~ 54 ~
Początek pisany z perspektywy zarówno Jungkooka jak i Jimina
Dwa miesiące później...
Oczami Jungkooka:
Wciągu tych dwóch miesięcy dużo się zdarzyło. Tae wrócił na studia, przez co nie ma go często w domu. Ja zdałem egzaminy, wygrałem zawody oraz skończyłem szkołę. A najgorsza zmiana w ciągu tych sześćdziesięciu dni to zmiana stanu zdrowia Jimina. Było widać jego zmęczone oczy, który straciły już swój blask i zapełniły się jedynie bólem. Moje serce rozrywało się na części za każdym razem, kiedy widziałem zmianę u niego. Ale nie na lepsze. Mimo że skończyłem szkołę, stres wcale nie zniknął. Nocami nie spałem, ale myślałem nad tym co jutro może się zdarzyć. Myślałem nadal nad tą przeklętą propozycją. Postępowałem samolubnie, bo dzięki mojej obietnicy zostania na tym świecie w razie jego śmierci mógłby wyzdrowieć, ale zdawałem sobie sprawę, że może to zadziałać w drugą stronę i zostanę sam. Ta obietnica mogłaby uratować jego życie. Bałem się obudzić każdego kolejnego dnia, bo przerażała mnie myśl, że on może się już nie obudzić, czy umrzeć nagle, a mnie przy nim nie będzie. Każde zejście po schodach, czy poruszenie się sprawiało mu bardzo duży wysiłek fizyczny, przez co praktycznie nie miał sił. Chciałem tak cholernie się z nim zamienić, tylko, żeby on nie cierpiał. Każdego dnia zadawałem sobie pytanie "dlaczego akurat on?", ale nie dostawałem odpowiedzi, chociaż tak bardzo jej pragnąłem. Pragnąłem poznać powód znęcania się nad nim i tym samym nade mną. Byłem chodzącym stresem, musiałem zacząć po kryjomu brać tabletki nasenne, bo mój organizm bał się zasnąć. Zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili mogę go stracić. Najbardziej dobijającą myślą było to, że Jimin myślał pewnie, że przez to, że nie dałem mu odpowiedzi na jego kompromis, chcę odejść razem z nim. Ale z każdą kolejną godziną nachodziły na mój umysł kolejne wątpliwości. Ta propozycja miała swoje plusy oraz minusy.Przeważającym plusem było to, że jest szansa na wyzdrowienie mojego narzeczonego. Minusów było dwa i to właśnie przez nie, nie chciałem podjąć tej decyzji. To było zbyt trudne dla mnie, chociaż wiedziałem, że niedługo będę musiał coś postanowić. Właśnie wracałem z Yoongim z zakupów, na które musieliśmy iść, bo inaczej Jin by nas zabił za pustki w lodówce. Chłopak próbował ze mną nawiązać jakikolwiek kontakt, ale odpuścił, kiedy zauważył, że nie jestem w humorze na rozmowy. Od kilku dni stawałem się wrakiem człowieka i żyłem, bo musiałem. Nie dlatego, że chciałem. Tylko musiałem. Może to brzmieć okropnie, ale to jest prawda. Mój uśmiech coraz bardziej robił się wymuszony, a w moich oczach nie można było tych radosnych iskierek, o których kiedyś mi wspominano. Szczęśliwy i pełen życia Jungkook znowu stawał się tylko wspomnieniem, o którym będą tylko pamiętać jego przyjaciele. Kiedy wszedłem do domu, od razu skierowałem się do kuchni, żeby odłożyć zakupy, których było całkiem sporo. Musiało nam to starczyć na kilka dni, ale było to trudne skoro mieszkała tutaj siódemka chłopaków. Westchnąłem, przecierając twarz. Jedyne czego teraz pragnąłem to odpoczynek, którego nie mogłem się doczekać już od kilku dni. Yoongi wszedł do pomieszczenia chwilę po mnie i odłożył torby, które on niósł. Spojrzał się na mnie ze współczuciem, a ja pokręciłem głową, żeby nic nie mówił.
- Mam już dość tego, Suga. Chciałbym tylko wreszcie, żeby Jimin nie cierpiał i był szczęśliwy. Czy ja proszę naprawdę o zbyt wiele? . -zapytałem łamliwym głosem, a on od razu mnie przytulił. Nie potrzebował słów, żeby wyrazić to co czuje i jak bardzo chciałby tego samego, co my wszyscy. Zdrowego Jimina.
Oczami Jimina:
Zmagałem się z rakiem już od jakichś dziesięciu tygodni. Mój wygląd zdążył się diametralnie zmienić na gorsze i teraz już każdy kto mnie zobaczył widział gołym okiem, że jestem ciężko chory. Twarz stała się wychudzona i blada jak ściana. Dawny sześciopak zastąpiły wychodzące przez bladą skórę żebra. Moje włosy również zaczęły wypadać, ale są w lepszym stanie niż reszta ciała. Nie posiadałem na nic siły... Całymi dniami leżałem w łóżku, ciężko oddychając, a kiedy choć próbowałem z niego wstać, chłopaki mi zabraniali, albo pozwalali iść z asekuracją. Najczęściej w domu był Suga, więc to na jego barki było zrzucone opiekowanie się mną. Niestety Tae nie przesiadywał tak często w dormie, ponieważ wrócił na studia. Jungkook zdał egzaminy, a także wygrał zawody wyprzedając w dogrywce o włos innego zawodnika za co byłem strasznie dumny. Tydzień temu miał zakończenie roku szkolnego i na całe szczęście udało mu się zdać. Tylko ja w tym całym dormie stałem w miejscu, umierając w męczarniach. Mój organizm jeszcze walczył, bo ani razu nie zemdlałem, a to oznaczało, że jeszcze mam trochę czasu do śmierci, więc mogłem cieszyć się jeszcze nie wyznaczonym jej terminem. W moich oczach można było zobaczyć sam ból, przysłonił on nawet moją miłość do Jungkookiego, który nadal nie mógł podjąć decyzji...
- Muszę w końcu wstać... - wyszeptałem słabo, leżąc na materacu mojego łóżka.
Mimo iż było mi ciężko wstałem i przytrzymywałem się poręczy łóżka. Aktualnie nie było nikogo w dormie, dlatego nie mogłem w razie czego liczyć na nikogo pomoc póki by nie wrócili. Opierając się o ściany dotarłem do schodów. Niepewnie oderwałem się od jednej z nich i przeniosłem swoje ręce na poręcz. Małymi chwiejnymi krokami zszedłem po chwili z góry na sam dół. Udałem się do kuchni na kolejną porcję faszerowania mnie różnorodnymi witaminami i lekarstwami, które i tak nic mi nie dawały. Nalałem sobie trochę wody i wszystko połknąłem. W salonie usadowiłem się na kanapie. Następnie położyłem się na meblu włączając telewizję. Jednak po pięciu minutach przez wysiłek fizyczny, który był dla mnie dość dużym wyzwaniem usnąłem...
Obudziły mnie otwierane drzwi przez, które chwilę później wszedł mój narzeczony z Sugą niosąc zakupy. Żaden z nich nie zauważył, że jestem na kanapie, więc nic nie mówiąc udali się do kuchni odłożyć torby. Ciężko podniosłem się do siadu. Pomału wstałem się z mebla z cichymi jękami. Zachwiałem się lekko przez co musiałem oprzeć się o stolik do kawy. W dalszym ciągu się go trzymając podszedłem do ściany opadając na nią całym ciałem. Z mojego oka poleciała jedna łza smutku, bólu, a także bezradności do mojego stanu zdrowia.Nie mając już siły stać zsunąłem się po ścianie odwrócony do niej plecami i usiadłem na dość zimnej podłodze. Musiałem chwilę odpocząć po czym ustałem na czworaka wstając bardzo wolno i oparłem się jedną ręką o ścianę. Podszedłem do drzwi kuchni i lekko nacisnąłem klamkę. Przez niedużą szparę otwartych minimalnie drzwi zobaczyłem w środku pomieszczenia Yoongiego tulącego zrozpaczonego Jungkooka. Nie musiałem się długo zastanawiać by wiedzieć, że był taki z mojego powodu. Pewnie gdyby mógł wziąłby tą chorobę za mnie, ale i tak bym mu jej nie oddał. Wolę sam przeżywać takie udręki i katusze niż patrzeć jak miłość mojego życia musi to znosić, dlatego rozumiem jego załamanie. Chciałem zamknąć drzwi i wrócić bezszelestnie do sypialni,ale zakręciło mi się w głowie przez co wpadłem do pomieszczenia lądując tyłkiem na twardych, zimnych kafelkach...
- Coś cię zabolało, kochanie? Chodź, pomogę ci się położyć, co? - usłyszałem zatroskany głos Jungkooka, który do mnie podbiegł i wziął mnie na ręce najdelikatniej jak potrafił. - Gdzie mam cię zanieść? Chcesz zostać w salonie? - zapytał ponownie, więc odpowiedziałem ciche "tak", na co chłopak pokiwał głową i położył mnie na kanapie, całując w policzek. - Zrobić ci coś do jedzenia, albo do picia?
- Dobrze wiesz... - przełknąłem ślinę. - że na widok jedzenia... robi mi się nie dobrze - wydusiłem słabo, spoglądając na niego zmęczonym i cierpiącym wzrokiem.
- Może chociaż wody się napijesz? - zapytał cicho, głaskając moje włosy.
- Nie jestem... - znów przełknąłem głośno gęstą ślinę. - niepełnosprawny - nabrałem powietrza. -mogę sam wstać... po wodę.
- Jimin, nie mówię, że jesteś niepełnosprawny - westchnął, kręcąc głową. - Ale obydwoje wiemy, że jesteś słaby.
- Ale chodzić... jeszcze umiem... – wypowiedziałem, odwracając wzrok od narzeczonego. - Mam tego dość – przełknąłem ślinę. - Nie lubię jak... wszystko za mnie robicie...- znów nabrałem powietrza. - znosiłem to... ale już tak dalej nie umiem - przełknąłem ponownie upierdliwy wytwór mojej jamy ustnej. - Może i jestem słaby... lecz daje sobie... jeszcze radę sam.
- Przepraszam – wyszeptał skruszony. - Przepraszam, że tak się martwię i się troszczę o ciebie.. - mruknąłem i wyszedł z salonu, kręcąc głową.
Niepotrzebnie tak na niego naskoczyłem, ponieważ martwił się o mnie, ale co miałem zrobić jak wszyscy cackali się ze mną jak z dwumiesięcznym dzieckiem.
- Mam tego... wszystkiego dość. - wyszeptałem i usłyszałem znów otwierane drzwi przez, które weszli Jin i Tae... Pewnie omma skończył wcześniej pracę to podjechał po Aliena. Oni też mnie nie zauważyli jak na początku Suga i Jungkook, więc po prostu udali się do kuchni. Znów ciężko podniosłem się z mebla i udałem na schody, gdyż skoro i tak nikt mnie nie widział to wolałem leżeć w swoim wygodnym łóżku. Byłem na drugim schodku, gdy zakręciło mi się w głowie jak w kuchni, ale tym razem trwało to dłużej niż poprzednio. Osłabłem przez to niemiłosiernie mocno. Następnie zobaczyłem tylko ciemność. Zemdlałem...
------------------------------------------------------
Macie kolejny rozdział ;-;
Nie bijcie ><
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro