Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 133 ~

Perspektywa Jimina:

Już od bardzo dawna nie czułem takiego szczęścia. W końcu mój króliczek był spokojny i szczęśliwy. Tak bardzo mi tego brakowało ostatnimi czasy, bo nawet gdy straciłem pamięć to czułem, że nic nie wiedząc również go ranię. Teraz śpi wtulony w moją klatkę piersiową, oddychając równomiernie z uśmiechem. Kocham ten widok nad własne życie, ponieważ jest on cenniejszy niż ja. - Strasznie tęskniłem skarbie... Mimo iż byłem na początku z tobą blisko to czułem, że bez mojej pamięci nam się nie uda być ze sobą. Widzisz? Jednak los przywrócił mi ją, więc chce byśmy dali sobie szansę. Miłość do ciebie uderzyła we mnie jako pierwsze z wielu wspomnień, ponieważ było to dla mnie nad wyraz ważne niż reszta akcji z mojego życia. Moje serce nigdy nie przestało jej do ciebie czuć tylko zapomniało jak to uczucie określić. Kochałem cię, kocham i będę kochał, bo tylko do tego się urodziłem... By być twoją miłością i chcę byś o tym pamiętał, kochanie.... Już niedługo będziemy ze sobą złączeni na wieki, a to już czemuś dowodzi, nie sądzisz? - westchnąłem cicho - Może skończmy temat miłości, bo ty najlepiej zdajesz sobie sprawę z tego co do ciebie czuję. Nawet nie wiesz jakbym chciał, żebyś teraz mi coś wytłumaczył, kłamczuszku. W naszym seksie przed i po stracie moich wspomnień dużo się zmieniło, a ty powiedziałeś, że było wspaniale... Huh, no nie powiem, ostatnie cztery numerki pod prysznicem, w łóżku i dwa razy w wannie były niczym w porównaniu z poprzednimi. Że też nie chciałeś czegoś mocniejszego jak zawsze wolałeś, ale pewnie bałeś się, iż mnie tym odstraszysz... Oj, nie sądzę. Byłem taki napalony, że z wielką chęcią bym robił wszystko szybciej i mocniej, ale bałem się, iż ciebie skrzywdzę... Po części tak było, bo tyłeczek troszkę cię bolał, co? - zachichotałem cicho - Chcesz powrócić do seksu po ślubie, więc przygotuj się na coś bardzo ostrego i płonącego, maluszku. Tatuś się tobą tak zaopiekuję, ale bez kary się nie obejdzie... - ucałowałem jego ucho. – Spokojnie, bo zaraz go obudzisz, a potrzebuje odpoczynku... Tylko też się nie podniecaj, bo chyba nie chcesz go zostawić bez źródła ciepła w tej dość zimnej sali szpitalnej - pomyślałem, przestając mówić do mojego śpiącego króliczka. Teraz tylko na niego patrzyłem.

Po upływie paru godzin zaczęło się przejaśniać, a ja nie czułem zmęczenia, a wręcz przeciwnie... Widok mojej śpiącej miłości dodawał mi tylko energii, która mnie teraz rozpierała. Chwilę myślałem nad tym co by tu porobić by ją rozładować, więc ostatecznie wymyśliłem by pójść się przejść po jakieś jedzenie dla Jungkooka, ponieważ słyszałem, że tutaj dają same badziewie... Wydostałem się ostrożnie z ramion młodszego, następnie szybko wychodząc z budynku. Z pewnością nie jadł długi czas, ponieważ wyglądał mizernie, a znając go to po naszym rozstaniu, zamknął się w jakimś pokoju i pogrążył w płaczu i wspomnieniach o mnie - Jestem idiotą... - mruknąłem pod nosem. Mój ukochany musiał się w takim razie najeść do syta, więc poszedłem po jakiś zestaw w McDonald's. Skierowałem się w stronę najbliższego danego fast fooda i kupiłem mojemu króliczkowi... no trochę tego jest mniej więcej... dwa hamburgery, jeden cheeseburger, duże frytki, jakieś kurczaczki bo to jego ulubione mięsko i jakiś soczek do popicia. Schowałem wszystko pod kurtkę bo z tego co mi wiadomo to z takim jedzeniem do szpitala nie wolno wchodzić, ale co mi tam... dla Jungkookieego wszystko. Uważając na personel szpitalny udałem się na piętro, gdzie miał swoją salę mój narzeczony. Wszedłem do środka, zauważając go siedzącego, ze zmartwieniem i smutkiem, lecz gdy usłyszał jak drzwi się otwierają i mnie ujrzał to od razu jego nastrój się zmienił w bardziej pogodny. - Cześć, króliczku. - przywitałem się, wchodząc w głąb pomieszczenia, by następnie złożyć ukochanemu krótki pocałunek na ustach i usiadłem na krzesełku koło szpitalnego łóżka.

- Cześć, skarbie - powiedział szczęśliwym tonem głosu. - Gdzie mi uciekłeś?

- Poszedłem się przejść - odpowiedziałem wymijająco z prawdą - Co tam masz? - wskazałem na miseczkę z jakimś jedzeniem.

- To miało być moim śniadaniem, ale kiedy spróbowałem, no cóż, miałem ochotę zwymiotować, a nie jeść dalej - skrzywił się.

- A lekarz mówił co możesz jeść? - wolałem się dopytać niż mu zaszkodzić fast foodem.

- Nic jeszcze mi nie mówił na ten temat, ale znając życie, coś co mi pomoże przybrać trochę na wadzę w małych ilościach - wzruszył ramionami, wzdychając. - Ta papka zdecydowanie mi w tym nie pomoże.

- A myślisz, że możesz zjeść coś z miasta, hm? -spytałem, nadal ukrywając jedzenie pod kurtką.

- Nie wiem - odpowiedział po chwili. - Mam nadzieję, że tak, bo jeśli reszta jedzenia jest tak okropna, to będę prosił na kolanach Jina, żeby mi robił jakieś zdrowe rzeczy i przynosił je tutaj.

- Nie będziesz musiał, bo twój Jimin myśli o wszystkim - powiedziałem przyjemnym tonem i wyciągnąłem spod ubrania reklamówkę, w której były pudełka z jedzeniem - Tylko pomału jedz i tak jak mówiłeś, w małych ilościach

- Boże, kocham cię jeszcze bardziej o ile to jest tylko możliwe - pisnął, biorąc do ręki reklamówkę, odkładając ją na łóżko i wychylił się, żeby mnie pocałować. - Dziękuję - wymruczał z uśmiechem.

- Nie ma za co, ale pamiętaj pomału, by potem brzusio nie bolał

- Jasne - pokiwał głową, po czym zajrzał do środka opakowania, a jego oczy się zaświeciły pod wpływem widoku tego pysznego jedzenia. Wziął gryza kanapki i westchnął, przeżuwając ją. Schował opakowanie z powrotem do reklamówki, a następnie reklamówkę do swojej szafki. - Teraz sobie dopiero uświadomiłem jak bardzo jestem głodny - stwierdził, biorąc kolejnego kęsa.

- Znam ciebie na tyle dobrze by wiedzieć, że dość dawno miałeś ostatnio coś w ustach - westchnąłem poprawiając dłonią jego loczki, które wchodziły mu do oczu.

- Niestety muszę ci przyznać rację, bo sam nawet nie pamiętam - mruknął i posłał mi przepraszający uśmiech.

- Ważne, że teraz się najesz - powiedziałem łagodnym tonem, posyłając mu ciepły uśmiech. - Jeszcze nie znudziły Ci się loczki?

- Nie - pokręcił głową. - Dobrze w nich wyglądam, więc nie zmieniam. Tylko kolor chciałbym zmienić, to tyle.

- A to na jaki, moje kochanie, chciałoby zmienić kolorek, hm? - spytałem zaciekawiony podpierając swoją głowę na ręce.

- Będzie to niespodzianka - odparł, przeżuwając jedzenie. - Ale będę ryzykować, bo to jest kolor, którego nigdy nie brałem pod uwagę.

- Mnie zaczyna dołować naturalny kolorek, więc też z chęcią go zmienię. Chociaż lepiej mi mieć czarne włosy niż nie mieć żadnych... - powiedziałem wyciągając tę moją nieszczęsną, starą komórkę - Pamiętam hasło do starej, a noszę nadal cegłę... Brawo, Jimin, pabo... - mruknąłem pod nosem, wpisując w telefonie nazwę zakładu fryzjerskiego, gdzie najczęściej zmieniałem fryzurki.

- Nie zapominaj, że moim naturalnym kolorem też jest czarny - zaśmiał się. - Moje włosy też cię dołują? Kolejny powód, żeby tylko zmienić ich kolor.

- Nie, twoje są akurat urocze, ale uwierz człowiek ma dość, gdy parę miesięcy musiał patrzeć w lustro i przyglądać się ile już urosły te włosy... Kolorek mi zbrzydł jak na tą chwilę, więc chce jakieś... nowe... - wytłumaczyłem, na końcu robiąc chwilową przerwę by jakoś to określić, nie podnosząc wzroku znad ekranu.

- Nie no, rozumiem - odparł z pełną buzią. - Masz jakiś pomysł?

- Patrzę i... chyba coś mam dla siebie, ale tobie też przypasuje - odpowiedziałem.

- Hm? - spojrzał się na mnie z zaciekawieniem na twarzy.

- Mowa tu o blondzie... jak dla mnie ten kolor oznacza nowy początek, który zaczyna się bezbronnością. Ten odcień - pokazałem mu odpowiednią barwę - Wydaje się światłością. Niech od tego zacznie się nasze wspólne życie... od odcienia, które oznacza światłość i nadzieję oraz cud...

- Chyba czytasz mi w myślach - zaśmiał się cicho, spoglądając w moje oczy. - Tylko nie jestem pewny, czy będą mi na pewno pasować - skrzywił się nieznacznie. - A nie chcę potem chodzić do fryzjera i odzyskiwać swój kolor.

- Dla mnie zawsze we wszystkim ci ładnie... Jesteś moim aniołkiem, więc blond powinien pasować tak pięknej istocie, nie uważasz? - spytałem, również patrząc mu w oczy.

- Jeśli wierzysz w regułę, ładnemu we wszystkim ładnie, po tym jak się pofarbuję, zmienisz zdanie - powiedział rozbawiony. - Ale zobaczymy, pójdę i zaryzykuję.

- Oj no będziesz moją słodką Barbie, a ja twoim blond Kenem - zaśmiałem się.

- Naprawdę musiałeś mnie porównać do Barbie? - szturchnął mnie lekko ręką, śmiejąc się również przy tym. - Obraziłeś mnie w tym momencie.

- No wiesz, sam bym się tak nazwał, ale seme nie wypada - wzruszyłem ramionami - A ty jesteś równie idealny co ona... tylko ty jesteś dodatkowo wspaniały bo nie jesteś tępym plastikiem

- To kochane - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Ale nie jestem idealny. Wczoraj dałem ci tego dowód - mruknął cicho.

- Ja również dla ciebie jestem idealny, jak sam to wczoraj powiedziałeś, a wcale tak nie jest... jestem alkoholikiem, śmieciem, chujem, seksoholikiem, egoistą... mam wymieniać dalej? Ty popełniłeś jeden błąd, a nawet idealni czasem je popełniają...

- Nie mów takich rzeczy - powiedział nieco łamliwym głosem. - Nie powinienem o tym wspominać, przepraszam.

- Nie przepraszaj... Nie lubisz jak kłamię, więc polubiłem mówienie prawdy - posłałem mu mały uśmiech.

- Ale nie mów o sobie takich rzeczy, to boli - przyznał smutno.

- Musisz się przyzwyczaić, że nie jestem księciem z bajki tylko czarnym charakterem...- westchnąłem cicho.

- Nie chcę księcia z bajki - odparł, patrząc na mnie z nieznacznym uśmiechem. - Chcę tylko ciebie. Ale uwierz w siebie, Jimin, bo ja w ciebie uwierzyłem.

- Nie potrafię już w siebie wierzyć Jungkook... Zrezygnowałem ze swojego dawnego życia nie dlatego, że wreszcie w siebie uwierzyłem, tylko, bo wierzę w ciebie i nie chcę zepsuć Ci swoją osobą przyszłości, a wiem, iż mnie nie zostawisz to muszę się zmienić - pogładziłem go po policzku - Pogodziłem się z tym kim jestem. A wiedziałem o tym od dziecka.

Nagle poczułem jak Jungkook składa na moich ustach pocałunek. Bez najmniejszego wahania oddałem go, pogłębiając nieco. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a chłopak jeszcze pocałował mnie przeciągle w policzek. - Kocham cię. Bez względu na wszystko.

- Wiem o tym. Ja ciebie również - przytuliłem go, głaszcząc po głowie.

- Dzień dobry, panowie - przywitał się lekarz, wchodząc do sali z szerokim uśmiechem - Jak tam samopoczucie, panie Jeon?

- Czuję się już lepiej - stwierdził, spoglądając na mężczyznę z uśmiechem. - Nadal troszkę słabo, ale dam radę.

- To dobrze... za godzinę powinien już być psycholog, więc sprawdzę pana stan i zostanie panu z dwadzieścia minut.. - powiedział, wpisując coś w papierach.

- Przepraszam bardzo... Jaki znowu psycholog? - wywróciłem oczami zirytowany.

- Muszę mieć psychologa - wyjaśnił cicho młodszy. - Po tym co się stało, muszę z nim porozmawiać.

- Pan Jeongguk mówi prawdę. Takie procedury. - wzruszył ramionami.

- Będę musiał wyjść tak? - spytałem na co lekarz pokiwał głową – Ugh, zawsze coś. Może ja już się będę zbierał. Pójdę po swoje rzeczy i zaniosę je do dormu, potem polecę na wykłady i mam nadzieję, ze jeszcze dzisiaj się spotkamy - powiedziałem wstając z krzesła i ubierając swoją kurtkę.

- Panie Park może pan jeszcze zost... - rozpoczął swój wykład, lekarz

- Wiem, wiem, ale wolę nie przeszkadzać w badaniach i tak dalej - przetarłem sobie dłonią, czoło.

Nagle na sali rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na numer, który dzwonił i momentalnie mnie zamurowało. Szybko odrzuciłem połączenie, a na mojej twarzy wystąpił grymas złości i niezadowolenia - I chyba muszę jeszcze komuś rozbić głowę. Nowy Jimin był pobłażliwy, ale niestety powrócił ten stary i pewne nawyki zostały nienaruszone...- mruknąłem cicho, chowając urządzenie z powrotem do kieszeni.

- Panie Park... przemoc w niczym nie pomaga - westchnął lekarz, chowając twarz w dłoniach - Może pan wyjaśni co takiego się stało, że zaraz na oddział przyjdzie ktoś z uszkodzoną czaszką?

- To, że panu wybaczyłem nie znaczy, iż od razu zostaniemy przyjaciółmi... Chociaż może bardziej się do pana przekonam jak poratuje takim defibrylatorem - wysyczałem wkurzony - Najlepiej w formie kija czy tam miecza i by jeden cios zabijał prądem...

- Siostro proszę dać coś na uspokojenie temu o to panu - zlecił lekarz, zwracając się do wystraszonej moim zachowaniem pielęgniarki.

- Niech pani tego nie robi - poprosił Jungkook, który do tej pory przysłuchiwał się tej sprzeczce. - Ja go uspokoję. Tylko jakby państwo mogli wyjść. Proszę.

Lekarz na mnie spojrzał, a ja kiwnąłem głową, że mają wyjść - Dobrze... macie dziesięć minut... Potem muszę brać się za badania... - wytłumaczył przywołując do siebie pielęgniarkę i razem wyszli z sali.

Odwróciłem się na pięcie w stronę narzeczonego i popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem.

- Chodź się przytulić - zaproponował z małym uśmiechem, wyciągając ręce w moją stronę.

Pewnym krokiem podszedłem do młodszego, już mniej pewnie go przytulając. Jednak gdy tylko znalazł się w moich ramionach, moje spięte mięśnie przez złość, rozluźniły się i złagodniałem w jednej chwili.

- Już jest lepiej? - zapytał po chwili ciszy, a następnie zaczął składać krótkie, niczym muśnięcia skrzydeł motyla, pocałunki na mojej szyi.

- Tak - westchnąłem - Teraz mogę już iść...

Odsunął się ode mnie i jeszcze szybko pogładził mój policzek swoim kciukiem oraz uśmiechnął się do mnie. - Odezwij się jak tylko będziesz mógł. Zdążę się stęsknić.

- Dobrze, kochanie... Obiecuję zadzwonić czy coś - pocałowałem jego policzek i ruszyłem w kierunku wyjścia z sali. - Kocham cię - powiedziałem ciepło, stojąc już w drzwiach gotowy do wyjścia.

- Ja też cię kocham - odparł szczęśliwym tonem głosu. - Miłego dnia.

- Nawzajem - puściłem mu oczko i wyszedłem z sali, zakładając na głowę kaptur od szarej bluzy.

Wyszedłem z budynku i dopiero wtedy postanowiłem oddzwonić do osoby dzwoniącej parę minut temu. - Hej hyung~

- O, cześć Jiminie! - usłyszałem przyjazny głos Hoseoka... Trzeba trochę się pobawić w aktora jak on... - Dlaczego wcześniej nie odebrałeś?

- Gadałem z kolegą ze studiów o wspólnym projekcie i no musiałem odrzucić... A mogę wiedzieć dlaczego dzwonisz? Nie gadaliśmy ze sobą od spotkania w parku. - udawałem zaciekawienie.

- Dowiedziałem się, że po naszej rozmowie wyprowadziłeś się z dormu, przy okazji zrywając zaręczyny... Przepraszam, jeżeli się do tego przyczyniłem, ale nie mogłem pozwolić byś znów cierpiał - powiedział niby smutno. Zakłamany idiota.

- Jest dobrze, nie masz o co się obwiniać... Powinienem ci podziękować, za powiedzenie mi prawdy, bo inaczej bym nadal siedział w tym związku bez przyszłości - powiedziałem, wzdychając - Co powiesz na spotkanie? Podziękuję ci na żywo - na mojej twarzy wykwitł szatański uśmiech.

- No okej... a kiedy? - spytał zaciekawiony moim pomysłem.

- Może być dzisiaj? O szóstej mam wykład i potrwa do około wpół do ósmej... Spotkamy się przy ulicy ***, pasuje ci? - ręce zaczynały mnie świerzbić, z powodu chęci obicia mu ryja.

- Tak, pasuje - powiedział wesoło - W takim razie, do zobaczenia, Jimin

- Do zobaczenia, przyjacielu - powiedziałem niby ciepło i rozłączyłem się - Pora zacząć zabawę... - powiedziałem do siebie i ruszyłem w stronę hotelu, w którym ostatnio pomieszkiwałem. Doszedłem tam bez problemów, pakując wszystkie swoje ciuchy i chowając pieniądze do kieszeni kurtki, Zadzwoniłem do Yoongiego z pytaniem czy mógłby po mnie przyjechać. Ten od razu się zgodził i po niecałych piętnastu minutach był na miejscu zabierając wszystkie moje rzeczy do dormu. Mi pakowanie zajęło cały dzień więc poprosiłem go by odstawił je w mojej sypialni, na co ten niechętnie się zgodził. Zabrałem swoją torbę i ruszyłem na półtoragodzinny wykład. Gdy ten się skoczył, wypędziłem z tego miejsca cały nabuzowany złością i ogromna adrenaliną. Szybkim krokiem dostałem się na wybrana ulicę i ruszyłem do ciemnego zaułku gdzie stał opierający się o ścianę Hoseok - W zaułku? Po co?

- Tutaj nie ma ludzi, a chciałeś pogadać -wytłumaczył wzruszając ramionami - To co Jimin?

Popatrzyłem na niego z "milym" uśmiechem. Podszedłem do niego wolnym krokiem i gdy stanąłem oko w oko z chłopakiem, wyszeptałem - Masz swoją niespodziankę - posłałem mu uśmiech psychol i walnąłem z całej siły, pięścią w twarz, po czym dodatkowo kopnąłem do w jaja i pchnąłem kulącego się chłopak wprost na ścianę.

- Co ty wyprawiasz Jimin? - spytał zaskoczony.

- Mam dobre wieści... Wróciła mi pamięć - burknąłem i z całej ziły kopnąłem go w brzuch. Ten podniósł głowę i wypluł krew cieknącą z jego wargi. Popatrzył na mnie wzrokiem gorszego psychola i równie się złowrogo uśmiechnął. W szybkim tempie wstał i również zaczął mnie uderzać, ze zdwojoną silą. Po chwili także zacząłem pluć krwią i nawet się nią dusić. Miałem już nieźle poobijaną twarz, ale nadal się nie poddawałem. Wymierzyłem cios prosto w jego nos ,a ten przez uderzenie stracił równowagę i prawię się przewrócił, po czym zrobił półobrót i walnąłem mnie nogą w twarz, z takiej siły, że padłem na ziemię, głośno sycząc i znów starając się podnieść jednak ten szybko się przy mnie znalazł i nadepnął butem na moją rękę, tak mocna, ze słyszałem pękanie moich kości, przez co coraz głośniej krzyczałem. Zebrałem w sobie całą siłę i złapałem wolną ręką za nogę Hoseoka przewracając go na ziemię. Wskoczyłem na niego i przyszpiliłem do ziemi. Zacząłem znów okładać z brutalnością jego twarz do czasu, aż krew jej nie zakryła.

Gdy to się stało, wstałem ze starszego i ciągnąc go za kubraki, przyszpiliłem ponownie do ściany

- Jungkook, należy do mnie... I radzę Ci to sobie wbić do głowy, bo mój króliczek nigdy cię nie pokocha... - wysyczałem chłodno rzucając nim znów o ziemię. Zabrałem swoją torbę i wyszedłem z zaułka kierując się do dormu.

Jednak wiedziałem, że jak tylko tam się stawie to Jin zabierze mnie od razu na pogotowie widząc moją strasznie opuchnięta i siną dłoń. Cały zakrwawiony i potłuczony trafiłem do szpitala. Nie zważając na równe spojrzenia ludzi udałem się do gabinetu lekarza, który teraz opiekuje się moim narzeczonym. Zapukałem do środka, lecz nic nie usłyszałem. Wiedziałem, iż skoro go tam nie ma to jest duże podobieństwo, że jest w sali mojego narzeczonego. Wdrapałem na odpowiednie piętro i zajrzałem do środka przez szklane drzwi. Nie widziałem dużo ponieważ krew spływała po moich oczach, do tego włosy również w niej były i trzymały się na moich oczach dzięki potu. Jednak wiem, że lekarz tam był . Zdrową ręką uchyliłem drzwi i wszedłem do środka niepewnym krokiem. Zamknąłem je cicho i stanąłem w rogu, ponieważ zakręciło mi się głowie, podejrzewam, że dlatego iż ubyło mi dużo krwi. Nagle Lekarz skończył rozmawiając z moim ukochanym i zwrócił się w stronę wyjścia od razu napotykając wzrokiem moją osobę - Ja pierdole - burknąłem cicho.

- Panie Park! Co ja mówiłem o bójkach! -podszedł do mnie gniewnym krokiem i pociągnął w kierunku krzesła obok łóżka Jungkooka, które przystawił do ściany bym miał się o co oprzeć. Moje słabe w tej chwili ciało na ten gwałtowny ruch zaczęło odczuwać mocniejszy ból, więc z moich ust wyrwały się syknięcia.

- To nie była bójka... brutalne pobicie tak, ale nie bójka... To chyba nie przedszkole - parsknąłem ironicznie, na końcu swojej wypowiedzi głośno sycząc z bólu.

- I jeszcze będzie pan pyskował - westchnął, po czym zabrał się za odkażanie ran.

- Jimin, coś ty zrobił? - usłyszałem szept Jungkooka, który patrzył na mnie z załzawionymi oczami. - Oszalałeś już do końca?

- Musia- ała! - wydarłem się czując na swoich świeżych ranach wodę utlenioną - Musiałem... On musiał mi zapłacić za to co zrobił...

Złapał mnie za dłoń, którą zaczął gładzić swoim kciukiem, patrząc na mnie ze smutkiem. - Możesz mi powiedzieć kto to zrobił czy wolisz, żebym nie wiedział?

- No pomyśl... kogo mogłem i za co, pobić? - spytałem drżącym z bólu głosem.

- Domyślam się, ale liczyłem na to, że jednak się mylę - mruknął, całując moją dłoń z niezwykłą delikatnością, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.

Wydarłem się bardzo głośno, gdy lekarz przypadkowo trącił moją pogruchotaną dłoń. Łzy same z bólu zaczęły cieknąć mi z oczu. - Panie Park wszystko w porz... - urwał, gdy zobaczył moją rękę. - Ludzie... jak mogłem to przeoczyć - spytał sam siebie oglądając dłoń najdelikatniej jak potrafił lecz nadal sprawiało mi to ogromny ból.

- Boże, już nigdy więcej nie pozwolę ci wychodzić bez mówienia gdzie idziesz, chyba - Jungkookie pokręcił głową, a łzy, które trzymały się w jego oczach, wypłynęły, spływając po policzkach. - Jak on mógł ci to zrobić.. Czy on naprawdę nie może się od nas odczepić?

- To ja go poprosiłem o spotkanie... - mruknąłem starając się nie wybuchnąć po raz kolejny

- Jesteś idiotą - stwierdził z niedowierzaniem. - Co cię nakłoniło, żeby w ogóle mu to proponować?

- Nie wiem czy bardziej to, że próbował nas niejednokrotnie rozdzielić czy może to, iż mnie zabił? Trudno stwierdzić - mówiłem cicho przegryzając swoją dolną wargę do krwi - Musiał zapłacić za to wszystko... Ja nie jestem jednym z tych co puszczają takie rzeczy mimo uszu...

Westchnął ciężko, chowając swoją twarz w dłoniach i przetarł swoje oczy palcami. Spojrzał się na mnie po chwili oraz pochylił się, żeby zacząć całować moją twarz zupełnie tak jak wczoraj. - Wiem, Jiminnie, zdaje sobie z tego sprawę - wyszeptał, nadal składając krótkie pocałunki, starając się nie omijać ani jednego skrawka mojej skóry.

- Boli - wysyczałem cicho, nie mogą już znieść dotykania mojej sponiewieranej ręki.

- Wcale się nie dziwię, że boli... Kości są połamane - wyjawił doktor, nadal nie przerywając opatrzenia mojej oni - Jak to się stało?

- On... au... - starałem się mówić, choć z sekundy na sekundę robiło się to coraz bardziej niemożliwe przez ból - Rzucił mną o ziemię i bym nie wstał stanął na mojej dłoni... Nie dość, że czułem jak kości się łamią to jeszcze było to dobitnie słuchać...

- Mam ochotę go zabić - wtrącił się Jungkook łamliwym głosem, zaczynając delikatnie głaskać moją głowę. - Jak on mógł ci to zrobić..

- On wygląda gorzej... Znaczy może rękę ma całą, ale twarz... Szkoda gadać - uniosłem do góry kącik swoich ust by go uspokoić

- A jak on wygląda i czy go boli to mnie najmniej obchodzi - burknął czarnowłosy.

- Nic mi nie będzie... Poboli i przestanie... - mruknąłem odwracając twarz w drugą stronę by na niego nie patrzeć.

- Nie odwracaj ode mnie wzroku - poprosił Jungkook, łapiąc mój podbródek palcami i ustawił go tak, żebym na niego spojrzał, a następnie uśmiechnął się do mnie lekko. - Dasz radę, jesteś silny.

- Siostro, zabieramy Pana Park na rentgen... Gdy będziemy mieli pewność co jest złamane zdecydujemy co robimy z dłonią. – westchnął lekarz, unosząc moją dłoń, której w końcu mógł się przyjrzeć Jungkook.

- On zapłaci za to co ci zrobił, obiecuję - odparł, pociągając nosem, nadal patrząc na zranioną dłoń.

Szybko schowałem są z powrotem za plecy, patrząc wycieńczony na Kooka - Już zapłacił... - wydukałem ponownie odwracając wzrok.

Westchnął cicho pod nosem. - Już nic nie mów, bo się tylko męczysz - stwierdził, a ja tylko usłyszałem jak kładzie się z powrotem na swoim łóżku.

- Doktorze, możemy już jechać... rentgen jest wolny - powiedziała pielęgniarka z przyjemnym uśmiechem - Pójdę po wózek - oznajmiła wychodząc z sali.

- Nie sądzę, że to badanie będzie potrzebne... wsadźcie w gips i po sprawie... - przetarłem ręką delikatnie swoje zranione czoło - Chciałbym już wrócić do domu.

- Jiminie, doszło do bójki, więc jestem zmuszony wezwać policję... - powiadomił mnie lekarz z przepraszającym wzrokiem

- Nie no pan se żarty stroi... Naślecie na mnie gliny? - spytałem nie dowierzając w słowa starszego mężczyzny.

- Niech pan tego nie robi, proszę - zapłakał Jungkook, który patrzył na mężczyznę przestraszonym wzrokiem. - Dopiero co się zaczęło układać.

- Nie naślę policji tylko na niego... Powiedziałeś, że ten chłopak cię zabił, tak? - przytaknąłem - Więc przykro mi, ale tamten musi ponieść za to karę... Człowiek, który usiłował popełnić morderstwo, co w gruncie rzeczy mu się udało, jest zmuszony przyjąć za to konsekwencje...

- Chcecie Hoseoka wsadzić za kratki? – spytałem, ironicznie prychając - Ma za dużo wtyk w policji.

- Jak mamy dowody na kamerach to nie wywinie się z tego - posłał mi ciepły uśmiech - A teraz pora zająć się pana ręką.

- Tak, tak, jasne - mruknąłem podnosząc się z krzesła. Nachyliłem się nad Jungkookiem i pocałowałem go, lekko w usta - Zaraz wrócę... Naprawiony - uśmiechnąłem się przyjemnie, głaszcząc go po policzku - Kocham cię i nie płacz już... wszystko będzie dobrze - puściłem mu oczko - W końcu obiecałem, a mi też dotrzymywanie obietnic nie jest obojętne - pocałowałem go w czoło.

Pokiwał niepewnie głową i uśmiechnął się do mnie, wycierając łzy swoją dłonią. - Ja też cię kocham. Bardzo mocno.

Znów go pocałowałem w słodkie, malinowe usteczka, po chwili odrywając się i siadając na wózek inwalidzki - Czy to jest konieczne? - spytałem, mając na myśli wózek.

- Mistrz narzekania - burknął pod nosem lekarz - Idziemy - zarządził idąc w kierunku sali...


Perspektywa Jungkooka:

Rozmowa z psychologiem okazała się bardzo pomocna, ale niestety nie mogłem powstrzymać łez, kiedy opowiadałem co skłoniło mnie do tak okropnego czynu. Mężczyzna nawet nie próbował mnie uspokajać, lecz kazał mi wyrzucić z siebie emocje, co poskutkowało opuchniętą twarzą i milionem wypłakanych chusteczek, ale faktycznie pomogło mi to. Wcześniej dusiłem to w sobie, co okazało się największym błędem jaki mogłem tylko popełnić. Od początku potrzebowałem kogoś komu mógłbym się wygadać, ale ja się zamknąłem w sobie i byłem zbyt uparty, żeby poprosić jakąś osobę o pomoc.

W momencie wejścia mojego narzeczonego do sali, który rano musiał ją opuścić, w moich oczach ponownie zgromadziły się łzy, a moje usta otworzyły się pod wpływem szoku. Nie chciałem uwierzyć w to co widzę. Z uczciwością mogłem stwierdzić, że to był jeden z najokropniejszych widoków jakie kiedykolwiek zostały mi pokazane. Twarz Jimina była umazana w zaschniętej krwi, a spory siniak na niej, nie wyglądał korzystnie. Byłem zrozpaczony, że on pozwolił się tak potraktować. A kiedy dowiedziałem się, że zrobił to człowiek, którego nienawidziłem z całego serca, a mój ukochany sam zaproponował to spotkanie, mój umysł objęła wściekłość oraz niedowierzanie. Wiedziałem, że Jimin czasami najpierw robi, potem myśli, ale, żeby aż tak ryzykować? Przecież mogło stać się coś o wiele gorszego, a ja nawet nie wiedziałbym gdzie on jest ani jak mu pomóc. Potem jeszcze ta dłoń.. Nigdy nie pomyślałbym, że kogoś tak znienawidzę właśnie jak Hoseoka. Najpierw odebrał nam szczęście, a następnie pokiereszował mojego ukochanego. On naprawdę nie miał serca.

Z niecierpliwością czekałem aż Jimin wróci z badań, bo naprawdę się martwiłem o niego. Lekarz powiedział, że może stracić rękę, ale ja wierzyłem w to, że jednak będzie inaczej. Że los już nie będzie próbował nam zepsuć tego, co dopiero oboje odzyskaliśmy. To nie było możliwe.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, przez co szybko spojrzałem się w tamtą stronę.

- Jimin, Boże, i co? Wszystko dobrze? Jak się czujesz? - pytania leciały z moich ust jak z karabinu maszynowego, kiedy chłopak wszedł do sali, ale nie umiałem powstrzymać strachu, którego trzymałem w sercu.

- Ręka jest strasznie zmasakrowana, ale nie jest aż tak źle by mi ją amputować... Doktorek nastawił kości i że tak to ujmę poukładał je jak puzzle - wytłumaczył, siadając kolo mnie. Dopiero teraz zauważyłem jego mocno czerwone od łez oczy i zaschnięte stróżki słonej cieczy na policzkach - Na całe szczęście to tylko dłoń, a nie cała ręka... Jak to się w Polsce mówi "Do wesela się zagoi" co znaczy, po naszemu, że do wesela będzie wszystko dobrze.

- Musi być - uśmiechnąłem się słabo, podnosząc dłoń do jego policzków, żeby zetrzeć pozostałości po łzach. - Nie chcę, żebyś nie był szczęśliwy i żeby cię coś bolało tego dnia.

- Jestem szczęśliwy... nawet nie wiesz jak -wtulił twarz w moją dłoń - Miło było w końcu się wyładować na kimś kogo szczerze nienawidzę.

- Wierzę w to - zaśmiałem się cicho, patrząc na jego twarz. - Dwa razy ode mnie dostał w pysk, ale nie przyniosło mi to ulgi.

- Bo nie zobaczyłeś jego krwi i miny błagającej o zaprzestanie... Może to brzmi źle, ale nic mnie to nie obchodzi - usiadł bliżej mnie i zamknął w szczelnym uścisku - Wiem, że pochopnie postąpiłem, ale nie żałuje.. Musiałem mu w końcu porządnie wpierdolić... ty już miałeś ten zaszczyt dwa razy.

- Ja też nie żałuję, że wpieprzyłeś mu, ale żałuję, że ty na tym ucierpiałeś - przyznałem, wtulając się w niego. - Niech lepiej mnie nie spotka na ulicy, bo tym razem się nie powstrzymam, żeby mu coś złamać. Do trzech razy sztuka.

- Zapamiętać, króliczki są słodkie, ale mają jeszcze pazurki i ząbki - powiedział rozbawiony, muskając moje ucho - Chyba kradnę Ci twój fetysz.

- Skoro tak to ja ukradnę twój - zachichotałem, odchylając kawałek jego koszulki i pocałowałem jego obojczyk. - Co ty na to?

- Oj, no nie wiem... Uda ci się oderwać od moich uszu i przerzucić na obojczyki? - spytał z szerokim uśmiechem.

- Zobaczymy - mruknąłem, składając pojedyncze całusy w wymienionym miejscu. - Na razie mi się podoba.

- Ah tak - przewrócił mnie na plecy i teraz to on pieścił ustami moje obojczyki - Przecież można mieć dwa fetysze... - wymruczał w moją skórę.

- Mhm.. Tobie podpasowały obydwa - stwierdziłem cicho, przymykając oczy z przyjemności, a moja dłoń powędrowała do jego włosów, żeby wplątać w je moje palce i zacząć masować jego skórę.

- Jak można nie wielbić ty seksownych obojczyków... - nadal mruczał, łaskocząc mnie swoim oddechem. - Będę musiał sobie jakąś kopię zrobić, gdy będziesz spał by mieć co podziwiać kiedy będziesz w pracy.

- Nie dostaniesz takich drugich, nawet się nie staraj - zaśmiałem się. - Jak nie będziesz miał niczego do roboty ani nie będziesz miał wykładów, możesz wpadać, nie obrażę się.

- Raz poszedłem i skończyło się tym, że nie dość iż cię zraniłem to cała jedna grupa plus trener dowiedzieli się, że jesteśmy gejami, którzy mieli się parę miesięcy temu pobrać - zaprzestał pieszczoty, opierając się podbródkiem o moją klatkę piersiową.

- Byłeś zazdrosny i ja to w zupełności rozumiem, też byłbym - wydąłem dolną wargę, spoglądając na chłopaka. - A uczennice wcale na to nie spojrzały jakoś bardzo dziwnie, trener nawet się ucieszył, że jego dwójka ulubionych uczniów spotyka się ze sobą, więc nie ma żadnego problemu.

- Mówiłeś mu o stracie mojej pamięci? - zapytał marszcząc brwi, zaciekawiony.

- Nie chciałem mówić tego nikomu bez twojej zgody - mruknąłem, przecierając oczy.

- Nie skapnął się, że nie wiem kim jest? Teraz już wiem, ale to nie zmienia faktu, że moje zachowanie było co najmniej dziwne - zrobił moje ukochane eyes smile.

- Wcisnąłem mu kit, że strasznie zrobił się młody z wyglądu i dlatego go nie rozpoznałeś - wzruszyłem ramionami. - Najlepsze jest to, że w to uwierzył - parsknąłem śmiechem, wspominając tamtą sytuację. - Tylko nic mu nie mów, bo mnie jeszcze zwolni.

- Powiem. Będę więcej czasu spędzał z tobą, czyli same plusy... a no, a skoro o pracy mowa - powiedział podnosząc się do siadu i biorąc swoją kurtkę. Wyciągnął z niej kopertę z pieniędzmi, po czym mi ją wręczył - Nie wydałem dużo... Spałem w jakimś tanim hotelu i tylko czasem wydawałem na jedzenie...

W duchu odetchnąłem z ulgi, wiedząc, że nie będę musiał się zaharowywać i łapać jakiś dodatkowych prac, żeby znowu uzbierać odpowiednią sumę. - Dziękuję, ale nie musiałeś. I tak wydałbym je, żeby cię uszczęśliwić oraz poniekąd to zrobię - odparłem, kładąc kopertę na swojej szafce. - Chodź tu do mnie - wyciągnąłem ręce, uśmiechając się szeroko do chłopaka.

- Nie mogę tuli tuli – zaśmiał się - Bo mi się uzależnisz jeszcze bardziej...

- Za późno - stwierdziłem, nadal trzymając ręce w górze. - Już i tak jestem za bardzo, żeby z tego wyjść.

- A co jak ja też się uzależnię? - spytał, nie dając mi satysfakcji z wygranej.

- I tak już się uzależniłeś - mruknąłem, patrząc na niego rozbawiony. - Chodź dalej, zaraz mi ścierpną ręce.

Ten nadal siedział niewzruszony. W końcu nie wytrzymałem i sam się poderwałem do góry, łapiąc go w swoje ramiona i z powrotem opadając na łóżko, trzymając go mocno - Touche * [czyt. tusze]

- Od razu lepiej - wymruczałem zadowolony, układając się wygodniej.

- Króliczku... ręka - wysyczał cicho i dopiero teraz zorientowałem się iż jego chora dłoń znalazła się pomiędzy naszymi ciałami, przez co była ściskana.

- Przepraszam - powiedziałem skruszony, odsuwając się kawałek, żeby mógł ją położyć gdzieś indziej. - Nie chciałem..

- Każdemu się może zdarzyć - odparł z uśmiechem, oddając uścisk dwa razy mocniej niż ja

Pocałowałem go w skroń, po czym zacząłem bawić się jego włosami. - Będzie ci pasował ten blond - przyznałem po krótkiej chwili milczenia.

- Może. I tak będę wyglądał gorzej od ciebie - oznajmił.

- Ugh - westchnąłem. - To ja pójdę po dwóch dniach do fryzjera, żeby mi odzyskał kolor nie ty. Nie pozwolę ci. Będziesz wyglądał mega.

- Zacznijmy od tego, że nie pozwolę ci zmienić kolorku moja Barbie - powiedział z uśmiechem, błądząc zdrową dłonią po moim boku.

- Tylko mnie tak nie nazywaj jak się przefarbuje - przewróciłem oczami rozbawiony. - Bo wtedy się wymknę i z powrotem wrócę do czarnego. Ewentualnie brązowego.

- Wtedy się obrażę i skończy się era szczeniaczka - uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Nie nazywaj mnie tak jak się przefarbuję - powtórzyłem, patrząc na niego z maślanymi oczami i wydętą wargą. - Proszę.

- Dobrze, będziesz moją złotowłosą, a ja twoim misiem - zaśmiał się.

- Już o wiele lepiej, ale może zmień rodzaj żeński na męski i będzie idealnie - cmoknąłem go w policzek.

- Jasne, kochanie - wtulił swoją głowę w moją - Zaraz będę musiał się zbierać - westchnął - Mam poranny wykład...

- Okay - pokiwałem głową, poprawiając jego włosy. - Odpocznij. Przyda ci się po dzisiejszym.

- Nie mam czasu na odpoczynek... Muszę zadzwonić do twojego pracodawcy i usprawiedliwić twoją nieobecność, napisać sobie co będę mówił jutro na komisariacie, jutro także będę musiał wyjaśnić cale zajście w dormie, bo już pewnie śpią, muszę załatwić parę spraw na mieście i pomyśleć gdzie znajdę czas by coś przekąsić. Około dziewiętnastej przyjdę tutaj i wrócę do dormu około dwudziestej drugiej, a znając życie pójdę spać około drugiej w nocy bo muszę dokończyć pewien projekt i znów na rano wykład - westchnął ciężko, łapiąc się za głowę, która w tej chwili chyba zaczęła go boleć od natłoku obowiązków - Mam nadzieję, że szybko stąd wyjdziesz, bo będzie brakowało mi ciebie w łóżku...

- Nie dzwoń do trenera, ja zadzwonię - powiedziałem cicho. - Nie musisz jutro do mnie przychodzić. Chcę, żebyś się wyspał, jednocześnie dając radę z nauką. A wyjść stąd postaram się jak najszybciej się da.

- Nawet nie proś bym nie przychodził bo i tak to zrobię... nie widziałem cię spory kawał czasu, więc nie mam zamiaru teraz tego zaprzepaszczać - burknął cicho - Zgodzę się tylko na tego trenera... będę miał zaoszczędzone około dziesięć minut.

- Naprawdę dużo czasu - sarknąłem, przewracając oczami. - Nadrobimy to jak już wrócę do domu, naprawdę nie musisz.

- Nie zmienię zdania... skończmy temat - nabrał powietrza w płuca - Nawet nie wiesz jakbym chciał przesiedzieć tu cały dzień i noc...

- Wiem, Jimin, ja też bym chciał, ale masz obowiązki, których nie możesz zaniedbać i nie możesz też zaniedbać siebie - odparłem, patrząc na jego twarz z lekkim uśmiechem.

- Ale to nic, że jeden dzień spędzę cały poza domem... dobrze mi zrobi rozruszanie mózgu - pocałował mój kark.

- Jesteś strasznie uparty - mruknąłem, wzdychając pod wpływem pieszczoty.

- Mówisz jakbyś tego nie wiedział - prychnął.

- Ależ ja zdaję z tego sobie stuprocentową sprawę - zaśmiałem się cicho. - Nie prychaj na mnie, bo nie lubię tego.

- Wiem o tym - znów prychnął.

- Przeginasz, szczeniaczku - lekko go szturchnąłem, udając obrażonego.

- Szczeniaczku?! -oburzył się także, niby się obrażając.

- Nie prychaj na mnie to nie będę tak mówił - powiedziałem, spoglądając na niego.

Jimin się nie odezwał, tylko leżał z naburmuszoną miną.

- Czas wytoczyć cięższe działa - wymamrotałem pod nosem, podnosząc się i usiadłem na jego biodrach, pochylając się nad starszym z uśmiechem, zaczynając pieścić skórę jego szyi moimi ustami. - Przepraszam, Jiminnie.. - wymruczałem, chuchając swoim ciepłym oddechem koło jego ucha. - Co mogę zrobić w ramach zadośćuczynienia?

- Mam dużo pragnień, ale w szpitalu nie wypada - zaśmiał się - Więc po prostu pozwól mi skraść z twych ust soczysty pocałunek... – wymruczał.

- To sobie go weź - odparłem z uśmiechem, przenosząc wzrok na jego twarz.

- Nie wypada mi... - zaczął się droczyć, seksownie przegryzając dolną wargę.

- Naprawdę? Nie sądzę - pokręciłem głową, całując kilka razy okolice jego ust, żeby go sprowokować. - No dalej, weź go sobie, nie ugryzę..

- Jestem za bardzo wychowany by zabrać sobie nagrodę bez pozwolenia - nawilżył językiem swoje suche wargi i przysunął twarz niebezpiecznie blisko mojej.

- Oczywiście, że ci pozwalam.. Możesz sobie wziąć - spojrzałem kątem oka na usta mojego narzeczonego, a następnie uniosłem kącik moich.

- Jesteś pewny? - zapytał, seksownym tonem, oplatając ciepłym wydechem moją twarz, po czym złapał rękoma moje biodra, masując je delikatnie - Nie chce byś miał do mnie potem wyrzuty...

- Jestem tego w stu procentach pewny, skarbie - wymruczałem, czując iskierki w miejscu, gdzie Jimin mnie dotykał. - Weź go sobie.

- No nie wiem... będziesz miał potem opuchnięte wargi - przejechał w wolnym tempie palcem wskazującym po moich wargach, przy okazji znów oblizując i zagryzając swoje.

- Przecież ten widok ci się podoba, Jiminnie - zaśmiałem się ciepło i koniuszkiem języka oblizałem jego palec. - Mam rację?

- Za dobrze mnie znasz, lecz to nie zmienia fakty, że potem będą cię troszkę pobolewać - wyszczerzył zęby, nadal trzymając nimi swoją wargę, po chwili wziął do buzi polizany przeze mnie palec i także go polizał, następnie robiąc na moim policzku mokre ślady tym palcem.

- Będzie mi się podobało - poprawiłem go z małym uśmiechem. - A zimna woda potem wszystko załatwi.

- A może ja nie chcę byś zmywał ze swoich ust opuchliznę? Niech wszyscy wiedzą, że masz już swojego tatusia, który nie odda łatwo swojego maluszka - jego seksowny ton głosu zaczynał doprowadzać mnie do szału.

- To nie zmyje - wzruszyłem ramionami, błądząc dłońmi po jego klatce piersiowej. - Cieszę się, że nie chcesz mnie oddać, tatusiu. Byłbym bardzo smutnym króliczkiem, jakby tak było.

- Właśnie dlatego, tatuś nie zostawi swojego maluszka... jego smutek jest w tym świecie rzeczą zbędną - wyszeptał seksownie do mojego ucha, przegryzając je lekko.

Westchnąłem, przymykając oczy. - Usta twojego maluszka wciąż czekają, aż weźmiesz swoją nagrodę.

- Ależ maluszek jest niecierpliwy... Jak bardzo mnie pragniesz? Powiedz tatusiowi ile byś dał za dotyk mych ust... jedno muśnięcie niczym lecący w nieznane motyl... mów jak bardzo mnie chcesz... -zassał się na mojej szyi, po chwili znów powracając swoim rozpalonym wzrokiem, przenikającym moją duszę na wylot.

- Bardzo chcę.. pragnę najmocniej na świecie.. - wyszeptałem, oblizując swoje wargi. - Chciałbym poczuć dotyk twoich ust, tatusiu.. I to bardzo, bardzo.

- Jak bardzo maluszku? Mówi tatusiowi... Ukaż mi to w liczbach lub ubierz w słowa, które rozpalą moje serce na tyle mocno by wpić się w twoje cudowne, słodkie, malinowe wargi - wplątał palce w moje włosy, szarpiąc nimi by w jakiś sposób mnie jeszcze bardziej rozkręcić.

Jęknąłem cicho koło jego ucha pod wpływem jego czynu. - Dałbym wszystko za to, żebyś mnie pocałował swoimi ustami, które doprowadzają mnie do szaleństwa, tak, żeby mi zabrakło tchu. Żeby nasze języki znowu się spotkały w namiętnym tańcu.. - wyjaśniłem, a mój oddech jakby przyspieszył. - Żebyś po prostu podzielił się ze mną co teraz czujesz. Pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie, nie zaprzeczysz - wsunąłem swoje dłonie pod koszulkę chłopaka i zacząłem gładzić jego mięśnie opuszkami palców.

- Nawet nie miałem, zamiaru zaprzeczać... - odparł podniecony moimi jękami. Posłał w moim kierunku ostatni szatański, a zarazem seksowny uśmiech, następnie zachłannie wpijając się w moje wargi przez co jęknąłem głośno w jego usta.

Przez nasz droczenie pocałunek nie mógł być słodki czy nieśmiały, ponieważ obaj byliśmy na tyle podnieceni, że jedynie rozładować to gorące, a wręcz parzące uczucie mógł tylko równie parzący pocałunek. Jęczałem głośno w jego usta, nie pozwalając się oderwać mu ani na milimetr. On również nie pozwalał mi się odsunąć, poprzez trzymacie z tyłu mojej głowy. Parę minut później miałem pragnąłem w końcu by jego język wpełzł do mojej jamy ustnej, więc rozchyliłem swoje usta dając mu jednoznacznie zaproszenie. Poczułem, że Jimin się szeroko uśmiecha i wszedł do moich ust od razu biorąc się za penetrowanie dobrze znanego tylko jemu na tym całym świecie miejsca. Ująłem jego cudowną twarz w swoje dłonie, kciukami gładząc jego buchające żarem policzki. Nasze języki tańczyły ze sobą przeróżne układy pragnąc swojego smaku, jak i w jakimś stopniu dotyku. Mój szczeniaczek, starał się dawać mi bardzo głębokie przepełnione miłością i pożądaniem pocałunki, które ja z chęcią oddawałem, dodając do tego troskę o niego, która dzisiaj chcąc czy nie, we mnie tkwiła. Tak bardzo kochałem jego usta. Nie chciałem by kiedykolwiek się odrywały od moich. Pragnąłem by ktoś nas teraz zamienił w kamień byśmy tkwili wieczność w takiej pozycji. Jednak z upływem minut, brak tlenu dawał się nam bardzo dobitnie we znaki. Z ogromnym niezadowoleniem odkleiliśmy się od siebie, opierając nasze spocone czoła o to ukochanego, dodatkowo ciężko dysząc.

- Nagroda się podobała? - zapytałem nieco zachrypniętym głosem, dlatego odkaszlnąłem i położyłem głowę na jego ramieniu.

- Głupie pytanie, kochanie - oznajmił, całując mnie przeciągle w skroń - Masz teraz strasznie opuchnięte usta i malinkę na szyi... niech ludzie podziwiają moją pracę - zachichotał.

- Dzieło zrobione przez prawdziwego artystę - stwierdziłem z uśmiechem. - Możesz robić je częściej, nie będę narzekał.

- Postaram się robić to tak często jak tylko potrafię... ale niestety, skarbie muszę się już zbierać - westchnął smutno, siadając na meblu.

- Okay, rozumiem - pokiwałem głową i usiadłem w siadzie skrzyżnym na łóżku. - I pamiętaj, że jak będziesz zbyt zmęczony to nie musisz naprawdę przychodzić. Wystarczy mi napisać smsa. Nie chcę, żebyś był przeze mnie jeszcze bardziej zmęczony, a przecież ten projekt jeszcze musisz zrobić.

- Będę udawał, że tego nie słyszałem - puścił mi oczko i wstał z łóżka ubierając kurtkę. Mimo iż była połowa marca to dość często padało przez co byliśmy zmuszeni nosić w wiosenny miesiąc jesienne kurtki - Do jutra, króliczku - pożegnał się składając na moich ustach jeszcze jeden, ale tym razem krótszy pocałunek, następnie przytulając do siebie.

- Kocham cię i śpij dobrze - powiedziałem, oddając uścisk z szerokim uśmiechem. - Do jutra, skoro tak.

- Ja kocham mocniej... również miłej nocy - powiedział puszczając mnie z uścisku i po obdarowaniu mnie czułym uśmiechem wyszedł z sali.

Westchnąłem, odchylając głowę, a mój uśmiech jakby się rozszerzył, chociaż nie wiem czy to było możliwe. Chociaż ten wieczór nie zapowiadał się zbyt dobrze przez to co się stało Jiminowi, ale on jednak umiał sprawić samą swoją obecnością, że uda się go uratować. Brakowało mi tej bliskości, kiedy wiedziałem, że mnie kocha. Wreszcie się jej doczekałem. To było jeszcze lepsze niż myślałem. To wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą.

Położyłem się pod kołdrą, bo nagle moje ciało pokryło się dreszczami przez wieczorny wietrzyk, który dostał się tutaj przez otwarte okno. Przytuliłem się do poduszki z uśmiechem, wspominając dzisiejszy wieczór. Było naprawdę cudownie, a ja wreszcie mogłem zasnąć, nie myśląc o nieprzyjemnych rzeczach. Przymknąłem oczy, mrucząc pod nosem przez ciepło, które otrzymałem przez kołdrę. Nie minęło kilka minut, a ja zasnąłem, będąc szczęśliwym i wreszcie spokojnym.

Rano do pomieszczenia wdarły się promienie słoneczne, które sprawiły, że się przebudziłem z cichym jękiem, chowając swoją głowę pod poduszką. Próbowałem jeszcze zasnąć przez kilka minut, ale moje starania spełzły na niczym, bo czułem się już kompletnie rozbudzony, no oprócz tego, że moje oczy nadal się kleiły. Westchnąłem, przeciągając się, a następnie ziewnąłem, rozglądając się nieprzytomnym wzrokiem po sali. Widząc, że nikogo nie ma, poprawiłem swoje poduszki tak, żebym miał wysoko i oparłem się o nie, przymykając z powrotem oczy i zakładając ręce za głowę. Nie zostało mi jednak dane rozkoszowanie się tą chwilą przyjemnej ciszy, bo dosłownie kilkanaście sekund później do pomieszczenia ktoś wszedł.

- Dzień dobry, doktorze - przywitałem się z lekkim uśmiechem.

- Witam, panie Jeon. Jak się pan miewa? - spytał podchodząc do mojego łóżka.

- Wszystko w porządku, czuję się już jak nowo narodzony - stwierdziłem, kiwając głową.

- W takim razie, jak czuje się pan już dobrze to na spokojnie jutro będzie mógł wrócić do domu - oznajmił z uśmiechem, zapisując coś w dokumentach.

- Naprawdę? - zapytałem, ciesząc się ze słów mężczyzny. - To wspaniale!

- Tylko proszę za szybko tutaj z powrotem nie wracać...- zaśmiał się lekarz.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy - również się zaśmiałem. - Tylko niech pan w razie czego nie mówi Jiminowi, to ma być niespodzianka. Jest święcie przekonany, że wracam dopiero za kilka dni do domu.

- Nawet do takich rzeczy obowiązuje mnie tajemnica lekarska więc nie ma problemu - puścił mi oczko - Zaraz pojedziemy na badania kontrolne i ma pan spokój.

- Okay - odparłem, a lekarz uśmiechnął się do mnie lekko po czym poprosił pielęgniarkę, która najwyraźniej stała przed drzwiami, czekając na polecenie swojego szefa. Ta podeszła do mnie i zmierzyła mi ciśnienie, mówiąc przy tym mężczyźnie, że jest w porządku. - To znaczy, że będę mógł jutro wrócić na pewno do domu?

- Wychodzi na to, że tak, ale proszę się oszczędzać i zbytnio nie wysilać przez najbliższe tygodnie - wytłumaczył.

- Rozumiem - pokiwałem głową. - Czyli z pracy też mam zrezygnować czy mogę wrócić?

- Może pan wrócić, ale tak jak mówiłem, proszę się nie przemęczać

- Dobrze - westchnąłem, przecierając oczy dłonią. - Dziękuje za wszystko jeszcze raz.

- Jak już mówiłem, nie ma za co - powiedział spokojnie

Uśmiechnąłem się lekko do mężczyzny, a ten tylko odwzajemnił go i wyszedł z sali razem z pielęgniarką, uprzednio się żegnając. Cały praktycznie dzień siedziałem sam, nudząc się okropnie. Wstałem nawet z łóżka i poszedłem do recepcji, żeby porozmawiać z pielęgniarkami, które z chęcią zaczęły ze mną pogawędkę. Równocześnie im i mnie zleciało trochę czasu z czego wszyscy się cieszyliśmy bo kobiety również się nudziły przez mały ruch na oddziale. Po godzinie, a może nawet dwóch rozmowy, wróciłem do sali, kładąc się z powrotem na łóżku. 

--------------------------

No i mamy nexta ^^ Dość brutalny, wybaczcie ;-;

Do następnego, ludziki ^*^ (nastąpi on szybciej, bo odzyskałam laptopa ^^)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro