~ 51 ~
Perspektywa Jungkooka:
Kiedy zauważyłem przez okno, że trójka z nas ucina sobie pogawędkę na dworze, przestraszyłem się, ponieważ było zimno i nie chciałem, żeby się rozchorowali, więc wyszedłem na dwór, aby zwrócić im uwagę, że czas wracać do domu. Gdy usłyszałem jak Hoseok mówi, że Jimin umiera jak mięczak, postanowiłem podsłuchać, co ma jeszcze ciekawego do powiedzenia. Z każdym słowem było mi coraz słabiej i w momencie kiedy skończył, zakręciło mi się lekko w głowie. Szybko do nich podbiegłem i uderzyłem Hoseoka pięścią w twarz tak mocno, że usłyszałem dźwięk chrupanej kości. Nie wiedziałem czy to moja, czy to jego, chociaż skrycie liczyłem, że to ja mu złamałem szczękę.
- TY CHUJU, JAK ŚMIESZ TAK MÓWIĆ! I TY MASZ JESZCZE CZELNOŚĆ NAZYWAĆ SIĘ NASZYM PRZYJACIELEM?! NIE MASZ PRAWA MÓWIĆ O JIMINIE W TAKI SPOSÓB, OKAY?! TO TY JESTEŚ ZWYKŁYM ZEREM, TO TY MNIE RANISZ, TO TY ODBIERASZ MI SZCZĘŚCIE, MÓWIĄC O JIMINIE W TEN SPOSÓB! JIMIN NIGDY NIE SPOWODOWAŁ SMUTKU NA MOJEJ TWARZY, NIGDY MNIE NIE ZRANIŁ! TO TEN CHOLERNY LOS I TEN KTOŚ NA GÓRZE, OKAY?! TO PRZEZ NIEGO PŁACZĘ, TO ON MNIE RANI, NIE JIMIN! ŻAŁUJĘ, ŻE DAŁEM CI SZANSĘ, ŻE CI W PEWIEN SPOSÓB WYBACZYŁEM! NIGDY NIE PODCHODŹ DO MNIE, NIGDY NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO JIMINA, ZROZUMIAŁEŚ?! - wywrzeszczałem tak, że poczułem jak zdziera mi się gardło i podszedłem do niego. - PYTAM SIĘ CZY ZROZUMIAŁEŚ! - krzyknąłem w jego kierunku, a on pokiwał głową. - Cieszę się, że się dogadaliśmy - wysyczałem i uderzyłem go z drugiej strony twarzy. - To, żeby równo puchło. - splunąłem na niego, ostatni raz na niego spoglądając. Odwróciłem się do moich przyjaciół, którzy patrzyli na mnie z zszokowanymi minami, ale zignorowałem je i podbiegłem do Jimina. - Kochanie, nie słuchaj go, on nie ma racji, kłamał, rozumiesz mnie? - spytałem się go, a on spojrzał na moje oczy i pokręcił głową, jakby mi nie wierzył. - Skarbie, uwierz mi, nie wierz mu, nigdy mi nie odebrałeś szczęścia, bo jeśli byś to robił, musiałbyś odebrać siebie, co jest niedorzeczne, rozumiesz?
- NIEKŁAM, BŁAGAM CIĘ, CHOĆ RAZ POWIEDZ MI OKRUTNĄ PRAWDĘ PROSTO W OCZY! – krzyknął, cały się trzęsąc z nadal spływającymi po policzkach łzach.- DLACZEGO WSZYSCY MUSZĄ MNIE KŁAMAĆ, CO? JEDNA OSOBA NIE MOŻE MI POWIEDZIEĆ PRAWDY! PARK JIMINE, POSŁUCHAJ, JESTEŚ JEBANYM DUPKIEM, KTÓRY ZABIJE MIŁOŚĆ SWOJEGO NĘDZNEGO, NIC NIE WARTOŚCIOWEGO ŻYCIA! - próbował wstać, ale przez nerwy upadł od raz u na trawię. - Nic nie znaczącego dla nikogo, nawet dla samego siebie - nie wstawał z zimnej ziemi jakby czekając aż śmierć w końcu zabierze go z tego świata... – CZEKAM, KURWA,BIERZ SOBIE MOJĄ DUSZĘ, ODBIERZ MARNE ŻYCIE, ZABIJ MNIE! W KOŃCU WSZYSCY PRZESTANĄ CIERPIEĆ! PO CO CI DALSZE UŚMIERCANIE MNIE TAK WOLNĄ CHOROBĄ JAK PODAJE CI SIĘ NA TACY BY WIĘCEJ OSÓB NIE MUSIAŁO CIERPIEĆ - wydzierał się tak mocno, że wysiadały mu struny głosowe. - ALE NIE! MIMO IŻ MOŻESZ MNIE TERAZ ZABRAĆ TO ZOSTAWISZ BYM UMIERAŁ W DALSZYCH MĘCZARNIACH!
Gdy patrzyłem na tą scenę, każde jego słowo rozrywało moje serce. Mój mózg analizował to co powiedział, w kółko i w kółko. Nawet nie wiedziałem, kiedy z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy. Czułem się jakbym wrósł w ziemię i nie mógł się ruszyć. Moje ciało nagle zrobiło się ciężkie, przez co upadłem na kolana, ale nie straciłem świadomości. Patrzyłem tylko jak mój ukochany cierpi. Nie mogłem nic zrobić. Byłem zszokowany, a poczucie bezradności objęło moje całe ciało. Nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. Po prostu patrzyłem, jakby mnie to nie interesowało. Chociaż wcale tak nie było. Byłem okropnie wściekły na siebie. Na to, że wybaczyłem Hoseokowi. Na to, że pozwoliłem mu powiedzieć tak okropne rzeczy. Mój wzrok upadł na trawę, słyszałem jak przez mgłę co mówili moi przyjaciele.Ciągłe słyszałem te okropne słowa, które mój Jimin wypowiedział.. Czułem się winny każdego jego cierpienia. Czułem się winny za to, że w ogóle mnie poznał. Mogłem nie wprowadzać się tutaj. Mogłem w ogóle się nie urodzić. Mogłem doprowadzić do swojego samobójstwa już o wiele wcześniej przez spotkaniem chłopaków. Nikt by mnie nie opłakiwał. Nikt by nie cierpiał
Perspektywa Jimina:
Chłopacy coś gadali między sobą, ale się tym przestałem przejmować. Znów mogli mi nakłamać i wmówić, że źle myślę, choć wszyscy w około dobrze wiedzieli, iż jest w tym część prawdy. Pomału wstałem i udałem się do dormu. Patrząc tylko na Jungkooka, który padł na kolana. Wbiegłem na górę i od razu wskoczyłem pod prysznic by zmyć z siebie wszystkie słowa, które powiedział mi Hoseok... Niestety nie udało się. Przebrałem się w luźne ubrania i z mokrymi włosami podszedłem do szafy, z której dołu wyciągnąłem cienki koc i jasiek.Zauważyłem, że cała reszta siedzi z herbatami na kanapie i rozmawia o czymś intensywnie z Jungkookiem. Hoseok zamknął się w swoim pokoju... wcale mu się nie dziwiłem. Położyłem wcześniej zabrane z szafy rzeczy przy pierwszym górnym schodku i smętnie zszedłem po schodach do Namjoona by dał mi witaminy, które od razu mi wręczył. Wysypałem sobie trochę na rękę i połknąłem bez wody. Mimo iż nie chciałem tego jeść potrzebowałem chociaż trochę więcej energii. Nie wiedząc co mnie podkusiło, wziąłem jeden album ze zdjęciami i udałem się do jadalni by oszczędzić sobie pytań ze strony przyjaciół.
Oglądałem dość długi czas zdjęcia i wyciągnąłem te, na których byłem ja z Jungkookiem. Gdy cały album poprzeglądałem i byłem pewny, że nie ma więcej zdjęć ze mną i moim ukochanym, zabrałem wszystkie i odłożyłem album do salonu na jego miejsce. Chłopaki już udali się do swoich pokoi. W salonie został tylko Jungkook, a ja widząc narzeczonego zacisnąłem mocniej zdjęcia w swojej prawej ręce. Światła były wyłączone. Na całym dolnym piętrze jedynym źródłem jasności była ledwo świecąca mała lampa. Usiadłem koło, Kooka i jeszcze raz poprzeglądałem zdjęcia trzymane w dłoni.
- Wiem,że cierpiałeś widząc mnie w tym stanie, ale nie mogę dalej żyć w kłamstwach... Pragnę tylko byście powiedzieli mi w końcu prawdę. To tak wiele? - spytałem, nawet nie patrząc na postać chłopaka, wolałem na ta chwilę zastanowić się co zrobię ze zdjęciami.
- Naprawdę pomyślałeś, że byłbym w stanie kiedykolwiek cię okłamać? Naprawdę wolałeś uwierzyć.. - przerwał, kręcąc głową. - jemu niż mnie? Człowiekowi, który oddałby życie za twoje szczęście? - spojrzał się na mnie załzawionym wzrokiem. - Nigdy mnie nie zraniłeś. Nigdy nie zmieniłeś mojego uśmiechu w łzy smutku. Nigdy nie spowodowałeś, że czułem się zniszczony. To właśnie ty mi pomogłeś odbudować siebie i nauczyłeś mnie żyć pełnią szczęścia oraz radości. Nie mam pojęcia, czemu w to zwątpiłeś - westchnął ciężko. - Najwyraźniej mi nie ufasz i nie wierzysz.. - stwierdził cicho.
- Jungkook,kochasz mnie, miłość może cię zaślepiać i dawać złudne myśl, o tym że nigdy nie udało mi się cię zranić. Wiem, że to zdarzyło się wiele razy, bo ja nie potrafię nie ranić... Chociażbyś zaprzeczał, raniłem cię zanim stałeś się najważniejsza osobą w moim życiu... Tu nie chodzi mi o niewiarę czy nieufność... Myślę, że nie chcesz po prostu mnie ranić. - wytłumaczyłem beznamiętnie.
- Tylko widzisz, Jimin... Może jestem zaślepiony miłością, ale umiem odróżniać ból od innych emocji, bo zanim was poznałem, doświadczałem go zbyt często - uśmiechnął się smutno do siebie, a kolejna samotna łza spłynęła po jego policzku. - Odkąd się poznaliśmy, nie zaznałem już takiego cierpienia i nikt mnie nie zranił tak jak sprzed poznania was. Dlatego mówię ci, że nie zraniłeś mnie, bo według mnie tego nie zrobiłeś. Moje doświadczenia pozwalają mi tak twierdzić. Wiem przez co przeszedłem, zdaje sobie z tego sprawę. Twoje "zranienia" mnie to jest nic. Uznaję to za nic. Bo to jest nic. Według ciebie, robiłeś coś okropnego. Niszczyłeś mnie, zabierałeś uśmiech z mojej twarzy. To nie jest prawda. To ja siebie niszczyłem. To ja ściągałem uśmiech z mojej twarzy. Nie ty. A to, że cię nie chcę ranić to jest stwierdzenie, którego powinieneś być pewny, bo nigdy nie chciałem nikogo ranić. Nie jestem w stanie kogoś zranić, skoro wiem jaki to jest ból. Przeszedłem przez niego i jestem z tego dumny. Od dobrych czterech lat, odkąd tu mieszkam, nie zaznałem tego bólu. Nie poczułem go. - jego głos się załamał. - I czuję jednak, że mi nie wierzysz. Nie ufasz mi w tej kwestii. Myślisz, że cię kłamię. Myślisz, że cię oszukuję. To jest smutne bo myślałem, że jednak jest na odwrót. Dałeś mi dzisiaj dowód tego, że mi nie wierzysz i nie ufasz.
- Ja wiem, jestem beznadziejny. Jak mogę jedyną miłość swojego życia, oskarżać o to, że mnie okłamuje... Tylko nie wiem czy nie robisz tego by mnie nie zranić, Jungkook. Powiedz mi prosto w oczy, że niczego przede mną nie ukrywasz i mówisz samą prawdę. Powiedz, że nigdy nie zraniłem cię i zrobię to dopiero, gdy odejdę z tego świata – wyszeptałem,odwracając jego twarz wprost by patrzyła na moją i spojrzałem mu głęboko w oczy chcąc zobaczyć jego duszę, co było niestety niemożliwe.- Powiedz, że mnie kochasz i mimo tego,byś powiedział mi tak okrutną prawdę, patrząc mi w oczy. Wtedy zaufam ci bezgranicznie i na wieki, będę ci wierzył i stał za tobą murem... Wystarczy mi tylko, żebyś przyznał to patrząc mi w oczy, za którymi gdzieś głęboko ukrywa się moja dusza, którą kochasz... - zbliżyłem się do niego. - A obiecam ci, że już się nie złamię tak jak dzisiaj... i będziemy ze sobą szczęśliwi do mojego ostatniego tchu, który powierzyłem tobie, bo cię kocham. Czy gdybym ci nie ufał, ofiarowałbym ci decyzję o tym kiedy i w jaki sposób umrę? Powierzyłbym Tobie własne życie?
- Niczego przed tobą nie ukrywam, nie ukrywałem i ukrywać nie będę. Nigdy nie zraniłeś mnie i zrobisz to dopiero, kiedy odejdziesz. Jedyną okrutną prawdą jest to, że kocham cię tak cholernie mocno, że wskoczyłbym za ciebie w ogień i poświęciłbym siebie oraz wszystko inne, bylebyś był szczęśliwy - powiedział to wszystko na jednym wdechu, patrząc w moje oczy. - Wątpię, że powierzyłbyś mi swoje życie, gdybyś mi nie ufał. To byłoby bardzo głupie z twojej strony - stwierdził i uśmiechnął się, łapiąc mnie za dłoń, którą trzymałem jego twarz.
- W takim razie już nigdy nie zwątpię w twoje słowa. Od teraz będę ci wierzył w każde choćby najmniej prawdopodobne słowo i zdanie. Od teraz będziemy się cholernie mocno kochać i bezgranicznie sobie ufać, nawet gdyby od tego zależały nasze życia. Nie chcę umrzeć mając w głowie tylko moje nagłe wybuchy rozpaczy i nienawiści. Chce pamiętać tylko takie wieczory jak ten czy dwa tygodnie temu by na obrzeżach śmierci widzieć twoją szczęśliwą twarzyczkę z oczami, które bez żadnych słów mówią mi "Kocham Cię". Jak to powiedziałeś dwa tygodnie temu Jinowi... połowa twojego serca jest we mnie, a moja jest w tobie, lecz zanim odejdę oddam ci twoją własność jak będziesz chciał sam zabierając moją bylebyś był szczęśliwy - patrzyłem z powagą w jego węgielki, które były we mnie wpatrzone z ogromną miłością.
Uśmiechnął się szeroko na moje słowa i przytulił mnie tak mocno, jakby zależało od tego jego życie.
- Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię tak bardzo.. - mruknął w moją szyję. - Nie wierzę w swoje szczęście, naprawdę...
- Też bardzo mocno ciebie kocham... Nawet nie masz pojęcia jak bardzo - przytuliłem go równie mocno jak on mnie. - Pamiętaj o mnie zawsze, dobrze?Niech te wspomnienia będą wywoływały u ciebie uśmiech, zamiast rozpaczy... - pocałowałem jego kark.
- Nigdy nie będę w stanie o tobie zapomnieć. Nie potrafiłbym, a nawet nie chcę, a wspomnienia o tobie będą wywoływały u mnie jedynie uśmiech - wtulił się we mnie jeszcze mocniej. - Dziękuję za to, że byłeś w stanie mnie pokochać i kochać aż do tej pory, dziękuję, Jiminnie..
- Nie musisz mi dziękować to był, jest i będzie dla mnie sam zaszczyt. Dałeś mojemu istnieniu w końcu poprawną definicję, której nie chce zmieniać. Moja miłość do ciebie jest nieśmiertelna ... - pogłaskałem jego głowę, całując skroń
- Moja też - pocałował mnie krótko w szyję. - Mógłbym ciągle mówić do ciebie te dwa piękne słowa, bo tylko na to zasługujesz, kochanie.. Ale nie chcę, żeby straciły one na swojej wartości
- Dla mnie zawsze będą najcenniejszymi wyrazami jakie kiedykolwiek usłyszałem z twych ust. Nie ważne ile razy będziesz to powtarzał nigdy nie będę miał ich dość, bo to od tych dwóch pięknych słów wszystko się zaczęło, skarbie - nadal głaskałem jego głowę.
Narzeczony odsunął się ode mnie i spojrzał ponownie głęboko w moje oczy, po czym przywarł swoimi ustami do tych moich. Włożył w ten pocałunek wszystkie emocje,które kłębiły się w jego umyśle przez cały dzisiejszy dzień. Tęsknotę, miłość oraz troskę. Nie czekając ani chwili dłużej oddałem pocałunek, w którym można było wyczuć wiele emocji. Starałem się dawać jak najwięcej miłości i tęsknoty, ale dało też się gdzieś tam daleko w tyle wyczuć cierpienie i ból. Mimo tego starałem się o tym nie myśleć i skupić na górujących emocjach. Młodszy mierzwił moje włosy, masując skórę mojej głowy, a ja złapałem go w tali i przysunąłem tak by nie było ani małej szpary odstępu od naszych ciał. Przejechałem lekko językiem po dolnej wardze młodszego, prosząc o zaproszenie do jego jamy ustnej. Gdy otworzył lekko usta zacząłem penetrację miejsca, które znałem już na pamięć, po czym zacząłem tańczyć balladę z jego językiem. Złapałem wolną ręką twarz ukochanego by nie odsuwał się ode mnie, chociaż sam pewnie nie chciał przerywać tego cudownego pocałunku. Starałem się zapamiętać smak jego ust, w których aktualnie dało się wyczuć aromat miętowej herbaty, którą pił niedawno i miękkość jego warg, które były lekko nasączone słonymi łzami.Gdy w końcu zabrakło nam tlenu, więc oderwaliśmy się od siebie niechętnie ciężko wdychając powietrze, ale nie odsuwając od siebie naszych ciał. Młodszy po chwili położył swoją głowę na moim ramieniu mocno się w nie wtulając. Ja za to ułożyłem swoją głowę do tej należącej do niego i mocno wtuliłem w siebie młodszego, nie chcąc już nigdy by wydostał się choćby na chwilę z moich objęć.
- Chodźmy już spać, co? - wydyszał cicho. - Powinniśmy odpocząć, to był długi dzień - mruknął, poprawiając moje włosy.
- Ja chciałbym jeszcze pooglądać telewizję, ale ty idź już spać. Jutro masz ważny trening - pocałowałem go w czoło. - Dołączę do ciebie później.
- Okay - powiedział cicho, wstając. - Pójdę się jeszcze umyć, a potem spać. Tylko nie siedź za długo, skarbie - zaśmiał się cicho, całując mnie jeszcze szybko w usta. - Dobranoc - uśmiechnął się do mnie ostatni raz i ruszył biegiem na górę.
Kiedy usłyszałem trzask drzwi, ruszyłem wstałem na chwilę, chcąc pójść po jasiek i koc, które zostawiłem na górze schodów. Gdy wróciłem okryłem się materiałem, ponieważ w pomieszczeniu było dość zimno i ponownie wziąłem zdjęcia do ręki, wyciągnąłem z nich jedno z moich ulubionych, które zrobił Jin, gdy Kookie przewrócił się na mnie w zeszłą zimę na śniegu i korzystając z okazji złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, który odwzajemnił. Położyłem zdjęcie wraz z paroma inny mi przedstawiającymi naszą dwójkę pod kanapę i ułożyłem się wygodnie zgłaszając lampkę i skupiając swój wzrok na ekranie telewizora. Niestety byłem tak zmęczony tamtejszym dniem, że po chwili usnąłem na kanapie nie mając siły się podnieść do sypialni...
---------------------------------------------------
No cześć ^^ Jak wam mija dzień? xDDD
Mam nadzieję, że rozdzialik się podobał i wybaczycie, że wczoraj się nie pojawił ;--;
Kocham was <3
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro