwili poczułem jak ktoś dotyka moich pleców, więc odwróciłem się i zobaczyłem Jina, który patrzył się na nas zmartwionym wzrokiem
- Nie mam bladego pojęcia co w tej sytuacji zrobić, wiesz? – odezwał się słabo. - Wszyscy mieliśmy nadzieję, że to tylko jakiś koszmar, a Jimin jest cały i zdrowy, ale on z każdą chwilą jest coraz bliżej śmierci. Mam nadzieję, że podjąłeś już decyzję w sprawie propozycji Jimina...
Pokiwałem głową na znak potwierdzenia,nadal patrząc na bladą twarz Jimina i trzymając go za rękę. Nie mogłem wydusić z siebie słowa w tamtej chwili.
- Nieważne co zdecydowałeś, Jungkookie, będziemy z tobą... z wami - wyszeptał złamanym tonem. - Pójdę już... jak się obudzi daj mu wodę i zawołaj nas - powiedział i posyłając smutny uśmiech wyszedł z sypialni.
Po tym jak najstarszy wyszedł, nikt już mnie nie odwiedzał.Nie przejąłem się tym zbytnio, ponieważ czekałem. Czekałem i czekałem. Czas mijał strasznie wolno i z kolejną godziną coraz bardziej się denerwowałem, bo miałem wrażenie, że źle zrobiliśmy nie dzwoniąc po karetkę. Chodziłem niespokojnie po pokoju,leżałem nawet przez chwilę na podłodze, żeby zagłuszyć swoje niepokojące myśli, ale to nic nie dawało. I tak coraz bardziej martwiłem się o mojego narzeczonego. W końcu odpuściłem, siadając na krześle i patrzyłem się na jego twarz.
- Taki piękny jak śpi, a piękniejszy jeszcze jak się uśmiecha - pomyślałem, uśmiechając się słabo. Usadowiłem się najwygodniej jak mogłem i przymknąłem oczy, miałem nadzieję, że to jednak sen i zaraz się obudzę z tego koszmaru, lecz na to się nie zanosiło. Nagle usłyszałem cichy szept...
- C-co się stało? – po sypialni rozniósł się zachrypnięty i zmęczony głos Jimina.
- Zemdlałeś - westchnąłem, wycierając oczy dłonią. - Może tym razem chcesz wody? - zaśmiałem się smutno.
- T-tak, po-poproszę – ledwo wymamrotał.
- Mógłbyś się troszkę podnieść? - powiedziałem, sięgając po szklankę.
- N-nie mam... siły - odparł, a z pod jego powieki wypłynęła łza.
Wstałem z krzesła i pomogłem mu się podnieść, pochyliłem się, całując jego policzki, żeby wytrzeć łzy, których przybyło.
- Pomogę ci, kochanie. Zawsze tutaj będę i ci pomogę, rozumiesz? - wyszeptałem, podając mu wodę.
- Już niedługo... nie będziesz musiał – oznajmił, wcześniej upijając łyk wody.
- Będę musiał - uśmiechnąłem się smutno. - Skoro zgadzam się.
- N-na co? – zdziwił się.
- Na twoją propozycję. - złapałem go za dłoń, którą ścisnąłem lekko.
- Ale zastanowiłeś się... poważnie? Czy to moje omdlenie wywołało u ciebie po-podjęcie pochopnej decyzji? –zapytał słabo.
- Zastanawiałem się od czasu, kiedy mi to zaproponowałeś, więc tak zastanowiłem się poważnie - odpowiedziałem pewnie.
- Ale obiecaj... obiecaj mi, że będziesz żyć dalej beze mnie - załkał cicho.
Spojrzałem się w jego oczy i uśmiechnąłem się lekko
- Obiecuję żyć dalej bez względu na to co się stanie.
- W takim razie możecie zadzwonić na pogotowie ratunkowe – odwzajemnił mój uśmiech.
- Poczekaj, pójdę po chłopaków, okay? - pogłaskałem go ostatni raz po dłoni, pocałowałem go krótko w usta i wyszedłem z pokoju. Kiedy to zrobiłem, wypuściłem drżący oddech. Zszedłem na dół, spojrzałem się na chłopaków z małym uśmiechem, a oni spojrzeli się na mnie zdziwieni.
- Zadzwońcie po pogotowie. Jimin będzie walczył.
Tae od razu podbiegł do mnie i mocno przytulił płacząc ze szczęścia, Hoseokowi z twarzy zszedł uśmiech po wypowiedzianych przeze mnie słowach, Suga odetchnął z ulgą opadając lekko na ścianę, na której się opierał, Namjoon z uśmiechem na mnie spojrzał i, gdy nasze spojrzenie się spotkało,pokiwał głową na znak, ze dobrze postąpiłem, a Jin podszedł do mnie, gdy Taehyung mnie puścił, a następnie najstarszy powiedział...
- Postąpiłeś słusznie, Jungkook –przytulił mnie jak chwilę temu Tae. - Możesz go uratować, a on będzie robił wszystko by wygrać naszym sposobem...
- Wiem,wierzę w niego - mruknąłem, a następnie odsunąłem się i spojrzałem po wszystkich. - Chodźmy, czeka na nas - uśmiechnąłem się lekko. - Oprócz Ciebie,Hoseok. Nie mam zamiaru go denerwować - obrzuciłem go pogardliwym spojrzeniem, a Yoongi się zaśmiał wesoło i powiedział, że nie mamy tracić czasu i mamy iść na górę, co też zrobiliśmy...
Perspektywa Jimina:
Gdy Jungkook wyszedł z pokoju, uśmiechnąłem się dość szeroko pod nosem. Mimo iż bałem się swojej śmierci to miałem przynajmniej pewność, że mój skarb nie odejdzie ze mną. Byłem szczęśliwy, że w jakimś stopniu uratowałem jego cenne życie.
Po nie całych pięciu minutach do pokoju wróciło, moje szczęście, wraz z resztą przyjaciół. Uśmiechali się od ucha do ucha, a Tae można rzec skakał w miejscu ze szczęścia jak w dniu kiedy oświadczyłem Jungkookiemu, że chce z nim spędzić resztę życia.
- Alien, spokojnie, bo skoczysz za wysoko i sufit rozwalisz - zaśmiałem się słabo.
- Oj ty... Niedobry Dżemin! - powiedział głosem małego dziecka, grożąc mi palcem. - Ja tu się cieszę z tego, że jest szansa, żeby uratować ciebie, a ty mi się odpłacasz wypominając mi mój podstawowy rodzaj cieszenia - skrzyżował ręce na piersi i wydął wargę, ale po chwili na jego ustach snów zagościł kwadratowy uśmiech, po czym podbiegł do mnie i lekko przytulił.
- Wiedziałem, że masz zmienny humor, ale żeby aż tak - znów się zaśmiałem, oddając przytulańca tak mocno, na ile pozwalały mi moje słabe, wątłe mięśnie.
- Ucisz się! Daj mi się nacieszyć! - skarcił mnie szatyn.
- Zostaw go już, Tae. Nie męcz naszego pana Muszę Was Bardzo Nastraszyć Omdleniem – odezwał się z pretensjami Jin, ale na jego twarzy tez gościł wielki uśmiech* A tak na serio... cieszę się, że spróbujesz powalczyć...
- Dobrze,że zawalczysz, wierzyłem w ciebie, młody - zaśmiał się lekko Namjoon, patrząc na mnie z uśmiechem. - Dzięki, że próbujesz...
- Podziękujcie lepiej, Jungkookiemu- odwzajemniłem uśmiech. - To on podjął ostateczną decyzję.
- Masz szczęście, że dzisiaj jest dzień dobroci dla Jimina, bo dostałbyś ostry opieprz ode mnie – mruknął Suga, kręcąc głową niezadowolony. - Zawału przez ciebie prawie dostałem, pierwszy raz w takiej sytuacji się znalazłem – powiedział. - A tak na serio, to dobrze, że walczysz. Cieszę się z tego powodu bardzo mocno.
- Podziękujecie mi, wspierając Jimina najmocniej na świecie- odezwał się Jungkook, który do mnie podszedł i załapał moją dłoń. - Żadnych słów ani niczego innego mi nie trzeba.
- Uśmiechnąłem się słabo w stronę narzeczonego i następnie ponownie wróciłem wzrokiem na przyjaciół.
- To... kto dzwoni na pogotowie?
- Tato - ukłonił się żartobliwie Jungkookie. - Czyń honory.
- Jasne,synu - odrzekł poważnym głosem, chociaż widać było,że miał ochotę się zaśmiać. - Zaraz wracam - pomachał telefonem i wyszedł z pokoju.
Pogadałem jeszcze chwilkę z chłopakami, kiedy Namjoon wrócił, na parę różnych tematów, karetka przyjechała dość szybko. Widząc w jakim jestem stanie,Jungkook wziął mnie z łóżka i zaniósł na dół, gdzie czekali już ratownicy medyczni. Na pożegnanie wyszeptał mi do ucha "Trzymaj się, kochanie. Zaraz za tobą jedziemy do szpitala", po czym pocałował mnie w skroń i oddał jednemu z ratowników, którzy zanieśli mnie do karetki.Pierwsze co zrobili po ruszeniu spod mojego domu to podali mi tlen, bo miałem bardzo duże problemy z oddychaniem.
Gdy znalazłem się w szpitalu zaprowadzili mnie do sali, w której niestety nie byłem sam... Ale najpewniej oddzielną miałem dostać po potwierdzeniu nowotworu.Po tym jak ratownicy wyszli z pomieszczenia, zostałem sam. Nie musiałem długo czekać, a do sali wszedł lekarz, który zabrał mnie na pobranie krwi i różne inne badania, oczywiście przedtem mówiąc mu na co bodajże jestem chory.Wiedziałem, że dość sporo czasu spędziłem na badaniach, a chłopaki czekali na korytarzu. Miałem pewność, że tam byli, ponieważ zanim przyszedł lekarz, ktoś musiał mu podać moje dane osobiste.Wykończony badaniami szybko zasnąłem w łóżku szpitalnym, gdyż byłem naprawdę wszystkim zmęczony...
--------------------------------------------------------------
Nie wiem dlaczego, ale pasowała mi ta nuta xD
Kto się cieszy, że Jiminnie wreszcie w szpitalu? ;---;
Next jutro ^^ No chyba, że będzie mi się nudzić xDDD
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro