Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~132 ~

Perspektywa Jungkooka:

W ciągu tego czasu, zdążyłem rozpasć się już na dobre. Z każdym dniem coraz bardziej potrzebowałem jego towarzystwa, a przerażająca tęsknota przybierała na sile.

Pewnego dnia, postanowiłem ruszyć wreszcie się z łóżka, chcąc obejrzeć jakimś film, żeby oderwać się na chwile od fortepianu, przy którym spędzałem każdą wolną chwilę, pisząc piosenkę, która idealnie ukazywała moje uczucia oraz myśli. Kiedy już ją stworzyłem do końca, utraciłem chęci do dalszego tworzenia, więc zrezygnowałem z mojego instrumentu. W trakcie poszukiwań filmu, natrafiłem na nagranie. Nagranie, które przeważyło szalę mojej wytrzymałości psychicznej, która i tak bez tego była bardzo słaba. Krótki filmik zawierał wspomnienia, należące do mnie i Jimina. Każde kolejne sekundy powodowały coraz to większy potok moich łez. Końcowy fragment sprawił, że postanowiłem to wszystko zakończyć. Nic mnie przecież nie trzymało przy życiu, a złudna nadzieja, że on wróci to żadne pocieszenie. Dzięki temu nagraniu, uświadomiłem sobie jak bardzo moje serce chce odzyskać swojego właściciela jakim był Jimin.

Wszystko co się działo po obejrzeniu filmu pamiętam jak przez mgłę. Najlepiej jedynie w mojej pamięci pozostał moment, w którym Jimin wszedł do łazienki. Przez większą część czasu myślałem, że to głupi sen, a ja już odlatuje i niedługo to będzie koniec oraz będę mógł wreszcie odpocząć od tego wszystkiego. Kiedy moja miłość zabrała mnie na swoje ręce i zaniosła do szpitala, wiedziałem, że to nie sen. Że on naprawdę wrócił. A słowa "kocham cię", które wypowiedział były prawdziwe.

W chwili przebudzenia się po stracie przytomności, poczułem nieprzyjemny ból w ręce oraz w głowie, którą myślałem, że zaraz mi rozsadzi. Jęknąłem cicho, marszcząc przy tym brwi. Otworzyłem powoli oczy, bo blask białych ścian mojej sali szpitalnej, powodował coraz to większy ból. Złapałem się niezranioną ręką za skroń, masując ją delikatnie, jednocześnie licząc na ukojenie. Rozejrzałem się po swoich bokach, a po jednym, na krzesełku, które ja do tej pory zawsze zajmowałem, siedział Jimin.

- Przepraszam - szepnąłem, czując wstyd za to, że próbowałem uciec od problemu w taki okropny sposób.

- Obiecałeś -westchnął ciężko przecierając swoją bladą twarz.

- Hm? - nic nie rozumiałem ani nie przypominałem sobie, żebym kiedykolwiek mu coś obiecywał.

- Obiecałeś mi, że jak odejdę ty nie zrobisz sobie krzywdy i będziesz próbował żyć dalej - spojrzał na mnie z żalem i ogromnym smutkiem, lecz jednak było widać, że cieszy się z tego, iż jestem już przytomny - Zerwałeś również nasz pakt... Ja miałem przestać pić a ty się ciąć... I gdzie tu świętość twoich obietnic?

- Przepraszam, ale ja już nie dawałem rady.. To wszystko mnie zniszczyło. Starałem się naprawdę, ale to za dużo na moje siły - przyznałem, a w moich oczach zakręciły się łzy, przez co odwróciłem wzrok w inną stronę. Po krótkiej chwili milczenia, uświadomiłem sobie jedną ważną rzecz, która wyszła z ust mężczyzny. - Skąd wiesz o obietnicy, którą ci złożyłem zanim straciłeś pamięć? Kto ci o niej powiedział?

- Nikt nie musiał mi o niej mówić, ponieważ w chwili, gdy ty zacząłeś się wykrwawiać mi wróciła pamięci... Wszystkie wydarzenia z życia, co do najmniejszego i najmniej istotnego - podniósł się z krzesła, podchodząc do okna i oparł się rękoma o parapet, by podtrzymać całą masę swojego ciała.

Moje serce przyspieszyło swoich obrotów, kiedy usłyszałem jego słowa, a łzy, które zdawałem się kontrolować, wypłynęły na powierzchnie. - C-co?

- Wyprzedzę twoje pytanie... Dosłownie wszystko – powiedział, odwracając się gwałtownie, żeby oprzeć się tym razem plecami o parapet, krzyżując zaraz ręce na piersi. - Miłość do ciebie również...

Z moich ust wyrwał się niekontrolowany szloch. - P-przepraszam, p-przepraszam, wyb-baczysz mi t-to kiedyś?

- Ej, nie płacz - wolnym krokiem podszedł do mnie z powrotem i usiadł znów na krzesełku, łapiąc moją zdrową dłoń, na której złożył delikatny pocałunek. - Nie mam czego ci wybaczać, bo to tylko moja wina - wyszeptał w moją skórę.

- O c-czym ty mówisz? - zapytałem. - T-to nie twoja w-wina.. Tylko m-moja. M-mogłem ci wcześniej p-powiedzieć o tym co s-się stało, a uniknęlibyśmy t-tego wszystkiego.

- Ale to ja nie dotrzymałem obietnicy o bezgranicznym zaufaniu do ciebie. To moja wina, że pragnąłem zacząć wszystko od nowa przez Hoseoka, który namieszał mi w głowie... Przepraszam, Kookie, że znów cię zraniłem - pogładził mnie po policzku, zaglądając głęboko w moje oczy. W końcu zobaczyłem w jego oczach te iskierki... Te kochane iskierki świadomej miłości...

- Nie przepraszaj, tylko obiecaj mi, że już nigdy mnie nie zostawisz, moje życie bez ciebie nie ma sensu - pokręciłem głową, będąc już nieco uspokojonym.

- Postaram się z całych sił już zawsze być przy tobie, Jungkookie... Kocham cię i również nie mogę bez ciebie żyć...

- Ja też cię tak mocno kocham, że nawet sobie tego nie wyobrażasz - powiedziałem cicho, patrząc w jego oczy z wreszcie szczerym uśmiechem. - Przytul mnie, proszę.

- Jak sobie, króliczek, życzy - powiedział cichym i dla ucha przyjemnym głosem, siadając na łóżku i mocno mnie do siebie przyciągając. - Już nigdy mnie tak nie strasz. Prawie na zawał padłem...

- Zrobię wszystko - mruknąłem, oddając uścisk. - Tak bardzo mi cię brakowało, tak za tobą tęskniłem - przyznałem, zaciskając dłonie na jego koszulce.

- Ja też mocno tęskniłem. - ucałował mnie w czubek głowy - Mam nadzieję, że w dalszym ciągu pragniesz spędzić ze mną resztę życia, mimo tego co zrobiłem...

- Oczywiście, że tego chcę - odparłem bez najmniejszego zastanowienia. - Po to walczyłem - westchnąłem, gładząc jedną dłonią jego ramię. - Mam do ciebie pytanie...

- Tak? No to pytaj. - pogładził ręką moje włosy.

- Powiedz.. - przerwałem na zastanowienie się czy na pewno powinienem się o to pytać. - Czy chociaż próbowałeś się we mnie zakochać?

- Nie - odpowiedział stanowczo.

Uśmiech z mojej twarzy automatycznie zszedł, kiedy usłyszałem to. Nie wiedziałem co czuć, z jednej strony byłem szczęśliwy, bo wszystko zaczyna się układać, ale te słowa nie sprawiły mojego uśmiechu, a wręcz go zabrały.

- Ponieważ, nigdy nie przestałem cię kochać... - dodał po chwili.

W końcu nie wytrzymałem i odsunąłem się od Jimina, żeby go pocałować. Ten od razu go oddał, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak bardzo potrzebowałem jego bliskości... - Kocham cię, ale więcej razy mnie tak nie strasz.

- Niestety to moja specjalności.. - westchnął rozbawiony - Kocham cię, ale droczenie od zawsze było codziennością w naszym wspólnym życiu...

Zaśmiałem się, patrząc mu w oczy. Trąciłem swoim nosem jego nos, a następnie pocałowałem. - Mam wrażenie, że to jakiś piękny sen - szepnąłem.

- U nas w snach to częściej sprawdzają się koszmary, nie uważasz? - dotknął palcem mój nos - Więc można powiedzieć, że mamy pewność, iż to nie sen

Uśmiechnąłem się blado i pokiwałem głową. - Najważniejsze, że już sobie nas wszystkich przypomniałeś. Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwszy niż wcześniej - odparłem cicho.

- Cieszę się, że znów was pamiętam, ale w dalszym ciągu moja przeszłości nie jest najlepszym wspomnieniem, ale wiem, że zrobisz wszystko bym jak najmniej o tym myślał... W końcu kochasz mój uśmiech.

- Dokładnie - zacząłem gładzić jego policzek. - Liczę na to, że mi się uda. Zdecydowanie wolę kiedy się uśmiechasz.

- Będziesz musiał zadzwonić do Chanyeola i mu podziękować - powiedział po paru minutach przyjemniej ciszy.

- Huh? - zdziwiłem się na wspomnienie mojego przyjaciela. - Czemu?

- Dzięki niemu poznałem prawdę i pobiegłem do dormu... - ucałował mój kark, przez co krótko jęknąłem.

- Tak, będę musiał mu podziękować - westchnąłem, czując ciarki na całym ciele.

- Ach... Bo zaraz powtórzy się sytuacja z Miami - westchnął znów wykonując ten sam czyn

- Pomyśleliśmy o tym samym - zaśmiałem się, wzdychając pod nosem. - Nie, że mi się nie podoba, ale mógłbyś przestać?

- Okej... - mruknął smutno, niechętnie odkrywając się ode mnie - Może pójdę po lekarza. Z pewnością musi sprawdzić twój stan i tak dalej...

- Nie zrozum mnie źle, ale nadal jestem trochę słaby - uśmiechnąłem się niepewnie do chłopaka. - Nadrobimy to jeszcze.

- Tak, wiem, rozumiem, ale i tak muszę iść po lekarza - wytłumaczył posyłając mi mały uśmiech, po czym wyszedł z sali po chwili wracając z doktorem.

- A mieliśmy już się nie spotkać w szpitalu - powiedział do mnie z lekkimi pretensjami, wzdychając.

- Też taką miałem nadzieję, że już się nie spotkamy w szpitalu - wzruszyłem ramionami, zaczynając bawić się swoimi palcami. - Niestety.

- Uh... na cóż trudno mówić, że widzimy się ostatni raz... W takim razie na następny raz może spotkamy się z przeziębieniem - westchnął i następnie zwrócił się do pielęgniarki - Proszę zbadać ciśnienie.

- Dobrze, doktorze - zgodziła się z uśmiechem podchodząc do mnie

- I co z nim? - spytał się Jimin po badaniu.

- Wszystko wydaje się w porządku, ale zostawimy go tydzień na obserwacji no i musi uzyskać siły, bo stracił dużo krwi - oznajmił ze słabym uśmiechem - Później wrócę sprawdzić jak się pan miewa, do widzenia.

- Do zobaczenia... - mruknął Jimin

- Wszystko będzie dobrze - pocieszałem go. - Damy radę wspólnie.

- Wiem, jesteś silny - potwierdził moje zdanie uśmiechając się.

- Zabije! Zabije jeżeli jeszcze żyjesz! - wydarł się Jin, wchodząc wściekłym krokiem na salę.

- Uspokój się Jin... Jungkook jest słaby, nie widzisz? - upominał go Jimin.

- Ja tam zabiorę mu wszystkie gry za to co zrobił - burknal Tae, opierając się o ścianę i trzymając w ramionach swoją miłość. Pewnie zdążyły przyjść zanim tutaj przyjechali.

- Mogę jedynie powiedzieć przepraszam - mruknąłem. - Nic więcej.

- Pogadamy jak wrócisz do formy – wysyczał Jin - Za dużo śmierci jak na tak krótki okres czasu... Nie uważacie?

- Najważniejsze jest to, że żyje, chłopaki - powiedział Yoongi, który wszedł głębiej do sali. - Cieszmy się, że jest z nami.

- Suga ma rację - potwierdził zdanie Yoongiego Jimin - Ktoś chce kawę? Idę do barku

- Podziękuję - odparł Yoongi, a Namjoon tylko powtórzył jego odpowiedź wspólnej siadając razem z Jinem na kanapie przy oknie.

- Ja też nie mam o ochoty - powiedział cicho TaeTae, ukrywając twarz w szyi swojej dziewczyny. Jimin przewrócił oczami i pokręcił głową chwilę później wychodząc z sali.

- Jak się czujesz? - Namjoon spytał się mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego.

- Psychicznie o wiele lepiej, ale nadał jestem słaby - wzruszyłem ramionami, spoglądając

na wszystkich z osobna.

- To dobrze... - Taehyung widocznie się ucieszył - A jak tam sytuacja z Jiminem?

- Nadal nie mogę uwierzyć, że jego pamięć wróciła - pokręciłem głową. - To wydaje się takie wspaniałe, że aż niemożliwe.

- Też się cieszymy, a powiedz... wróciliście do siebie? - spytał Jin, wtulony w Namjoona.

Uśmiechnąłem się szeroko, zakryłem twarz dłońmi i tym razem pokiwałem głową. - Znowu jesteśmy narzeczonymi - w moim głosie można było wyczuć jedynie szczęście i ulgę.

- To cudownie! – wszyscy niezwłocznie się ucieszyli, a ja tylko radośnie się zaśmiałem na ich gratulacje...

Parę minut później...

- Taehyung! - nagle wparował na salę zły Jimin - Radzę uciekać, bo wypruje wszystkie flaki! Obiecuję!

- Dżemin! A co takiego zrobiłem? – zapytał skołowany Tae, zanosząc się nerwowym śmiechem.

- Jak to co... Wróciła mi pamięć, idioto! Może teraz rozumiesz? - odpowiedział pytaniem, zabijając go wzrokiem.

- No... Może trochę przedobrzyłem z tym jak się przedstawiałem... - podszedł niepewnie do mojego narzeczonego - Przytulas na zgodę?

- Zaraz nie będziesz miał czym przytulać... Stary tak się nie robi... Jak mogłeś wmówić mi, że zaprzyjaźniłem się z tobą dzięki twojemu dobremu sercu, ponieważ byłeś bardzo popularny i wszyscy cię lubili... Prawda jest całkiem odwrotna, nie uważasz?!

- Oj no może chciałem trochę dostać na wartości w twoich oczach, ale no to nie robiło żadnych szkód... Kocham cię, braciszku! - posłał rówieśnikowi najsłodszy uśmiech jaki tylko potrafił.

- Kiedyś zepchnę cię ze schodów, przyrzekam - wysyczał - Albo jeszcze lepiej, przywiążę cię do krzesła obrotowego, rozbiorę do samych majtek, po czym połączę, za pomocą liny, krzesło i samochód, jeżdżąc wszędzie z krzyczącym kosmitą, który prosi o pomoc...

Tae odsunął się jeden duży krok do tyłu, mając lekko wystraszoną minę - Nie uważasz, że zwróciłbyś uwagę policji?

- Wisi mi to – wysyczał, nadal mordując go wzrokiem - Ważne, że otrzymasz należytą karę...

- Ale mi to nie wisi - wtrąciłem się rozbawiony. - Znajdź inny sposób. Taki którym nie zrobisz sobie krzywdy ani nie popełnisz przestępstwa.

- Takich zemst nie mam zapisanych w swoim notatniku - wskazał ręką na głowę - Masz szczęście Alien, że mój królik ratuje ci zawsze dupę w takich sytuacjach, bo już dawno siedziałbym w pierdlu.

- Możesz w razie czego na mnie liczyć - zaśmiałem się zwracając się do Tae. - Jimin, chodź się przytul, proszę - wydąłem dolną wargę, patrząc na chłopaka.

- Ale jeszcze nie skończyłem z Tae... - chciał coś dodać, ale skutecznie mu przerwałem mówiąc słodkim głosem "proszę, kochanie" – Och, no dobra... Ciesz się, Alien, ciesz się - zwrócił się do rówieśnika, po chwili podchodząc do mnie i kładąc się na łóżku, następnie przytulając mnie lewą ręką. - Zadowolony, że Jiminek tuli tuli? - zaśmiał się.

- Bardzo zadowolony, że Jiminek tuli tuli - mruknąłem, wtulając się nieco w jego ciało. - Kocham cię.

- Ja ciebie też, króliczku... - powiedział ciepło i ucałował mnie w ucho.

Uśmiechnąłem się szeroko, nadal nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Spojrzałem się w jego oczy, które były wypełnione iskierkami miłości, których widoku tak bardzo mi brakowało. Podniosłem się lekko na łóżku i zacząłem całować jego twarz. Każdą cząstkę.

- Ej, co robisz? - spytał rozbawiony moimi poczynaniami.

- Stęskniłem się, a zresztą jestem od ciebie uzależniony - wyszeptałem. - Przeszkadza ci to?

- Twoja bliskość nie jest dla mnie przeszkodą - również zaczął obdarowywać moją całą twarzyczkę, słodkimi, krótkimi całusami.

Zachichotałem, a moje serce biło w szybkim, niemiarowym tempie. Byłem bliski płaczu ze szczęścia, ale powstrzymałem się od niego. Chciałem zaczerpnąć jego bliskości, tego, że wreszcie mogę mówić mu te dwa piękne słowa o wiele częściej niż robiłem do tej pory.. To on był w stanie zapewnić pełnię szczęścia, nikt inny.

- Kocham smak twojej twarzy... - wymruczał, całując mnie kolejny raz w nosek. - Co ja gadam... kocham całego ciebie...

- Ja też cię kocham i to bardzo mocno - odparłem cicho, przymykając oczy z uśmiechem po to, żeby za chwilę je otworzyć i spojrzeć na niego z rozczuleniem.

- Ja jeszcze mocniej - przytulił mnie mocniej do swojego ciała.

- Nie chcę się z tobą o to kłócić - stwierdziłem cicho, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. - Ale ja mocniej.

- Jestem starszy, więc się ze mną nie kłóć. Ja mocniej i koniec kropka. Rozumiemy się? - spytał tonem nieprzyjmującym odmowy, jednak było słuchać, że lubi takie sprzeczki.

- Nie - pokręciłem głową rozbawiony. - Ja mocniej.

- Nie, bo ja. - znów zaprzeczył i gdy miałem się odezwać by również to zrobić to ten nie oczekiwanie zamknął mi usta przez pocałunku, który szybko oddałem.

- Jesteś... niemożliwy.. - uznałem pomiędzy pocałunkami.

- Wiem... - uśmiechnął się, nie odrywając ust od tych należących do mnie.

- Ale.. nadal.. ja.. mocniej. – nadal się z nim droczyłem.

- Nie okłamuj samego siebie...- wsunął swój język do moich ust, żebym w końcu przestał gadać.

Czułem, że jestem coraz bardziej bliski płaczu. Kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy, oparliśmy swoje czoła o siebie i patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Było magicznie, chociaż znajdowaliśmy się w miejscu, które wskazywało, że tak nie jest.

- Jestem taki szczęśliwy, dziękuję.

- Nie masz za co dziękować... twoje szczęście to dla mnie najwyżej opłacalna nagroda...

- Jakie to urocze - powiedział wzruszony najstarszy i dopiero teraz skapnęliśmy się, że wszyscy przyglądali się naszym poczynaniom.

- Tak bardzo tęskniłem za waszym widokiem - mruknął szczęśliwy Yoongi. - Czuje się rozczulony.

- Julka... coś ty z nim zrobiła? - spytał zdziwiony Jimin. - Jak ja chce was zobaczyć na ślubnym kobiercu... Yoongi pewnie jesteś taki święty, że poczekasz do ślubu.

Czarnowłosy zakaszlał gwałtownie, przez co wszyscy się zaśmialiśmy. - Ale serio, jeśli będzie trzeba, poczekam i do ślubu - wzruszył ramionami, całując swoją dziewczynę w głowę.

- Dawać pistolet! To nie Yoongi tylko jakaś źle zrobiona replika! - krzyknął Jimin podnosząc się z łóżka - A pamiętam jak pierwszy raz napisałem do tej jakże urokliwej damy - ucałował jej rękę, a ta zachichotała widząc minę Sugi na ten czyn.

- Łapy precz - Yoon udawał poważnego. - Idź do swojego królika, go możesz całować po rękach czy gdziekolwiek chcesz.

- Wole zakazane miejsca, ale jak kto woli... Julka jakoś nie narzeka, ponieważ mnie bardzo lubi... Mam racje? - zwrócił się do brunetki puszczając jej oczko.

- Nie dodawaj sobie, ja cię tylko lubię - mruknęła, wtulając się w swojego chłopaka. - Jikook foreva, duh.

- Mój urok osobisty umarł... Od kiedy to ja nie umiem podrywać? A no tak od kiedy oddałem się całkowicie króliczkowi... Albo może.. - spojrzał w kierunku Marceliny.

- Nawet o tym nie myśl! - powiedział stanowczym i wysokim głosem Taehyung.

- Jungkook, zatrzymaj pana Jimina - zalecił Jin.

- Ty, bo zaraz sam będziesz czekał z seksem do ślubu - burknąłem niezadowolony.

- Króliczek jest zazdrosny? - spytał znów siadając na moim łóżku. - Dobrze, króliczek, wie, że Jiminnie kocha tylko jego... - pogładził moją dłoń kciukiem - A teraz ładnie mi wytłumacz o co ci chodziło z seksem dopiero po ślubie.

- Yoongi jest w stanie poczekać to i ty poczekasz - uśmiechnąłem się. - Chyba, że sobie zasłużysz to wstrzymam ten zakaz.

- Ugh, dla ciebie wszystko - posłał mi powalający uśmiech, dzięki któremu większości rasy ludzkiej miękłyby nogi.

- Wiem - zaśmiałem się, po czym mimo słabego samopoczucia, usiadłem na łóżku i przytuliłem się do niego na tyle jak pozwalały moje siły. - Kocham cię. Wiem, że mówię to po raz kolejny dzisiaj, ale nie umiem się powstrzymać.

- Mi to ani trochę nie przeszkadza. Mogę tego słuchać godzinami, jak twojego pięknego śpiewu..

Zarumieniłem się delikatnie, słysząc komplement z jego ust, dlatego schowałem swoją twarz w jego ramieniu. - Ugh, dobrze wiesz, że mam zwyczajny głos - westchnąłem.

- Jeżeli określenie zwyczajny stało się opisem anielskiego to masz zwyczajny głos... Jak ja kocham, gdy się rumienisz - pogładził palcami moje włosy.

- Zaraz się spalę przez te rumieńce - wymamrotałem, będąc odrobinę rozbawionym.

- Ochłodzę cię, jak zaczniesz płonąć, nie martw się o to - ucałował mój zarumieniony policzek.

- Jimin, słuchaj, ja nie chce poganiać cię czy coś, ale może byś wprowadził się z powrotem do dormu? - spytał nagle Jin, przerywając naszą słodką wymianę zdań

- Oczywiście. Mogę jechać tam gdzie mieszkałem nawet w tej chwili, ale nie chce zostawiać Jungkookiego....

- Jedź - spojrzałem się na niego z uśmiechem. - Jak się już wypakujesz, odpocznij i prześpij się. Ja poczekam, może samemu uda mi się zasnąć.

- Nie chce cię zostawiać. Za długo musiałem czekać by znów obdarzać cię miłością, więc tak szybko się mnie nie pozbędziesz... Przeniosę się do dormu w dniu, kiedy wrócisz ze szpitala

- Ale powinieneś wypocząć chociaż trochę - mruknąłem zmartwiony. - Zresztą nie chcę ci paść w trakcie rozmowy.

- Lubię patrzeć jak śpisz więc nie będę miał z tym problemów - westchnął - Nie czuję się zmęczony. Jutro wykłady mam dopiero o 18... chcę się tobą nacieszyć...

- No dobrze - odpuściłem, chociaż nadal nie byłem pewien tego pomysłu.

- My już będziemy się zbierać... Namjoon ma nockę, ja na szóstą rano, no a Tae i Suga wraz z dziewczynami idą do kina... Zobaczymy się jutro - powiedział najstarszy wstając z kolan męża.

- Jasne, dzięki, że mnie odwiedziliście - uśmiechnąłem się do każdego z osobna. - Do zobaczenia.

- Do jutra, Jikooki - pożegnali się wszyscy osobno i po chwili na sali zostałem tylko ja i Jimin.

- Cieszę się, że znowu mogę mówić i pokazywać jak bardzo cię kocham bez żadnych przeszkód - szepnąłem, powracając wzrokiem do Jimina. - Zasługujesz na to jak nikt inny.

- Nie jestem ideałem, który na wszystko zasługuje, kochanie - westchnął ciężko - Wystarczy mi to, że ty jesteś szczęśliwy i mogę ofiarować Ci swoją miłość, z której tak bardzo nie chcesz i nie chciałeś zrezygnować

- Dla mnie jesteś ideałem - przyznałem, łapiąc go za dłoń. - Zawsze byłeś zresztą. A do szczęścia mi potrzebne jest tylko twoje szczęście i to, że mogę cię kochać. Widzisz, myślimy podobnie - zachichotałem cicho.

- Kocham cię, króliczku... mój aniele, który uratował mnie przed dotarciem na dno i chroni przed ciężkimi próbami nawet wiedząc, że są konieczne i nieuniknione... Tęskniłem za tym uczuciem, ale też cieszę się, że moja straszna irytacja po stracie pamięci w końcu znikła i mam nadzieję, że na dobre... Kocham cię najmocniej na świecie i dziękuję, że starałeś się wytrwać z tamtym nic nie wiedzącym o sobie Jiminie, przez którego poznaliście mój sekret odnośnie skrzypiec, które miały być taka małą niespodzianką...

- Ja też cię kocham, mój najdroższy skarbie - oświadczyłem wzruszony jego słowami. - Nie spodziewałem się, że umiesz grać na jakimś instrumencie.. Znaczy, w sensie, nigdy nie dawałeś mi powodów, żebym tak pomyślał.. Spełniłeś moje marzenie. Dobrze wiedziałeś, że chciałem kiedyś usłyszeć skrzypce na żywo.

- Chciałem zrobić ci niespodziankę i zagrać na naszym ślubie, ale widzisz los chciał inaczej - zaczął gładzić mój policzek.- Jeszcze cię czymś na ślubie zaskoczę tylko musze się zastanowić czym takim...

- Ja może nie zaskoczę cię w trakcie ślubu, ale będę miał niespodziankę dla ciebie po nim - mruknąłem, uśmiechając się lekko na wspomnienie pomysłu, którego planowałem od nieszczęsnego wyjazdu do Miami.

- Um... a nie zdradzisz mi co to za niespodzianka, co? Dobrze wiesz, że za nimi nie przepadam

- Mogę ci powiedzieć tyle, że postaram się o to, żeby tamten miesiąc był bardzo przyjemnym miesiącem.

- W takim razie ja też wymyślę coś... spektakularnego? Tak to dobre określenie. Tylko Jungkookie zostaje przed nami jeszcze jedna bardzo ważna decyzja....

- Zawsze jest "jeszcze" - wymamrotałem pod nosem. - Jaka?

- Data ślubu...

Odetchnąłem w duchu, że to nie była żadna rzecz, która mogłaby to popsuć. - A kiedy byś chciał?

- Kwiecień - odparł po chwili zastanowienia - wiosna, dość szybko, zdążę się uporać z niespodzianką, a ty wrócisz do formy... A jak ty chcesz?

- Idealnie - stwierdziłem cicho i pocałowałem go w policzek, a następnie uśmiechnąłem się do niego.

- Szybko zleci... Nawet się nie obejrzymy, a złote obrączki zawitają na naszych dłoniach - schował swoją twarz w moich lokach.

- Coś czuję, że to będzie najlepszy dzień w moim życiu, wiesz? Będziesz już mój na zawsze.

- Nie zapomnij o tym, że to działa w dwie strony - zaśmiał się, oddechem muskając skórę mojej głowy - A poza tym ja już jestem twój... Na całą wieczność

- Nie zapomnę - powiedziałem, zaczynając gładzić jego dłoń kciukiem. - Jesteś moim słońcem, które oświetla każdy mój dzień. Musisz być mój na zawsze. A ja będę i zresztą również jestem twój na całe życie.

- Mam cichą nadzieję, że będziemy mogli być ze sobą również po śmieci... - wyszeptał cicho, przyjemnym dla ucha głosem - Wtedy nic więcej mi nie będzie potrzebne, ponieważ do wszystkiego ty mi jesteś najbardziej potrzebny... Nawet do jedzenia czy śpiewania... Robię każda czynność dla ciebie...

Poczułem łzy w kącikach moich oczu, ale nie pozwoliłem im wyjść na powierzchnie poprzez szybkie mruganie. - Ja też, kochanie. Ja też mam nadzieje i także potrzebuję cię do normalnego funkcjonowania.

- Wiem, skarbie... Jesteś zmęczony, idź spać... I nie bój się, jak wstaniesz nadal tu będę... choćby nie wiem jak ochrona próbowała mnie wyrzucić.

- Nie chcę - pokręciłem głową i dyskretnie ziewnąłem, żeby chłopak nie usłyszał tego. - Wolę spędzić czas z tobą.

- Widzę, że jesteś zmęczony, kochanie... Zdrzemnij się - nie dawał za wygraną.

- Dopiero co cię odzyskałem i już mam iść spać? - zapytałem się. - Chcę się tobą nacieszyć i chociaż w jakimś stopniu zacząć nadrabiać to wszystko.

- Zaczniemy nadrabiać to w pełni dopiero jak wyjdziesz ze szpitala... Ale skoro nie jesteś zmęczony to o czym chciałbyś jeszcze pogadać, hm? - spytał zaciekawiony

- O czymkolwiek - wzruszyłem ramionami, kolejny raz niemo ziewając. - Chcę słyszeć twój głos.

- Jeszcze w życiu się go nasłuchasz, szkrabie - parsknął śmiechem, nosem łaskocząc mój policzek.

Zaśmiałem się cicho pod wpływem pieszczoty i uniosłem dłoń do jego policzka, żeby go pogłaskać. - Każdy chciałby słyszeć swój ulubiony dźwięk całe życie bez przerwy. Moim jest twój głos, śmiech i śpiew. Nie dziw się, że chcę go słyszeć.

- W takim razie nie mogę ci tego zabronić słuchać, kochanie. - cmoknął mój policzek - Tylko gadać cały czas nie mogę, bo gardło mi siądzie.

- Szkoda.. - westchnąłem ciężko, udając zawiedzionego. - Ale wystarczy mi ta rozmowa.

- Jaka tam szkoda. Ja też lubię słuchać twojego głosu więc oboje siebie uszczęśliwiajmy, co ty na to?

- Podoba mi się ta propozycja i z chęcią się zgodzę - odparłem cicho.

- Oczywiście jak gdzieś po drodze nie zaśniesz, śpiochu. - zaśmiał się, mocniej mnie przytulając.

- Cicho - z moich ust wyleciał śmiech. - Nigdy ci chyba nie zasnąłem w trakcie rozmowy.

- Możesz tego nie pamiętać, ale z parę razy ci się udało - wyznał, starając się powstrzymać śmiech.

- Naprawdę? - spytałem zdziwiony. - Przepraszam, to chyba nie było miłe uczucie jak nagle zasnąłem - wydąłem dolną wargę w geście zakłopotania.

- Za dużo razy przepraszasz... Uważaj, bo od mówienia tego wyrazu również można się uzależnić... Rozczulałeś mnie takim widokiem i czynem, więc nie masz się o co martwić, bo mogę gadać ze śpiącym Jungkookiem, ponieważ nic rano nie pamięta - wyszeptał wprost do mojego ucha.

- Bardzo musiała być to interesująca rozmowa - parsknąłem śmiechem, wzdrygając się na jego szept, który jednocześnie owiał moje ucho ciepłym oddechem.

- Nawet nie wiesz jak... Mówiłem wszystkie swoje tajemnice, a ty i tak nic nie słyszałeś... Dobrze się czasem wyglądać. Tym bardziej do takiego śpiącego słodziaka.

- Mogłem udawać, że śpię - zaśmiałem się.

- Mam sposób by to sprawdzić - uśmiechnął się szeroko

Spojrzałem się na niego z miną, która wskazywała, że go nie rozumiem.

- Kochanie, nie powiem ci, bo na serio zaczniesz udawać

- Okay - mruknąłem rozbawiony. - Rozumiem.

- Znając życie mój króliczek i tak będzie próbował, hm?

- Jak ty mnie dobrze znasz, skarbie - pocałowałem go krótko w usta, a następnie w policzek.

- Miałeś mi kupić na urodziny kłódkę... Gdzie ona jest?

- Naprawdę sądzisz, że chciałem ci ją kupić? - spytałem. - Nie ma szans. Tym bardziej teraz.

- A to dlaczego... bym mniej zrzędził i język by na ślinę mi nie przynosił rzeczy, których nie powinienem zdradzać - wydął dolną wargę - Chociaż kaganiec mi spraw...

- Nie zrzędzisz - przewróciłem oczami. - Nie kupię ci niczego co sprawi, że nie będziesz mógł mówić.

- No, ale dlaczego? - jęknął niczym dziecko, które chce jakąś zabawkę... po części tak było.

- Bo nie lubię nie słyszeć twojego głosu - powiedziałem. - Mówiłem ci to przecież.

- Nawet jak jęczę niczym pięciolatek?

- Nawet jak jęczysz niczym pięciolatek - przytaknąłem z uśmiechem.

- Uważaj, bo często będę tak mówił... - przewrócił oczami - No bo faceci lubiom swoje klóliczki - znów użył głosu dziecka.

- To jest urocze - zaśmiałem się rozczulony jego zachowaniem.

- Nie jestem uroczy - jęknął, znów chowając swoją twarz.

- Kochanie, dla mnie zawsze będziesz i męski i uroczy - pogłaskałem go po włosach.

- Uroczy... to słowo mi tu nie pasuje - mruknął - Jak już porównujemy się do zwierząt i uparłeś się na tego psa to niech będzie, ale szczeniaczek? Serio, skarbie?

- Serio, serio - odparłem z entuzjazmem. - Kocham szczeniaczki, są urocze i przyjemnie się je przytula.

- W takim razie zastanowię się czy jeszcze kiedyś cię przytulę - burknął starając się ode mnie odsunąć, lecz bezskutecznie. - Jungkookie, puść... Bo zaraz zrobi się nieprzyjemnie...

- Nie rób mi tego, proszę - mruknąłem, a mój głos się załamał, przez co przekląłem w myślach. Za bardzo za nim tęskniłem, żeby teraz ode mnie się odsuwał. - Już postaram się ciebie tak nie nazywać, ale nie odsuwaj się ode mnie.

- Muszę do toalety, skarbie - złożył pocałunek na moich ustach - Przecież żartowałem z tym przytulaniem... sam bym nie wytrzymał nawet pięciu minut, ale miło, że przestaniesz mnie tak nazywać - puścił mi oczko.

- Jesteś okropny - położyłem się z powrotem na łóżku, odwracając się w przeciwną stronę. - Szantażysta - stwierdziłem pod nosem.

- Jungkookie... nie gniewaj się - zbliżył się do mnie, całując w szyję - Taką mam naturę, a to trudno zmienić... Ponoć kochasz mnie całego to dobrze o tym wiesz - zaczął gładzić swoją dłonią mój bok ciała.

- A ty dobrze wiesz, że za tobą tęskniłem i że chcę, żebyś mnie nie opuszczał - mruknąłem, bawiąc się swoją kołdrą. - A ty to wykorzystujesz.

- Oj, wiem, wiem, ale nie potrafię się powstrzymać od droczenia z tobą... tęskniłem za całokształtem naszej relacji nie tylko za pocałunkami czy przytulasami, za którymi i tak tęskniłem najbardziej... Kocham całego Jungkooka, a nie tylko czułości z nim związane - westchnął nie przerywając mnie pieścić po boku.

- Przepraszam - spojrzałem się na niego z załzawionymi oczami. - Po prostu boję się, że coś znowu się stanie. A ty mnie opuścisz.

- Nigdzie się nie wybieram... Nie tym razem. - wstał z łóżka podchodząc do mnie od strony, w którą byłem zwrócony. Uklęknął przy meblu i zaczął uspokajająco pieścić mnie po głowie - Za dużo w tym roku przeszliśmy... Nie mam zamiaru przez najbliższe kilka lat się z tobą rozstawać, choćby na sekundę... no chyba, że sam będziesz tego chciał - pocałował mnie w czoło z czułością na chwilę pozostając w tym stanie.

- Nie chcę - od razu odpowiedziałem. - Jestem przewrażliwiony, to okropne - jęknąłem niezadowolony.

- Masz do tego pełne prawo... dużo przeszedłeś, znacznie więcej niż ja - posłał mi przepraszający uśmiech.

- Przeżyliśmy tyle samo - poprawiłem go.

- Nieprawda... Cierpiałeś przez ostatni rok bardziej niż ja przez całe życie... Przepraszam –pocałował mnie w ramie.

- Jimin, przestań, proszę - mruknąłem, wyciągając się trochę z łóżka, żeby go pocałować krótko. - Przeżyliśmy tyle samo.

- To nie ja męczyłem się widokiem umierającego w wolnym tempie ukochanego, nie ja widziałem go martwego, nie ja siedziałem przy jego łóżku kiedy był w śpiączce, nie ja po wybudzeniu się narzeczonego dowiedziałem się, że ten stracił pamięć, nie mnie osądzano o zdradę i kłamstwa, nie ja zostałem wykorzystany przez swoją miłość... Nie wiem jak cię za te wszystkie błędy przepraszać bo to wszystko nie było na moich barkach tylko na twoich, a nigdy nie chciałem byś został tak okrutnie zraniony... - jego głos się załamał, ale nie ukazywał łez wiedząc, że za dużo ich wylał w ciągu tego roku... więcej niż przez całe swoje życie...

- Wiem, kochanie, wiem - powiedziałem cicho, patrząc na jego twarz zmartwionym wzrokiem, jednocześnie głaszcząc jego głowę. - To los tak zadecydował. Tak musiało być. Nie rozmawiajmy o tym. Cieszmy się, że teraz możemy być już razem.

- Nie potrzebnie tak długo zwlekałem z operacją... Gdyby nie to, to może nie straciłbym pamięci... Nigdy nie chciałem byś odczuł taki ból przeze mnie, choć wiedziałem, iż jestem chodzącym cierpieniem i nieszczęściem... Przez moje głupie podejście do życia prawie straciłeś swoje cenne życie. Nie przestane się za to obwiniać i nad tym rozmyślać, przepraszam, skarbie, naprawdę przepraszam, kocham cię - wplątał palce w moje włosy.

- Nie obwiniaj się za to co chciałem zrobić - pokręciłem głową, czując coraz większe wyrzuty sumienia. - Nie obwiniaj się za nic co się stało. To nie twoja wina, zrozum. Ja też cię kocham, Jiminnie ale nie przepraszaj. Nie masz za co.

- Oboje wiemy, że mam, ale kłócenie się z tobą nic tu nie zdziała... - westchnął ciężko, wstając i kierując się w stronę wyjścia by zapewne iść do łazienki. Po chwili wrócił, kładąc się koło mnie na łóżku i przytulając mocno do siebie.

- Cieszę się, że ciebie mam, wiesz? - odezwałem się jako pierwszy znużonym głosem. - Jesteś moim najcenniejszym skarbem, którego nie oddam. Nikomu.

- Wiem i czuję to samo... jesteś mój. Pod każdym względem -westchnął zmęczony - Jungkookie, mam pytanie...

- Tak?

- Mówiłem ci już, że dzięki Chanyeolowi znalazłem się w dormie. On wytłumaczył mi dlaczego znienawidziliście Hoseoka. Powiedz mi czy to prawda. Nawet nie muszę ci mówić o co chodzi, bo sam najlepiej wiesz - mruknął ostatnie zdanie, wtulając głowę w te należącą do mnie.

Wypuściłem oddech, a moja ręka zaczęła delikatnie drżeć przez to co powiedział chłopak, więc splotłem ją z moją drugą i wtuliłem się w niego. - Tak, to prawda - potwierdziłem łamiącym się głosem.

- To on... mnie zabił? - spytał nie dowierzając - Hoseok to nasz przyjaciel... nie mógłby... - zaczął, lecz mu przerwałem.

- Nasz były przyjaciel, chociaż nawet nie wiem czy mógłbym go tak nazwać - powiedziałem stanowczo. - Nie powiedziałbym ci tego, gdybym nie był pewny tego co mówię.

- Ale... dlaczego - wyszeptał bardziej do siebie niż do mnie - Przecież on mnie zabił... byłem martwy, kurwa, przecież to morderstwo z zimną krwią... W ogóle jak to się stało?

- Lekarz powiedział mi, że zostałeś uduszony tyle wiem - odparłem, a te słowa przychodziły mi ze strasznym trudem. - Gdybym tylko stamtąd nie wyszedł..

- Nie możesz się o to obwiniać... Przez cały czas nie mogłeś przy mnie siedzieć, zdaję sobie z tego sprawę...

- A właśnie, że mogłem - powiedziałem cicho. - Ale nie cofnę czasu. Chociaż bardzo chciałbym.

- Jak ty zapomnisz o tym to ja postaram się również zapomnieć... Żyjmy tu i teraz. Mam dość przeszłości, zacznijmy wszystko od nowa - powiedział szeptem z przymkniętymi oczami.

- To jest wspaniały pomysł - uśmiechnąłem się lekko, całując go w policzek. - Kocham cię.

- Ja ciebie też, króliczku - zaśmiał się całując mnie w małżowinę uszną.

- Będzie mi się o wiele lepiej spało z myślą, że jesteś koło mnie - odparłem, wtulając się w niego. - Zdecydowanie lepiej.

- Czyli jednak zdecydowałeś się pójść spać?

- Zasypiam powoli - oznajmiłem cicho, ziewając tym samym. - Chciałem cię uprzedzić, żebyś się nie zdziwił, kiedy przestane ci odpowiadać.

- Już się od tego odzwyczaiłem... Miło będzie powrócić do normalnego trybu życiowego... - zaśmiał się cicho.

- Mhm - mruknąłem. - Będzie miło, zdecydowanie.

- W takim razie, Jikooknoc, króliczku - parsknął śmiechem starszy, wtulając mnie w swoją pierś.

- Ciekawe... Jikooknoc - szepnąłem, po czym ciepło ramion mojego mężczyzny pozwoliło mi zasnąć i zapomnieć o złych wydarzeniach tego dnia.

--------------------------------

Obiecany rozdzialik ^^ 

Co czytelniki myślicie?

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro