~ 47 ~
Perspektywa Namjoona:
Kiedy wszedłem do domu, minąłem się razem z Sugą, który miał podejrzanie szeroki uśmiech. Wzruszyłem ramionami na to "spotkanie" i zdjąłem kurtkę oraz buty. Wszedłem do salonu, gdzie siedział Jimin oraz usiadłem koło niego.
- Czy Yoongi coś ćpał, czy się upił? - spytałem, a on na mnie spojrzał rozbawiony. - Nieważne, co tam u ciebie?
- Ma dobry humor, bo jego nowa miłość mi przygadała - zaśmiał się lekko.
- Coo?- zdziwiłem się. - Przesłyszałem się? Czy po prostu rozmawiamy o innym Yoongim, którego nie znam?
- Spodobała mu się taka jedna w samolocie igdy zagadał to dała mu kosza tekstem takim jakie on czasem używa. No i okazało się, że ta dziewczyna jest jak jego bliźniaczka z charakteru to chłopak się wciągnął i zakochał, przyjacielu - wytłumaczył sytuację.
- Aż mi się wierzyć nie chcę, że ten dupek znalazł sobie kogoś, ta dziewczyna musi być szalona - zaśmiałem się głośno. - A u ciebie jak?
- Po staremu, ale zrozumiałem, że nie mogę ciągle odrzucać Kooka i prosić się by mnie znienawidził, bo i tak tego nie zrobi. Do tego przez wczorajszą akcję, rozchorował się - przetarł twarz dłońmi, a uśmiech zszedł mu z twarzy. - Dawno nie gadaliśmy, nie licząc ostatniej kłótni. Jak ci się układa z naszą ommą? To dużo ciekawsze niż moje zmartwienia.
- Ugh,to kiepsko - pokręciłem głową na to, że Jungkook się rozchorował. Zawsze łatwo mógł się przeziębić. - Chciałbym zabrać Jina na jakąś randkę, bo ostatnio nie mieliśmy praktycznie czasu dla siebie. Zawsze było coś do zrobienia – westchnąłem. - Mam nadzieję, że coś wymyślę...
- Poczekaj tutaj chwilę... - energia nagle w nim odżyła, więc wstał szybko z kanapy i popędził na górę zaraz wracając z dwoma biletami w dłoni. - Pewien kolega miał u mnie mały dług, a jakoż jego wujek ma pewne układy z managerem Big Bang, załatwił mi dwa bilety na ich koncert. Z tego co wiesz, ja i Kookie już na jednym byliśmy, a koncert jest za tydzień i młody będzie w szkole, dlatego bilety by przepadły więc... - wręczył mi dwa papierki.
- Wiesz,że nie musisz mi tego dawać? - spojrzałem na niego niepewnie, a on kiwnął głową na bilety, wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. Westchnąłem, kręcąc głową i wziąłem te bilety do ręki. Wstałem oraz przytuliłem chłopaka. - Dzięki, młody. Nie wiem jak ci dziękować...
- W razie gdybym... no wiesz... nie zostawicie Jungkooka samego - westchnął, oddając uścisk.
- Niemów nic, wiemy i zrobimy wszystko co w naszej mocy - ścisnąłem go mocniej. - Dobra,koniec tych czułości. Jestem głodny, pójdę sobie coś zrobić jeść - powiedziałem i odsunąłem się od niego, a następnie poszedłem do kuchni, żeby coś sobie zrobić. - Oby to się nie skończyło rozwaloną kuchnią – pomyślałem.
Perspektywa Jimina:
- Okay, już dwoje. - pomyślałem, a następnie chciałem znów wrócić na kanapę, ale przypomniałem sobie o Tae. Niby wczoraj dałem mu trochę rad, ale co mi szkodziło trochę z nim pobyć. Udałem się do pokoju przyjaciela, który grał na komputerze w jakąś grę wideo ze słuchawkami w uszach. Podszedłem do niego na palcach i wystraszyłem chłopaka, któremu na moment stanęło serce.
- Jimin! Kurde... nie strasz, moje serce... DO TEGO IDIOTO GRAŁEM W UNTIL DAWN! - wydarł się na ostatnie zdanie.
- Oj, przepraszam, młody - powiedziałem zaczepnie.
- Jestem młodszy tylko o dwa miesiące, duży... Coś się stało? - zapytał, starając się unormować oddech.
- A czy zawsze musi się coś stać by pogadać z przyjacielem, którego znam od lat szkolnych? - spytałem ironicznie.
- Nie, ale znając ciebie i twoje zwariowane życie to pewnie coś się stało - podsumował wstając od komputera i podchodząc do mnie ze skrzywionymi na piersi rękami. - No więc?
- Jungkookiesię przeziębił, a mi się nudzi, więc pomyślałem, ze może zagramy w coś razem jak za dawnych czasów zanim pewna osóbka tak bardzo wywróciła w moim życiu iż miałem dla ciebie mało czasu - powiedziałem biorąc krzesło od biurka mojego narzeczonego i ustawiając je kolo krzesła Tae. - Ty znajdź jakąś grę i przygotuj pady, a ja pójdę po jakieś przekąski
- Jak sobie, Dżemin, życzy - powiedział wywracając oczami następnie przeszukując wszystkie swoje gry, a ja udałem się do kuchni, w której zastałem Jina gotującego obiad.
- Witam, syneczku. - przywitał się z uśmiechem mimo tego, że dzisiaj już się widzieliśmy.
- Witam kochaną omme - zaśmiałem się lekko. - Mamy jakiś popcorn i cole?
- Druga,górna szuflada od lodówki – powiedział, pochłonięty krojeniem warzyw. - A po co ci to? Przecież nasz malec śpi z gorączką.
- Chciałem trochę czasu pobyć z Tae skoro nadarza się okazja... Jak skończę pójdę obudzić Jungkooka by wziął lekarstwa - wymamrotałem, wyciągając z danej szafki popcorn, następnie wrzucając go do mikrofali.
- Zajmę się Jungkookiem. Nie martw się,Jin zawsze sobie daje radę – powiedział, podnosząc na mnie wzrok i uśmiechając się miło. - Potrzebna ci chwila z naszym kosmitom, który już dawno z tobą nic nie robił – powiedział, znów zajmując się warzywami.
- Jin...słuchaj... chciałbym ci podziękować... - powiedziałem nieśmiało i nerwowo podrapałem się po karku.
- Aza co? - zapytał zdziwiony, spoglądając na mnie.
- Za wszystko... wcale nie musiałeś mnie przyjmować pod swój dach, a później znosić moje liczne wybryki, nie musiałeś mnie pocieszać w wielu momentach i być przy mnie zamiast mojej biologicznej rodziny... gdyby nie ty pewnie wszyscy byśmy się nie znali, nie poznałbym Jungkooka i co się z tym wiąże nie zakochał się... Dzięki tobie oboje znaleźliśmy siebie nawzajem.. Dzięki tobie w końcu zaznałem szczęścia i różnych rodzajów miłości: przyjacielskiej, w jakimś stopniu rodzinnej i prawdziwej, którą darzy mnie z wzajemnością Jungkookie. Dziękuję ci naprawdę za danie mi tych wszystkich darów, przyjacielu... A także dziękuję, że po mojej śmierci obiecałeś uratować życie Jungkooka - uśmiechałem się, mówiąc radosnym i wdzięcznym głosem. - Naprawdę dziękuję omma...
- Nie masz za co mi dziękować... - podszedł do mnie i mocno przytulił. - To zaszczyt mieć w zamian za to wszystko tak oddanego i jedynego w swoim rodzaju przyjaciela - zaczął szlochać. - Więc walcz Jimin, walcz naszym sposobem...
- Odwzajemniłem szybko jego uścisk i trzymałem go w ramionach dopóki się nie uspokoił. Z uśmiechem zabrałem napój i przekąskę, którą wcześniej przesypałem do pojemnej miski i wróciłem na górę.
– JIMIN WRÓCIł, BABE!
- Miło, to gramy w Fifę co ty na to? - zapytał z kwadratowym uśmiechem.
- Miałem nadzieję, że akurat wybierzesz tę grę - odwzajemniłem uśmiech.
***
- ZNÓW WYGRAŁEM! - krzyknął z pretensjami, gdy wygrał szósty raz z rzędu. - PRZYZNAJ ROBISZ TO SPECJALNIE?!
- Wcale,że nie... po prostu jesteś lepszy... - powiedziałem z rękami uniesionymi w geście obronnym.
- Ta, jasne, przecież zawsze wygrywałeś ze mną w każdą możliwą grę - naburmuszył się.
- Ale teraz ty będziesz wygrywał, Tae - westchnąłem, a on spojrzał na mnie nie zrozumiałą miną. - Gdy ja zniknę, staraj się wygrywać już zawsze, bo wiem, że kochasz wygrywać... Wygraj grę zwaną życiem, nie bój się podejmowania decyzji, ale zawsze przemyśl wszystkie opcje. W miłości jak sam mi radziłeś nie idź rozsądkiem tylko głosem serca - położyłem swoją dłoń w miejscu gdzie mam serce.- Bądź sobą, zabawnym Alienem, który kocha wygrywać, wszędzie tańczyć , śpiewać, grać w gry wideo i żartować, ale zawsze pamiętaj, że w życiu najważniejsza jest prawdziwa miłość i kiedy już poczułeś, że ją znalazłeś to nigdy nie daj jej odejść... - przez cały czas patrzyłem mu w oczy z pewnością. -Jesteś dla mnie jak brat i nie chce patrzeć na twoje cierpienie za poważne błędy... rób wszystko małymi krokami i zastanawiaj się nad wszystkim trzy razy zanim coś zrobisz.
- Błagam nie mów, że odejdziesz - powiedział ze łzami w oczach. - Bo zawsze zostaniesz w naszych sercach, Dżemin, będziesz obecny mimo wszystko duchem, ale do jasnej anielki postaraj się byś był też obecny ciałem. Obiecuje ci, że będę robił wszystko by wygrać tą ciężką i okrutną grę, ale ty zrób to samo, a jak to ci się nie uda to zaopiekuję się Jungkookiem... Bardziej niż cała reszta - z jego oczu pociekły łzy. - Znamy się od bardzo dawna... jako jedyny wiedziałem o twojej sytuacji rodzinnej, dlatego nie raz ci pomogłem... Jesteśmy przyjaciółmi, najlepszymi... na złe i dobre chwilę... Zrobiliśmy dla siebie wiele rzeczy, Dżemin i jak się postarasz zrobimy jeszcze więcej.... - westchnął przecierając oczy po czym zasalutował mi i wypowiedział pierwsze zdanie naszej przysięgi z dzieciństwa, której używaliśmy ostatni raz w piątej klasie podstawówki. – Jak bracia rodzeni...
- Każdą burzę wspólnie przejdziemy! - dodałem ze łzami w oczach przytulając ponownie Aliena.
Tuliliśmy się jeszcze chwilę po czym postanowiłem wydostać się z uścisku Tae i żegnając się z nim udałem się do salonu, gdzie nie było nikogo. Włączyłem telewizor, a łzy w moich oczach, których wypłynięcie uporczywie wstrzymywałem przy TaeTae, spłynęły po moich policzkach. Pożegnałem na swój sposób się już z czwórką przyjaciół. Został mi wtedy jeszcze tylko Hoseok i Jungkook, ale wiedziałem, że pożegnanie z moim narzeczonym będzie najtrudniejsze, lecz bez pożegnania nie miałem zamiaru odchodzić...
-------------------------------------------------------------------
Jimina pesymizm i upartość wykańczają mnie psychicznie ;---; Was też?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nagrodzicie go gwiazdką ;---;
PS. OKŁADKA "RÓŻOWEJ PATELNI" JAK I RESZTY OPOWIADAŃ ZOSTANIE ZMIENIONA, WIEC ZACHOWAJCIE SPOKÓJ W RAZIE CZEGO XDDD
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro