~ 131 ~
Już trzeciego dnia od odejścia Jimina, poczułem jak ciężko może mi być bez niego. Nie miałem chęci do życia, tym bardziej chęci do wstania z łóżka. Wstawałem jedynie czasami po butelkę wody, żeby móc nawilżyć trochę gardło, które mogło zostać nadszarpnięte przez długi płacz. Nie wiedziałem jakim cudem byłem w stanie wytworzyć tyle łez. To nie było normalne.
Czułem się jakby odebrano mi dużą część siebie, która była mi potrzebna do normalnego funkcjonowania, które było możliwe tylko z Jiminem u mojego boku. Nie chciałem uwierzyć, że mój były przyjaciel był w stanie posunąć się ponownie do takiego okropnego czynu jak próba odebrania mi szczęścia. Tylko tym razem mu się to udało, bo Jimin faktycznie odszedł. Szkoda tylko, że nie pojął tego, że nie spojrzałem, nie dotknąłem żadnego innego mężczyzny niż właśnie jego. To on był moim słoneczkiem, które oświetlało moje życie. To on był moją podporą, dla której się podniosłem. To dla niego moje serce nadal biło, więc w tamtym momencie, kiedy wszystko utraciłem, po co miałem się starać? Gadanie, że jestem młody i całe życie przede mną oraz mam jeszcze szansę na szczęście, wcale mi nie pomagały bo nie chciałem słuchać kłamstw. To i tak by mi nie pomogło, a może nawet jeszcze bardziej przybiło, bo ja sobie bez mojego szczeniaczka życia nie wyobrażałem. Nie wyobrażałem sobie życia u boku kogokolwiek innego. Nie byłbym szczęśliwy. Nadal miałbym obraz mojego i Jimina przed oczami. Pragnąłem wrócić do tych czasów, kiedy wszystko było dobrze, a kłótnie to rzecz dla nas praktycznie obca. Co prawda zdarzały się sprzeczki, ale nie aż tak poważne jak w tamtym momencie. Czemu świat przeciwstawiał się nam? Czemu nie mógł pozwolić nam już żyć spokojnie?
Nie przespałem kolejnej nocy. Nie umiałem, choć czułem się bardzo zmęczony. Kiedy zamykałem oczy, dawało mi to nadzieję na to, że jest to zwykły sen. Nie chciałem jej. Miałem gdzieś czy w końcu umrę z przemęczenia czy nie. Było mi wszystko jedno. Przecież i tak nie miałem się po co starać. Nie miałem dla kogo.
Rano, nie wiem o której nawet, usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi od pokoju. Nie podniosłem nawet głowy, żeby spojrzeć kto to jest. Nie miałem kompletnie siły nawet na to.
- Jungkookie... - usłyszałem cichy głos Taehyunga, który po chwili niepewnie usiadł koło mnie na krańcu łóżka - Nie chcesz gadać i uwierz, rozumiem cię doskonale... Nie będę też mówił, że wszystko będzie dobrze, bo nigdy nic nie wiadomo... - westchnął smutno, a w jego głosie dało się usłyszeć, iż był coraz bliższy płaczu. - Zanim poznałem Marcelinę to byłem pewny, że życie można sobie ułożyć drugi raz z inną osobą, ale gdy mnie opuściła to zrozumiałem swój błąd. Nie da się tak po prostu zapomnieć o uczuciach, wspomnieniach i potrzeby bliskości... Kocham ją tak samo, jak ty kochasz Jimina – wiedziałem, że w tej chwili pierwsze łzy wydostały się z jego oczu. - Życie bez niej nie miało dla mnie sensu i wiem, że ty czujesz w tej chwili to samo, ale nie poddawaj się tak szybko, Jungkook. Gadałem z Jiminem pięć dni temu i przyrzekł, że zobaczmy się w drugim semestrze studiów. Będę widział go codziennie i miał pewność, że jest bezpieczny. Będę mu z ukrycia robił zdjęcia byś miał dowody, że cię nie okłamuję... - jego głos zaczął drżeć - Obojgu wam jest trudno i musisz uszanować jego decyzję. On niczego nie jest pewny, znam go od małego, Jimin nienawidzi tkwić pod znakiem zapytania. Może on nie wróci dzisiaj czy jutro, ale jestem pewny, iż wróci zaraz po tym jak odzyska pamięć, bo będzie miał już pewność, że nigdy go nie zdradziłeś i mocno go kochasz. My wszyscy w dormie o tym wiemy i pomożemy ci wytrzymać do tego czasu, choć mam świadomość trudnego poziomu tego zadania... Musisz się nad tym zastanowić... wypłakać swoje, lecz nie skazuj się na śmierć, bo pomyśl co zrobi Jimin jak powróci mu pamięć i okaże się, że nie żyjesz - zaczynał coraz donośniej szlochać - P-pamiętasz, co kiedyś powie-powiedziałeś, Jiminowi? Mianowicie "Ska-skazując siebie na śmierć, skazujesz również i mnie". Wiedz, że miło-miłość to ciężkie i obustronne uczucie, więc ta obietnica również dotyczy zamiany jego... A chyba nie, nie chcesz sk-skazywać WAS na śmierć? - podkreślił jedno słowo, starając się opanować szloch - Mnie też boli, że odszedł, ale czas mu pokaże, że popełnił błąd... To mój najlepszy przyjaciel... znam go.
- Tae, problem tkwi w tym, że on już nie chce sobie przypomnieć - odezwałem się pierwszy raz od trzech dni, przez co mój głos był zachrypnięty. - Nie chcę sobie robić niepotrzebnych nadziei, że tak będzie, ponieważ nie chcę potem mieć ponownie złamanego serca. Ma szansę, żeby ułożyć sobie jeszcze jakoś życie. Ja już jej nie mam - z moich oczu ponownie wyleciały łzy. - Dałem mu pieniądze, które odkładałem na nasz ślub. Wynajmie sobie mieszkanie, znajdzie pracę, spełni swoje marzenia, a może nawet kogoś sobie znajdzie. Życzę mu tego z całego serca, chociaż mnie to boli. Zabrzmi to egoistycznie, ale nigdy nie chciałem, żeby był szczęśliwy u boku kogoś innego. To ze mną miał spędzić całe swoje życie. Niestety pragnienia pozostały tylko pragnieniami.
- Czy tego będzie chciał czy też nie, jego wspomnienia powrócą... już zresztą zaczęły. Nie jesteś egoistą, to miłość, zresztą on nadal cię kocha i nie będzie potrafił zapomnieć o tym co do ciebie czuje. Serce zawsze będzie mu mówiło twoje imię. Nie rób sobie nadziei, nie wierz, że on powróci. Po prostu żyj z myślą, iż idziemy na przód, a życie pokaże nam z czasem właściwy scenariusz - pogładził ręką moje ramię - Jesteśmy panami swojego istnienia. Wystarczy trochę jeszcze powalczyć z bólem, a potem jedyne działające na niego lekarstwo będzie dawało więcej rozkoszy niż kiedykolwiek. U ciebie jedynym działającym lekarstwem jest Jimin, więc poczekaj aż ono zacznie działać...
- Niech korzysta z tego, że nie pamięta tego uczucia do mnie - stwierdziłem, a moje łzy przybrały na sile. - Niech pozna je z kimś innym. Ze mną tylko cierpiał, może znajdzie kogoś kto pokaże mu w o wiele przyjemniejszy sposób, co to znaczy kochać i być kochanym.
- Kook, gadasz bzdury - westchnął ciężko - Jak już ciebie kocha to nie zakocha się w nikim innym... Pokazałeś mu to uczucie na każdy możliwy sposób teraz tylko on musi w końcu je zrozumieć. Kocha cię, potrafisz to pojąć? Zawsze cię kochał i ty powinieneś najlepiej o tym wiedzieć. Czy starał się ciebie odpychać czy jednak był podobny do starego Jimina?
- Był podobny - przyznałem cicho, nadal nie patrząc na chłopaka i wypuściłem drżący oddech. - Ale ja już mam dość. Ja już nie mam siły, żeby walczyć.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Jungkookie, ale jeżeli macie jeszcze kiedyś być ze sobą, pobrać się, być szczęśliwi do później starości, to musisz jeszcze trochę powalczyć. Potem będzie tylko lepiej...
- Mam pewność, że tak będzie? - zapytałem. - Nie mam. Mogę jedynie spróbować, ale nie oczekujcie ode mnie, że będę często z wami rozmawiał. Wiem, że temat zawsze sprowadzi się na mnie i to jak się czuję. Odpowiedź jest prosta. Nigdy nie czułem się tak źle jak teraz. Z każdym dniem będzie gorzej.
- Uwierz rozumiem... Może byś coś zjadł? - spytał z nadzieją.
- Nie mam ochoty - westchnąłem, pociągając nosem.
- Jak zmienisz zdanie to czekamy - uniósł jeden kącik ust do góry i przetarł dłonią czerwone oczy.
- Zejdę tylko z tobą bo pić mi się chcę - oznajmiłem, podnosząc się do siadu, co sprawiło mi wielką trudność, bo byłem osłabiony.
- Pomóc ci? - spytał zmartwiony.
- Nie, nie, poradzę sobie - przekonywałem go, wstając z miejsca. Wytarłem zaschnięte łzy z policzków i wyszedłem z pokoju. W momencie, kiedy zszedłem na dół zakręciło mi się trochę w głowie, a przed oczami pojawiły się mroczki, co spowodowało, że wpadłem na ścianę. - Cholera - syknąłem, pocierając łokieć w który się uderzyłem i wszedłem do kuchni. Na moje nieszczęście znajdowali się tam wszyscy, ale nie chcąc widzieć ich współczujących min, postanowiłem nawet na nich nie patrzeć, tylko trochę się napić i wrócić do sypialni.
- Jungkook, może skusisz się na jedno ciasteczko? - spytał niepewnie najstarszy.
- Nie, dziękuje – pokręciłem głową i odwróciłem się w stronę wyjścia do kuchni. Bez słowa, wyszedłem z niej, idąc z powrotem do sypialni. Rzuciłem się na łóżko, wzdychając pod nosem. - Mam nadzieję, że będzie tak jak mówił Tae.. Że opłaci się moja walka i wreszcie będziemy szczęśliwi. Pamiętaj tylko, że ja nie jestem w stanie cały czas walczyć - powiedziałem cicho, kierując te słowa do Jimina, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że on ich na pewno nie usłyszy. Wiedziałem, że ryzykuję ponownie złamanym serce, biorąc kolejną nadzieję na lepsze jutro, ale co mi w tamtej chwili mi pozostało? Mogłem jedynie stracić wiarę w moc jaką ma miłość, nic więcej.
Mój wzrok skierował się na szafę, stojącą przy ścianie i z niepewnością podszedłem do niej oraz otworzyłem ją. W moich oczach zakręciły się łzy, ponieważ każda rzecz związana z moim byłym narzeczonym, powodowała ich pojawienie się. Opuszkami palców dotknąłem jego swetra, którego nie zdążył spakować w pośpiechu, a z moich ust wyrwał się niespodziewany, nawet przeze mnie, szloch. Wziąłem go do rąk, lekko zaciągając się jego zapachem, a łzy już przestały kontrolować się i wypłynęły na zewnątrz. Gwałtownie zamknąłem szafę, siadając na łóżku. Przytuliłem ubranie do siebie i przymknąłem oczy. - Mimo tego co się stało czy stanie, nadal będę cię kochać. Nigdy o tobie nie zapomnę - szepnąłem, a potem już nie można było usłyszeć nic więcej niż mojego płakania.
Tydzień później...
CHAT
Kim Taehyung: JUNGKOOKIE! BŁAGAM ODPISZ! WAŻNE!
Jeon Jungkook: co się stało?
Kim Taehyung: Wróciłem dzisiaj na studia. Nowy semestr... Pamiętasz co ci obiecałem tydzień temu?
Jeon Jungkook: tak, pamiętam, ale nie sądzisz, że to trochę ryzykowne robić mu zdjęcia skoro może cię w każdej chwili zauważyć?
Kim Taehyung: A skąd masz pewność, że jest na wykładach?
Kim Taehyung: No dobra jest, ale to nie zmienia faktu, że nie bądź hop do przodu ^^
Jeon Jungkook: cokolwiek
Jeon Jungkook: co jest takiego ważnego?
Kim Taehyung: Jestem na ławce, a koło mnie murek. Zrobię mu z ukrycia zdjęcie i już ^^
Kim Taehyung: Czekaj tutaj
Jeon Jungkook: nigdzie ci nie ucieknę, oprócz pracy nigdzie indziej nie chodzę
Kim Taehyung: Tak, tak, czekaj, bo zaraz do budynku wejdzie, a na wykładzie trudno się czasem zdjęcia robi
Kim Taehyung: MAM TO! ^^
Kim Taehyung wysłał/a zdjęcie
Jeon Jungkook: powiedz mi jedno, czy widziałeś, że się uśmiechnął?
Kim Taehyung: Nie... Ciągle ma taką minę...
Kim Taehyung: Poczekaj zadzwonię
Jeon Jungkook: proszę, nie dzwoń
Kim Taehyung: Kurwa, zadzwonię! Przepraszam za brzydkie wyrazy, ale no kurde Jimin mnie widzi!
Jeon Jungkook: to było nieuniknione, chodzicie razem na zajęcia
Kim Taehyung: Posłał mi mały uśmiech i wszedł do uczelni... No cóż usiądę sobie za nim i porobię mu kolejne focie... No chyba, że usiądzie w rogu, a tam tylko siadają odludki...
Jeon Jungkook: trzymam kciuki, żeby się odnalazł jakoś, nie chcę, żeby był sam
Kim Taehyung: Dobra, Jungkookie, spadam, jak będę miał jakieś focie to wyślę...
Kim Taehyung: Usiadł w rogu... Ale i tak mu się nie dam! Fotograf ze mnie pierwsza klasa
Jeon Jungkook: nie musisz tego robić, narażasz się tylko
Kim Taehyung: E tam dla przyjaciela wszystko
Jeon Jungkook: jesteś niemożliwy, TaeTae, dziękuję
Kim Taehyung: Spoczko ^^ Do później
17:10
Kim Taehyung: Ugh już po 17 i wykłady się skończyły. Udało mi się zrobić tylko te zdjęcia... :
Kim Taehyung: Tu masz zdjęcie z pokazu, który musieliśmy oddzielnie wykonać by pokazać, że jeszcze jakoś dajemy radę i w ogóle... Nie wiem nawet po co skoro to były zajęcia ze śpiewu...
Kim Taehyung: Z góry mówię musieliśmy się przebrać w bardziej praktyczne ciuchy...
Kim Taehyung wysłał/a zdjęcie
Kim Taehyung: Tu masz już z normalnym kolorem
Kim Taehyung wysłał/a zdjęcie
Kim Taehyung: No i to tyle...
Jeon Jungkook: dobrze poradził sobie na zajęciach? nikt mu się nie naprzykrzał? gadał z kimś?
Kim Taehyung: Wykładowca powiedział, że dobrze mu poszło. Nikt go nie zaczepiał i w chwilach wolnych siadał gdzieś na parapecie z słuchawkami na uszach, więc z nikim nie gadał.
Jeon Jungkook: ugh, okay, dziękuje jeszcze raz, TaeTae
Kim Taehyung: Nie ma problemu. Za dwadzieścia minut będę w dormie. Bajo ^^
Jeon Jungkook: widzimy się, cześć
Kiedy Taehyung wysłał mi pierwsze zdjęcie, naprawdę starałem się, bardzo się starałem nie dopuścić do tego, żeby kolejne łzy wyleciały z moich oczu, ale po prostu nie dałem rady. Czułem, że moje serce rozpada się na jeszcze mniejsze kawałki, o ile było to możliwe. Tak bardzo chciałem zobaczyć jego uśmiech, który był dla mnie za każdym razem wybawieniem. Zasługiwał na to, żeby być szczęśliwym. Miałem nadzieję, że niedługo nadejdzie ten dzień, kiedy osiągnie pełnie radości.
W momencie, którym Tae wysyłał mi kolejne zdjęcia, moje łzy z każdą fotografią przyśpieszały i nasilały na swojej sile. Nie wiedziałem, o czym myśleć, po prostu byłem już tym zmęczony. Chciałem odpocząć od tego wszystkiego, ale mój umysł i serce na to nie pozwalały, cały czas się mi naprzykrzając. Będąc w kryzysowej sytuacji, musiałem zacząć brać ponownie tabletki nasenne, ponieważ chodziłem do pracy i miałem obowiązki jako praktykant. Nie mogłem sobie pozwolić na to, żebym stracił swoją posadę. Nie chciałem zawieźć kolejnej osoby. A co najważniejsze, nie chciałem stracić jednego z niewielu zagłuszaczy moich irytujących myśli. Rozpadałem się powoli, podświadomie wierząc, że tak nie jest. Już nie wiedziałem co robić. Stawałem się martwy w środku, chociaż moje ciało miało się nawet w porządku. Nic mi nie mogło już pomóc, oprócz oczywiście jednej osoby. Którą straciłem. Co wiąże się z tym, że utraciłem również mój jedyny ratunek.
Półtora miesiąca później...
Perspektywa Yoongiego:
Oglądanie zatracającego się w depresji Jungkooka, to nie był miły widok. On był okropny. Każdego dnia widzieliśmy, że jakaś mała cząstka z niego umyka, a on staje się coraz bardziej niemrawy. Jego osłabione ciało było jeszcze bardziej blade niż zwykle, a jego uśmiech, który teraz był wymuszony i do tego pojawiał się bardzo rzadko, a prawie wcale, stracił ten blask. Jego czas poza pracą, poświęcał ciągłemu przesiadywaniu w piwnicy. Nikt nie ważył się mu przeszkadzać, a nawet wiedzieliśmy, że i tak nie nawiążemy z nim takiego kontaktu jakiego byśmy chcieli. Nikt nie wiedział co robi, ale mieliśmy chociaż małą nadzieję, że to pomaga mu. Że chociaż w małym stopniu dawało mu chwilową ulgę od trosk, które mu towarzyszyły. Mało też jadł, co nas dodatkowo zaniepokoiło. Cały czas tłumaczył się tym, że nie jest głodny, albo zje w pracy, ale każdy z nas wiedział, że ukrywa prawdę. Że jest zupełnie inaczej. Jego zmęczenie można było wyczuć na kilometr, które zauważył nawet zmartwiony jego stanem były nauczyciel chłopaka. Dobrą wiadomością było to, że Jimin nie jest w takim stanie jak Jungkook. Dostawaliśmy codzienne informacje od Taehyunga, który z chęcią je nam dostarczał. Jego życie zdawało powoli nabierać kolorów, co stało się dla nas jedynym pocieszeniem na tamten moment. Nie wiedzieliśmy jak było naprawdę, ponieważ nie mieliśmy z nim kontaktu. Nikt nie znał prawdy. - Musimy zrobić zakupy, robią się już powoli pustki - oświadczyłem wszystkim, kiedy zajrzałem do lodówki.
- Masz rację Yoongo, ale musimy pojechać wszyscy... zjemy coś przy okazji na mieście, bo nie zdążę zrobić obiadu - powiedział Jin, chowając do teczki dokumenty, sam nie wiem od czego. - Poza tym nie jest nas dużo, bo dziewczyny mają babski wypad z tego co doniósł mi Tae
- Jungkook pewnie nie pojedzie - westchnąłem. - Jak wrócimy to zrobię mu kanapki, może tym razem zje coś.
- To bez sensu... wszyscy dobrze wiemy, że jak już weźmie to wyrzuci do kosza - oznajmił Tae, wciągnięty w jakąś grę na telefonie
- W końcu musi zjeść - odparłem pewnie. - Jak nie będzie chciał sam, to ja go nakarmię.
- Jak sobie chcesz... Może już jedźmy, bo nie wiem jak wy, ale wolę się wyrobić zanim wrócą dziewczyny. Bo po co je też ciągnąc po sklepach - mruknął wyłączając swoje urządzenie.
- Masz rację - pokiwałem głową, przecierając twarz dłońmi. Wszyscy zabraliśmy swoje kurtki, zakładając przedtem oczywiście buty i wyszliśmy wspólnie w domu. Zanim wszedłem do pojazdu, odwróciłem się w stronę okien oraz uśmiechnąłem się słabo. Nie chciałem zostawiać Jungkooka samego, ale wiedziałem, że z nami nie pojedzie, a potrzebowaliśmy zrobić zakupy. - Ugh, dzieciaku.. Co ta miłość z tobą zrobiła.
Perspektywa Jimina:
Od półtora miesiąca jestem całkowicie sam. Nie gadam z nikim, prócz pani w sklepie czy wykładowcy. Całe moje dotychczasowe życie posypało się w drobny mak. Niesamowicie mocno tęsknie za Jungkookiem i resztą chłopaków, ale wiem, że ta wyprowadzka była moja ostatnią nadzieją na rozpoczęcie życia bez kłamstw i niedomówień... po prostu chciałem zacząć wszystko od nowa. No właśnie chciałem... Bo gdybym zaczął życie na nowo to bym nie został odludkiem, który zawsze gdy widzi Taehyung udaje, że z każdym dniem coraz to jestem w lepszym humorze, choć tak naprawdę jest zupełnie na odwrót. Przed nimi robię tylko dobrą minę do złej gry, która zaczyna mnie wykańczać mocno w sposób psychiczny, ale po co mam ich martwić? Wiedzą, że chodzę na studia,. to bez problemu w razie dowiedzenia się o mojej trudnej sytuacji zabrali by mnie z powrotem do dormu, a nie chciałem tego.... Tym bardziej, jakbym wszedł do środka i zastała Jungkooka tulącego się do Chanyeola .... Zamieszkałem w niedrogim hotelu, co jakiś czas kupując sobie jedzenie czy tam jakieś napoje, ponieważ nie chciałem tracić za dużo pieniędzy nie należących do mnie, gdyż nie czułem się z tym dobrze. Codziennie jednak zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem nie wysłuchując tłumaczeń Jungkooka do końca... znałem go dłużej niż Hoseoka i raz już mu nie zaufałem na czym oboje dostaliśmy po twarzy... Tylko czy teraz on będzie chciał ze mną gadać... - Przestań, w końcu na tym rozmyślać... Miałeś zacząć na nowo... Może idź ty lepiej coś zjedz, bo zaczynasz pleść głupoty - pomyślałem, podnosząc się z wygodnego, hotelowego materaca. Po czym zabrałem kurtkę i ciepłe obuwie i wyszedłem wcześniej zabierając z koperty od Jungkooka pięćdziesiąt won. Udałem się do jednej z pobliskich knajp i zjadłem porządny obiad, ale ani trochę nie dorastający tym, które robił Jin hyung. Wracałem tą samą drogą z powrotem do hotelu jednak zatrzymałem się na środku chodnika widząc w oddali... Chanyeola, ale nie samego tylko z jakąś dziewczyną, z którą nawet nie starał się ukrywać czułości. Nic nie rozumiejąc, podszedłem do nich niepewnie
- Hej, Chanyeol, możemy pogadać... - spytałem chłopaka patrząc na niego zagubionym wzrokiem.
- Um, jasne - odparł lekko zdziwiony moim widokiem, a następnie szepnął do dziewczyny, żeby poczekała chwilę i się oddaliliśmy. - O czym chcesz pogadać? - zapytał, kiedy odeszliśmy kawałek.
- Pewnie Jungkook ci mówił o tym... wszystkim - westchnąłem ciężko, patrząc na niego niepewnym wzrokiem.
- Nie spotykaliśmy się od jakiegoś miesiąca, może nawet więcej - zmarszczył brwi, drapiąc się po karku. - Nie mam z nim kontaktu, przestał odbierać moje telefony, więc uznałem, że wyjechaliście gdzieś razem. O czym miałby mi mówić?
- Słuchaj nie chce cię nijak urazić ani nic, ale możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie? - spytałem patrząc uważnie na jego reakcje, ten tylko pokiwał niepewnie głową na tak - Jesteś gejem?
- Co? - zaśmiał się głośno, co zbiło mnie trochę z tropu. - Oczywiście, że nie. Dlaczego tak pomyślałeś?
- Kurwa... nie kłamiesz? - dociekałem prawdy, coraz bardziej przekonując się o tym, że Jungkook nie kłamał.
- Nie, nie mam powodu, żeby cię kłamać - wzruszył ramionami, patrząc na moją twarz, coraz mniej rozumiejąc. - Coś się stało?
- Ja pierdole... - ukryłem twarz w dłoniach, cały drżąc z wściekłości i żalu do samego siebie - Powiedz mi, proszę, kim jest Hoseok? Co zrobił, że reszta go znienawidziła?
- Hoseok to dupkowaty wasz były przyjaciel i dziwię się, że nie siedzi jeszcze w więzieniu - jego nastrój automatycznie się zmienił na gorszy. - Zakochał się w Jungkooku i był w stanie zrobić wszystko, żeby z nim być. Nie wiem, czy Kook ci powiedział czy nie, ale to Hoseok cię zabił oraz dlatego go znienawidzili.
Gadałem z własnym mordercą... nie no serio to wszystko się robi coraz bardziej chore. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy, które nieustannie starały się wypłynąć na powierzchnię - Wszystko zjebałem... - wyszeptałem załamany pod nosem.
- Nie wiem co zjebałeś, ale - westchnął, robiąc przerwę. - Zawsze jest szansa, żeby to naprawić. Teraz biegnij i zrób to zanim nie jest za późno. I pozdrów Jungkooka, brakuje mi mojego przyjaciela, z którym zawsze mogłem pogadać - uśmiechnął się do mnie słabo, po czym odszedł w stronę dziewczyny.
Patrzyłem chwilę na odchodzącego chłopaka, następnie biegnąc w stronę domu moich przyjaciół i byłego narzeczonego. Przemierzałem ulice nie zwracając uwagi na ludzi idących tę samą ścieżką co ja. Musiałem dobiec tam jak najszybciej by wyjaśnić tę sprawę, a czułem, że coś jest nie tak u nich... pytanie pozostaje tylko co takiego... Wbiegłem na posesje różowo-białego budynku pukając z całej siły w drzwi, nawet nie czując zmęczenia z biegu. Gdy nikt nie otwierał, postanowiłem wejść do środka nie zważając na to czy jestem tu mile widzianym gościem czy też nie, więc wziąłem zapasowe klucze i otworzyłem drzwi, następnie wchodząc do holu i potem zmierzając w kierunku salonu. Rozejrzałem się po znanym mi miejscu i stwierdziłem, że nic się nie zmieniło. Zacząłem wykrzykiwać po kolei imiona wszystkich mieszkańców dormu, gdy jednak nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, wyciągnąłem telefon sprawdzając, która godzina, że nikogo nie ma. Przez moją nieuwagę urządzenie wypadło mi z rąk lądując pod kanapą. Westchnąłem zrezygnowany, klęcząc i przeszukując ręką pojemną dziurę znajdującą się pod meblem. Kiedy natknąłem się na moją rzecz, powoli wycofałem dłoń, lecz zanim ją wyciągnąłem do samego końca poczułem nagle jakieś... kartki? Zebrałem wszystkie podnosząc się i siadając na kanapie. Spojrzałem na znaleziska i doznałem nie małego szoku - Zdjęcia moje i Jungkooka... były tutaj cały ten czas... - mruknąłem pod nosem. Oglądałem uważnie każdą fotografię, na jednej byłem z Kookiem w wesołym miasteczku, nad morzem, na lodowisku, na pikniku, wywróceni na śniegu i... ja obejmujący Jungkooka. Odwróciłem zdjęcie patrząc na datę i wydarzenie... Opis jasno mówił "Cudowna Jikookowa parka. Ale też smutne nowiny o raku..." W mojej głowie zaczęło szumieć jakieś wspomnienie, ale nie chciało ujrzeć światła dziennego więc odłożyłem zrezygnowany zdjęcia na stolik od kawy i znów zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, Mój wzrok natrafił tym razem na płytę położoną również na tym samym stolika, z napisem "Od chłopaków dla Jungkooka i Jimina" . Zdziwiony odtworzyłem nagranie oglądając je z zaciekawieniem. Było w nim mnóstwo moich wspólnych momentów z Kookiem, że aż sam zdziwiłem się, lecz w oku zakręciły mi się łzy wzruszenia z tego co oglądałem w tej chwili. Zastanawiałem się kto mógł tyle czasu poświęcić dla takiego krótkiego filmu, który poruszył moim sercem, ale jestem temu komuś wdzięczny, ponieważ tylko tego brakowało mi do odzyskania pamięci... Wspomnienia uderzyły we mnie parę razy mocniej niż kiedy indziej. Ból był tak mocny, że straciłem na chwilę przytomność. Kiedy już odzyskałem przytomność wraz z potwornymi mroczkami w oczach, nie musiałem już się martwić moją pamięcią, która aktualnie wróciła na swoje miejsce... Pamiętałem każdy szczegół ze swojego życia i cieszyłem się tym niezmiernie nawet tymi złymi wspomnieniami, których było najwięcej i z pewnością większość ludzi by jednak wolała mieć je usunięte, ja jednak się z nich niezmiernie cieszyłem... Mimo tego iż już przypomniałem sobie przyjaciół i tak dalej największą radość przyniosła mi miłość... miłość do mojego Jungkookiego, której już nigdy nie zapomnę...
Po chwili do dormu weszli moi przyjaciele. Podbiegłem do nich i mocno przytuliłem, a oni zszokowani stali jak słupy soli nic nie rozumiejąc...
- Co ty tu robisz, Jimin? - zapytał się czarnowłosy, który nie rozumiał tej sytuacji. - Nie, że się nie cieszę, ale.. odszedłeś, a zresztą pierdolę to - pokręcił głową i mnie przytulił równie mocno co ja ich. - Cieszymy się, że ci widzimy.
- Przepraszam... Spotkałem na mieście Chanyeola... Wytłumaczył mu wszystko, a na domiar tego dosłownie chwilę temu odzyskałem pamięć... Całą pamięć - przytuliłem ich jeszcze mocniej
- C-co? - tym razem zabrał głos Namjoon, który był zdecydowanie zszokowany, ale jednocześnie w jego głosie było słychać wielkie szczęście. - To wspaniale!
- Wiedziałem, że nas tak na zawsze nie zostawisz - powiedział szczęśliwy Tae - W końcu twoja pamięć wróciła na miejsce....
- Wszyscy się o ciebie baliśmy... Nie rób tego więcej pod moim dachem - zaśmiał się płaczący ze szczęścia Jin.
- Gdzie Jungkook chce z nim pogadać?
- Pewnie leży w twojej sypialni - westchnął Yoongi, odsuwając się kawałek ode mnie. - Chodźmy.
Pobiegłem szybko na górę wchodząc do mojego pokoju. Rozejrzałem się tam i już miałem wychodzić, gdy zauważyłem spod drzwi mojej łazienki cieknącą, bordowa ciecz. Nie trudno było się domyślić do kogo należy ta krew. Wbiegłem jak opatrzony do pomieszczenia, podbiegając do rannego chłopak, który zaczynał już płytko oddychać. Z przykrością stwierdziłem, że podciął sobie żyły... - Jasna cholera! Yoongi, dawaj ręcznik - zażądałem starając się zatamować krwawienie. Patrzyłem ze smutkiem i troską na chłopaka, który był coraz bliżej do utraty przytomności. - Błagam, króliczku... Nie zostawiaj mnie samego. Kocham cię... - wyznałem, zaciskając rany na nadgarstkach chłopak.
Mimo okropnego stanu Jungkook uśmiechnął się lekko pod nosem. - Już chyba jestem w niebie - stwierdził ledwo. - Potrzebowałem tych słów. Ja też cię kocham i bardzo, ale to bardzo przepraszam za wszystko..
- Proszę, nie zamykaj oczu... Zostań ze mną tak jak ja zostałem z tobą – załkałem, biorąc twarz młodszego w swoje dłonie.
- Chciałbym i to bardzo, ale nie mam już siły walczyć - szepnął. - Postaram się ostatni raz - jego głos stawał się coraz cichszy. - Ale pokaż mi, że warto.
Nic nie myśląc przywarłem swoimi wargami do tych jego, składając krótki pocałunek. Następnie wziąłem chłopaka na ręce i powiadomiłem resztę przyjaciół, że karetka nie zdąży na czas. Szybko wbiegłem z budynku, trzymając ukochanego na rękach i co jakiś czas szeptając, że jestem przy nim i niech próbuje nadal w żyć... Jednak, gdy dobiegłem do szpitala, chłopak stracił przytomność, przed tym mi mówiąc: "Kocham cię, szczeniaku..." Nawet przestało mi w tej chwili przeszkadzać to określenie, a łzy pod moimi powiekami przybrały na sile, wypływając pojedynczo z moich oczu. Wpadłem do szpitala cały spocony zauważając lekarza, który zajmował się mną i moim ojcem. Podszedłem do niego i spanikowany zacząłem wszystko tłumaczyć. On bez zbędnych słów, zabrał mojego króliczka i zaniósł do sali, gdzie po chwili wbiegło parę innych ludzi z personelu. Opadłem na krzesło szpitalne, jakby nie pojmując tego co się stało. Bo chciałem po części myśleć, że to tylko najgorszy z koszmarów i za chwilę obudzę się z niego nie mając na u sumieniu tego, iż to wszystko stało się przeze mnie...
------------------
Ale się porobiło ;---------------;
Widzimy się w następnym rozdziale ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro