Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 43 ~

Perspektywa Jina:


- No i jak tu z nim wytrzymać... – mruknąłem sam do siebie, wracając do salonu.

- Słuchajcie, on ma w pewnym sensie racje.. Nie możemy go traktować jakby miał trzy lata. Wiem, że to niebezpieczne w jego stanie, ale nie możemy go zamykać w domu – nagle znikąd usłyszałem złamany głos Jungkooka, który zaraz z Taehyungiem znalazł się w pomieszczeniu.

- I mówi to chłopak, który nie chciał wychodzić ze szpitala choćby na lunch - powiedziałem zrezygnowany. - A Jimin nie jest w najlepszym stanie psychicznym Jungkook. Widziałeś co stało się wczoraj... ta akcja przez którą zemdlałeś

- On się nie zabiję, Jin. Jego życie w tym momencie zależy ode mnie. On się nie zabiję, jeśli ja żyję - szepnął, kręcąc głową.

- On już umiera, Jungkook, a ty nadal żyjesz. Jak będzie ciągle się zadręczał myślą, że go przez to znienawidzisz, to w końcu się zabiję.. - powiedziałem słabo.- Od kiedy jest z tobą ani razu nie wychodził z dormu bez ciebie, Kookie, ale od kiedy ma raka robi to coraz częściej. Ważne jest dla niego by być sam i zadręczać się w samotności, a gdy wróci udawać przed nami szczęśliwego i nie przejmującego się chorobą, jakby jej nie miał chociaż on zdaje sobie z tego sprawę bardziej niż każdy z nas razem wziętych...

Mówiłem prawdę. Nie miałem zamiaru okłamywać najmłodszego z nas, ponieważ on jeszcze poznawał Jimina. My za to znaliśmy go dłużej, dlatego wiedzieliśmy co robi, byśmy się nie martwili. Jimin miał swoje zasady i my nie umieliśmy ich zmienić.

- Jin, nieważne co powiecie, ale ja umieram razem z nim. Wiem, że mogę na was liczyć, mam u was wsparcie, ale nie dam rady bez niego. Jimin robi wszystko, żebym go znienawidził.. Żebym nie musiał cierpieć po jego – przełknął ciężko ślinę. - śmierci. Tylko on nie zdaje sobie sprawy z tego, że nawet jeśli będzie mnie ranił, ja wiem, że on to robi, żebym nie cierpiał. Staram się zapełnić jego myśli pozytywnymi rzeczami i wspomnieniami, ale kiedy mnie przy nim nie ma, nie wiem co robi, ani o czym myśli. To jest dołujące, Jin hyung. Chcę mu pomóc, chociaż tak naprawdę większość zależy od niego. To od niego zależy, czy ja będę szczęśliwy następnego dnia, następnej minuty czy godziny. To od niego zależy, czy uśmiechnę się teraz czy dopiero za dwa dni. To od niego zależy, czy będziemy szczęśliwi. I co najważniejsze, od niego zależy, czy nadal będziemy istnieć. Czy nadal będziemy żyć. Ja wierzę w to, że będziemy, ale co moja wiara może, jeśli moje życie zależy od tego, czy on będzie żył, a on już się poddał? Pogodził się ze swoją śmiercią i nieświadomie z moją. Obiecałem wam, że się zabiję jak on umrze. Nigdy nie złamałem obietnicy danej sobie i innym. To już o czymś świadczy. - starał się za całej siły nie krzyknąć. - Ja się nie boję swojej śmierci. Nie, nie boję się, bo wiem, że kiedyś w końcu trzeba będzie umrzeć. Nie muszę umrzeć ze swojej ręki, mogę umrzeć przez wypadek, ktoś może będzie chciał mnie zabić i w końcu to zrobi. Umrze każdy z nas, ale kiedy to zależy tylko od nas, lub od tego kogoś z góry.


- Więc pogodziłeś się z tym, że Jimin umiera? Pogodziłeś się, że za chwilę go nie będzie bo postanowił umrzeć w męczarniach? Nie boisz się jego śmierci ani trochę? Jimin robi wszystko byś nadal żył, Jungkookie, stara zapewnić ci świadomość, że gdy go zabraknie masz jeszcze nas i nie jest pewne to, że nie zaznasz już ciut szczęścia. Kochasz go, wiem to. Nie wyobrażasz sobie bez niego życia, rozumiem, naprawdę, ale Jimin zdecydował, że on odejdzie, a ty spróbujesz zacząć życie bez niego. I właśnie tego się boisz, tak? Boisz się spróbować żyć wiedząc, że on już nigdy cię nie obejmie, nie pocałuje, nie przytuli, nie pogłaszcze, nie powie ciepłego słówka, nie uśmiechnie się do ciebie... nie zrobi nic, bo go już z nami nie będzie. Boisz się, że w końcu jak wyjdziesz na prostą zapomnisz to tej miłości, którą cię darzy, chociaż on już teraz ci pozwolił o niej zapomnieć. On cię nigdy nie znienawidzi, Jungkook, za to, że chcesz spróbować żyć bez niego i przestać czuć do Jimina tak wielką miłość. Życie to nie bajka i jak będzie chciało byś z nim odszedł to to zrobi, ale uwierz mi na słowo, że postaram, gdy jego serce przestanie bić, byś ty nie próbował się zabić. I mam w dupie to czy ty obiecałeś sobie, że odejdziesz z nim czy nie - po moim policzku spłynęła pierwsza łza. - Obaj jesteście dla mnie bardzo ważni... jak i dla całej reszty. Dlatego, gdy stracimy Jimina zrobimy wszystko, żebyś był nadal wśród żywych i postaramy się też byś zaznał szczęścia. Nie mówię, że uda ci się to po roku, dwóch, czy trzech latach, ale w końcu wyjdziesz na prostą, a Jimin będzie cię przez ten czas chronił i pomagał jako twój własny anioł. - rozpłakałem się na dobre. - Możesz mnie za to nienawidzić, ale nie mogę stracić was obu... to za duży ból, bo jesteście dla mnie jak młodsi bracia, czy tam nawet dzieci, dla których jestem zastępczą mamą. 

- Jin, ja się nigdy nie pogodzę z jego śmiercią - mruknął, przytulając mnie do siebie. - Zawsze będę myślał, że kiedy wrócę do domu, zaraz go zobaczę i będę mógł go przytulić czy pocałować. To uczucie wielkiej miłości nigdy nie zniknie, nawet jeśli bym próbował zapomnieć. Problem tkwi w tym, Jin, że ja nie chcę zapomnieć - zaśmiał się ponuro. - Chcę pamiętać o tym szczęściu, które mi zapewnił. Chcę pamiętać o tym, jak bardzo byłem w stanie poświęcić się dla niego, dla jego szczęścia. Chcę pamiętać te złe chwile, bo one umocniły nasz związek. Chcę pamiętać, jak bardzo go pokochałem, bo drugi raz nie pokocham tak mocno jak teraz kocham Jimina. Nie jestem w stanie. Jeśli jednak, zostanę na tym świecie.. Będę sam. Każdy z was będzie miał kogoś, kogo będzie potrzebował do przeżycia każdego kolejnego dnia, a ja.. no cóż, Jak mówiłem, będę sam. Nie lubię, nie cierpię wręcz godzin lub minut, w których nie ma Jimina. Nie jestem w stanie przeżyć radośnie kilku godzin w szkole, a mam być szczęśliwy potem już do końca życia? Jin, ja cię nigdy nie znienawidzę za to, że chcesz, żebym przeżył. To jest oczywiste, bo wiem, że dużo dla ciebie znaczę. Oczywiście jako przyjaciel. Ty też dużo dla mnie znaczysz, znamy się już bardzo długo. Tylko znienawidzę cię wtedy, kiedy będziesz próbował we mnie wpychać szczęście, bo tak się nie da. Jeśli faktycznie, kiedyś go nam zabraknie, będę czuć ból i tęsknotę w sercu. On weźmie razem ze sobą, moją cholerną drugą połówkę serca. Bo właśnie to on wypełnił tą pustkę, którą czułem zanim go poznałem. Czegoś mi brakowało, a jego pojawienie się w moim życiu, właśnie zapełniło to coś. Zapełniło samotność. A teraz kiedy znowu będę sam, będzie mi ciężko. Cholernie. Znowu powróci ta pieprzona niepewność i brak samoakceptacji. Znowu powróci pytanie "czy na pewno ze mną jest wszystko okay?". Zanim go spotkałem, byłem nieśmiały, brakowało mi pewności siebie. Chociaż jednego wtedy byłem pewny. Że jestem nieważny, że jestem nikim, bo dla nikogo jestem najważniejszy. To on mi pomógł wyjść na prostą. Jestem jednym z tych ludzi, którzy potrzebują wrażenia, że są dla kogoś najważniejsi. To jest moja wada. Egoizm. Jestem jebanym egoistą. Zrobię wszystko, żeby Jimin wyzdrowiał. Jeśli będzie trzeba, będę walczył za nas dwóch. Spróbuję go przekonać, że jednak warto zawalczyć i pokonać tego cholernego raka. Kocham go, a nasza miłość jest wielka, co utwierdza mnie w przekonaniu, że pokonamy to razem. Razem, trzymając się za rękę. Razem, wspólnie z przyjaciółmi. Razem przez sztorm.

Perspektywa Narratora:

Jin wtulił się w przyjaciela nic nie mówiąc. Reszta przyjaciół patrzyła na nich z takimi samymi emocjami jakie ogarnęły Jina:

Tae, obiecał sobie, że jak jednak Jimin odejdzie z tego świata, on postara się trwać mimo wszystko przy Jungkooku, ale gdy ten będzie chciał odejść po jakimś czasie do Jimina postara się to wstępnie zrozumieć,

Suga, obiecał sobie zrobić wszystko, żeby wbić Jiminowi, że źle postępuje i przy okazji trzymać Hoseoka z daleka od najmłodszego,

Namjoon, postanowił być murem za swoim ukochanym, który postanowił pilnować Jungkooka by nie zabił się w razie śmierci Jimina,

Za to Hoseok poszedł innym tokiem myślenia od reszty przyjaciół...

Jimin był jego przyjacielem, ale bardziej zależało mu na miłości Jungkooka, więc obiecał sobie, że spróbuje zbliżyć się w ciężkich chwilach do chłopaka pomału go w sobie rozkochując, a gdy to okaże się bez skutków posunie się nawet do drastyczniejszych środków...

Jednak, gdy Jin i Jungkook mieli swoją krótką ale burzliwą wymianę zdań pewien osobnik wrócił się do dormu po telefon, który zostawił w sypialni. Słysząc słowa ukochanego i przyjaciela załamał się. Oparł się plecami o ścianę domu i zjechał po niej na sam dół. Nogi podkulił pod samą brodę i nic nie mówił tylko słuchał bicia swojego serca i głośnych ciężkich wydechów i wdechów, jednak zaraz szybko wstał. W końcu ruszył do sklepu kupując produkty dla Jina, ale jeszcze nie miał ochoty wracać do miejsca, gdzie pewnie jeszcze Jungkook próbował uspokoić najstarszego, więc otworzył lekko drzwi by nie zaskrzypiały i położył na podłodze kupione jajka, na które nakleił karteczkę, którą znalazł w kurtce i napisał

"Poszedłem się jeszcze przejść. Nie martwcie się wrócę przed północą. Jimin"

Wyszedł pewnym krokiem i poczuł na sobie krople deszczu. Mimo iż robiło się ciemno postanowił pobiegać, ale nie w miejscu gdzie był na widoku. Udał się na ścieżkę do lasu i biegł nie zważając na wszystko i wszystkich. Chciał zapomnieć choć na chwilę o chorobie, która za chwilę zniszczy nie tylko jego, ale i Jungkooka, który chce odejść z tego świata razem z nim i o przyjaciołach, którzy starali się za wszelka cenę wysłać szarowłosego do szpitala by mu pomóc. Chciał tylko myśleć o nogach, które biegły z coraz większą, płucach, które dostawały coraz więcej powietrza i drodze, przez którą z każdą sekundą miał wrażenie w końcu dopiec do celu wiedząc, że robi tylko jedno kółko wokoło lasu. Gdy prawię znalazł się na dawnym miejscu startu, a aktualnie mecie potknął się upadając na ziemię. Kiedy się podniósł miał lekko czerwone ręce, zdarty paliczek i zdarte lekko kolano odsłonięte przez specjalne dziury w jeansach, z którego ciekła stróżkami krew. Teraz tylko od niego zależało czy się podniesie i przekroczy metę, a może woli poddać się czemuś co pozwoli mu wrócić na ciąg dalszy...

--------------------------------------

Ktoś czyta? ;---;

Do następnego, ludziki ^*^




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro