~ 140 ~
Perspektywa Jungkooka:
Tydzień później
Tego dnia miał się odbyć bal dedykowany Jinowi i Namjoonowi z okazji ich kolejnej rocznicy, który został zorganizowany przez ich rodziców. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi z tego powodu, a tym bardziej nasze kochane małżeństwo. Uśmiechnąłem się szeroko na samą myśl, że już za niedługi czas będę mógł określać tak nasz związek z Jiminem. Małżeństwo. Kiedyś rzecz dla mnie tak abstrakcyjna, teraz miałem je zawrzeć z chłopakiem, który zawładnął moim sercem, moją duszą, moją całą osobą. To wszystko się wydawało jakby najpiękniejszym snem jaki mogłem mieć, ale to była najpiękniejsza rzeczywistość, w co zdecydowanie nie mogłem uwierzyć. Ten blondwłosy mężczyzna, który miał zostać moim mężem, miał bardzo niskie mniemanie o sobie, dlatego ciągle myślał, że na mnie nie zasługuje. On nawet nie wiedział jak bardzo się myli. Cały ja zostałem stworzony, żeby być z nim do końca życia. A on został stworzony, żeby być ze mną do końca jego ostatnich dni. Wracając do Jina oraz Namjoona. Ta dwójka niemal tryskała radością, którą z chęcią roznosili po całym dormie. Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć, widząc, że ich miłość nadal pozostała nienaruszona, nie malała, a wręcz przeciwnie. Z każdym dniem kochali siebie coraz mocniej, coraz bardziej zaczynali za sobą tęsknić, kiedy drugi był w pracy czy po prostu poza domem, a co najważniejsze, coraz mocniej drugi pokazywali jak drugiemu na drugim zależy. Czułem się po części winny, że chłopaki zaniedbali swój związek, ponieważ mój przechodził kryzys. Rozumiałem, że Jin się o nas martwił, z taką samą mocą jak Namjoon, ale nie mogło być tak, że myśleli o nas cały czas. Razem z Jiminem przetrwaliśmy te wszystkie okropieństwa, tylko po prostu potrzebowaliśmy na to wszystko czasu. Wiedziałem, że popełniliśmy dużo błędów podczas tego całego burzliwego okresu w naszym życiu, ale naprawiliśmy je, dzięki czemu zostaliśmy szczęśliwym narzeczeństwem, które wyczekuje daty ślubu.
Stojąc przed lustrem, ubrany w białą koszulę, czarną marynarkę obszytą miejscami białymi elementami oraz czarne spodnie od garnituru, robiłem ostatnie poprawki co do mojego stroju. Westchnąłem, poprawiając swoje włosy, do których jeszcze nie miałem okazji się przyzwyczaić w przeciwieństwie do Jimina. Ten już minimalnie oswoił się ze swoim nowym kolorem, nie narzekając na to już, że wygląda jak alpaka. Nie wiedziałem z której strony on to widział, ale wolałem nie zaczynać tego drażliwego tematu. Po chwili poczułem ręce owijające się wokół mojej talii oraz głowę mojego narzeczonego, która oparła się o moje ramię. - Gotowy? - zapytałem, patrząc na nasze odbicie w lustrze z szerokim uśmiechem.
- Oczywiście, słońce moje - uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w kark - A jak tam u mojego króliczka, hm?
- Myślę, że też jestem gotowy - wtuliłem się w niego, spoglądając na jego dzisiejszy strój. Miał na sobie czarną, świecącą w niektórych miejscach marynarkę, białą koszulę, która nieco wystawała spoza ciemnego materiału oraz tak samo jak ja posiadał czarne spodnie od garnituru. - Wyglądasz jak książę. Wszyscy znajomi chłopaków będą mi zazdrościć.
- Mogą ci zazdrościć, ale ja nie będę zwracał na nich uwagi ponieważ dla mnie wyglądasz ty najlepiej.. Moja własna błyszcząca gwiazda, która wprowadzi zamęt, gdy tylko pojawi się na sali balowej -wyprostował się całując mnie w skroń - Oczywiście nie obrażając naszej dormowej eommy... Oboje będziecie głównymi atrakcjami wieczoru
- Bez przesady - zarumieniłem się delikatnie na jego komplement. - Dzisiaj niech podziwiają Namjina. W końcu to ich dzień. Zresztą ja wyglądam zwyczajnie, nie ma czym się zachwycać. Ale dziękuję za te słowa.
- Dla mnie zawsze wyglądasz nadzwyczajnie... w każdym ciuchu nie ważne jakiego pokroju, ale nie oszukujmy się, że najbardziej lubię jak nic nie masz na sobie - oznajmił ciepłym głosem, muskając oddechem moją szyję.
- Oh, dobrze zdaję sobie z tego sprawę - zachichotałem, odwracając się do niego przodem. - Muszę przyznać, że ty też wyglądasz niesamowicie jak jesteś nagi. Skłamałbym mówiąc, że to nieprawda.
- Ach, kochanie dziękuję za komplement - posłał mi szczery uśmiech, następnie składając delikatnego buziaka na moich ustach - Nie wytrzymuje bez twych ust półgodziny, a co dopiero cały dzień...
- Będziemy musieli sobie jakoś poradzić, kiedy oboje pójdziemy do pracy - stwierdziłem z wydętą dolną wargą. - To będzie kilka godzin bez pocałunku.
- Nie dołuj mnie... - jęknął niezadowolony - Chociaż czy naprawdę to będzie parę godzin... - zaczął głośno myśleć, pocierając swoją brodę zdrową ręką.
- Pewnie coś wymyślisz, żeby dostać tego buziaka w trakcie roboty - z moich ust wyleciał śmiech.
- Może nie tylko buziaka... - poruszał znacząco brwiami.
- Może - odparłem tajemniczym głosem, uśmiechając się w dalszym ciągu. - Wszystko może się zdarzyć.
- Będzie w stanie pan narażać się tak w pracy, panie Jeon? - spytał, przybliżając swoją twarz bardzo misko mojej.
- Zrobię wszystko, żeby odprężyć pana po lub w trakcie ciężkiego treningu, panie Park - stwierdziłem, wzdychając pod nosem. - Ale niech pan tego nie wykorzystuje, bo zmienię zdanie.
- Pan Jeon pragnie tego równie mocno co ja więc zmiana zdanie równa się z niezadowoleniem - wymruczał.
- Może i pragnę, ale nie mogę pozwolić na to, żebyś się do tego przyzwyczaił - mruknąłem rozbawiony, całując go w kącik ust.
- A dlaczego by nie? Najfajniejsza szkolna rozrywka jaka może być - zachichotał, cąłując mnie z czółko.
- Ale istnieje jednak ryzyko, że nas przyłapią i co wtedy? Oboje wylecimy - uniosłem brew.
- To tylko zastępujesz trenera... Ja też po części to robię, więc jedynie mogli by nas zwolnić z pełnienia funkcji - wzruszył obojętnie ramionami
- Masz rację - zgodziłem się z nim, kiwając głową, którą następnie położyłem na jego ramieniu. - Dlatego chyba będę musiał iść na studia, tak myślę.
- Jak będziesz chciał iść to droga otwarta, Jungkookie jesteś inteligentnym chłopcem - zaśmiał się, puszczając mnie z uścisku - Idziemy
- Mhm - złapałem mojego szczeniaczka za jego delikatną dłoń i zeszliśmy wspólnie na dół, dołączając do reszty, która była już przygotowana do wyjścia. Uśmiechnąłem się do nich, a oni natychmiast odwzajemnili to, patrząc na naszą dwójkę z wypisanym szczęściem na twarzach. Każdy z nas się cieszył, że spokój oraz bezgraniczna miłość z powrotem powróciła na swoje poprzednie miejsce w naszym związku. Nie tylko mi i Jiminowi tego brakowało. Nasi przyjaciele wreszcie mogli poczuć ulgę z tego powodu.
Chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie Jina, który idealnie się sprawdzał do podwożenia dużej ilości osób, czyli aktualnie naszej ósemki. Oparłem głowę o ramię Jimina, przymykając przy tym oczy i nadal głaszcząc jego dłoń, a ten tylko oparł swoją o moją oraz zaczął gładzić paluszkami moją szyję, przez co uśmiechnąłem się jedynie, rozkoszując się jego czułym dotykiem, przepełnionym miłością. Mimo że minęło już troszkę czasu od powrotu pamięci mojego słoneczka to i tak nadal nie mogłem wytrzymać bez jego bliskości więcej niż godzinę, maksymalnie dwie. Zresztą oboje tak mieliśmy. Zdecydowanie byliśmy od siebie uzależnieni, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Sala balowa, która została wynajęta na dzisiejszy dzień znajdowała się poza miastem, dlatego droga trwała pół godziny z jedną krótką przerwę na toaletę, o którą poprosił Tae. Kiedy weszliśmy do budynku, który był swoją drogą ogromny, oniemiałem. Wszystko prezentowało się zbyt idealnie. Kilkanaście stołów było udekorowane i przygotowane kolorystycznie oczywiście w kolorze białym z różowymi elementami, co pewnie było zasługą mamy Jina. Rośliny, które znajdowały się na sali, idealnie kontrastowały z tym wszystkim. Te wszystkie wiązania na krzesłach, wielkie zasłony.. - Wow - tylko tyle mogłem z siebie wydusić, będąc pod wielkim wrażeniem tego jak zostało to wszystko przygotowane, jednocześnie rozglądając się z zachwytem po sali. - Przepiękne.
- JEST CUDOWNIE, AAAAA, JAKI PIĘKNY RÓŻ! - krzyknął Jin, zaczynając skakać po całym pomieszczeniu podziwiając dekoracje - CHCE TU UMRZEĆ!
- Ej, ej, ej - Namjoon złapał swojego męża, przytulając go od tyłu. - Nie pozwolę, żebyś mnie zostawił samego.
- ALE JOONIE MOŻEMY RAZEM TUTAJ POUMIERAĆ! - wykrzyknął podekscytowany - NIE MUSIMY DZISIAJ, LECZ KIEDYŚ NA PEWNO!
- Jeszcze mamy dużo czasu, żeby o tym myśleć, kochanie - mruknął, całując bruneta w skroń, na co uśmiechnąłem się rozczulony. - Nasza rocznica to niekoniecznie dobry czas na to.
- A co jak jutro potrąci mnie Tir? Lub dostane zawału na rocznicy? - spytał patrząc Namjoonowi w oczy z wydętą wargą - Równo dobrze moja stypa może się tu odbyć już za parę dni
- Skarbie - westchnął ciężko, kręcąc głową. - Jesteś niemożliwy. Nic cię nie przejedzie ani nie dostaniesz zawału. Obiecuję.
- Skąd to możesz wiedzieć... Ja tylko ci tłumaczę, że jak umrę to macie nie płakać i do czarnego dołożyć róż. I tyle - wzruszył ramionami najstarszy.
- Miejcie mnie w opiece - fioletowłosy (wspominałem, że się przefarbował na ich rocznicę?) potarł swoje skronie. - Idź może pozachwycaj się dalej, co księżniczko?
- OCZYWIŚCIE! - znów podniósł ton swojego głosu i podbiegł do jednego ze stolików, na którym były różowe łabędzie z serwetek, a także różnorodne różowe kwiatki - CHYBA JUŻ UMARŁEM BO JESTEM W RÓŻOWYM NIEBIE!
- Zdecydowanie będę musiał się dzisiaj napić - stwierdził Joon, który odszedł w nieznaną mi stronę, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia.
- Codzienność według małżeństwa Kim - zażartował Jimin, obejmując mnie w pasie jedną ręką.
- Ah, te nasze Namjiny - parsknąłem śmiechem, wtulając się w jego bok. - Pięknie tutaj, co nie?
- Jest genialnie, ale zmieniłbym róż na niebieski - zachichotał, całując mnie w policzek.
- A ja na czerwony - uśmiechnąłem się do niego. - Ładnie by te dwa kolory grały ze sobą.
- Nie powiem nawet ładnie, ale dołożyłbym czarny... Może być, kochanie? - wyszeptał w moje włosy, ponieważ wtulił swoją twarz w moją głowę.
- Kolejny mój ulubiony kolor - zaśmiałem się. - Brzmi wspaniale, skarbie.
- Nasz, króliczku - poprawił mnie.
- Dobrze, nasz, szczeniaczku - z moich ust wyleciał chichot, spojrzałem się na niego i skradłem mu pojedynczy całus.
- MARCYSIA! TEŻ TO WIDZISZ?! - spytał zaskoczony Taehyung pokazując swojej dziewczynie palcem wskazującym na bufet.
- FONTANNA CZEKOLADOWA! - krzyknęła z rozdziawionymi ustami. Po chwili Taehyung złapał ją za dłoń i pobiegli razem w tamto miejsce.
- Huh... to kto się nimi zajmie? - spytał spokojnie Jimin.
- Coś czuję, że Julka będzie miała na nich oko - stwierdziłem, po tym jak zobaczyłem, że dziewczyna patrzy na nich ze zrezygnowaniem. - Razem z Yoongim.
- Julka, nie możesz jej dać zakazu? - spytał brunetki mój kochany blondynek.
- Mogłabym, ale i tak by się mnie nie posłuchała - westchnęła, wzruszając ramionami. - Mogę jej jedynie zwrócić uwagę, żeby nie przesadziła, ale wiesz. Tyle czekolady i ona w jednym pomieszczeniu to bardzo trudny przypadek.
- Do tego jeszcze Tae... naćpają się czekoladą... ZOSTANĘ WUJKIEM! - krzyknął szczęśliwy Chim.
- Jimin, oni są za młodzi jeszcze na dziecko - powiedziała czarnowłosa. - Ona ma jeszcze przed sobą studia.
- Przynudzasz... Wy też możecie zrobić ze mnie wujka - zaśmiał się patrząc, na lekko zawstydzoną parę.
- Marzenia pozostaną marzeniami - przewróciła oczami, wtulając się w swojego chłopaka.
- Na razie - dodał cicho Yoongi z małym uśmiechem, gładząc odkryte ramię swojej dziewczyny.
- A powiedziałeś swojej dziewczynie, że zostaniesz chrzestnym? - zapytał Jimin z cudownym uśmiechem.
- Kogo? - zmarszczyła brwi, spoglądając a to na mnie a to na mojego narzeczonego. Po chwili pisnęła, zatykając swoje usta. - Adoptujecie dzieciaczka?!
- To chyba trochę później... - powiedział blondyn beztrosko - Jak na razie to adoptujemy pandę i króliczka
Chyba musiałem bardzo śmiesznie z rozszerzonymi oczami, ponieważ Yoonulia się zaśmiała, patrząc na mnie z rozbawieniem. - Będziecie wspaniałymi rodzicami - stwierdziła Julia, ścierając niewidzialną łzę ze swojego policzka. - Liczę na zostanie chrzestną.
- Ja wybierałem chrzestnych więc musisz się o chrzestne pytać Jungkooka, ale coś czuję, że ty będziesz chrzestną z Tae, a Marcelina z Yoongim by dzieci miały więcej prezentów - zaśmiał się głośno.
- Cwane - pokiwała głową z uznaniem. - Kiedyś też to wykorzystamy, cukier - również się zaśmiała.
- Cukier... Suga mam pytanko - uśmiechnął się szatańsko Jimin.
- Mhm? - mruknął niepewnie, spoglądając na niego.
- Jakbym zrobił pewna niespodziankę dla ciebie z cukrem to byś próbował mnie zabić? - spytał naturalnie pocierając sobie brodę palcami - Ja nie mówię, że coś kombinuję, ale lepiej wiedzieć na przyszłość...
- Pewnie tak - pokiwał głową. - Ale po co mi się pytasz skoro i tak to zrobisz?
- Lubię patrzeć jak się boisz czy na pewno w danym pomieszczeniu czegoś nie... zostawiłem - zachichotał diabelsko pod nosem
- Okay.. - odparł czarnowłosy, patrząc na niego z niezrozumieniem. - Jestem głodny, idę do bufetu dopóki coś jeszcze jest - oznajmił, kierując się w tamtą stronę ze swoją dziewczyną u boku.
- Co ty wymyśliłeś? - spytałem się mojego narzeczonego z ciekawością w głosie.
- Jestem geniuszem zła... - oznajmił, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
- Wiem - zaśmiałem się, całując go pojedynczo w wargi. - Mój diabełek.
- Tylko i wyłącznie twój - puścił mi oczko - A o moim genialnym planie dowiesz się jutro wieczorem... Tylko ani słówka Yoongusiowi
- Jasne - uśmiechnąłem się lekko do niego, ponownie cmokając go. - Twoje usta są takie słodkie i uzależniające. Tak samo jak cały ty.
- Słodkie? - wysyczał - Naprawdę prosisz się o porządne trzepanie tyłka w miesiącu miodowym...
- No dobra, jesteś męski i uzależniający - westchnąłem, udając niezadowolenie. - Ale to nie znaczy, że nie chcę, żebyś mi przetrzepał ten tyłek - zachichotałem, zaplatając swoje ręce wokół jego szyi.
- Myślałem, że nie lubisz zbyt ostrego kochania się - przegryzł wargę, obejmując mnie w tali.
- Raz na jakiś czas oczywiście, że tego pragnę - wyjawiłem. - A teraz się stęskniłem, więc odczuwam to podwójnie. Brakuje mi tego mocnego seksu.
- Tak ciebie pragnę, że nie wiem czy będę miał chęci na dokładne rozciąganie cię.. - wymruczał mi do ucha, lekko je gryząc w płatek - A wiem, iż dokładne rozciągnięcie da ci więcej satysfakcji, ponieważ wytrwasz dłużej niż zawsze... Mam już nawet zaplanowaną liczbę mandatów do spłaty Jeon Jeongguk'a
- Pewnie nazbierało się już ich, co? - zapytałem, patrząc intensywnie w jego oczy.
- No troszkę tak, ale mamy cały miesiąc i według moich obliczeń powinniśmy się wyrobić - odpowiedział posyłając mi seksowny uśmiech.
- A jeśli nie zdążymy, huh? To co zrobimy z tym?
- To w dormie będą nakładać słuchawki na uszy - zaśmiał się przyjemnie.
- Będą mieli nas dość - stwierdziłem, wzdychając pod nosem. - Jednak postarajmy się to wszystko nadrobić w trakcie tego miesiąca, bo chcę móc krzyczeć.
- Z bólu... rozkoszy... przyjemności...pragnienia - wymieniał ściszonym głosem - Takie chce usłyszeć twoje jęki i mam nadzieję, że uszczęśliwisz tatusia nie tłumiąc ich w sobie... wole jak wszyscy je słyszą...
- Oczywiście, że zrobię wszystko, żeby mój tatuś był zadowolony - mruknąłem, następnie całując go krótko w usta. - Będę bardzo i to bardzo głośny.
- Ale i tak kara cię nie ominie, słodziaku... Mogę ją jedynie złagodzić - wymruczał, łapiąc mnie za kark.
- Wiem - wydąłem dolną wargę. - Zasłużyłem. Byłem pewnie niegrzeczny, dlatego ją dostanę. Bardzo będę chciał jej złagodzenia?
- Będziesz krzyczał, że mam już w ciebie wejść - odpowiedział z westchnięciem - Błagać pomiędzy jękami o mój dotyk i prosić o to bym w końcu cię pocałował... Mogę wymieniać dalej, lecz wolę nie ryzykować libido.
- Wydaje się to być straszne i chyba takie jest - stwierdziłem. - Ale nie będziesz długo mnie torturował, co?
- Zależy, króliczku - zaczął bawić się moją marynarką - Jak będziesz grzeczny, a ja będę miał dobry humor to postaram się jak najkrócej...
- Z tym pierwszym będzie problem, ale się postaram, a z drugim nie będzie. Wpędzę cię w cudowny nastrój.
- Jakim sposobem, mój pączusiu - zarechotał.
- Nie wiem jakim sposobem, coś jeszcze wymyślę - wzruszyłem ramionami, spoglądając na niego z wyrzutem. - Czy ty właśnie w pewnym sensie powiedziałeś, że jestem gruby?
- Nie... Gdzie tam. Jesteś chudy niczym deska do prasowania - pocałował mnie w skroń - Pączuś to słodkie zdrobnienie jak cały ty, do tego ma dżem w środku.
- Jak się uprzeć to też mam co jakiś czas dżem w środku, nieprawdaż? - spytałem rozbawiony, spoglądając na stoły, które powoli się zapełniały. - Może chodźmy już usiąść jak wszyscy?
- No dlatego pączuś to idealne przezwisko dla ciebie - uśmiechnął się ponownie i pociągnął mnie w stronę stolika, który jak się okazało mieliśmy zarezerwowany z naszymi przyjaciółmi
Usiedliśmy przy nim, uprzednio posyłając reszcie po uśmiechu. Rozejrzałem się po twarzach moich przyjaciół i nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Wszystko wróciło do normy, każdy mógł się cieszyć dniem, wiedząc, że już jest w porządku. To było bardzo miłe oraz dające ulgę, uczucie, którego mi zdecydowanie brakowało.
Zajęliśmy się jedzeniem, które swoją drogą okazało się naprawdę przepyszne, lecz nadal nie pobijało tego Jina. Oprócz wykupionego bufetu, rodzice chłopaków wynajęli również catering. Widać, że nie próżnowali i chcieli zapewnić Namjinowi jak najlepszy wieczór. W końcu to on do nich należał. Tamtego dnia najważniejsza była ta dwójka. Potrzebowali tego.
W trakcie rozmowy, Jin zastukał w swój kieliszek od wina i poprosił wszystkich o uwagę. Chciał wygłosić przemowę, która okazała się bardzo wzruszająca, ponieważ chyba każdy z gości uronił chociaż jedną łzę. Kiedy najstarszy skończył, Namjoon również postanowił powiedzieć kilka słów od siebie, które równie mocno co jego męża poruszyły naszymi sercami. Skończyło się na tym, że każdy z naszej paczki rzekł coś co wypłynęło z jego duszy, z jego środka. Oczywiście najbardziej wyczekiwałem przemowy Jimina, więc kiedy przyszła na nią kolej, wyprostowałem się jeszcze bardziej na krześle, patrząc na mojego ukochanego z dołu.
- Tak więc... Naszą szczęśliwą parę znam już dobre kilka lat. I powiem, że ani trochę się nie zmienili. Jin nadal ma tę swoją słodko agresywną duszę, a Namjoon swoją stanowczą jak i uległą stronę, o czym świadczą jego włosy - Jimin wskazał na fioletowe włosy męża najstarszego na co każdy na sali cicho zachichotał - Jednak przyciągacie siebie nawzajem mimo tego, że jesteście całkiem inni. Miłość jest dziwna, wspaniała, bolesna, ale także wyrozumiała. Namjoon i Jin są doskonałym przykładem właśnie takiej miłości, dzięki czemu wszyscy ich kochają. Nie ważne jest to czy Jin walnął cię parę razy porządnie z różowej patelni, a Namjoon zostawił przypadkowo w sklepie zapominając, że nie przyjechał sam, co najczęściej skutkowało tym że ten oto pan - wskazał na Taehyunga - musiał się nieźle na gimnastykować by wrócić do domu... Bardzo dużo tej dwójce zawdzięczam, zastąpili mi po części rodziców, których nie miałem i przyjęli w otwarte ramiona, gdy nie miałem się gdzie podziać. Na samym początku tego nie doceniałem, ponieważ tylko sprawiłem nieliczne problemy, ale ważne jest to że teraz to rozumiem. Gdyby nie wy to mnie już dawno by nie było na tym świecie co wiąże się z tym że nie poznał bym swojego aktualnego narzeczonego Jungkooka - uśmiechnął się w moja stronę - Uratowaliście mnie i moje życie z czystej dobroci waszych serc przy okazji ratując także mojego blondyna. Jestem i będę wam za to zawsze wdzięczny. Kocham was obojga w równej mierze i wiedzcie, że naprawdę cieszę się waszym ogromnym szczęściem. Wasze zdrowie - wzniósł kieliszek z winem, po czym usiadł na krześle uśmiechając się do siebie pod nosem
Wszyscy zaklaskali jak przy poprzednich przemowach, a ja westchnąłem i podrapałem się po policzku, wstając ze swojego miejsca. Odchrząknąłem, próbując się uspokoić. - Przez wszystkie przemowy, układałem sobie w głowie, co mógłbym powiedzieć. Kiedy wreszcie to zrobiłem, mój narzeczony postanowił przeczytać mi w myślach i powiedzieć to co ja chciałem, dziękuję kochanie - zwróciłem się do niego, a wszyscy na sali się zaśmiali razem z Jiminem, który patrzył się na mnie z rozbawieniem oraz szerokim uśmiechem na twarzy. - Jin oraz Namjoon sprowadzili moje życie na dobry tor. Zresztą każdy z chłopaków, ale to oni wzięli mnie pod swoje skrzydła, chociaż mieli wiele innych obowiązków. Zanim poznałem Taehyunga nie miałem nikogo tak naprawdę na kogo liczyć. Zawsze chowałem się w cieniu, nie czułem się dobrze wśród innych ludzi, ponieważ żyłem z obawą, że nie zostanę zaakceptowany. Ta dwójka dla której został dedykowany ten wieczór pomogła mi pozbyć się tego wrażenia razem z resztą hyungów za co jestem im wdzięczny. Gdyby nie oni, prawdopodobnie nigdy nie poczułbym prawdziwego szczęścia. Nie poznałbym swojej pierwszej i jedynej miłości - stwierdziłem, spoglądając na moje słoneczko do którego uśmiechnąłem się ciepło i pogłaskałem go po policzku. - Czyli byłbym chodzącą porażką - westchnąłem, czując napływające łzy do oczy. - Jin, Namjoon, niech wasza miłość trwa na wieki bo na to zasługujecie - uśmiechnąłem się do tej dwójki. - Wasze zdrowie - uniosłem kieliszek, wypuszczając drżący oddech i usiadłem z powrotem na swoim miejscu, słysząc oklaski ze strony ludzi przybyłych. - Nienawidzę przemawiać - szepnąłem, przecierając twarz.
- Kochanie... Nie płacz - powiedział Jimin z ciepłym uśmiechem, od razu mnie przytulając jedna ręką - Nawet jak to że wzruszenia, nadal nie lubię twoich łez - wytarł ciecz z moich policzków pocałunkami.
- Nie umiałem się powstrzymać, wybacz - mruknąłem, pociągając nosem.
- Ale już, uspokajamy się, moja blondwlosa królewno - zaśmiał się całując mnie w głowę.
Zaśmiałem się, słysząc to jak mnie nazwał. - Wiedziałem, że w końcu tak na mnie powiesz.
- Nie mogłem się powstrzymać, króliczku.. Twoje włosy tak słodko pachną - wytłumaczył się, zaciągając się zapachem mojego szamponu.
- Dziękuję za komplement - zachichotałem, uśmiechając się szeroko. - Mam rozumieć, że ci się podoba ten zapach, hm?
- Yhym... - wymruczał smyrając mnie nosem w skórę głowy - Ilu szamponów użyłeś? Czuję tutaj wiele rodzajów owoców... Ale takich bardzo słodkich, które podkreślają twoja naturę
- Użyłem jednego o zapachu wieloowocowym - wyznałem rozbawiony. - No i jeszcze odżywka mogła trochę wzmocnić to wszystko.
- Kocham to jak tak przesadnie dbasz o wygląd... Mój zadbany maluszek - wyszeptał - Dobrze wiesz jak lubię owoce...
- Wiem, skarbie - mruknąłem, spoglądając na niego kątem oka. - A co do wyglądu, to naprawdę przesadzam?
- Nie wiem. Nie znam się - wzruszył ramionami - Ja robię tylko kreski na oczach, wodę kolońską, czasem podkład i... chyba nic więcej. Jeżeli chodzi o prysznic to wystarczy mi jeden żel i jeden szampon, a ty masz tego tak dużo, że cała wannę możesz tym wypełnić, lecz i tak uważam, iż to urocze - pocałował mnie w policzek.
- Myślę, że to jest po prostu przyzwyczajenie z czasów kiedy miałem niską samoocenę - wyjawiłem, wzruszając ramionami. - Polubiłem dbanie o siebie i chyba trudno mi będzie ograniczyć to.
- A ja lubię jak o siebie dbasz, wiec problemu nie ma... tylko pamiętaj, że masz się stroić z myślą o mnie bo pogadamy sobie inaczej - ścisnął moje biodro, przez co cicho jęknąłem mu do ucha.
- A co myślałeś? Odkąd ciebie poznałem, robiłem to tylko z myślą o tobie - zaśmiałem się, patrząc na niego.
- Chciałeś powiedzieć, że od kiedy zacząłem być dla ciebie miły robiłeś to z myślą o mnie - wymruczał z małym uśmieszkiem.
- Nie - zaprzeczyłem. - Jakoś tak w okresie miesiąca przed tym jak zacząłeś się robić dla mnie miły.
- Próbowałeś poderwać swój szkolny i dormowy koszmar? - spytał lekko rozbawiony.
- Nie przesadzajmy - przewróciłem oczami. - Nie byłeś moim koszmarem. A ja po prostu chciałem żebyś zwrócił na mnie uwagę w inny sposób.
- Dobrze wiemy, że wyzwiska często padały z moich ust w twoją osobę - uśmiechnął się smutno - Gdybym tylko mógł cofnąć czas i zakochać się w tobie jak ty we mnie to wszystko wyglądałoby inaczej - westchnął - Ale niestety nie jestem czarodziejem ani panem czasu...
- Gdyby by tak było, teraz mogłoby to inaczej wyglądać - posłałem mu pokrzepiający uśmiech. - Więc nie żałuje tego, że byłeś taki zniechęcony do mnie.
- Kocham cię, skarbie - wymruczał weselszym tonem mocniej mnie w siebie wtulając.
- Ja też cię kocham i to bardzo mocno - wyszeptałem w jego ucho, całując je pojedynczo.
- To co idziemy tańczyć?! - spytał nagle skaczący z radości Jin, oczywiście z lekko opuchniętymi powiekami. - Muszę troszkę się rozkręcić bo nadal chce mi się płakać ze wzruszenia - powachlował się dłonią czując ponownie zbierające się łzy
- Podbijesz parkiet i nie będziemy mieli miejsca - parsknął śmiechem czarnowłosy.
- Cichaj. Idziesz na pierwszy ogień - zaklaskał w dłonie najstarszy i pociągnął czarnowłosego na środek sali, gdzie już inni goście się w najlepsze bawili
- TAK SIĘ KOŃCZY DOGRYZANIE EOMMIE! - krzyknął za nimi mój narzeczony.
- Ukradł mi chłopaka, co ja teraz zrobię? - zapytała Julka, udając załamaną. - NamNam uważaj bardziej na swojego męża. Porywa zajętych.
- Skoro on porwał Sugę, to ja porwę Tae - zaśmiał się Namjoon, również ciągnąc Taehyunga na parkiet.
- No i po coś się odzywała? - mruknęła niezadowolona Marcelina do Julki.
- O co ci chodzi? To nie moja wina, ja za niego nie wybrałam. Mógł przecież wybrać jeszcze spośród nas - czarnowłosa wskazała na naszą czwórkę.
- Bebe ludzie - wydęła dolną wargę szatynka - To jak ja bym teraz ukradła Jimina Kookowi albo na odwrót
- Nie dałbym się ufo - prychnął Jimin.
- Jimin, porwij mnie jako pierwszy, one coś planują - powiedziałem do jego ucha.
- JIMIN! ZAŚPIEWAMY PRZED WSZYSTKIMI W TRÓJKĘ MIÓD MALINA?! -nagle krzyknęła po polsku niebieskooka, na co Jimin przewrócił oczami rozbawiony
- Błagam cię powiedz, że to żart... - jęknął w jej języku - Julka wybij jej to z głowy... Dłużej ją znasz
- Idź porwij Jungkooka to da ci spokój. Nie stanie na drodze Jikookowi - zaśmiała się, klepiąc mojego narzeczonego po ramieniu.
- Ale wy wiecie, że mam uszy? - oburzyła się wybranka Tae.
- No coś ty? - zapytała z sarkazmem starsza z tej dwójki. - Jimin, naprawdę radzę ci uciekać. Dopóki możesz.
- Kochanie, idziemy tańczyć - zarządził mój ukochany, szybko wstajac i tak jak Jin i Namjoon porwal mnie na parkiet.
- Co się stało? - zaśmiałem się na jego nagłe poderwanie z krzesła.
- Marcelina chciała mnie i Julke wciągnąć w zawstydzające wydarzenie - odpowiedział śmiejąc sie na koniec.
- Nic nowego, huh - złapałem go za zdrową dłoń i przybliżyłem się do niego, wzdychając cicho.
- Coś się stało, że tak ciężko wzdychasz? - spytał przejęty.
- Nie, spokojnie - uśmiechnąłem się na dowód. - Po prostu czuję ulgę, że już wszystko dobrze.
- Cieszy mnie to - odwzajemnił usmiech jeszcze bliżej mnie do siebie przyciągając - Kiedy zamierzasz podarować Namjinowi prezent? Jak dobrze wiesz ja już im podarowałem w dormie cudowną pościel z ich inicjałami... - zasmiał się cudownie do mojego ucha.
- Niech Jin trochę odpocznie bo coś czuję, że jeszcze raz się popłaczę - spojrzałem się na niego i pocałowałem go w usta. - Za dwie piosenki, może?
- To twoja decyzja, skarbie. Ja nie mam zamiaru w nią ingerować - pogłaskał mnie wzdłuż tali zdrową ręką.
- Mhm - pokiwałem głową, przymykając oczy. - Wyobrażasz sobie, że już niedługo będziemy małżeństwem? Brzmi to zbyt idealnie.
- A jednak staje się to najprawdziwszą prawdą, panie Jeon - wyszeptał ciepłym głosem
- A za kilkadziesiąt dni, panie Park - mruknąłem, uśmiechając się niemożliwie szeroko.
- Pasuje ci moje nazwisko, ale nie wolisz dać sobie go z myślnikiem? W razie czego wyprzesz się mnie, gdy przypadkowo kiedyś uduszę pewnego osobnika szalikiem - zaproponował, wzdychając cicho.
- Nie - zmarszczyłem brwi. - Nie wyprę się ciebie w żadnej sytuacji.
- Nie - zmarszczyłem brwi. - Nie wyprę się jak kogoś udusisz. Musisz mieć przecież powód, żeby to zrobić.
- Mam - wtulił się we mnie - I to parę...
- Kochanie, coś się stało? - spytałem zmartwiony jego zachowaniem.
- Nie... Za dużo mówię, to tylko takie głupie paplanie.. - wytłumaczył, na chwilę odrywając sie ode mnie by posłać mi mały uśmiech - Nie masz się o co martwić. Pragniesz mojego nazwiska to je otrzymasz - pocałował mnie w skroń, zamykając oczy.
- Kocham cię, moja najjaśniejsza gwiazdko - odparłem, całując go w policzek. - I będę zawsze.
- Nie wątpię w to moja najcudowniejsza blond królewno z twarzyczką króliczka - powiedział pogodnie, smyrając mnie nosem po policzku.
- Miałem rację, że jesteś księciem - zaśmiałem się ciepło pod wpływem jego dotyku. - Skoro ja jestem królewną..
- Mogę być nawet twoją sukienką... ważne jest tylko to bym był przy tobie, słoneczko - znów zaczął mnie głaskać, lecz tym razem po głowie - Bez królewny nie byłoby księcia... Królewna może mieć paru kandydatów na swojego króla, dlatego niech pamięta by wybrać dobrze by potem nie żałować swojego wyboru...
- Jesteś idealnym kandydatem na to stanowisko, Jiminnie - wyszeptałem. - Nie ma nikogo lepszego na twoje miejsce. Zapamiętaj to, skarbie.
- Jak moje kochanie tego pragnie to zapamiętam... - wymruczał - Ale nie mówię, że to prawda... Za to ty jesteś jedyny w swoim rodzaju... Dziękuję, że wybrałeś mnie, królewno Jungkooki na swojego króla.
- To ja ci dziękuję, że wybrałeś mnie na swoją królewnę, chociaż miałeś do wyboru wiele innych. Może nawet lepszych - wyznałem, spoglądając na niego.
- Na tym świecie nie ma nikogo lepszego od ciebie i również to sobie zapamiętaj - musnął mnie krótko w szyję.
- Zapamiętam. Ale nie mówię, że to prawda - zacytowałem jego tekst sprzed chwili, śmiejąc się.
- Jungkook~ Jin hyung jest smutny - powiedzial znikąd zjawiając się przy nas Tae - Mówi, żeś mu prezenta nie dał.
- Czekałem na odpowiedni moment, ale skoro nasz hyung jest smutny to trochę przyśpieszę ten moment - postanowiłem, odsuwając się od mojego narzeczonego. - To ja lecę, widzimy się po tym jak już wręczę ten prezent - uśmiechnąłem się do nich ostatni raz, po czym ruszyłem szybkim krokiem w stronę sceny na której stał już fortepian, który został mi użyczony przez artystów, którzy występowali tego wieczoru. Poprosiłem o zgaszenie świateł na sali i pozostawienie jednego skierowanego właśnie na ten instrument. Moja prośba została wysłuchana, dlatego dosłownie sekundę później zapanowały ciemności i jeden reflektor oświetlał wyznaczone przeze mnie miejsce. Wbiegłem dosłownie na scenę, siadając przy fortepianie. Spojrzałem się na stół, przy którym siedzieli moi przyjaciele, nie rozumiejąc mojego zachowania, oczywiście oprócz Jimina, który pokazywał mi podniesione kciuki w górę, które świadczyły o tym, że trzyma za mnie kciuki i uśmiechnąłem się do nich. - Dzisiaj nasze małżeństwo Kim ma swoje święto. Tak jak mówiłem w przemowie, zawdzięczam im naprawdę dużo. Nic nie może wynagrodzić tego co dla mnie zrobili, ale napisałem dla nich piosenkę. Zresztą nie tylko dla nich, ale dla wszystkich chłopaków, którzy troszczyli i troszczą się o mnie jak o najmłodszego brata. Ale to ta dwójka zastąpiła mi rodziców u których tak naprawdę nigdy nie miałem wsparcia. Jin hyung, Namjoon hyung - kiwnąłem głową w ich stronę. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego - po tych słowach, zacząłem grać wstęp piosenki, a krótko po nim, dołączył do tego wszystkiego mój głos. Wlałem w ten występ naprawdę wiele emocji, kompletnie wyłączając się. Byłem skupiony tylko na tym, żeby nie pomylić żadnych klawiszy ani słów, ponieważ zależało mi na tym, żeby chłopcy byli szczęśliwi tamtego dnia, a wtopa z mojej strony na pewno nie spowodowałaby tego. Zanim się obejrzałem, zagrałem ostatnie nuty mojej kompozycji, wzdychając cicho na koniec, aby ten gest nie został zauważony. Wstałem ze stołeczka, słysząc oklaski ze strony widzów. Ukłoniłem się z małym uśmiechem i zszedłem ze sceny, a po tym światła z powrotem zostały zapalone. Oparłem się o ścianę, przymykając oczy. - Mam nadzieję, że się podobało, bo inaczej będzie mi wstyd za to, że nie dałem innego prezentu - pomyślałem, wypuszczając głośny oddech.
- I-i jak t-t-tu n...nie płakać - wyszlochał Jin, przytulony przez swojego wzruszonego męża - Jung... Jungkooki... kocham cię z-za tę p-piosenkę, ale i... i nienawidzę... - zwrócił się do mnie, delikatnie opuszczając ramiona Namjoona, by po chwili mnie mocno przytulić - Dz.... dziękuję... Wspaniały pre-prezent...
Oddałem uścisk równie mocno co najstarszy i pogładziłem go po plecach. - Nie dziękuj. Należy wam się coś o wiele lepszego w zamian co dla mnie zrobiliście - stwierdziłem, uśmiechając się do Nama, który od razu odwzajemnił ten uśmiech i sam pociągnął nosem przez łzy, które miał w oczach. - Co zrobiliście dla nas wszystkich.
- Prag-pragniesz... mojego głośniejszego sz...sz...szlochu? - wydukał najstarszy z przyjaciół.
- Nie wiem czy dokładnie słuchałeś, ale jeśli nie to powtórzę - westchnąłem, nadal przesuwając ręką po jego kręgosłupie. - I can't stand, you crying, I want to cry instead*... - zaśpiewałem cicho. - Nigdy tego nie pragnąłem, Jin. Nigdy.
- To co właśnie robisz zabija miłością moje duże serduszko - powiedział dopiero po chwili Jin - Nawet mój Moni się popłakał..
- Ostatni raz się popłakałem tak bardzo na naszym ślubie - wyznał fioletowłosy, który dołączył do naszego uścisku. - Dziękuję, Jungkook. Naprawdę.
- Już mówiłem, nie dziękujcie - pokręciłem głową, uśmiechając się lekko. - Nie macie za co.
- Bądź ty już cicho Jungkooki... Jak dziękujemy to wypada przyjąć podziękowania od rodziców - skarcił mnie starszy, pociągając nosem.
- Przepraszam, no, ale ja nie lubię jak mi się dziękuje za coś co nie wymaga tego - pokręciłem głową, a Jin spojrzał się na mnie spod byka. - Znaczy.. przyjmuję podziękowania, tak..
- No i pięknie... Może wracajmy do zabawy... Moje patrzałki więcej łez dzisiaj nie zniosą - mruknął Jin, przecierając dłonią swoje oczy, po czym usiedliśmy z powrotem przy stole
- Młody.. już ci nigdy nie pozwolę zaśpiewać tej piosenki - oświadczył Yoongi, który właśnie ocierał swoje łzy. - Nigdy.
- Wybacz - powiedziałem, udając skruszenie. - Nie sądziłem, że wywoła aż takie wzruszenie.
- Dżemin... gadaliśmy jako małe słodziaki o... - zaczął mówić Taehyung, który również wycierał łzy ze swoich policzków.
- Nie kończ, bo urwę ci język przyjacielu drogi - burknął mój narzeczony, podobnie jak Jin przecierając dłonia oczy, lecz nie okazywał łez bo uważał, że za dużo ich widzieliśmy w najbliższym czasie.
- Przecież nie ma w tym nic... - znów mój ukochany nie dał mu dokończyć.
- Jest. - odparł stanowczo - Masz. Siedzieć. Cicho. Taehyung.
Dałem znak szatynowi, że jeszcze o tym pogadamy i uśmiechnąłem się do mojego narzeczonego. - Jak pierwszy raz to śpiewałem przy tobie, nie popłakałeś się. Co się stało, że tym razem?
- Nie płakałem.. - westchnął - Trochę oczy mnie zaczęły swędzieć, ale nic poza tym...
- Okay - pokiwałem głową, uśmiechając się do niego. - Bałem się cholernie, że nie spodoba się chłopakom prezent. Ulga wstąpiła na miejsce strachu.
- Jimin powiedział, że jak kiedyś się popłacze to zrobi szpagat! - powiedział na szybko Taehyung - Bo już jako mały chłopczyk zarzekał się, że w życiu nie będzie płakał, a z tego co wiem to przez ostatni rok dość często ci się to zdarzało
- TAEHYUNG! -krzyknął na najmłodszego Kima, Jimin - POWIEDZIAŁEM, ŻE MASZ SIEDZIEĆ CICHO!
- Kochanie, spokojnie - mruknąłem, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Nie denerwuj się na niego.
- Jimin musisz zrobić to co obiecałeś - szatynka najwidoczniej dołączyła się do zabawy swojego chłopaka
- Chcecie mi genitalia rozerwać? - skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nich spod byka - Wasze nie doczekanie... Przede mną noc poślubna za parę tygodni
- Tańczysz, a boisz się szpagat zrobić? - powiedział podczas śmiechu Yoongi. - Nah, zaprzeczasz sam sobie.
- Sądzisz, że nie jestem na tyle dobry w tańcu by zrobić szpagat? - wysyczał w stronę czarnowłosego.
- Mówię, że się boisz zrobić ten szpagat - wzruszył ramionami, nadal się śmiejąc.
- Ja się niczego z tego typu rzeczy nie boję - zacisnął dłonie w pięści, zabijając Sugę wzrokiem.
- Jimin, nie denerwuj się, błagam - poprosiłem go cicho, gładząc jego ramię. - On sobie żarty robi.
- Nie robię - zaprzeczył moim słowom, a ja spojrzałem się na niego z niedowierzaniem, przeklinając go w myślach.
- Chce zobaczyć, że się nie boję i jestem świetnym tancerzem, to zobaczy - warknął Jimin ściągając z siebie marynarkę i wstając z krzesła.
- Coś ty idioto zrobił, cholera - Julka trzepnęła go w głowę, na co jej podziękowałem w myślach. - Zdenerwowałeś go tylko.
- My się tylko z nim droczyliśmy, Yoongi... Co jak na serio go ten szpagat rozerwie? - odezwala się szatynka.
- To obiecuję, że osobiście Yoongi będzie czekał dłużej niż do ślubu z czymś więcej - mruknęła czarnowłosa, patrząc z wyrzutem na swojego chłopaka.
- JIMIN, CHODŹ TUTAJ, ŻARTOWAŁEM! - krzyknął od razu Suga po jej słowach.
- Szczym twarz! - odkrzyknął Jimin - CHCESZ WIDOWISKO TO BĘDZIESZ JE MIAŁ DO TEGO Z JULKĄ W CELIBACIE! - wytknął w stronę Yoongiego język.
- JIMIN, ALE JAK CIĘ ROZERWIE BĘDZIESZ MIAŁ CELIBAT DO KOŃCA ŻYCIA I TO Z TWOJEJ WINY! - krzyknąłem, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
- W NAJGORSZYM PRZYPADKU W NASZYM ŻYCIU ZAGOŚCI KOOKMIN, ALE WYPLUC TO - splunął w swoją prawą stronę
Odpuściłem, wzdychając głośno bo wiedziałem, że nic nie uda mi się zrobić by ten zmienił swoją decyzję. W myślach zastanawiałem się jak bardzo będę żałował tego, że go nie zatrzymałem. Okazało się, że bardziej niż mógłbym pomyśleć.
W tle leciała piosenka, którą dobrze obydwoje z Jiminem znaliśmy, ponieważ raz ułożyliśmy do niej choreografię. Zaczął wykonywać pierwsze ruchy, które nie zwracały uwagi reszty gości, ale z czasem ten taniec stawał się coraz bardziej odważniejszy, co mnie z lekka zdenerwowało. Nie wiedziałem czy on to robił specjalnie czy nie, ale to co robił powinien zachować dla siebie. Ewentualnie dla nas dwóch. Kiedy nagle padł na podłogę i złapał się za krocze w strasznie prowokujący sposób, straciłem zmysł racjonalnego myślenia oraz nawet piski ze strony dziewczyn, które tutaj przyjechały, nie przeszkadzały mi w tamtej chwili. Po prostu patrzyłem się na Jimina z niedowierzaniem, zaczarowaniem oraz pożądaniem. No ale jak mogłem inaczej? Stęskniłem się za jego ciałem, więc to normalne, że tak zareagowałem. Ale to nie znaczy, że nie byłem na niego zły za to co zrobił. Mógł sobie podarować i zrobić tylko ten szpagat, który wykonał na samym końcu, uśmiechając się z dumą. Wtedy emocje się opadły, no oprócz tego niezadowolenia, które podczas występu się ukryło w głębi mojej duszy. - Mam ochotę cię udusić, Yoongi - warknąłem, zaciskając dłonie w pieści oraz wzdychając pod nosem, próbując się uspokoić, a ten tylko uśmiechnął się przepraszająco, jakby wiedział jak się teraz czuję.
- Bardzo... odważny ten taniec - mruknęła szatynka grzebiąc widelcem w warzywach - Muszę to jeść... Ta fontanna nadal tam stoi - zwróciła się do przyjaciółki
- Możesz zjeść, ale ja idę z tobą i podzielisz się trochę ze mną bo zaraz mnie szlak trafi - oznajmiła czarnowłosa, poprawiając swoje okulary.
- JEJ! - pisnęła szczęśliwa niebieskooka - Idziemy
- A z tobą Yoongi jeszcze pogadam na temat twojego niewyparzonego języka - ostrzegła go, kierując się z Marceliną w wyznaczone miejsce.
- Życzę powodzenia... - powiedział TaeTae w kierunku czarnowłosego - Nie dość, że celibat od Julki to jeszcze brutalne pobicie przez Kooka.
- Dzięki - ten mruknął, bawiąc się swoimi palcami. - Nie ma szans, żebyś mi odpuścił? - zwrócił się do mnie po chwili, a ja spojrzałem się na niego z niedowierzaniem. - Nie było pytania.
- Jak ja dawno nie tańczyłem - wydyszał Jimin, opadając z powrotem na miejsce obok mnie - Przepraszam, że tak długo tutaj wracałem, ale tamte - wskazał palcem wskazującym grupkę chichrających się dziewczyn - dziewczyny prosiły o autograf i zdjęcie... Dziwaczki
- Nie dziwię się po tym jak odstawiłeś to całe show - przyznałem spokojnie, choć buzowały we mnie emocje, popijając wino.
- Musiałem trochę rozgrzać mięśnie przed zrobieniem szpagatu. Nie jestem nienormalny... jeszcze resztki zdrowego rozsądku posiadam - sięgnął po dzbanek wody nalewając sobie szklankę do pełna - Widzisz Yoongi? Nie boje się, a nawet potrafię zrobić to na tyle dobrze by mieć wiecej fanek niż ty w czasie naszych starych dobrych imprez.
Pokręciłem głową, odwracając wzrok od stołu i podrapałem się po policzku. - Przyznaję, szacunek - odpowiedział niepewnie.
- Nic mi nie dowalisz? Zero "Wyszło ci, ale mogło być lepiej" lub "Jestem w tym lepszy niż ty" ? - spytał zdziwiony Jimin
- Nie tym razem - zaśmiał się. - Zresztą nie chcę, żeby Julka mi dowaliła celibat do końca życia i.. - zaczął, a ja się spojrzałem na niego wzrokiem, który mówił, żeby lepiej nie pisnął słówka. - i.. nie pozwoliła spać mi w łóżku.
- Dlaczego by miała to zrobić? - dopytywał mój blondyn
- Zdenerwowałem cię i nie powstrzymałem swojego niewyparzonego języka - powtórzył słowa swojej dziewczyny, a ja pokiwałem głową, znowu powracając wzrokiem do tańczących par. - Równocześnie zdenerwowałem też ją tym.
- Nigdy nie uda ci się schować do kieszeni mojej dumy - mruknął Jimin, upijając łyka wina, ale zaraz szybko je odstawił przypominając sobie o naszej umowie, której mi nie udało się utrzymać - A ty Jungkooki? Dumny jesteś ze swojego hyunga?
- Tak - mruknąłem, odkładając kieliszek na stół. - Jestem przedumny - szepnąłem pod nosem, opierając głowę o moją pięść.
- Coś nie tak? Źle się czujesz? - dopytywał zmartwiony.
- Wszystko w porządku, czuję się dobrze - odpowiedziałem, spoglądając na niego kątem oka. - Nie masz czym się martwić.
- To świetnie - uśmiechnął się ciepło - Nie lubie jak cię coś boli - pocałował mnie w bok głowy - A gdzie wywiało wasze dziewczyny?
- Musiały ochłonąć po twoim występie - wyjaśnił Yoongi, patrząc na mojego narzeczonego z uniesioną brwią. - Masz to tańczyć tylko w towarzystwie Jungkooka bo się wkurze. A zresztą jemu samemu nie podobało się, że zatańczyłeś coś takiego odważnego publicznie - wyznał, a ja zacisnąłem wargi, spoglądając na niego z mordem i zawiedzeniem w oczach.
- Już wiem dlaczego Julka nazywa cię dupkiem - burknąłem pod nosem.
- Jungkook, to tylko taniec... Tutaj nie ma podstaw do zazdrości - zacząl kręcić głową z niedowierzania - Zaczynam chyba sie przechylać do zdania, że zazdrość to brak zaufania do drugiej osoby... Tylko przychylać, w końcu wiesz jakie mam jeszcze zdanie na temat zazdrości...
- Wiem, wiem - szepnąłem, łapiąc go za dłoń. - Przepraszam, nie zachowałbym się tak, gdyby nie te piski.. Nie wiem, one mnie podjudziły, przepraszam..
- Ja wiem, że boisz się mnie ponownie stracić - wyszeptał Jimin przytulając mnie do siebie - Ale nie możesz cały czas być o mnie zazdrosny... Jestem szczęśliwe, zakochanym biseksualistą, więc po co mi psucie tego naszego szczęścia?
- Przepraszam - powiedziałem w jego ramię, czując wielkie wyrzuty sumienia.
- Przeprosiny przyjęte, ale proszę ogranicz tę zazdrość bo ona zaczyna niszczyć nasz związek, a oboje tego nie chcemy - wyszeptał do mojego ucha, następnie je całując.
Pokiwałem głową, a łzy niekontrolowanie wpłynęły mi w oczy, uświadamiając, że on ma rację. To moja chora zazdrość psuła naszą relację. - Zrobię wszystko.
- Ej skarbie, ale nie płacz - narzeczony zaczął głaskać mnie czule po głowie, lekko kołysząc w swoich ramionach - Ja również zrobię wszystko by ograniczyć ci dawanie powodów do zazdrości... Kocham cię mocno, pamiętasz? Nie pozwolę by to uczucie mogło nas rozdzielić bo to nie jest racjonalne... Za dużo razem przeszliśmy...
- Pamiętam, ale.. - przerwałem by wypuścić drżący oddech. - Masz rację z tą zazdrością. Ty nie musisz nic zmieniać, to ja muszę zmienić swoje postępowanie.
- Dobrze wiesz, że akceptuję całego siebie, ale to jest dla naszego dobra... Naszej wspólnej przyszłości - musnął mój kark.
- Wiem, kochanie, dlatego nauczę się już nie być zazdrosnym - uśmiechnąłem się do niego. - Kocham cię.
- Też cię kocham, króliczku - powiedział przyjemnym głosem.
- Jak miło, że teraz wszystko w porządku - ucieszył się Tae - Jimin masz moje uszanowanie. Szpagat pierwsza klasa. Brawa - zaklaskał teatralnie w dłonie
- A dziękuję, dziękuję - ukłonił się podwójnie w stronę przyjaciela - Kiedyś cię nauczę - zaśmiał się upijając łyka wody,
- Jimin, ale wiesz tak między nami - szepnął Yoongi, pochylając się nad stołem. - Było dobrze, ale mogło być lepiej.
- Ty chuju... - spiorunował go wzrokiem Chim - Jungkook trzymaj mnie bo mu wyjebie w tę krzywą gębę
- Hej, hej, żartowałem - mruknął ten, siadając z powrotem na swoje miejsce. - Serio, wyszedł ci ten szpagat.
- Jak ja sie cieszę, że mam już zaplanowany kawał na ciebie - westchnął, uśmiechając się podle blond włosy - Nawet Julka będzie się z ciebie śmiała
- Tym bardziej nie mogę się doczekać - nagle znalazła się przy nas znikąd, a podekscytowanie można było wyczuć od niej na kilometr.
- Dzięki, kochanie za wsparcie oraz za wszystko - burknął sarkastycznie czarnowłosy, a ta przewróciła oczami i podeszła do niego, a następnie pocałowała go w usta. - Od razu lepiej - pociągnął ją na swoje kolana i przytulił do siebie.
- A gdzie moja Marcysia? - spytał Julkę, Taehyung , rozglądając się dookoła.
- Poszła do toalety, zaraz wróci - wytłumaczyła dziewczyna z uśmiechem.
- Za długo jej nie ma... Moż.. HA! WIEDZIAŁEM! Moja kochana, sprytna kosmitka jest, więc ci na ściemniała, że idzie do toalety, a tak naprawdę wróciła się do fontanny - zaśmiał się i wstał z krzesła biegnąc w stronę swojej dziewczyny.
- Nie musiała ściemniać - zaśmiała się czarnowłosa, wzruszając ramionami. - Pozwoliłam jej dzisiaj. Ale skoro myśli inaczej, to nie będę jej tego psuć.
- Ja się nie użeram z Tae dzisiaj... - oznajmił Jimin - Niech Suguś go pilnuje
- Mogę go odstawić do łóżka, nic więcej nie robię - pokręcił głową, wzdychając. - Nie mam na to chęci.
- Pf - prychnął Jimin - Taehyung nie jest typem chłopaka, który po przesadzeniu ze słodyczami kładzie sie grzecznie do łóżka... Przygotuj sie na to, że dzisiaj będziesz musiał B.I.E.G.A.Ć - przeliterował stanowczo czarnowłosemu.
- Zobaczymy - mruknął, przecierając swoje oczy.
- Ja go gonić nie będę... Ostatnim razem jak go szukalem to zafaszerował mnie czekoladkami z mocnym alkoholem, a rano obudziłem się z nim w łóżku całkowicie nagi... To była też twoja wina - burknął blondyn.
- Bo ja wiedziałem co w tych cukierkach jest - wywrócił swoimi oczami. - A ja cię nie rozbierałem! Kazałem wam iść spać i poszliście, a co potem się działo? Nie wiem.
- Nie sądzę, ze tknąłem Aliena... Nie bolał go tyłek - zachichotał - Poza tym powiedziałeś, ze byłem nagi ponieważ zachcialo mi się poplywać
- Możliwe, że tak było. Myślisz naprawdę, że pamiętam co się działo taki czas temu? - spytał, unosząc brew.
- Powinieneś... Twój pierwszy ciężki wysiłek do... zawsze - zażartował Jimin.
od*
- Bardzo śmieszne, boki zrywam - zaśmiał się ironicznie, kręcąc głową.
- Kochasz moje żarty. Zdaje sobie z tego sprawę, Yoongiś - posłał mu ironiczny uśmiech.
- Kto ci takich kłamstw naopowiadał? - czarnowłosy złapał się teatralnie za serce, wzdychając i udając zaskoczenie.
- Ty kiedy mnie podrywaleś, pf - zaśmiał się Park
- Musiałem być bardzo pijany - stwierdził starszy, pocierając swoje skronie.
- To było tego samego dnia co żeś mnie kurwa pocałował - burknął Jimin udając obrazę majestatu - Głupi alkoholik... Pocałunków ze mna się nie zapomina.
- Ja nie jestem z tych, którzy pamiętają to co zrobili, bądź powiedzieli po dużej dawce alkoholu, tego się nie zapomina - wytknął mu język rozbawiony. - A ty mi nie wypominaj tego. Jedyne co pamiętam z tego to jak myliśmy wspólnie zęby w łazience.
- O tak... Pamiętam - zaśmiał się Jimin - Jeden z chlopaków rano nam oznajmił, że penetrowaliśmy sobie jamy ustne... Od razu z biegu i odruchami wymiotnymi pobiegliśmy do łazienki. Na koniec się okazało, że pomyliliśmy swoje szczoteczki, więc wzieliśmy zapasowe i resztę dnia tylko myliśmy zęby
- Ugh - wzdrygnął się na samo wspomnienie, a ja parsknąłem śmiechem pod nosem. - Bez obrazy, przyjacielu, ale to było okropne.
- Wiem, też to przeżyłem - fuknął Jimin - Przyrzeknij mi, że nigdy więcej...
- Ja ci przyrzekam - wtrąciłem się, patrząc na niego.
- Ja też - Yoonulia potwierdziła moje słowa, uśmiechając się lekko do siebie.
- Jimin, a ty przyrzekasz? - spytał sam siebie - Słuchaj Jimin, przyrzekam ci to na marchewkę... - odpowiedzial sobie - Niech ci będzie... jak złamiesz przyrzeczenie będzie trzeba ci ją obciąć.
- Słuchaj, jeśli złamiesz obietnicę to nie tylko się pożegnasz ze swoją marchewką, ale nie będziesz też już moim tatusiem - wyszeptałem mu do ucha, a następnie się zaśmiałem. - Nie wiem czy warto.
- Podwójna kara, tak? - mruknął, patrząc na mnie.
- Niestety - wydąłem dolną wargę, kładąc głowę na jego ramieniu. - Też to odczuję. Nie wyobrażam siebie na górze.
- Jesteś moim ukesiem... W razie czego kupiłbym sobie sztucznego by dawać ci przyjemność - pocałował mnie we włosy
- To już chyba wolałbym żyć bez seksu - skrzywiłem się, wtulając się jeszcze bardziej w niego. - Sztuczne gówno nie dałoby mi prawdziwej przyjemności.
- Skad wiesz? Próbowałeś? - spytał rozbawiony.
- Nie, ale tak podejrzewam - powiedziałem, uśmiechając się. - Tylko ty umiesz sprawić, że jest mi przyjemnie.
- Przyzwyczaił byś się, skarbie - spojrzał na mnie z góry - Ah... przestańmy o tym gadać... Nie zamierzam całować się z Sugą, więc moja marchew jest bezpieczna
- Jest, nie musisz się martwić bo ja też nie mam zamiaru się z tobą całować - powiedział wcześniej wymieniony.
- Teraz masz Julkę i coś czuję, że gdybym się z tobą miział to ona by mi tę marchew ucięła - spojrzał wystraszonym wzrokiem na brunetkę.
- Aż taka straszna jestem? - zapytała go, marszcząc brwi.
- Wyglądasz mi na dziewczynę, która pilnuje tego co jej i niszczy wszystko co próbuje to zepsuć, więc... troche tak - wytłumaczył blondyn
- Masz rację - przyznała, kiwając głową. - Ale nie zrobiłabym tego Jikookowi. Proszę cię. Za bardzo was kocham razem, żebym mogła wam to zrobić.
- Dziękuję ci o przedobra pani - ukłanil się Jimin - Jestem wdzięczny, że woli pani Jikooka od Kookmina
- Mi to tam wisi, który na górze, ale skoro Jungkook nie chcę to nie mogę wam zabierać zbliżeń - wzruszyła ramionami, ziewając.
- Julka... Słuchaj... Masz jakieś żelki? Haribo najlepiej? -spytała Marcelina siadając na swoim miejscu, a zaraz za nia zjawił sie Taehyung, który miał całą twarz w czekoladzie na dodatek opychał się truskawką w wspomnianej słodyczy
- Nie - powiedziała stanowczo, wskazując na krzesło. - Teraz siadaj i masz szlaban na słodycze.
- Ale nie jadłam jeszcze haribo w czekoladzie... Taehyung też nie. - zaskomlała , kładąc glowę na ramieniu przyjaciółki
- Nie obchodzi mnie to. Siadaj bo nie zjesz słodyczy przez następne trzy miesiące - mruknęła, patrząc na Marcelinę. - A niech no tylko zobaczę, że wstajesz i idziesz w stronę bufetu, przedłużam szlaban o kolejne trzy.
- Julka no... Ja pragnę gumi misi... W czekoladzie... Chociaż daj pianki... Najlepiej te w kształcie smerfów - zachichotała niebieskooka.
- Bo zaraz jej wpieprzę - wzięła głęboki oddech. - Siadaj bo tracę cierpliwość i ten szlaban potrwa dłużej niż myślisz.
- Nie jesteś moją mamą... Dawaj te gumi misie i idź spadaj na drzewo - burknęła szatynka - Albo jak już mówiłam PIANKI
- Zaraz zadzwonię do twojej mamy i zabawa się skończy - burknęła, przymykając oczy.
- Pf, jestem dorosła, a poza tym nie masz jej numeru - wytknęła język w strone przyjaciółki.
- Naprawdę? A kto ostatnio dzwonił z mojego telefonu do niej? - zapytała. - Zapisałam sobie jej numer. O to się nie musisz martwić.
- Ale... - szukała dobrej riposty - Moja mama ci nie uwierzy. Poza tym ona wie, że mam parcie na słodycze
- Ale to nie znaczy, że to pochwala - mruknęła, poprawiając się na kolanach swojego chłopaka. - Rozmawiałam z nią o tym. Dałam ci pozwolenie na tą czekoladę dzisiaj bo myślałam, że masz chociaż trochę rozumu. Jestem tobą zawiedziona, Marcelina.
- Jakbys nie wiedziała, że w sprawie gotowania i słodyczy nie można mi ufać - mruknęła - Zresztą skoro pozwoliłaś to dlaczego teraz narzekasz?
- Idź rób co chcesz, ale lepiej się do mnie nie odzywaj, zepsułaś mi humor - wstała ze swojego miejsca. - Idę się przewietrzyć, bo zaraz mnie coś trafi - oznajmiła, po czym ruszyła w stronę wyjścia, a zaraz za nią Yoongi, który zmartwił się jej zachowaniem.
- Mi też zepsuła humor... Udaje moja mamę, a wcale nią nie jest. Ugh, mam już po dziurki w nosie jej zrzędzenia - wysyczała wściekła szatynka i udała się w przeciwnym kierunku co jej przyjaciółka, a Tae podobnie jak Suga zmartwiony stanem swojej ukochanej od razu za nią poleciał przełykając ostatni kęs truskawki.
- No to mamy skłócone przyjaciółki - westchnął Jimin przytulając mnie do siebie ciaśniej
- Mam nadzieję, że się pogodzą - spojrzałem się na niego smutnym wzrokiem, zagryzając wargę. - Pokłóciły się o tak błahą rzecz.
- Pogodzą się tylko muszą ochlonąć i pójść na jakiś kompromis - odparł mój facet - Marcelina ma rację z tym, że Julka za bardzo się o nia troszczy, ale Julce też sie nie dziwie, ponieważ są ze sobą blisko i martwi się po prostu... One to są jednak skomplikowane
- Ciesz się, że ja nie mam problemu ze słodyczami - zażartowałem, śmiejąc się. - Ani z niczym innym. Jedyna rzecz, a raczej osoba od której się uzależniłem to ty.
- Też cię kocham, słońce - zaśmial się, składając pocalunek na mojej skroni,
Rozejrzałem się po całej sali, wzdychając pod nosem. Uśmiechnąłem się lekko pod wpływem bliskości mojego ukochanego i wtedy już wiedziałem, zresztą już wcześniej, że jestem prawdziwym szczęściarzem, bo osoba, którą kocham ponad życie, odwzajemnia to uczucie równie mocno co ja. - Masz jakieś wymarzone miejsce na podróż poślubną? - spytałem w pewnym momencie, przerywając ciszę, która była między nami. Nie, że nie było przyjemnie, ale nie chciałem milczeć w jego towarzystwie. Chciałem nadrobić ten cały czas, który straciliśmy.
- Nie zastanawiałem się nad tym... Jesteś od tego specem więc daje ci wolną rękę... Ponieś wodze fantazji - wymruczał cicho.
- Uważaj bo poniesie mnie za mocno - zachichotałem, owijając jedną rękę wokół jego talii. - Czemu sądzisz, że jestem specem?
- Uważałeś na lekcjach geografii - zaśmiał się - Więc zasz miejsca na naszej ziemi, gdzie warto się wybrać... Ja miałem tylko zdolność do języków obcych i w-f'u
- Ty na pewno też wpadłbyś na jakiś pomysł - stwierdziłem, odchylając głowę, żeby móc na niego spojrzeć. - Ale skoro nie chcesz się za to brać, to lepiej dla mnie bo mam już pewien pomysł.
- Twoje pomysły są najczęściej genialne, więc powodzenia w rozplanowaniu tego - pocałował mnie krótko w usta - Mi najbardziej zależy na tym by było duże, wygodne łóżko.
- A to dlaczego? - spytałem się rozbawiony, podejrzewając jakiej odpowiedzi udzieli. - Mogę ci to zapewnić, skoro tego chcesz.
- Blondynku mój, nie udawaj głupca... Dobrze wiesz po co mi takie łóżko - westchnął, przegryzając lekko swoją dolną wargę.
- No nie wiem. Chcesz się wyspać, a wygodne łóżko ci w tym pomoże? - droczyłem się z nim, mając na ustach szeroki uśmiech.
- Spać to my w ciągu tego miesiąca rzadko będziemy, kochanie... - warknął seksownie - Coraz bardziej sobie u mnie grabisz, więc już zacząłbym na twoim miejscu rozciągać swój tyłeczek...
- No, ale dlaczego? Ja tylko zadałem pytanie - mruknąłem.
- Nie udawaj... Wiem kiedy zaczynasz sie ze mną droczyć... - wysyczał - A dobrze wiesz, że tylko ja to mogę robić...
- Gdzie tu ta sprawiedliwość, hm? - splotłem nasze dłonie, kciukiem gładząc jego skórę. - Raz na jakiś czas nie zaszkodzi ci mi odpuścić.
- A od kiedy to ja jestem sprawiedliwy, skarbie? - spytał ironicznie - Jak będę ci odpuszczał to wyrośniesz na rozpuszczone dziecko, a to dla tatusia by była porażka...
- Nie mówię, że masz cały czas mi odpuszczać - przewróciłem oczami. - A tatuś idealnie wychowuje swojego maluszka, nie musi się o to martwić - wyszeptałem.
- Każde dziecko tak mówi by nie było kary... Ale ci ponoć się moje kary podobają, to muszę chociaż trzymać jakiś fason, nie sądzisz?
- Nigdy nie narzekałem i nawet nie pomyślę, żeby to robić - wyznałem.
- Cudnie, króliczku... Aż tak bardzo podniecił cię mój występ, że nabrałeś ochoty na droczenie,hm? - spytał flirciarsko
- Tak - odpowiedziałem, kiwając głową. - Przecież ci dzisiaj mówiłem, że stęskniłem się i jestem spragniony ciebie.
- Ale nadal tępo trzymasz się reguły "seks dopiero po ślubie"... - westchnął ciężko - Idziemy w takim razie do toalety
- Już ci mówiłem dlaczego trzymam się tej reguły - wywróciłem oczami, wzdychając pod nosem. - Huh? Do toalety?
- Słońce, a po co chodzą razem pary do toalety? - spojrzał sie na mnie zadziornie
- Żeby jedna osoba mogła pilnować drugiej? - zauważyłem, śmiejąc się.
- Jungkooki, to twoje droczenie nadal jest nie na miejscu - burknął - Nie chcesz iść to nie - mruknął, po czym oderwał się ode mnie
- Żartowałem tylko, Jiminnie, no - z powrotem się przysunąłem do niego. - Przepraszam, już nie będę, hyung.
- Fajnie, że nie będziesz, ale ja w dalszym ciągu chcę iśc do toalety - wywrocił gałkami - Jestem facetem mam swoje potrzeby fizjologiczne
- Jeśli chcesz iść siku, to po co ci ja tam? - zapytałem teraz już zupełnie poważnie.
- O ile mocz jest biały to tak... Idę siku - zaśmiał się wstając z krzesła.
- A ja idę z tobą, też potrzebuje pójść do toalety - również podniosłem się z krzesła, uśmiechając się pod nosem.
- Boisz puścić się mnie samego? - zaśmiał się starszy - No cóż też bym cie nie puścił, więc chodźmy - powiedział rozbawiony, po czym pociągnał mnie za rękę w kierunku toalet.
- Mam nadzieję, że Jin nie będzie miał zamiaru wejść teraz do łazienki, bo coś czuję, że tym razem by się nam obydwu oberwało - mruknąłem, kiedy już weszliśmy do wspomnianego pomieszczenia i zaplotłem wokół jego szyi swoje ręce.
- Jak coś to dostaniemy wspólną karę w postaci zamknięcia nas w sypialni lub piwnicy i będziemy mogli się bawić bez przeszkód - ułożył swoje dłonie na mojej tali ugniatajac ja nieco
- Brzmi cudownie - otworzyłem jedną dłonią drzwi od kabiny i delikatnie go popchnąłem do środka, a on pociągnął mnie za sobą. Zamknąłem ją, a następnie posłałem mu mały uśmiech. - Ty chciałeś pójść pierwszy, więc najpierw ty - oznajmiłem, szepcząc mu do ucha, które przegryzłem po chwili, mrucząc przy tym. Zjechałem ustami na jego szyję na której zacząłem się zasysać, lecz myśl, że ktokolwiek może tutaj niedługo wejść, skutecznie sprawiła, że zaprzestałem tej czynności. Wpiłem się w jego usta, całując je pożądliwie, a moje ręce powędrowały pod jego spodnie oraz bokserki, które moment później zostały zsunięte na dół. Jeszcze chwilę nasze usta pieściły siebie nawzajem i oderwałem się od niego, chuchając mu w twarz swoim ciepłym oddechem. Spojrzałem się mu w oczy i widząc, że nie może doczekać się aż go wreszcie dotknę, uśmiechnąłem się lekko oraz kucnąłem, na co westchnął, odchylając lekko głowę do tyłu. - Musisz być cichutko, kochanie, tak jak ostatnim razem - odparłem, a on tylko przytaknął. Przesunąłem językiem po jego męskości, Jimin w reakcji na to, wplątał swoje dłonie w moje włosy, szarpiąc je delikatnie. Po krótkim wstępie, włożyłem go w usta, co jakiś czas zasysając policzki, żeby dodać lepszego efektu, co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo we właśnie tych momentach, mój narzeczony nie mógł powstrzymać jęków, które były niebem dla moich uszu i dawały mi szczęście, że to ja właśnie sprawiam mu przyjemność. Niedługi czas potem przyspieszyłem, czując, że jest niedaleki do osiągnięcia spełnienia. W momencie kiedy wytrysnął w moje usta, połknąłem to co miałem w buzi i dokładnie wylizałem resztki, które zostały na nim. Z powrotem założyłem na jego nogi dolne części jego stroju oraz podniosłem się, uśmiechając się do niego szeroko. - Nie udało ci się być cicho, ryzykowaliśmy - stwierdziłem rozbawiony, przybliżając się do Jimina, który starał się uspokoić swój oddech oraz serce.
- Nie kpij sobie... Twoje usteczka są idealne pod każdym względem, więc się nie dziw, że w momencie kiedy zacząłeś zasysać policzki ja nie byłem cicho... - wydyszał patrząc mi prosto w oczy - Zresztą zaraz zobaczymy czy ty dasz radę się powstrzymać...
- Ale ja sobie nie kpię, mówię serio - sapnąłem, kiedy ten mnie przytwierdził do ściany. - Od razu mówię, że wątpię czy dam radę, ale dam z siebie wszystko.
- Wiem, króliczku... Jednak postaraj się jęczeć bardzo cichutko... Tak samo jak w kinie lub szpitalu - zachichotał ciepło.
- Mhm.. - wymruczałem, kiedy poczułem jego dotyk na swojej szyi. Pełne usta mojego słoneczka, które doprowadzały mnie do szaleństwa za każdym razem, sunęły po mojej skórze i pieściły ją z niezwykłą czułością, ale jednocześnie pożądaniem. Nawet się nie obejrzałem, a Jimin zsunął ze mnie spodnie oraz bokserki, zupełnie jak ja niedługi czas wcześniej z niego. Przymknąłem oczy, odchylając głowę z przyjemności, jednocześnie wzdychając pod nosem. Cały czas starałem się skupić na tym, żeby nie wydać z siebie żadnego zbyt głośnego dźwięku, zaciskając swoje dłonie, które powędrowały do jego delikatnych włosów. - Jimin.. - jęknąłem cicho, kiedy otoczył swoimi ustami mojego penisa, korzystając z mojej sztuczki, którą użyłem na nim. Cholera. Wtedy w ogóle pożałowałem, że spróbowałem to zrobić. Miał rację. To było naprawdę przyjemne, uzależniające, pozbawiające mnie oddechu oraz sprawiające, że moje serce biło w szaleńczym tempie. Ale nie pozwoliłem jednak, żebym reagował tak jak mój narzeczony. To znaczy jęczałem, ale o wiele ciszej niż on. Trochę samo woli i udało się. Wiedziałem, że nawet takie dźwięki, które wydobywały się z moich ust, usatysfakcjonowały go, cieszyły oraz dawały przyjemność. Sapnąłem głośno w momencie kiedy uszły ze mnie wszystkie emocje, tym samym dochodząc. Ten zachował się tak samo jak ja, wylizując wszystko oraz połykając i zakrył moje dolne partie ciała, zakładając na moje nogi ubrania. - Poradziłem sobie? - spytałem, czując, że Jimin stanął już przede mną.
- Poszło ci lepiej niż mi, ale co się dziwić... ty nie zostałeś zaskoczony - wymruczał, nastepnie wpijając się z moje usta przez co poczułem smak swojej spermy - Jesteś słodki w każdym gramie swojego ciała...
- Coś czuję, że to ty kiedyś mnie zaskoczysz - wyznałem cicho, wzdychając pod wpływem pocałunku. - Dziękuje, skarbie, ale wątpię, że to co połknąłeś jest słodkie.
- Jak dala mnie jest... Nie musisz potwierdzać. Każdy ma inne kubki smakowe - polizał moje wargi, blokując swoim ciałem wszystkie możeliwe drogi ucieczki, choć tak naprawdę całkowicie niepotrzebnie, ponieważ nie miałam zamiaru nigdzie uciekać
- Można powiedzieć, że zastępuję ci słodycze, hm? - mruknąłem, patrząc w jego oczy kompletnie jeszcze zamroczony uczuciem, które czułem w całym swoim ciele.
- Dzięki temu, że dajesz mi je bez zbędnych związków chemicznych, nie ma mowy, iż uda mi się zachorować na cukrzycę... A nawet gdyby się dało, to bym nie żałował... - Odparł wpatrzony w moje patrzałki.
- Tym razem ty mi słodzisz - zachichotałem, całując go krótko w usta.
- Lubię ci słodzić, ale nigdy cukrem... Suga nie ma prawa się w tobie roztapiać - mruknął wrogo, łącząc nasze czoła.
- Wątpię, że by chciał - stwierdziłem. - A zresztą wolę jak ty się we mnie roztapiasz, a raczej zatapiasz stokroć bardziej.
- Im częściej tak słodko świntuszysz, tym mi jest coraz bardziej trudno się opanować - wbił swoje zęby w moją dolną wargę, ciągnąc ją w swoją stronę, jednakże na koniec puszczając ją i znów zatapiając się ze mną w namiętnym pocałunku
- To może przestanę... - wymruczałem w trakcie pocałunku, łapiąc go za kark i przekrzywiając głowę, żeby pogłębić to zbliżenie.
- Nawet się nie waż... - syknął, dociskając mnie mocniej do swojej twarzy.
- Ale skoro coraz bardziej trudno ci się opanować.. - westchnąłem w jego usta, wplątując jedną dłoń we włosy chłopaka.
- To nie znaczy, że chce bys przestał... - zjechał swoimi dłońmi na moje biodra, jak zawsze je ugniatając sugestywnie.
Zaśmiałem się cicho, niemal rozpływając się pod wpływem jego dotyku. - To może mam jeszcze częściej to robić? - szepnąłem prowokująco. - Jeśli się tobie podoba, a ja czerpię z tego przyjemność to dlaczego nie..
- Jak masz ochotę... - wymruczał - Tylko wiedz, że to może mieć swoje konsekwencje... - ostrzegł mnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę, kochanie - wyznałem, kiedy wreszcie się oderwaliśmy od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. - To jest pewne, że będzie to miało swoje konsekwencje.
- Powiedz tatusiowi, że pragniesz otrzymać konsekwencję swoich nieczystych czynów, maluchu... - jego wzrok zaczął wypalać we mnie dziurę.
- Nie wiem.. Pewnie to się równa z większą ilością kar, a ja cały czas ich nie chcę - zagryzłem wargę, bawiąc się jego włoskami.
- Przykro mi maluszku, ale za bardzo sobie nagrabiłeś by zrezygnować z kar.. - wsadził kolano między moje uda, patrząc ma mnie z góry i zagryzając swoją dolną wargę co chyba wpadło mu w nawyk.
- Nie mówię, żeby z nich zrezygnować, ale nie zwiększać ich ilości - westchnąłem, patrząc na jego usta. - Nie gryź ich tak bo potem będzie na mnie.
- Lubię jak wargi mi pękają... Czyje taki wspaniały, metaliczny smak krwi, który pozwala opanować moje pragnienie, które zawsze pojawia się na sam twój widok... Wiem, że to trochę masochistyczne podejście, ale mi pasuje - ucałował mój nos. - A ilość kar sam sobie podnosisz...
- Może ty faktycznie jesteś tym wampirem - zaśmiałem się. - Chcę ci sprawić przyjemność, a dostaje kary. Powinienem chyba przestać to robić.
- Od kiedy to podniecanie swojego narzeczonego i rzadkie uwalnianie go od rosnącego libido jest przyjemnością - oderwał się ode mnie splatając ręce na piersi.
- Kiedy ja cię podniecam, nawet kiedy tego nie chcę robić - jęknąłem niezadowolony. - Nie wiem co zrobić, żeby przestać. A żebym cię zaczął uwalniać tak naprawdę to musiałbym ci codziennie robić loda. Albo uprawiać seks. Ale to dopiero po ślubie.
- Nie ma sprawy... Sam sobie będę radził jak za starych dobrych czasów gimnazjalnych ręcznym - na jego twarzy pojawił się grymas - Lepiej chodź już na salę, bo Jin na serio zacznie nas szukać - mruknął, przeczesując palcami swoją blond czuprynę, po czym otworzył drzwi kabiny.
Złapałem go za rękę, zatrzymując go i poszedłem zamknąć jeszcze raz kabinę. - Wybacz, kochanie, że cię podniecam, ale ja naprawdę robię to czasami nieświadomie - wydąłem dolną wargę. - Kocham ci sprawiać przyjemność, a przecież dobrze wiesz, że uwielbiam twój soczek. Więc jeśli faktycznie tak jest, to dopóki nie będziemy uprawiać seksu, obiecuję ci, że będziesz mógł się spodziewać więcej niespodzianek. Takich jak na przykład w dzień, kiedy znowu się mi oświadczyłeś.
- Mówisz o masażu, lodzie czy to ty nasłałeś na mnie patelnię Jina? - spytał zaczepnie.
- Dwóch pierwszych - mruknąłem, przewracając oczami. - Nigdy nie nasłałbym na ciebie Jina.
- No ja mam nadzieję, słońce - pocałował mnie w policzek
- Kocham cię - wyznałem cicho, posyłając mu szeroki uśmiech. - Może faktycznie chodźmy, jeszcze sobie coś pomyślą.
- Ja ciebie też kocham - ponownie pocałowal mnie w policzek otwierając drzwi kabiny i oczywiście jak na dżentelmena przystało, ukłonił się przepuszczając mnie pierwszego.
- Dziękuję - zaśmiałem się i wspólnie wyszliśmy z łazienki, powracając do stołu. Nikt nie zauważył w ogóle, że zniknęliśmy bo oprócz Namjoona oraz Jina, którzy cały czas zajmowali się tylko sobą, nikogo więcej nie było przy nim. Krótko po naszym powrocie, dołączyli do nas Taehyung z Marceliną, która była już w o wiele lepszym humorze. Obstawiałem, że udało im się zdobyć jakieś słodycze, dlatego już kompletnie zapomniała o tym co się stało. Każdy z nas zatańczył z każdym chociaż po jednym razie, lecz to było wiadome, że więcej zatańczyłem z Jiminem. Kiedy już powoli goście zaczęli się zbierać do domu, zauważyłem jak do sali wraca Yoongi razem z Julką, która była okryta jego marynarką, a jej humor nadal był w paskudnym stanie, na co wskazywał przygnębiony wyraz twarzy dziewczyny. Pobawiliśmy się wszyscy jeszcze z godzinę, a następnie pomogliśmy chociaż trochę ogarnąć salę, ale zostaliśmy "wyrzuceni" przez organizatorów, żebyśmy mogli odpocząć, dlatego wszyscy zmęczeni wpakowaliśmy się do samochodu najstarszego, który przez to, że nie pił, mógł nas zawieźć z powrotem do dormu. Przez całą drogę można było usłyszeć tylko, dla niektórych przyjemną, dla niektórych wręcz przeciwnie, ciszę. Kiedy już wróciliśmy, każdy z nas pozamykał się w swoich sypialniach, żeby odpocząć. - Coś czuję, że będę miał okropne zakwasy w nogach - jęknąłem, kładąc się na łóżku.
- Jimiś wymasuje - zaśmiał sie mój narzeczony, który zaraz potem lgnął na miejsce obok mnie - Jimiś to spec na wszystko
- Jungkookie nie wątpić w to co Jiminnie hyung mówić - również się zaśmiałem, przytulając się do niego.
- Jimiś wie, że Jungkookiś nigdy w niego nie wątpić - odwzajemnił uścisk, cały czas się śmiejąc.
- Nie czułem się taki zmęczony już od dłuższego czasu - stwierdziłem, ziewając. - Ale muszę się przygotować na ten miesiąc miodowy, tam już w ogóle nie dasz mi odetchnąć - zachichotałem cicho.
- Nie jestem aż taki bezduszny, skarbie.... Dobrze wiedziec jakie masz zadnie na mój temat - westchnął smutno - Przecież dam ci pięć minut odpoczynku...
- Przecież wiem, muszę przestać sobie żartować bo nie umiesz rozróżnić kiedy żartuję, a kiedy nie - mruknąłem, spoglądając na niego oraz wzdychając cicho. - Wiem, że jedziemy na.. wakacje - było blisko, a wygadałbym się co do moich planów odnośnie miejsca gdzie polecimy. - Żeby również odpocząć. I wiem, że nie jesteś bezduszny.
- No trochę jestem, bo dosłownie dostaniesz tylko pięć minut odpoczynku... całe dwadzieścia trzy godziny i pięćdziesiąt pięć minut będę cie wykorzystywał... - oznajmił szatańskim głosem.
- Diabeł - zmrużyłem na niego oczy rozbawiony. - Będziesz miał tyle siły?
- Spragniony facet może wszystko - zachichotał wtulając swoją głowę w tę należącą do mnie - W razie czego trzepniesz mnie po głowie poduszką bym się obudził
- W tym czasie sam zdążę pewnie zasnąć - zaśmiałem się, całując go w policzek. - I to nie specjalnie.
- A co sie stanie jak zasne w tobie? - zapytał rozbawiony.
- To będziemy tak spać, w czym problem? - spytałem, unosząc brwi. - Przynajmniej jak się obudzimy, rozbudzimy się bardzo nietypowo.
- Twój seksowny tyłek tyle wytrzyma? Nie wiadomo ile będziemy spać - zauważył, całując mnie w czoło.
- Wytrzyma, uwierz w niego - przymknąłem oczy. - Tylko jak się poruszysz w trakcie snu to będziemy mieli obydwoje problem.
- Ledwo chodziłeś po czterech razach, co dopiero z dziesięć godzin - powiedział marudnie - Słońce to źle by się dla ciebie skonczyło, więc starajmy się nie zasnąć w trakcie stosunku i będzie cudnie
- W trakcie raczej nam się nie uda, ale możemy paść ewentualnie po nim - ziewnąłem, przeciągając się. - Ale postarajmy się. Najwyżej będziesz mi potem to musiał odpokutować.
- Nie odejmę ci kar, jeżeli o to chodzi - mruknął, przymykając oczy.
- Nawet o tym nie pomyślałem, bo wiedziałem, że się nie dasz - zaśmiałem się krótko. - Będziesz mi masował tyłek w ramach zadośćuczynienia. I zrobisz mi kakao.
- Co masz ostatnio taki pociąg na kakao mojej produkcji? Ja rozumiem, że jest okej, ale bez przesady - mówiąc rozbawionym tonem, zaczął bawić się moimi włosami.
- Odkąd mi pierwszy raz zrobiłeś miałem i do tej pory mam - wyznałem, mrucząc pod nosem z przyjemności. - Jest słodkie, dlatego mam. To twoja wina.
- Która godzina? - spytał nagle, podpierając się na łokciu.
- Po pierwszej, może coś koło drugiej - oznajmiłem cicho, spoglądając na niego zdziwiony. - Czemu pytasz?
- Zaraz wracam - oznajmił zapalając lampkę ze swojej strony łóżka i ruszył w kierunku wyjścia z sypialni.
- Ale gdzie ty idziesz? - obróciłem się w stronę drzwi, marszcząc brwi.
- Poczekaj - powiedział trochę rozkazującym tonem po czym zniknął za drzwiami cicho je zamykając. Jakieś dziesięć minut później usłyszałem ciche otwieranie się drzwi, a kiedy tylko podniosłem głowe w tamtą stronę, ujrzałem mojego szczeniaczka z dwoma kolorowymi kubkami- Twoje kakałko podano - zaśmiał się czekając aż się podniosę do siadu.
- Naprawdę chciało ci się to zrobić o tej godzinie? - szepnąłem, oblizując wargi i usiadłem na łóżku w siadzie skrzyżnym. - Wiesz dobrze, że nie musiałeś.
- Chciałem to poszedłem i zrobiłem - podał mi kubek ze swoim cudownym uśmiechem - Poza tym sam bym chciał spróbować twojego ulubionego napoju
Uśmiechnąłem się rozmarzony, kiedy po dłuższej przerwie miałem okazję z powrotem posmakować tej pyszności i zmarszczyłem nos tak jak miałem w zwyczaju. - Teraz nie będę pił tego sam chociaż.
- A no wlaśnie skoro o słodkościach mowa... - zaczął, odstawiając kubek na szafkę - Jutro rano muszę gdzieś wyjść...
- Okay - wzruszyłem ramionami, kiwając się na boki. - Czemu o słodkościach?
- Pij, maluchu bo ostygnie - wyminął odpowiedzi, ponownie biorąc swój kubek w dłoń, po czym upił porządnego łyka - Serio pyszne
Zmrużyłem oczy na jego zmianę tematu, ale tego nie skomentowałem, bo wiedziałem, że i tak mi nie powie. - Wiem inaczej nie piłbym tego - zaśmiałem się.
- Nie przeszkadza ci to, że dodałem kulki czekoladowe? - spytał znów pijąc przyrządzony przez siebie napój
- Nie - pokręciłem głową, nadal rozkoszując się napojem. - Nadal przepyszne.
- Oj coś czuję, że na miesiącu miodowym bedziesz to ciągle pił - pokręcił głową zrezygnowany, ale wiedziałem, że udaje.
Zaprzeczyłem od razu, uśmiechając się do niego. - Wole nie bo mi jeszcze zbrzydnie. Zresztą mam jeszcze soki, wodę i inne.
- Soki... Twoj ulubiony to ten, który daje blond lablador, mam rację? - uśmiechnął się jednoznacznie - Bo zakładam, ze to twoja ulubiona rasa
- Wiedziałem, że do tego nawiążesz - z moich ust wyleciał śmiech. - Tak, ten jest moim ulubionym. Zdecydowanie.
- A to dlaczego? Tylko bo jestem blondynem? Zmienisz zsanie jak się przefarbuję? - spytał rozbawiony
- Nie, nie zmienię - znowu zaprzeczyłem. - Był sok marchewkowy, teraz jest.. sok? Nie wiem jak go nazwać, no i jak się przefarbujesz to nadal pozostanie moim ulubionym.
- Bananowy? - spytał ze śmiechem.
- Może i być bananowy - potwierdziłem z uśmiechem. - Tylko nie przesadzaj z paletą kolorów na twojej głowie bo kiedyś wreszcie zabraknie pomysłów.
- Mamy przecież pod dachem, Aliena, który multum nadprogramowych pomysłów - przypomniał wypijając szybko całą ciecz, po chwili kładąc się na poduszce lustrując moje ciało.
- Fakt - pokiwałem głową, zgadzając się z nim. - Nie, żeby mi to przeszkadzało, bo nie przeszkadza, ale czemu się na mnie tak patrzysz? Ubrudziłem się gdzieś?
- Daj mi się nacieszyć chociaż niegrzecznymi wyobrażeniami... - jęknął ciężko
- Okay, okay, wyobrażaj sobie dalej - przymknąłem oczy, podpierając się rękoma. - Nie zabraniam ci przecież.
- No ja myślę, skarbeńku - zachichotał - Wypiłes już?
Wziąłem ostatniego łyka i odstawiłem kubek na swoją szafkę. - Mhm - mruknąłem, opadając na łóżko.
- Idziemy spać, kochanie?
- Wypadałoby pójść - przysunąłem się do niego bliżej i przytuliłem go, przekładając swoją nogę przez te należące do niego.
- Kochasz mnie tak obejmować co? Jak panda bambusa - zażartował wtulając mnie jeszcze bardziej w swoje ciało.
- Ona raczej owija bambusa całym ciałem, ale powiedzmy, że tak jest. I kocham, mocno.
- Lubię być twoim bambusem - stwierdził ciepłym tonem - Tylko mnie nie zjedz całego... Dobranoc, królisiu.
- Postaram się - mruknąłem śpiącym tonem. - Dobranoc, labradorku - po tych słowach, nie potrzebowałem zbyt dużo czasu, żeby zasnąć, ponieważ ciepłe ramiona mojego ukochanego i fakt, że byłem potwornie zmęczony przez tamten dzień wystarczyły, żebym odleciał w krainę snów.
12 tys słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro