~ 45 ~ (+18)
W tym samym czasie, gdy Jimin zaczął głośno szlochać na ulicy przed dormem...
Perspektywa Jungkooka:
Nagle usłyszałem głośny krzyk, co mnie przestraszyło. Wstałem, podbiegłem szybko do drzwi, zakładając jeszcze szybciej kurtkę oraz buty i wybiegłem z domu, nie zwracając uwagi na nawoływania chłopaków. Przed nim zauważyłem klęczącego Jimina, który płakał tak głośno, że na pewno usłyszała go połowa okolicy. Olałem deszcz, który padał tak mocno, że byłem pewny swojego przeziębienia. Podbiegłem do niego i zgarnąłem go w ramiona, próbując uspokoić narzeczonego. - Kochanie, skarbie, uspokój się, proszę... Marcheweczko, moja, proszę.. - szeptałem mu do ucha spokojnym głosem. W środku buzowały we mnie potężne emocje. Patrząc na cierpienie mojego ukochanego, pocałowałem go mocno. Wlałem w ten pocałunek wszystko. Zmartwienie, ból, miłość, dosłownie wszystko. Ten oddał od razu pocałunek, który miał równe mocne emocje. Po dłuższej chwili, oderwaliśmy się od siebie i spojrzałem mu głęboko w oczy. - Jiminnie, proszę, chodźmy do domu...
- Nie, wolę zostać tutaj i nadal cierpieć w samotności - wychlipał. - Najchętniej wsiadłbym w pierwszy lepszy samolot i was opuścił. Zmarłbym w jakimś obcym kraju, gdzie nikt by mnie nie znał i nikt by się mną nie przejął...- wyznał, wybuchając znów szlochem. - Daj-dajcie mi po-po-prostu odej-odejść...
- Nie zrobisz tego, nie pozwolę ci odejść, rozumiesz, Jimin? - mruknąłem. - Kiedy ty cierpisz, cierpię i ja. Pocierpmy razem, zawsze to lepiej niż samemu - zaśmiałem się ponuro. - ChimChim, ja.. Nie zostawię cię, nie licz na to. Zawsze będę przy tobie, nieważne w jakich okolicznościach. Zawsze będę. Bez względu na wszystko. Kocham Cię do cholery! Kocham Park Jimina! Kocham tą rudą marchewkę, która już nie jest ruda! Ludzie! Słyszycie! KOCHAM PARK JIMINA, CZŁOWIEKA, KTÓRA POMÓGŁ MI UWIERZYĆ W TO, ŻE JEDNAK SZCZĘŚCIE ISTNIEJE! - chociaż wiedziałem, że tak mocne wydarcie się grozi mi chorobą, nie przejmowałem się tym, tylko zrobiłem to. Najważniejszy był dla mnie Jimin i jego szczęście. - Kocham cię, ty zidiociały gamoniu. Nie rób mi już tego, proszę.
- Słyszałem co mówiłeś, Jungkookie... - powiedział trochę uspokojony, nadal klęcząc na ulicy. - Dałem ci szczęście, a niedługo je odbiorę... Mam ciebie błagać na kolanach byś mnie znienawidził, bo ta opcja mojej śmierci jest dla nas obu sprzyjająca - spytał wtulony w moją szyję.
- Nie znienawidzę cię, Jimin. Skoro słyszałeś to co mówiłem, wiesz, że nigdy cię nie znienawidzę i zawsze będę kochać. Pomogłeś mi wyjść na ludzi. Nie błagaj mnie, bo i tak tego nie zrobię. Jesteś wrogiem tylko mojego rozsądku, bo przy tobie oszaleć można - zaśmiałem się sztywno. - Kocham Cię, Jimin. To nigdy się nie zmieni, więc nawet nie próbuj tego zmieniać, bo twoje starania spełzną na niczym. Daj mi cię kochać, proszę - jęknąłem zdesperowany.
- Kochanie mnie wiąże się z cierpieniem, Jungkook - wyszeptał w moją szyję. - Wiem to, bo mój ojciec też mnie kochał, matka z resztą też... I spójrz jak to się dla nich skończyło... Jestem katastrofą, którą jak się pokocha potrafi ciągle ranić...
- Kochanie Ciebie to jest największa przyjemność. Daj mi ten zaszczyt. Nie jesteś katastrofą. Pokazałeś mi jak to jest kogoś pokochać mocno i najprawdziwiej na świecie oraz pokazałeś mi jak to jest być kochanym przez osobę na której ci zależy tak mocno, że byłbyś w stanie oddać wszystko za jej szczęście. To jest największy przywilej, jaki spotkał mnie w życiu. Jestem ci tak cholernie za to wdzięczny. Nie wiem jak miałbym ci wynagrodzić, to co zrobiłeś dla mnie w życiu. Stałem się dzięki tobie pewny siebie, radosny i szczęśliwy. Uwierz w to, że ty jako jedyny potrafisz wywołać u mnie uśmiech, nawet w najgorszej sytuacji, Jiminnie. Kocham cię, daj mi to robić dalej.
- Zawsze będziesz miał prawo mnie kochać, Jungkookie, ale wiedz, że jak... jak odejdę - przełknął głośno ślinę. - Będziesz cierpiał bardziej niż kto inny, a jak to powiedziałeś, gdy ty cierpisz cierpię i ja, a ty nie lubisz mojego cierpienia, prawda? Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w całym życiu, kochanie. Więc wiedząc o tym, że zabijam ciebie razem zemną doprowadza mnie do szaleństwa i nie wiem co zrobić byś zmienił zdanie albo chociaż postarał się je zmienić... żebyś spróbował chociaż trochę pożyć beze mnie... Bo jak mam walczyć na wasz sposób wiedząc, że sprawisz mi przyjemność odchodząc razem ze mną, co? - objaśnił trafnie. - Więc jestem za tym byśmy poszli na ugodę...
- Zrobię wszystko... Dla nas. - wyszeptałem cicho.
- Ja zgłoszę się do szpitala i zgodzę się na tę pieprzoną operację mózgu, ale w zamian ty masz mi obiecać, że w razie mojej śmierci zostaniesz na tym świecie, żywy i starał się żyć beze mnie, do dnia, w którym los sam cię uśmierci - mówił to pewnie patrząc mi w oczy.
Na krótką chwilę poczułem, że serce mi stanęło oraz zakręciło mi się w głowie, ale nie dałem sobie tego poznać
- Jimin, j-ja.. nie wiem.. - wtuliłem się mocniej. - A jak ty umrzesz? Będę sam.. Ja naprawdę nie wiem.. Daj mi to przemyśleć, to trudne..
- Masz tyle czasu ile tylko chcesz, kochanie, bo dla mnie to jest obojętne – pewnie wyczuł moje skołowanie w tej całej sytuacji, ponieważ tym razem to on stał się oazą spokoju, która kołysała mnie w swoich ramionach, głaszcząc delikatnie pogłowie.
- Chodźmy już do domu, skarbie, proszę - mruknąłem zmęczony całą tą sytuacją. - Chcę się poprzytulać i spędzić trochę z tobą czasu..
- Dobrze... - odpowiedział i wstałem puszczając mnie z objęć, a następnie pomagając mi wstać i załapał mnie za rękę.
Weszliśmy do domu przepuszczeni przez resztę. Od razu udaliśmy się na górę przebierając w suche ciuchy i następnie kładąc się obok siebie, przy zapalonych lampkach. Wtuliłem się mocno w ukochanego, jakbym bał się, że mi ucieknie, a on wcale nie byłem lepszy.
- Wiem, że stawiając ci taki warunek ranię cię, ale muszę to zrobić, bo dla mnie ważniejsze niż moje życie jest tylko twoje, które w razie czego obiecuję chronić i akceptować każdy twój wybór, nawet taki, który by mnie za życia zranił... - pocałował czubek mojej głowy, a jedna z jego łez, która kapnęła na moją twarz, dała mi znać, że dzisiaj mój ukochany już zburzył tamę jaka trzymała jego emocje w ryzach.
- Jimin, proszę, tylko nie płacz. Nie ranisz mnie tym warunkiem. Tylko po prostu najzwyczajniej w świecie, nie wiem co zrobić. Myślę, że jesteś w stanie zrozumieć to, że chcę to przemyśleć - mruknąłem w jego bluzkę. - Jeszcze niedawno coś sobie obiecałem, dlatego jestem skołowany tą sytuacją i nie wiem co zrobić - powiedziałem niepewnie.
- Dziękuję ci, króliczku... Kocham cię i chciałbym, abyś o tym zawsze pamiętał, dobrze? - zapytał bardzo cicho.
- Nie zapomnę o tym, nigdy. Nie potrafiłbym i nawet nie chcę o tym zapomnieć. Chcę pamiętać o tym, że zawsze byłeś mój, a ja zawsze BĘDĘ twój. Nie zapomnij o tym oraz o tym, że kocham cię najmocniej na świecie - szepnąłem, spoglądając w jego oczy z miłością.
- Jesteś moją pierwszą i ostatnią miłością, Jungkookie. Dlatego zawsze pamiętaj, że choćby świat miał się rozsypać w drobny mak poprzez wybuchy wulkanów, gigantyczne fale tsunami , trzęsienia ziemi czy wielkie tornada i trąby powietrzne... Zawsze moja miłość będzie tak samo mocna jak w tej chwili. Nigdy nie minie. Jesteś sam w sobie dla mnie miłością i jedyną jej odmianą w słowniku. Moja miłość jest nie rozerwalna i bez gwarancji. Jesteś na nią wiecznie skazany. I nie ważne czy by ktoś ci kiedyś powiedział inaczej to wiedz, że ta osoba kłamie, bo gdybyś nie był dla mnie ważny nie nosiłbyś teraz na ręce pierścionka zaręczynowego - pocałował lekko moje usta.
- Dziękuję ci - mruknąłem, wtulając się mocniej w Jimina. - Za wszystko.
- To chyba ja ci powinienem podziękować za uratowanie mnie. Bez ciebie... bez ciebie moje życie było by bezbarwne i ponure.Nadałeś jemu żywszych, tęczowych barw. Dzięki tobie umieram szczęśliwy i otoczony miłością - przytulił mnie dużo mocniej.- Dziękuję ci, skarbie, za podarowanie mi tego daru zwanego potocznie, prawdziwą miłością... – dodał, mrucząc ciepło do mojego ucha.
- To jest niesamowite, jak wielka może być miłość, nie sądzisz? - spytałem, łapiąc go za rękę. - Kocham cię tak mocno i szalenie, że czasami się zastanawiam czy nie jestem chory, czy coś - zaśmiałem się lekko.
- Życie jest dla nas strasznie niesprawiedliwe, nie sądzisz? - westchnął. - Darzymy się, tak wielką i wspaniałą miłością, a ktoś próbuje nam siebie nawzajem odebrać... Nie powinno tak być... i to jeszcze zanim przypieczętowaliśmy tą miłość małżeństwem... - zaśmiał się tępo.
- Myśl na razie nad dzisiaj, nie myśl nad jutrem czy nad tym co się będzie działo za kilka miesięcy, nie warto się zamartwiać. Cieszmy się dzisiaj, cieszmy się sobą. Zróbmy coś, żeby nie myśleć o tym. Powspominajmy - zaproponowałem mu z uśmiechem.
- To może ja zacznę. - westchnął, poluźniając nieco uścisk. - Jak już zmieniłem do ciebie podejście i można powiedzieć zakochałem się w tobie, to gdy chciałem ci to wyznać zauważyłem jak dobrze się bawisz z Hoseokiem. Widziałem jak bardzo jesteście ze sobą blisko, więc wziąłem go na krótką pogawędkę. Powiedział mi, że się w tobie chyba zakochał i nie jest pewny czy odwzajemniasz to uczucie, więc poczułem się na przegranej pozycji, bo naprawdę się razem świetnie dogadywaliście, a ja byłem do niedawna twoim koszmarem nocnym, dlatego wstrzymałem się z wyjawieniem ci swoich uczuć. Ty wtedy już spałeś, ale ja pamiętam, że żeby zapomnieć o bólu, dość dużo wypiłem i wziąłem ulubiony różowy fartuszek Jina , po czym na niego zwymiotowałem. A na drugi dzień, gdy Jin był na mnie nieźle wkurzony za brak szacunku do jego ukochanego fartuszka to ty, który jako jedyny nie wiedziałeś co się działo poprzedniej nocy i do teraz nie wiedziałeś spytałeś "A dlaczego omma robisz tosty bez fartucha?" I dostałem od niego różową ścierką w łeb za to, że się zaśmiałem i potem za karę nie dość, że musiałem ten fartuszek wyczyścić to jeszcze dosypał mi ostrej papryczki do naleśników i to dlatego nie miałeś mleka do płatków. - zaśmiałem się.
- Matko, pamiętam jak bardzo miałem ochotę na płatki w tamten dzień - zrobiłem smutną minkę, po czym się również zaśmiałem. - Masz szczęście, że nie przyznałeś się do tego, że wypiłeś całe mleko, byłem strasznie marudny w tamtym czasie, huh - uśmiechnąłem się szeroko w jego kierunku. - Pamiętam jeszcze jak pierwszy raz zaproponowałeś mi, żebyśmy obejrzeli wspólnie jakiś film. Na początku myślałem, że chcesz zrobić sobie ze mnie żarty czy coś w tym stylu, ale po tym chodziłem ciągle z uśmiechem na ustach, bo okazał się naprawdę miłym i zabawnym wieczorem. Cieszyłem się jak małe dziecko, że mnie polubiłeś. Yoongi potem się ze mnie śmiał, bo zachowywałem się jakbym coś ćpał, a następnie w kuchni zacząłem do nich piszczeć jak jakaś dziewica i tak dalej...
- Nie dziwię ci się, też bym tak zareagował – odparł rozbawiony. - Ale przyznaję tamten wieczór był moim trzecim z ulubionych.
- Trzecim? Masz ich więcej? - zapytałem zdziwiony i zaciekawiony. - Opowiesz mi któryś mi z nich? Jeśli nie chcesz, oczywiście nie musisz...
- Jasne, że ci opowiem, ale jak dasz mi tutaj buzi - wskazał palcem na usta.
Zaśmiałem się uroczo, przyciągnąłem jego twarz i pocałowałem go z czułością.
- No więc, drugi ulubiony w kolejności to ten pamiętny wieczór kiedy mi zaufałeś i ukazałeś mi się w całej okazałości, jeżeli wiesz o czy mówię... - poruszał znacząco brwiami. - i spędziliśmy razem pierwszą upojną noc, a pierwszy to ten, w którym zgodziłeś się za mnie wyjść.... - pocałował mój policzek. - A twoje top trzy ulubione wieczory, kochanie? - wymruczał mi do ucha.
- Um, myślę, że pierwszy mamy wspólny, bo wtedy chyba czułem się najlepiej na świecie... Drugi to ten, kiedy zaprosiłeś mnie na naszą pierwszą randkę, czułem się bardzo szczęśliwy, że ktoś wreszcie na mnie spojrzał, jak zawsze chciałem. A trzeci to ten, kiedy przeżyliśmy swój pierwszy raz - zarumieniłem się, odwracając wzrok. - ale na równi też jest ten, kiedy wreszcie mnie polubiłeś.
- No dobra to powiedz mi teraz z kim po raz pierwszy się całowałeś? - zarumieniłem się lekko.
- Bowiesztybyłeśpierwszy. - oznajmiłem bardzo szybko, ukrywając twarz w jego koszulce.
- Jungkookie, jak masz zamiar mówić do mnie tak szybko to pamiętaj o późniejszym powtórzeniu wolniej więc ,kwiatuszku powiedz jeszcze raz, pomalutku - powiedział, głaszcząc mnie uspokajająco po głowie.
- Byłeś pierwszy... - wypowiedziałem wolniej, biorąc wcześniej głęboki wdech.
- Żartujesz? - zapytał, patrząc na mnie z wielkim zdziwieniem.
- Chciałbym chyba żartować.. - spojrzałem niepewnie na niego kątem oka.
- Pierwszy pocałunek skradłem ci ja... Nie no zaraz zemdleje - powiedział, przecierając twarz dłonią.
- To takie zawstydzające, Jezu.. I okropne jednocześnie.. Zaraz się chyba spale ze wstydu, nie wiem po co ci to mówiłem, zapomnij najlepiej o tym - westchnąłem, odwracając wzrok.
- Mam pretensje do siebie Jungkookie... - wyznał pod wpływem szoku.
- C-co?Dlaczego? - spojrzałem na niego zszokowany.
- Bo mogłem... jakoś...lepiej no.... i bardziej...na.. serio to brać i... dać Ci lepsze wrażenia! - wytłumaczył z ciągłymi przerwami. - To ja jestem żałosny... Dostałem od życia nienaruszonego króliczka i nie wiedziałem o tym... ale teraz wiem, że jesteś tylko mój i ... jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy...
- Cieszę się, że udało mi się pozostać "nienaruszonym" do momentu naszych pierwszych razów, że tak to nazwę - zmarszczyłem brwi na określenie, które powiedziałem. - Jestem szczęśliwy, że przeżyłem je z tobą, chociaż nie wiem czy nie powinienem się obrazić skoro nie brałeś naszego pierwszego pocałunku na serio - spojrzałem się na niego z udawaną obrazą i zaśmiałem się lekko.
- Nie o to mi chodziło, skarbeńku... Bardziej brać na serio to, że trochę niepewnie się całowałeś... myślałem, że... że może nie byłeś pewny tego pocałunku.
- Niepewnie się całowałem tylko z jednego powodu, który właśnie poznałeś - mruknąłem, wtulając się w jego ciało. - Byłem skołowany i bałem, że ci się nie spodoba.. Wiem, to głupie, ale naprawdę mi się podobałeś, ugh..
- Nawet nie wiesz jaką ulgę mi tym sprawiłeś - zaśmiał się lekko. - Ale nie powiem praktyka na serio czyni mistrza, bo teraz całujesz o niebo lepiej - powiedział zasysając się na mojej szyi po czym mnie puścił i położył się na swoją połowę łóżka zgłaszając z tamtej strony lampkę.
- Nadal okropnie całuje, Jiminnie... Mówisz tak tylko, żebym już nie był skrępowany.. - też położyłem się, ale po swojej stronie i też zgasiłem z tamtej strony lampkę. Przytuliłem się do jego torsu, a on mnie objął ramionami.
- Jak tak uważasz, to możemy potrenować. - zaraz znalazł się nade mną i wpił się namiętnie i czule w moje usta.
- Mhm - mruknąłem w jego usta, oddając od razu pocałunek, obejmując jego szyję. - Z wielką chęcią, skarbie.. Kocham twoje usta - wymruczałem.
Perspektywa Jimina:
- Mmm...– wysapałem, gdy co jakiś czas oddawaliśmy swoje pocałunki, które z każdą chwilą były coraz bardziej zachłanne i namiętne. Kiedy Jungkook zaczął wkładać ręce pod moją koszulkę, badając moje ciało i następnie próbując ją ściągnąć. Chcąc się troszkę z nim podroczyć przerwałem pocałunek i zszedłem z narzeczonego z powrotem kładąc się w poprzednim miejscu. - Dobranoc, kochanie... - powiedziałem z zamkniętymi oczami i westchnąłem cicho... Króliczek był już troszkę podniecony, więc miał mi pewnie za złe, dlatego może zrobić jedną z dwóch opcji... albo obrazi się i pójdzie spać, albo nie da za wygraną i zrobi to samo co wczoraj w wannie...
- Jiminnie, nie rób tego, proszę - wymruczał do mojego ucha, kiedy usiadł na mnie i pochylił się. - Podnieciłeś mnie, nie zostawiaj mnie samego z tym problemem, ładnie proszę - wyszeptał prowokująco. - Nie dam ci tak łatwo i tak czy siak uciec, więc nie masz wyboru..
- Jungkookie,jestem bardzo zmęczony... - wypowiedziałem to lekko otwierając oczy, ale nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu, który się wkradł na moją twarz przez poczynania ukochanego.
- Bardzo ładnie proszę - wymruczał i podgryzł lekko moje ucho. - Zrób to dla swojego króliczka.. - wyszeptał, całując mnie po szyi.
- Ale Jungkookie, przewróciłem się dzisiaj i mam lekko zdarty policzek i nóżkę i troszkę łapki mnie bolą - powiedziałem głosem dziecka, które prosi o lizaczka.
- Może pocałuje? To wtedy przestanie boleć.. Zawsze działało, tym razem, też zadziała.. Skuś się, Jiminnie.. - mruknął, nadal sunąc ustami po szyi.
- Ale króliczek obieca być grzeczny? – spytałem, przeciągając się.
- Będę najgrzeczniejszym króliczkiem na świecie, obiecuję
- I będziesz się słuchał, Jimina? – spytałem, podnosząc się do siadu, tak by Jungkook siedział na mnie okrakiem.
- Będę się słuchał tatusia, obiecuję - wyszeptał do mojego ucha.
- No skoro, mój maluszek obiecuje to żal by było nie skorzystać... -wymamrotałem znów wpijając się w jego usta. szybko pozbyliśmy się swoich ubrań zrzucając je koło łóżka. Położyłem chłopaka na miękkim materacu i się od niego oderwałem co spotkało się z mruknięciem niezadowolenia młodszego. - Spokojnie, maluchu, tatuś musi wziąć swoje zabawki... - powiedziałem po czym wyciągnąłem spod łóżka kajdanki i opaskę na oczy przez co mój ukochany się nieco wystraszył. - Nie bój się, maluchu, to tylko doda dreszczyk emocji i pikanterii...- wymruczałem przykuwając chłopaka do poręczy łóżka następnie zaplątując mu oczy opaską. - Otwórz usteczka Jungkookie trzeba nawilżyć palce... - powiedziałem, a on bez niczego otworzył swoje seksowne wargi i włożyłem mu trzy palce jednej ręki do ust, które bardzo dobrze swoją śliną, po czym rozciągnąłem go. - A teraz kochanie pora na główną atrakcje dzisiejszego wieczoru.. - wymruczałem, znów wpijając się w jego usta. Ostrożnie wszedłem w chłopaka, coraz szybciej się w nim poruszając, następnie wziąłem do ręki długość narzeczonego zaczynając poruszać kończyną. Gdy obaj doszliśmy opadłem zmęczony obok ukochanego całując go w czoło. - Grzeczny króliczek... Teraz Jiminnie cię rozkuje i pójdziemy się jeszcze raz umyć, dobrze? - spytałem, a chłopak tylko pokiwał zmęczony lekko głową na znak zgody. Szybko rozplątałem młodszego i półprzytomnego zaniosłem do wanny, do której nalałem ciepłej wody i wraz z ukochanym się w niej znaleźliśmy. Nawzajem umyliśmy swoje nagrzane ciała, nie zapominając o pocałunkach i całowaniu po szyjach czy swoich fetyszach. Wyczyszczeni wróciliśmy do łóżka i po chwili oddaliśmy się do krainy snów tuląc siebie mocno.
------------------------------------------------------------
Nowy rozdzialik ze... chyba wszystko tutaj było xDDD
Mam nadzieję, ze chociaż minimalnie się komuś podobał i nagrodzicie go gwiazdką czy komentarzem ;---;
Jak coś wyszło 3000 słów ;-;
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro