Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 130 ~ (18+)

Oderwałem się od chłopaka i nic nie mówiąc udałem do wspólnej łazienki, z której rzadko kiedy korzystałem, gdyż preferowałem tą, która była umieszczona w moim pokoju. Pozbyłem się swoich ubrań wchodząc pod prysznic. Odkręciłem dość chłodną wodę, w której mogłem pomyśleć albo chociaż ochłonąć i pozbyć się dość dużego problemu. Nagle ktoś przytulił mnie od tyłu, składając motyli pocałunek na moim karku.

- Jungkook, to zły pomysł... Zobaczysz, że to skończy się nie po naszej myśli... - powiedziałem cicho nawet się nie odwracając.

- Ja na pewno nie będę żałował - mruknął cicho, całując nadal mój kark. Słysząc to co powiedział, odwróciłem się do niego i wpiłem się w jego usta, ponownie przyszpilając do ściany, ale tym razem prysznica. Jungkook złapał mnie za szyję, przyciągając mnie do siebie tym samym pogłębiając nasz pocałunek, a ja nie chcąc być gorszy, złapałem za jego biodra, sprawiając, że nie było żadnej wolnej przestrzeni między nami, co poskutkowało naszymi cichymi westchnięciami, gdy o siebie otarliśmy. W końcu oderwałem się od jego ust i spojrzałem mu w oczy, które świeciły mocniej niż kiedykolwiek. Uśmiechnął się lekko, zauważając, że się na niego patrzę, a ja szybko odwzajemniłem ten gest. Chwilę później zacząłem obdarowywać pocałunkami jego szyję, która mnie kusiła. Jego skóra była tak delikatna.. Taka słodka i piękna, że nie mogłem się powstrzymać od zrobienia kilku, a może większej ilości malinek w pojedynczych miejscach. - Jimin.. - sapnął, odchylając swoją głowę, ukazując tym samym moje dzieła, a ja się na niego spojrzałem, odrywając się od niego na chwilę. Z jego twarzy spadały kropelki potu oraz wody, a przez szeroko otwarte usta błagał niemo o powietrze, którego mu brakowało. Powróciłem do składania pocałunków, a chłopak postanowił zdobyć się na odważniejszy ruch, łapiąc mnie delikatnie za moje przyrodzenie. Warknąłem pod nosem, coraz agresywniej atakując jego skórę. Jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa, sprawiał, że miałem dużą chęć na to, żeby dotykał mnie ciągle i ciągle. W końcu postanowiłem przerwać moją zabawę i niepewnie wyciągnąłem rękę, żeby jeszcze bardziej nawilżyć moje palce, ale Jungkook powstrzymał mnie od tego pomysłu, wkładając je sobie do buzi. Patrzył na mnie intensywnym wzrokiem, który wyrażał tylko jedno. Był bardzo podniecony. Patrząc na niego, oblizującego moje palce, sprawiał, że stawałem się coraz bardziej napalony na chłopaka, chociaż nie wiem czy było to możliwe w moim stanie. Zabrałem wreszcie je z buzi Jungkooka, który wyraźnie nie mógł się doczekać. Przesunąłem dłonią wzdłuż jego umięśnionego brzuszka, zahaczając na chwilę o jego penisa, przez co głośno jęknął. W końcu postanowiłem przygotować go, dlatego włożyłem jeden, a następnie dwa palce do jego środka. - Jiminnie - stęknął rozkosznie, wzdychając pod nosem. Uśmiechnąłem się szeroko, słysząc to. Miałem racje z tym, że jego jęki muszą być naprawdę podniecające. Poruszałem jeszcze nimi przez kilka chwil w jego ciepłym środku i je wyciągnąłem. Naprowadziłem mojego penisa na dziurkę chłopaka, wsuwając go do połowy. Zassaliśmy wspólnie powietrze, cicho jęcząc pod nosem. Spojrzałem się na jego twarz, która była pogrążona w wielkiej przyjemności i pocałowałem go namiętnie, czując rosnąca adrenalinę w moich żyłach. Ten od razu oddał pocałunek, łapiąc mnie za szyję, a ja korzystając z okazji wszedłem do końca mojego narzeczonego. - Jimin, boże - jęknął głośno, wplątując dłonie w moje włosy. Sapnąłem, przyspieszając tempa moich ruchów. Przez podniecenie wybijałem się nieco z rytmu, ale Jungkookowi to nie przeszkadzało, nawet nie zwracał na to uwagi. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu, żeby dojść. Jęknęliśmy w swoje usta swoje imiona, trzęsąc się z wszechogarniającej nas przyjemności. Obydwaj próbowaliśmy unormować swoje oddechy i przyspieszone bicia serca, lecz było to bardzo trudne. Wysunąłem się z chłopaka, który opierał swoją głowę o ścianę i westchnąłem, czując nadal wielką rozkosz po stosunku. - Zdecydowanie nie żałuje - stwierdził ledwo.

Pokręciłem głową z uśmiechem, patrząc na mokrego chłopaka. Jego klatka piersiowa, podobnie jak moja, poruszała się szybko, lecz na pewno spokojniej niż kilka chwil wcześniej. Zbliżyłem się ponownie do niego, składając na jego szyi delikatne pocałunki. - Co powiesz na drugą rundę? - mruknąłem, a on ochoczo pokiwał głową, przez co się zaśmiałem cicho. Wyszliśmy spod prysznica, nic nie zakładając na siebie, od razu skierowaliśmy się do mojej sypialni. Nie chcąc tracić czasu, kiedy tylko przekroczyliśmy jej próg, zaatakowałem jego usta, całując go pożądliwie. Mimo że nasze pierwsze zbliżenie było idealne i wspaniałe, pragnąłem wziąć go jeszcze raz. Byłem spragniony jego ciała. Położyłem go na łóżku, nie odrywając się od niego. W momencie kiedy wreszcie to zrobiłem, Jungkook przewrócił nas tak, że ja leżałem na plecach. Nie rozumiałem dlaczego to zrobił do chwili kiedy zaczął pieścić moje ciało swoimi ustami. Zaczął od szyi powoli schodząc na dół i czasami zatrzymując się, żeby zassać się na mojej skórze. - Jungkook.. - jęknąłem cicho, wplątując palce w jego delikatne loczki, a ten tylko mruknął pod nosem, nie zaprzestając swoich czynów. Byłem otumaniony wielką przyjemnością, która rozchodziła się po moim ciele. Miałem zamknięte oczu pod jej wpływem, ale w momencie kiedy poczułem go, całującego mnie w główkę mojego przyrodzenia, spojrzałem się na niego, jęcząc głośno. Nie wytrzymałem tego napięcia między nami i przyciągnąłem go do siebie. Z powrotem powróciłem do wcześniejszej pozycji i uznając, że chłopak nie potrzebuje rozciągnięcia po poprzednim, wszedłem ponownie w niego, zaczynając całować jego delikatną skórę. Chłopak odchylił głowę, wzdychając oraz jęcząc głośno z rozkoszy. - Mój, mój, mój - sapnąłem, przyspieszając z lekka. Jungkook czując to, przejechał palcami po moich plecach i pocałował mnie mocno, co natychmiastowo odwzajemniłem, chociaż brakowało mi tchu. Kiedy już wiedziałem, że niewiele brakuje nam do spełnienia, złapałem za jego członka, poruszając dłonią w górę i w dół, żeby mógł doznać intensywnego orgazmu. Jungkookie tylko jęknął przeciągle oraz głośno, spinając oraz zginając się w pół, a następnie rozlał się między moimi paluszkami. Ten widok sprawił, że sam doszedłem, powtarzając niczym mantrę imię chłopaka i jęknąłem je równie głośno co on sam. - Jesteś wspaniały - wydyszałem w jego szyję, a on zamruczał i pocałował mnie w policzek, smyrając go swoją dłonią. Zsunąłem się z jego ciała, opadając na miejsce obok chłopaka. Moje mięśnie się trzęsły pod wpływem przyjemności, której miałem okazje doznać przez Jungkooka. Było naprawdę wspaniale, a ja czułem się jak w raju.

- Nic więcej... chyba nie uda nam się... zdziałać - wydyszałem ciężko - Zaraz powinni być starsi... powinniśmy iść się umyć... Dasz radę wstać? - nadal dyszałem kątem oka patrząc na młodszego.

- Chyba tak - pokiwał głową, wzdychając i podniósł się do pozycji siedzącej, zsuwając swoje nogi na podłogę. Wstał powoli z łóżka, podpierając się jedną ręką, jednak ponownie opadł na nie i spojrzał się na mnie zawstydzonym wzrokiem. - Jednak nie.

Przewróciłem rozbawiony oczami i również usiadłem na krańcu łóżka, z którego chwile później wstałem biorąc królika na ręce - Kąpiel czy wracamy pod prysznic, hm? - spytałem całując go w głowę.

- Nie jestem w stanie ustać na nogach, więc kąpiel - poprosił cicho, całując mnie krótko w klatkę piersiową.

- Jak sobie Jungkookie życzy - powiedziałem posyłając mu ciepły uśmiech i udałem się do łazienki. Włożyłem go do wanny, następnie zatykając otwór kurkiem i napuszczając ciepłej wody. Kiedy nalałem ją do pełna zakręciłem kran i udałem się w kierunku wyjścia z łazienki, gdy zatrzymał mnie głos narzeczonego.

- Może zostaniesz? - zaproponował niepewnie, spoglądając na mnie. - I tak pewnie idziesz się umyć, a tak zaoszczędzimy wodę..

- Jasne... tylko pójdę po nasze ubrania - zgodziłem się, puszczając mu oczko i nie dając mu odpowiedzieć wyszedłem z toalety od razu kierując się do łazienki z prysznicem. Pozbierałem ubrania z czystych kafelek i udałem się z powrotem do Jungkooka - Nie wiem jak to zrobiliśmy, ale ubrania są suche, a reszta łazienki... szkoda gadać - oznajmiłem, wchodząc do pomieszczenia i odkładając ubrania na kosz to prania

- Ma się ten talent - zaśmiał się, podpierając głowę o rękę. Westchnął cicho, przymykając swoje oczy.

- Coś się stało? - spytałem lekko zaniepokojony, wchodząc do wanny.

- Nie - pokręcił głową, otwierając jedno oko i uśmiechnął się lekko do mnie. - Tylko tyłek mnie trochę boli i zastanawiam się jak poradzę sobie na zajęciach.

- Jutro niedziela więc będziesz cały dzień siedział na kanapie - stwierdziłem rozbawiony - A jak to nie pomoże, to przykro mi, ale będziesz musiał sobie poradzić z bolącym tyłkiem...

- Pewnie na pewno znajdzie się coś do roboty, więc raczej nie będę siędział cały dzień - wydął dolną wargę. - Niestety zdaje sobie z tego sprawę.

- Nic się nie znajdzie, bo będę robił wszystko za ciebie - oznajmiłem.

- Ty już kompletnie oszalałeś - mruknął. - Będę się czuł jakbym cię wykorzystywał.

- Wolę byś czuł się jakbyś mnie wykorzystywał niż, żeby cię wszystko potem bolało - powiedziałem, nacierając się żelem do mycia ciała - Umyć ci plecki? - spytałem z jednym kącikiem ust uniesionym, co tworzyło przebiegły wyraz twarzy.

- Skoro proponujesz, grzechem byłoby nie skorzystać - powiedział, kręcąc głową, kiedy zauważył mój półuśmieszek.

- To chodź tu. Umyjemy się, wskoczymy w ubrania, zrobimy sobie kolację i pójdziemy spać - powiedziałem ziewając - Nie mam bladego pojęcia, dlaczego jestem dzisiaj tak senny

- Miałeś dzisiaj dużo wrażeń - również ziewnął, przysuwając się do mojego ciała. - Znowu mnie zarażasz.

- Jak to znów? - spytałem, przytulając go.

- Już mnie wcześniej zaraziłeś - wyjaśnił, wtulając się we mnie.

- Ziewaniem? Możliwe... często mi się to zdarza.. - zachichotałem.

- Nie tylko tym mnie zarażałeś - wyznał, spoglądając na mnie z uśmiechem.

- Zgaduje, że zarażam cię jeszcze uśmiechem, smutkiem, złością i tak dalej? - spytałem, odwzajemniając uśmiech.

- Tak - potwierdził moje słowa. - Kiedy ty się uśmiechasz, ja robię to samo.. I tak z innymi.

- Słodszego królika na tym świecie nie ma. Nawet przebiłeś Królika Bugsa - zaśmiałem się - Tylko teraz mamy mały problem...

- Jaki problem? - zmarszczył brwi.

- Została nam tylko jedna szansa... jak ją złamiemy to automatycznie będziemy musieli się rozstać... - westchnąłem ciężko, odchylając głowę do tyłu.

- Ta szansa jest naszą motywacją, żeby więcej tego nie zrobić - powiedział cicho. - Chociaż nie żałuję, że to zrobiliśmy.

- Ja też nie... Coś czuję, że teraz będzie mi jeszcze trudniej się opanować... - mruknąłem, mocniej przyciskając Jungkooka do swojego ciała.

- Przepraszam... Mogłem nie wchodzić do łazienki..

- Nie żartuj, bo to nieśmieszne... - westchnąłem - Pragnąłem tego od bardzo dawna. Cieszę się, że poszedłeś za mną...

- Nie żartuję - rzekł pewnie, co wskazywało na to, że mówi prawdę. - Naprawdę? Byłem pewien, że.. - zaczął, ale mu przerwałem.

- Pragnąłem tego od kiedy się wybudziłem... mówiłem już, że zawsze moje ciała reagowało na ciebie bardzo pamiętliwie, tym bardziej na twój dotyk, który potrafi doprowadzić mnie do szału, a poza tym wiem obiecałem, że nic nie zrobię bez twojej jednoznacznej zgody - wytłumaczyłem z lekkim uśmiechem.

- Ja też ci to obiecałem - mruknął, łapiąc moją dłoń. - Dotrzymałem obietnicy, chyba.

- Mam rozumieć, że mój wybuch w kuchni był dla ciebie jednoznaczną zgodą?

- Po części tak, ale postanowiłem zaryzykować i zobaczyć, czy dasz mi tą zgodę dopiero w łazience - spojrzał się na mnie i posłał mi niepewny uśmiech. - Jeśli nie dałbyś, no to wycofałbym się.

- Co innego miałem zrobić wiedząc, że stoisz za mną całkowicie nagi, a ja mam idealna okazję by chociaż spróbować... - uciąłem - Mało istotne, ale bardzo tego chciałem ty z resztą też to po co się powstrzymywać?

- Masz rację - pokiwał głową, wzdychając. - Czego spróbować?

- Nie chce psuć nam jeszcze bardziej nastroju... tym bardziej tobie

- Okay - uśmiechnął się lekko do mnie, gładząc kciukiem moją dłoń. - Nie naciskam skoro tak.

- Jak coś to ja nic przed tobą nie ukrywam... tylko nie wiem czy się przez to do mnie nie zrazisz - wytłumaczyłem cicho.

- Wiem, że nic przede mną nie ukrywasz, spokojnie - zaśmiał się. - Trudno czasami coś wyznać, rozumiem. Nie musisz mi mówić.

- Robię to tylko i wyłącznie po to by nie psuć naszej relacji, która jest dość dziwna, ale ważne iż jest... -powiedziałem przyjemnym głosem - Co powiesz na kolację przy świecach? Nasza rocznica się jeszcze nie skończyła - zacząłem bawić się jego mokrymi włosami.

- Brzmi cudownie - mruknął, całując mnie w policzek. - Mam coś ugotować?

- Gotowanie ja się zajmę, ty ledwo stoisz więc byś jeszcze coś spalił

- Nie wierzysz we mnie? - westchnął ciężko, udając rozczarowanego. - Naprawdę nie spodziewałem się tego po tobie.

- Ale ja wiem, króliczku, że wspaniale gotujesz, ale ledwo będziesz stał z bolącym tyłkiem - ucałowałem go w czoło.

- Wiem, wiem - uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mój policzek. - To kochane z twojej strony, że chcesz nam zrobić kolację.

- No cóż, czego się nie zrobi dla swojego porcelanowego króliczka... Wychodzimy? Czy może chcesz jeszcze trochę się pobawić - ucałowałem jego kark - Noc jeszcze młoda, a do północy możemy wykorzystać porządnie złamanie drugiej szansy...

- Nadal nie masz dość? - zaśmiał się, odwracając się w moją stronę i zagryzł delikatnie swoją wargę.

- No wiesz jak wybije północ to nie będziemy mogli ze sobą sypiać do czasu aż wróci mi pamięć... - ucałowałem jego szyję - Robiłeś... znaczy robiliśmy już to w wannie więc jako tako wiesz jak to będzie wyglądać...

- Mhm.. - mruknął, po czym usiadł na moich udach, ocierając się lekko o mnie, co poskutkowało naszymi westchnięciami. Wpił się w moje usta, równie pożądliwie zaczynając mnie całować, a ja z chęcią oddawałem te pocałunki. - To co? Gotowy? - zapytał się mnie, szepcząc mi do ucha, a ja tylko pokiwałem głową, patrząc na jego twarz, na której wykwitł piękny uśmiech.

W tym samym czasie u Kaia...:

- Może jedźmy stąd. I tak nic nie widać, a robi się ciemno i ktoś może pomyśleć o nas jak o zboczeńcach - z lekka marudziłem chcąc już wracać do domu. Po tym jak Jimin mnie odrzucił chciałem po prostu odpocząć i w spokoju pomyśleć co dalej - Masz jakiś w ogóle plan?

- Jak zauważyłeś to już od dawna jest ciemno - burknął mój przyjaciel - I jakoś nikt nie zadzwonił na gliny. Poczekajmy, a zobaczysz, że w końcu Jimin pojawi się w swoim pokoju... I tak mam plan... – oznajmił, rozsiadając się na gałęzi drzewa, gdzie aktualnie siedzieliśmy.

- Nie rozumiem ciebie... - mruknąłem – Od kiedy spotkaliśmy się jakiś tydzień po tym jak Jimin zapisał się do mnie na treningi i strasznie się zdziwiłeś tym, że żyje to jesteś jakiś dziwny... I do tego uradowałeś się na wieść, że Chim stracił pamięć... Przecież byliście przyjaciółmi i do tego obaj broniliście Jungkooka w liceum przede mną...

- Żałuję, że mu pomagałem, bo ma to w głębokim poważaniu, Kai, ale wiem też, iż nigdy o tym nie zapomni co daje mi minimalne plusy... Ja kochałem Jungkooka, a ty Jimina i do dzisiaj się to nie zmieniło, dlatego postanowiłem połączyć z tobą siły, więc skoro plan z uwiedzeniem przez ciebie Jimina nie wypalił to pora na plan B... Jak on zadziała to ty dostaniesz swojego Jimina, a ja słodkiego króliczka... - powiedział najspokojniej w świecie Hoseok.

- Ich relacja teraz jest ograniczona. Nawet ze sobą nie sypiają to może spróbujmy jeszcze raz ich uwieść, a zobaczysz, że... - nie dokończyłem, ponieważ Hope zasłonił mi dłonią usta.

- Ograniczają się, tak? To spójrz... - nakierował moją twarz w stronę okna biało-różowego domu, które było w pokoju Jimina. Zobaczyłem w środku moją miłość i chłopaka przez, dla którego jestem odtrącany. Oni byli nadzy i co się z tym wiążę uprawiali seks. W moich oczach zagościły łzy, które zacięcie starałem się utrzymać na wodzy - No widzisz... Ranią nas, sami o tym nie mając pojęcia... My darzymy ich prawdziwą miłością, a oni wolą tkwić w tym toksycznym związku bez przyszłości... dlatego musimy zrobić wszystko by przestali marnować sobie życia z nieodpowiednimi osobami...

- To jaki jest ten plan B? - spytałem chłodnym tonem.

- Opowiem ci w drodze powrotnej, a teraz chodźmy, bo nie mam ochoty natknąć się na Jina z patelnią... - powiedział, zeskakując z drzewa. Ja uczyniłem to samo udając się w stronę mojego samochodu, nie mogąc przestać myśleć o tym co przed chwilą zobaczyłem

Perspektywa Jungkooka:

W momencie, kiedy zakończyliśmy już zabawę w wannie, co prawda nie skończyło się na trzeciej rundzie jak planowaliśmy, tylko na czwartej, ale kto się by tym przejmował. Cieszyłem się, że tego wieczoru tyle razy mogłem być tak blisko mojego ukochanego, co powodowało jeszcze zdecydowanie zbyt przyspieszone bicie mojego serca. Według planu naszego wieczoru, czekała na nas jeszcze kolacja przy świecach, na którą równie mocno nie mogłem się doczekać. Z dużą pomocą chłopaka, wytarłem się oraz ubrałem w swoje ciuchy. Zeszliśmy wspólnie na dół, żeby Jimin mógł przygotować jedzenie. Usiadłem powoli i ostrożnie na blacie, żeby nie odczuwać tego lekkiego bólu w dolnych partiach mojego ciała. Syknąłem cicho, kiedy nieuważnie poprawiłem się na swoim miejscu.

- Mocno boli? - spytał mnie Jimin, krojący jakieś warzywa.

- Nie, jeszcze nie - powiedziałem cicho. - Co przygotowujesz?

- Szef kuchni dzisiaj poda danie zwane DakDżdżim - udawał francuski akcent z szerokim uśmiechem.

- Brzmi śmiesznie - parsknąłem śmiechem. - Ale smacznie. Co to jest?

- Koreańskie danie, które wyszukałem w necie. - zaśmiał się, wrzucając warzywa na rozgrzaną patelnię - Nie odpowiadam za szkody fizyczne - powiedział zaczynając podrzucać lekko do góry warzywa na patelni.

- Jasne, jem to na własne ryzyko - zaśmiałem się, patrząc na chłopaka. - Ale wątpię, że to będzie niedobre. Wiesz, mam taki szósty zmysł.

- A w czym on się specjalizuje, hm? - zapytał wyłączając kuchenkę, na której w patelni były już lekko podsmażone warzywa - Okej... kurczaka mam już zrobionego teraz tylko wrzucić wszystko do garnka i po dziecięciu minutach dodać makaron... - powiedział pod nosem nadal oczekując mojej odpowiedzi.

- Na razie w żadnej sytuacji mnie nie zawiódł, więc można powiedzieć, że nie ma określonej specjalizacji lub specjalizuje się we wszystkim - wzruszyłem ramionami. - Ta druga wersja jest baaaardzo skromna.

- Również tak uważam - poczochrał mi włosy i stanął przede mną opierając ręce na blacie po mojej prawej i lewej - Z pewnością jesteś głodny, ale musisz chwilkę poczekać

- Okay - uśmiechnąłem się szeroko i korzystając, że jest tak blisko, trąciłem swoim nosem o jego, a następnie pocałowałem go w niego

- Jeszcze nie masz dość na dzisiaj całowania mnie? - spytał starając się ukryć szeroki uśmiech.

- Nigdy nie będę miał dość - stwierdziłem. - Przeszkadza ci to?

- Gdyby mi przeszkadzało to bym się odsunął - wytłumaczył całując mnie w policzek - Może weźmiesz wolne w pracy? Po dwóch razach ledwo stałeś, a z tego co wiem to udało się dodać do tego dwa.

- Mógłbym, ale nie wiem czy trener sobie poradzi - westchnąłem, opierając głowę o jego ramię. - Zresztą co miałbym powiedzieć? Że chodzić nie mogę, bo z narzeczonym trochę zaszaleliśmy?

- A co? Chyba nie ma się czego wstydzić... No może dawno tego nie robiłem i nie pamiętam pozycji o tak dalej, ale myślałem, że było całkiem znośnie - powiedział trochę zakłopotany.

Momentalnie oderwałem się od niego. - Było idealnie, Jimin - uznałem, co było prawdą. - Zresztą tak jak za każdym razem - uśmiechnąłem się do niego.

- Na pewno spodziewałeś się większych fajerwerk, ale nic na to nie poradzę, że nie dorównam w najbliższym czasie staremu mnie...

- Jimin, nie gadaj głupot, proszę - westchnąłem. - Byłeś naprawdę wspaniały, za każdym razem przebijasz moje najśmielsze oczekiwania, dlatego tych fajerwerków było aż za nad to.

Chłopak spojrzał na mnie zbity z tropu i połączył na chwilę nasze wargi - Skoro ci się podobało to nie mam prawa narzekać odnośnie tego tematu - stwierdził cichym, ale przyjemnym tonem - Bo w sumie ty wiesz lepiej co czułeś w tamtych chwilach - ucałował mój nos i powrócił do robienia kolacji.

- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - zaśmiałem się lekko i zaciągnąłem się zapachem dobiegającym z garnka. - Pięknie pachnie.

-Wszystko co moje jest piękne, zapamiętaj to sobie - wskazał za mnie widelcem i spróbował swojego dzieła.

- Zapamiętam, zapamiętam - pokiwałem głową z uśmiechem. - I jak? Dobre?

- Tak, tylko czegoś mi brakuje... Oczywiście, że zapomniałem o marchewce - pobiegł do lodówki i wyciągnął zgubę - I co mam teraz z tobą zrobić skoro króliki kochają marchewki? - zapytał się warzywa.

- Dodaj jej dużo - zaproponowałem rozbawiony. - Nadal nie mam jej dość.

- Przepraszam bardzo nadal? Dzisiaj przecież nie jadłeś żadnej marchewki... No chyba, że kiedy spałem - wzruszył ramionami zaczynając kroić zgubę.

- Poniekąd skosztowałem jej przez chwilę, ale na więcej mi nie pozwoliłeś - wydąłem dolną wargę, powstrzymując się od śmiechu.

- Czekaj, co? - spytał rozbawiony - O czym ty mówisz? - podsmażył warzywo, wrzucając je następnie do garnka.

- No jak możesz nie kojarzyć swojego przyjaciela marcheweczki - udałem oburzenie.

- Nie wiem czy mi o tym wspominałeś, ale wydaje mi się, że tak nazywasz mojego ChimChima Juniora... - mruknął rozbawiony - Przyjemne jest twoim zdaniem robienie mi... Dobrze wiesz czego?

- Brawa dla ciebie - zaśmiałem się, dziwiąc, że jeszcze się nie zarumieniłem. - Przyjemne i to bardzo jest oglądanie twojej przyjemności, więc tak.

- Ale smak białego gorzkiego płynu to chyba nie szczyt twych marzeń - zaśmiał się - Dla mnie przyjemność była wystarczająca, gdy się połączyliśmy w jedność...

- Cieszę się, że było ci dobrze - wyznałem cicho. - Trochę się obawiałem, że tak nie będzie..

- Nie miałeś czego się obawiać, ponieważ było niesamowicie no i nie mam porównania - oznajmił szykują talerze.

- Rozumiem - pokiwałem głową. - Pomóc ci w czymś?

- Nie, siedź. Cztery razy to nie przelewki, Jungkookie...

- I tak będę musiał wstać, więc mogę chociaż zanieść talerze - zaproponowałem.

- Ja zaniosę talerze i wrócę po ciebie - oznajmił tonem nieprzyjmującym odmowy.

- Cały czas zastanawiam się czemu ci tak łatwo ulegam - westchnąłem. - Muszę nauczyć się asertywności.

- Po co, asertywny narzeczony ci w zupełności wystarczy - zaśmiał się zanosząc swoje danie do jadalni.

- Zachowuje się jak ciapa, dlatego - wyjaśniłem, machając delikatnie swoimi nogami, które zwisały z blatu.

- Jesteś strasznie uroczy jak tak robisz - stwierdził Jimin, biorąc mnie na ręce - Aż zaczynam się bać czy za bardzo ciebie nie skrzywdziłem, bo wydajesz się taki kruchy - ucałował mnie w czubek głowy.

- Nie, spokojnie - uśmiechnąłem się do niego ciepło, żeby tak nie myślał. - Dam sobie radę. Poboli i przestanie.

- No nie wiem, nie wiem . Chodzić nie będziesz mógł wiec będę chyba musiał cię nosić do pracy - pomyślał głośno, sadzając mnie na krześle. - Chcesz wina? - spytał nagle przez co zrobiłem grymas na twarzy - Ja nie będę pił. Mam sok - naprostował się . - Ale ty możesz, więc chcesz ?

- Nie, nie będę pił - pokręciłem głową. - Będę się źle czuł z tym.

- A to dlaczego? Nie będę miał ci tego złe... To ja mam problemy z alkoholem nie ty - przykucnął koło mnie, smyrając po policzku.

- Kiedy piję, co się zdarza bardzo rzadko, piję w towarzystwie - wyjaśniłem z uśmiechem. - Nie lubię pić sam.

- No...dobrze - westchnął - To pójdę po sok, a ty jak chcesz to możesz zapalić świece

- Okay - pokiwałem głową, po czym wstałem ze swojego miejsca i sięgnąłem po pudełko zapałek, wyciągając z niej jedną sztukę i podpaliłem świece, stojące na stole.

- Proszę, twój sok - podał mi szklankę z sokiem z marchewki, więc spojrzałem na niego rozbawiony - Chciałeś soku z marchewki to masz - puścił mi oczko i usiadł na krześle.

- Dziękuję - zaśmiałem się cicho, upijając łyk napoju. - Pyszny - oblizałem wargi i ponownie z moich ust wyleciał śmiech ale tym razem głośniejszy.

- No widzisz z takich marchewek sok jest pyszny, ale z tej marchewki co ja hoduję to już nie za bardzo - powiedział z eye smile biorąc w rękę pałeczki - Smacznego, króliczku

- Kto tak powiedział? - mruknąłem rozbawiony. - Smacznego - uśmiechnąłem się do chłopaka, po czym zaczęliśmy jeść. Wziąłem pierwszy kęs do buzi, przełykając wolno, żeby dobrze poczuć ten smak. - Mój szósty zmysł mnie nie zawiódł. To jest wspaniałe - westchnąłem rozmarzony, czując, że moje kubki smakowe szaleją z rozkoszy.

- Nie wiem jak działa ten twój szósty zmysł, ale jeszcze przed chwilą uważałeś, że moja sperma jest dobra i teraz nie mam pewności czy właśnie dałeś mi kompletnie, a może obrazę... -

- Nie obraziłem twojego dania - oburzyłem się. - To jest naprawdę dobre. Możesz robić mi to częściej w każdym razie.

- Może zatrudnię się jako kucharz w jakiejś restauracji? Ponoć ten zawód ma najwięcej fanów... - spytał, następnie mrucząc zdanie bardzo cicho.

- Nie chcesz robić co jest związane z muzyką? - zapytałem niepewnie. - Powinno się wykonywać zawód, który jest związany z pasją. Chyba, że jest inaczej, więc popraw mnie.

- Problem w tym, że mam wiele pasji i chyba już dawno wybrałem muzykę idąc na studia z tym kierunkiem...

- Rozumiem - pokiwałem głową, biorąc kolejnego kęsa do buzi. - Mam ten sam problem. Jeśli w ogóle wybierałbym się na studia.

- A planujesz pójść? - spytał z pełnymi ustami

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Chciałbym, ale zobaczymy czy los nie pokrzyżuje mi planów.

- No właśnie, Jungkookie... Ostatecznie postanowiłem, że jednak dokończę te studia. - wyznał z uśmiechem - Gadałem z Tae i zdradził mi, że niedługo wraca do Korei, oczywiście po tym, jak ostateczne przekona prosto w oczy rodziców Marceliny, że w Korei wraz z Julką będą wielbione czy coś w tym stylu...

- Cieszę się - mój uśmiech pokazywał, że naprawdę tak jest. - Trzymam kciuki. A właśnie jak im tam idzie? Cokolwiek mówił?

- Jeszcze nie miał okazji poznać rodziców Marceliny, ale ona stara się jakoś spokojnie to zorganizować... Ponoć mają spotkać się jutro u niej w domu, a jeżeli chodzi o Julkę to ona nawet nie musiała wracać z Korei, więc jej rodzice nie mają nic przeciwko by znów tu zamieszkała

- Yoongi ma jeden stres mniej - zaśmiałem się po przełknięciu jedzenia. - Za Tae też trzymam kciuki, pewnie się bardzo denerwuje.

- Będzie musiał udawać, że jest normalny - zaśmiał się - Najtrudniejsza próba w jego życiu, mówię ci

- A ja ci wierzę - uśmiechnąłem się ciepło w jego stronę.

- JUŻ JESTEŚMY! - dobiegł nas krzyk Jina - Co tam u moich syneczków? Jaka kolacja... To może my nie będziemy przeszkadzać, ale mam jedno pytanie... Kto gotował?

- Jimin - od razu odpowiedziałem, spoglądając na najstarszego.

- To już wiemy, kto jest odpowiedzialny za te pyszne gofry, które jedliśmy z cztery miesiące temu - zaśmiał się. – Kuchnia jest tak samo brudna, jak wtedy, ale mam za dobry humor, żeby teraz wrzeszczeć. Tym, bardziej, że macie rocznicę.

- A ja nadal czekam na moje obiecane goferki - wydąłem dolną wargę. – I wcale nie jest tak znów brudno. Rano ogarniemy.

- Może byś mi tak odpuścił te gofry za ten dzisiejszy prezent, przepraszam, prezenty - skrzyżował ręce na piersi i usadowił się wygodniej na krześle z tym swoim uśmieszkiem

- Przecież nie mówię, że dzisiaj - przewróciłem oczami, chowając zarumienioną twarz.

- Ten prezent to co to było? - dociekał Jin – No, bo chyba maknae nie zarumienił się bez powodu

- Tajemnica - mruknąłem, biorąc kolejnego kęsa do buzi. - Bardzo podobał mi się w każdym razie.

- Jestem zbyt zmęczony by się dalej wypytywać... Nam, kochanie, chcesz coś dodać?

- Nie, nie chcę - pokręcił głową, całując męża w policzek. - Dobranoc - pożegnali się z nami, wchodząc na górę do swojej sypialni.

- Uwielbiam twoje rumieńce, ale prawie nas wydały - zachichotał kończąc swój posiłek.

- Fajnie jakbym mógł nad nimi panować - zaśmiałem się.

- No cóż, nic na to nie poradzimy... Najedzony brzusio króliczka? Dostałeś dużo marchewki, więc pewnie jesteś syty i ucieszony.

- Najedzony - potwierdziłem, będąc rozczulonym jego słowami. - Dziękuję za pyszną kolację.. No i za dzisiaj ogólnie.

- Ja również za miłe towarzystwo - puścił mi oczko z uśmiechem - Śpisz dzisiaj u mnie? W końcu ktoś rano będzie musiał pomoc ci wstać i takie tam

- Z chęcią - przystałem na jego propozycje, która mnie ucieszyła. - No i z góry za jutrzejszą pomoc też dziękuje.

- Jestem ci to winny, bo sam się do tego przyczyniłem - westchnął i wstał z krzesła po czym zebrał naczynia wynosząc je do kuchni. Kiedy wrócił znów wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku swojej sypialni.

- Nie czuj się za to winny, naprawdę nie powinieneś - stwierdziłem cicho.

- To ja chciałem dodatkowe trzy rundy więc tak jakby sądzę że powinienem

- Ale mogłem się nie zgodzić, przecież - westchnąłem. - Ja też je chciałem.

- Wiem, słodziaku - pocałował mnie w czubek głowy, po czym otworzył drzwi od swojego pokoju.

- Nie wiem jak ja mogę ci podziękować za jutro - pokręciłem głową. - Pewnie będę chodził jak kaczka,

- W ogóle nie będziesz chodził... Znaczy postaram się byś nie chodził - przypomniał mi, kładąc na łóżko.

- Będę musiał spróbować, bo inaczej w poniedziałek będzie ciężko - zaśmiałem się cicho.

- Jak chcesz, ale razie czego wołaj mnie, dobrze?

- Jasne, dzięki - uśmiechnąłem się do niego, poprawiając się na łóżku i pocałowałem go w policzek. - Będę wołał.

- Mam taką nadzieję, mały - przytulił mnie mocniej

- Mały? Jestem wysoki, przecież..

- Ale to ja mam większego i jestem starszy, więc jest 2:1 - poczochrał mnie po głowie, śmiejąc się przy tym. – I jesteśmy w podobnym wzroście, więc nie pleć głupot.

- Ugh - westchnąłem, spoglądając na jego twarz. Uśmiechnąłem się na widok jego uśmiechu. - Jesteś niemożliwy, naprawdę.

- Oboje wiemy, że zawsze byłem niemożliwy... i coś czuję, że to jeden z ważniejszych powodów za jakie mnie pokochałeś - powiedział ucieszonym tonem.

- Dobrze czujesz - przyznałem.

- No widzisz... Chciałbym już sobie przypomnieć Sugę... -westchnął.

- Czemu akurat jego? - zapytałem zaciekawiony.

- Ponieważ on jest ostatnią osobą, którą muszę sobie przypomnieć przed tobą - zaczął głaskać mój bok.

Uśmiechnąłem się rozczulony, słysząc jego słowa. Moje serce automatycznie przyśpieszyło, a iskierki zaczęły przechodzić w miejscu po którym przechodziły paluszki Jimina. - Kocham cię tak cholernie mocno... Nie wiem co bym bez ciebie zrobił - stwierdziłem, unosząc moją rękę do jego policzka i jak w zwyczaju zacząłem go gładzić.

- Żyłbyś dalej... - posłał mi mały uśmiech - Jakbyś mnie nie poznał to nawet nie czułbyś pustki ... Byś zakochał się w kimś kogo traktowałbyś jak mnie - nie zaprzestawał mnie głaskać - Ale czasu nie cofniesz... zawsze utkwię w twojej przepełnionej słodkością główce, no chyba, ze los zakpi sobie z ciebie jak kpi sobie ze mnie...

- Dużo rzeczy jest niepewnych, Jimin. Ale jednego jestem pewny - przerwałem na chwilę. - O tobie nie mógłbym zapomnieć. Reszty rzeczy, których wymieniłeś już niezbyt.

- Myślisz, że ja chciałem zapomnieć o przeszłości... o was... o tobie? Nie sądzę, nawet jak bardzo bym został zraniony to z pewnością nigdy nie chciałem całkowicie o wszystkim zapomnieć... To koszmarne uczucie, które mnie strasznie irytuje i przestaje sobie z nim radzić... Niczego nie jestem pewny... to okropny ból, w którym nic nie może mi pomóc prócz czasu, który brutalnie się wydłuża... - nabrał więcej powietrza w płuca by się uspokoić. - Najgorsze jest to, że nie zapomina się tylko o osobach...

- Jimin, nigdy nie pomyślałbym, że chciałeś o nas zapomnieć - pokręciłem głową, patrząc na niego zmartwionym, a zarazem przepraszającym wzrokiem. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Wiem, że ci jest trudno. Widzę, że cierpisz. Nie jestem ślepy. Jest mi strasznie i to strasznie przykro. Chciałbym choć trochę ulżyć ci, ale nie umiem..

- Zdaję sobie sprawę, że chcesz mi pomóc i dajesz mi choć na chwilę o tym wszystkim zapomnieć... Nie powinienem na ciebie naskakiwać, ale nie wiem już co robić... te parę miesięcy od kiedy się wybudziłem to istne piekło... nie zdajesz sobie sprawy jak to jest się czuć wszędzie obcym, choć wszyscy ci mówią, że znałeś te miejsca na wylot... Po prostu pragnę by to się już skończyło, nie ważne w jaki sposób, ale niech się skończy... - wtulił się we mnie mocnej - Czy można się w kimś zakochać drugi raz nie pamiętając co to miłość?

- Da się - odparłem cicho. - Zanim cię poznałem, też nie wiedziałem. Dzięki tobie zrozumiałem, że kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, już byłem w tobie zakochany. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem tego, więc potrzebowałem kogoś kto pomoże mi co zrozumieć co czuje. I znalazłem - uśmiechnąłem się lekko.

- Możesz mi ostatni raz pomóc? - spytał cicho, dość niskim tonem.

- Oczywiście, że pomogę - pocałowałem go w policzek. - Zawsze ci pomogę.

- Proszę streść mi co to miłość. Co czujesz, gdy się ona ukazuje... - wyszeptał wtulając polik w moje włosy.

- Miłość to coś niespotykanego.. - zacząłem. - Coś o co musisz dbać jak o najpiękniejszy, jedyny kwiat na świecie, żeby przetrwała. Musisz podlewać ją codziennie, pokazując przy tym, że bardzo ci na niej zależy. Same słowa "kocham cię" nie wystarczą. W miłości liczą się czyny, a to jest tylko dopełnienie. Miłość jest wtedy kiedy najważniejsze jest dla ciebie szczęście, zdrowie kogoś innego niż swoje. Kiedy jesteś w stanie oddać najważniejszą dla ciebie rzecz byleby widzieć uśmiech ukochanej osoby. Pokochać kogoś prawdziwie można raz w życiu. Nigdy nie poczujesz do nikogo takiego samego uczucia niż do osoby, którą w ten sposób pokochałeś. Możesz sobie wmawiać ile chcesz, że to nie jest prawda, ale niestety tak jest. Serca nikt nie oszuka. Nawet największy oszust - powiedziałem cicho. Te słowa pochodziły z mojego serca. Mówiłem to co czułem. - Kiedy widzę moją miłość, nie potrafię się nie uśmiechnąć. Jestem szczęśliwy, moje tętno przyśpiesza, w brzuchu są te cholerne motylki.. Po prostu czuje się jak w niebie. Przy miłości nie czujesz żadnych zmartwień. Nic cię nie męczy. Nawet gdy jesteś w najgorszym humorze, miłość potrafi zdziałać cuda i poprawić go. Miłość to najzwyczajniej największy w świecie skarb. Nie można go oddać. Nie wymienisz go za żadne pieniądze. To coś zostaje już w tobie na zawsze. Jest bezcenne.

- Zostaje na zawsze...- chłopak zamyślił się, nie puszczając mnie ze stalowego uścisku.

- Hm? - mruknąłem, spoglądając na niego.

- Gdybyś ode mnie odszedł, a sposób na to jest wiele - zaczął mamrotać pod nosem - Wiedz, że zabrałbyś moje serce, które cię bezgranicznie kocha, ze sobą... a jak dobrze wiesz, gdy ktoś nie ma serca to umiera... Ukradłeś mi serce Jungkookie - szeptał z przyspieszonym, niespokojnym oddechem - Moje życie jest oddane w twoje ręce... - recytował jak w transie, kompletnie odłączony od świata - Odchodząc skarzesz mnie na śmierć... Nic nie będę mógł z tym zrobić, bo życie bez mojego Jungkookiego nie ma sensu... - załapał się za głowę i wypowiedział ostatnie słowa, które strasznie mnie poruszyły - Bo po prostu... Kocham cię - wydusił ciężko pocąc się i łapiąc za głowę.

- Suga! Był ze mną w Miami! Pamiętam go - wydusił ciężko z siebie - Coś się stało?

- Wspaniale, że sobie go przypomniałeś, cieszę się i to bardzo - powiedziałem ze łzami w oczach. - Jimin.. Co to było przed chwilą?

- Nie rozumiem - ciężko oddychał, leżąc prawie nieprzytomnie.

- Najpierw spróbuj się uspokoić.. - poprosiłem go cicho, zaczynając głaskać jego włosy w celu odprężenia. - Wyjaśnię ci, ale najpierw spróbuj się uspokoić..

- Przypomniałem sobie chyba poranek jakimś hotelu w Miami i jedna imprezę, na której śpiewałem chyba na scenie czy coś i wygrałem - wyznał cicho

Zapłakałem cicho, również przypominając sobie ten okropny wieczór. - Cieszę się - uśmiechnąłem się lekko, nadal przeczesując jego włosy. - To nie był najlepszy wieczór ani poranek, ale najważniejsze, że sobie coś przypominasz.

- Teraz zostałeś mi tylko ty - znów mnie przytulił.

- Dokładnie - potwierdziłem jego słowa, wtulając się w niego. - Wszystko idzie w dobrym kierunku, widzisz, skarbie?

- Na całe szczęście - zaczął gładzic mnie po głowie.

- Jimin.. - zacząłem niepewnie. - Przed tym jak mi powiedziałeś o tym, że Yoongi ci się przypomniał.. Pamiętasz coś z tamtego czasu?

- No nie... Tylko szum w głowie, a coś się stało?

- Powiedziałeś coś co mnie zszokowało.. Pewnie ciebie też by zszokowało - zaśmiałem się nerwowo.

- Mogę wiedzieć, co?

- Powiedziałeś, że... - przełknąłem ślinę. - Że mnie kochasz - wyznałem cicho, przymykając oczy, w których zaczęły się kłębić łzy.

- J-ja nie pamiętam... Ej, króliczku, proszę nie płacz - ucałował mnie w czoło, mocniej przytulając.

- Spokojnie.. To po prostu emocje.. - odparłem, zaciskając palce na jego koszulce. - Zaraz mi przejdzie.

- Skoro tak uważasz... nawet nie wiedziałem, że coś mówię, przepraszam - powiedział skruszonym głosem.

- Nie przepraszaj, nie masz za co - stwierdziłem cicho po dłuższej chwili milczenia.

W momencie kiedy ciepło ramion mojego ukochanego, spowodowało, że zacząłem przysypiać, postanowiłem, że zdejmę chociaż spodnie na noc, żeby ją wygodnie spędzić. Kiedy już to zrobiłem, szybko wskoczyłem do łóżka chłopaka, tym razem pod kołdrę. Jimin poszedł do łazienki, żeby przebrać się w swoją piżamkę i kiedy wrócił, zrobił to samo co ja. Wtuliłem się w niego, uśmiechając się szeroko pod nosem. Mimo że zdawałem sobie sprawę z tego, że mój narzeczony nie powiedział tego w pełni świadomie.. To i tak jego słowa sprawiły, że moje serce zakwitło od nowa. To było piękne słyszeć znowu to z jego ust. Nie wiedziałem kiedy to nastąpi i czy kiedykolwiek do moich uszu dotrą te słowa, więc postanowiłem się cieszyć tym co dzisiaj przeżyłem. Było coraz blisko, żeby Jimin mnie sobie przypomniał. Byłem następny w kolejce.

Miesiąc później...

Perspektywa Jimina:

- Jungkookie, ja ci mówię, że ten główny aktor, nawet nie wie jak się powinno trzymać Combat Brick Heckler'a - oznajmiłem donośnym głosem, aktualnie oglądając z moim królikiem jakiś film akcji, przytulając go do siebie i co jakiś czas gestykulując rękoma, niezadowolony z gry aktorskiej i tak dalej - Przecież zaraz mu wyleci to z dłoni...

- Najwyraźniej nie nadaje się do bycia główną postacią - mruknął, wtulając się we mnie. - Wywalić go i problem z głowy. Chyba, że jest tam po to, żeby zginąć, no to wtedy przynajmniej będzie ciekawie.

- Nawet ja bym lepiej trzymał ten pistolet.... jednym palcem, lewej ręki - burknąłem wtulając polik w czubek jego głowy. - Może pójdę na aktora, co? Castingi będą moim nowym hobby - zaśmiałem się.

- Jeśli tylko masz ochotę - stwierdził, poprawiając swoją głowę. - Cokolwiek wybierzesz zawsze będziesz miał nasze wsparcie.

- Będziesz moim fanem numer jeden? - spytałem głosem dzieciaczka, który prosi o lizaczka - Ha jakie rymy - pomyślałem, mimowolnie uśmiechając się lekko

- Będę - spojrzał się na mnie z uśmiechem. - Nikt inny nie będzie mógł.

- Ej, chłopaki, jeden z was mógłby polecieć do tego sklepu koło parku?! - krzyknął Jin z kuchni.

- Ja się przejdę - postanowił Jungkook z westchnięciem. - Przyda mi się trochę świeżego powietrza.

- Nie - zaprzeczyłem, i szybko wstałem z kanapy - Chodziłeś tydzień na zajęcia w szkole z ogromnym bólem tyłka, więc tym razem ja się gdzieś przejdę...

- To było trzy tygodnie temu, Jimin - pokręcił głową. - Naprawdę nic mi nie jest.

- Tak, ci nic nie jest, ale to ja nie mogłem cię nosić do na lekcje, więc daj mi teraz się przejść... ty odpocznij, ponieważ widzę, iż miałeś dzisiaj ciężki dzień w pracy - ucałowałem go szybko w czoło, smyrając leciutko koniuszkiem kciuka jego policzek.

- Okay - odpuścił, posyłając mi lekki uśmiech. - Ale wracaj szybko, chcę się poprzytulać jeszcze.

- Wrócę najszybciej jak się da - posłałem mu ciepły uśmiech i udałem się do holu, zakładając na siebie potrzebną w taką pogodę odzież... w końcu sroga zima do nas zawitała. Ubrany pobiegłem szybko do kuchni, gdzie siedzieli najstarsi, obliczający różne rachunki i poprosiłem Jin hyunga o danie mi pieniędzy. Ten bez problemu dał mi wystarczającą kwotę i chwilę później, żegnając się jeszcze raz z Kookiem krótkim pocałunkiem w usta, wyszedłem z dormu. Udałem się w wyznaczone miejsce dość szybkim krokiem, dlatego że czułem przez całą drogę na sobie czyjś przeszywający mnie wzrok. Niestety jak się odwracałem to nikogo nie było... pustki, bo nikt normalny nie spaceruje sobie o tej porze w zimę... Tym bardziej, że już po 20. Nagle przez nieuwagę, wpadłem na kogoś, odbijając się z średnią siłą do tyłu. Spojrzałem na osobę, którą potrąciłem i pomogłem wstać - Strasznie przepraszam... Trochę się spieszę i... - nie udało mi się dokończyć bo dana osoba, gdy podniosła na mnie wzrok, uśmiechnęła się szeroko, przytulając mnie mocno - Co się właśnie tutaj dzieje? - spytałem się w myślach zszokowany czynem nieznajomego.

- Jiminie! Jak miło cię widzieć! - wykrzyczał uradowany, gdy mnie puścił.

- Nie rozumiem? Znamy się? - spytałem, z niezrozumiałym wyrazem twarzy nadal zszokowany.

- Jiminie nie strój sobie żartów. To ja twój przyjaciel Hoseok - powiedział szczęśliwy - Nie poznajesz mnie?

- No wiesz.... straciłem pamięć całkiem niedawno... przykro mi - posłałem mu smutny uśmiech.

- Serio? Ostatnią wieść jaką od ciebie otrzymałem to, że jesteś chory na raka i zerwałeś zaręczyny - powiedział zaniepokojony i wstrząśnięty moim zanikiem pamięci. Tylko o jakie zerwanie zaręczyn mu chodzi... - Dobrze się czujesz?

- Przepraszam, Hoseok, ale o jakie zerwanie zaręczyn ci chodzi? - spytałem z lekka zaciekawiony i zaniepokojony.

- No z Jungkookiem... Po tym jak się dowiedziałeś, że przez dwa lata zdradzał cię z niejakim Chanyeolem, którego podawał za swojego przyjaciela, ale nie wspomniał, że przyjaciela do seksu - powiedział smutno patrząc się na mnie ze współczuciem.

- T-to nie może być prawda... On mnie kocha i robi wszystko bym sobie przypomniał przeszłość - mówiłem cicho, zaciskając dłoń w pięść

- Jimin... Weź pomysł... Nie mówi co prawdy o sobie to może być spokojny, że przez kłamstwa nic więcej ci się nie przypomni... Było mu przy twoim boku za dobrze. Czułe słówka, przytulasy, śniadania do łóżka i tak dalej, ale on mimo tych uczuć i uczynków, chciał mieć kogoś z kim mógł zaszaleć ostro...

- A-ale skąd mam wiedzieć, że to co mówisz jest prawdą, co?

- Spytaj się ich. Potwierdza ci, że mnie znałeś i byliśmy przyjaciółmi do tego mieszkałem w dormie - westchnął - Gdy wszyscy dowiedzieli się o zdradzie Kooka, ja stanąłem po twojej stronie a oni wybaczyli młodszemu, więc nie rozumiejąc ich uległości co do młodszego, wprowadziłem się. Ty zostałeś tam, bo nie chciałeś zostać sam z rakiem, choć i tak pogodziłeś się ze swoją śmiercią.

- Dzięki za radę – prychnąłem. - Może z nimi porozmawiam. Cześć - pożegnałem się i udałem z powrotem do domu. Otworzyłem z hukiem drzwi nawet się nie rozbierając i poznałem do swojego pokoju, od razu siadają na łóżku i ukrywając twarz w dłoniach.

Po dłuższej chwili, usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Nie spojrzałem się nawet w tamtą stronę, a wiedziałem, że to Jungkook. - Jimin, co się stało? - zapytał niepewnie, podchodząc do mnie.

Nie odpowiedziałem nic. Poderwałem tylko głowę do góry uwalniając moja twarz z rąk. Spojrzałem na niego ze smutkiem... żalem... bólem... złością. Wszystkie te uczucia kumulowały się we mnie zatracając mój umysł. Nawet się nie obejrzałem, gdy w moich oczach znalazły się gorzkie łzy cierpienia. Podniosłem się wtedy z łóżka i szybkim zwinny ruchem znalazłem się przy mojej szafie wyciągając z niej pojemna torbę na ramię, która nosiłem na siłownię. Rzuciłem przedmiot na podłogę i otworzyłem druga stronę mebla wyciągając z niej swoje ubrania, gniewie nimi rzucając do torby. Chciałem odpocząć od wszystkiego i wszystkich, których niby znałem w starym życiu, nawet piątce przyjaciół, o których jako taka wróciła mi pamięć. Pragnąłem w tej chwili odpuścić sobie walkę o poprzednie życie. Nie wiedziałem, kto mówi prawdę. Ale strasznie się jej bałem, więc postanowiłem opuścić dorm na czas nie określony, może w ogóle nie wrócę... Zostałem w jednej chwili dość mocno pociągnięty za lewą rękę, przez co wróciłem swoją uwagę na Jungkooka, który zaskoczony nie miał bladego pojęcia co wyprawiam. - Puść mnie - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

- Jimin, co się stało? - powtórzył swoje pytanie bardziej stanowczo. - Co ty robisz? Czemu się pakujesz?

- Chce przestać dostawać od was kolejna porcje kłamstw - nadal syczałem, wyrywając rękę z jego uścisku - A zgadnij po co się człowiek może pakować?

- Jakie kłamstwa? O czym ty mówisz? - był wyraźnie zszokowany moimi słowami.

- Przestań udawać, że nie wiesz, Jungkook. Naprawdę myślałeś, że się nie dowiem? – spytałem, nie przestając się pakować.

- Udawać? Ale ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi.

- O to, że się nie dowiem, iż zanim straciłem pamięć zerwaliśmy zaręczyny. Przez ciebie - zaczynałem mówić z irytacja w głosie. Podszedłem szybko do szafki wyciągając z niej telefon, słuchawki, MP3 i kluczyk do skrzypiec, które już stały przy torbie.

- Nie zerwaliśmy zaręczyn - zaprzeczył moim słowom, kręcąc swoją głową. - Skąd ci to przyszło na myśl?

- A kojarzysz może imię „Hoseok"? - spytałem, zabierając torbę, schodząc na dół.

- Poczekaj - zatrzymał mnie gwałtownie, przez co się zachwiałem. - Tak, to nasz były przyjaciel, który zrobił coś okropnego, coś czego ja i chłopcy nie wybaczymy mu do końca życia - wyjaśnił, patrząc na mnie. - Skąd o nim wiesz?

- Wszystko jasne - powiedziałem złamanym głosem, patrząc na młodszego ze smutnym uśmiechem i łzami bólu w oczach - Teraz wszystko układa się w całość... - po moim policzku spłynęła pierwsza łza, którą szybko starłem rękawem kurtki - Powinienem być przyzwyczajony do bólu, cierpienia, smutku, nienawiści, żalu, ale nie jestem... każde na nowo odkopane uczucie rani z podwójnym skutkiem, rozdzierając moje serce na coraz to mniejsze kawałki... tylko tym razem daje sobie spokój... Nie będę próbował poskładać go na nowo, bo to bez sensu, ponieważ składałem je tylko i wyłącznie dla ciebie, a teraz... - wzruszyłem bezwładnie ramionami. - teraz już nie mam dla kogo... Od tego momentu nie będę posiadał serca, będę martwy w środku... Będę martwy dla ciebie... Jakbym nie powrócił z tamtego świata parę miesięcy temu... - wyszeptałem bezuczuciowym tonem ostatnie zdanie, szybkim i głośnym krokiem schodząc na dół. W salonie siedział Jin wraz z Namjoonem i przyglądali mi się w osłupieniu. Odwróciłem szybko od nich twarz i ruszyłem do wyjścia z dormu.

- Jimin! - usłyszałem krzyk chłopaka, który najwyraźniej wybiegł za mną z domu. Po chwili poczułem rękę na ramieniu, która mnie zatrzymała. - Jak to nie masz dla kogo? - zapytał, stając przede mną, a ja zauważyłem jego załzawione oczy. - Co jest wszystko jasne? Dlaczego mówisz, że będziesz martwy dla mnie? Ja nic nie rozumiem, przecież już było dobrze..

- No właśnie... było wspaniale, za wspaniale - westchnąłem ciężko, czując rosnącą gule w gardle - Moje życie zawsze dawało mi mocno z bicza po dupie, ale teraz ostro przesadziło... Zaufałem chłopakowi, ale nie jestem pewny czy nadal powinienem mu ufać... Miałem ci zawsze wierzyć na słowo, ale teraz ma to sens... Ta cała moja zazdrość o Chanyeola i wiecznie ranienie ciebie oraz siebie... Hoseok mi powiedział, że nie odszedłem z dormu, bo bałem się być sam, ale nigdy ci nie wybaczyłem... Nie mam pojęcia, który z was mówi prawdę... W końcu mogłeś skłamać by mnie znów nie stracić albo raczej swojego obrońcy... Hoseoka nawet nie znam, ale widać było, że się przejął tym, iż znów jesteśmy ze sobą... Widziałem jego współczucie, kiedy mówił, iż mnie strasznie wtedy zraniłeś... Jestem chodzącym nieszczęściem... naucz się beze mnie żyć. Wtedy zaznasz wieloletniego szczęścia. Bądź z Chanyeolem szczęśliwy, widać że on będzie dla ciebie lepszy niż ja...

- Wiesz dobrze, że brzydzę się kłamstwa - odparł, a z jego oczu zaczęły lecieć pierwsze łzy. - Hoseok to człowiek, który zranił mnie najbardziej na świecie. Chciał mi odebrać szczęście jakim jesteś ty, tylko dlatego, że ubzdurał sobie, że dzięki twojej chorobie będzie miał szanse na związek ze mną. A z Chanyeolem nawet jeśli chciałbym, jak oczywiście nie jest i nigdy nie było, nie mógłbym być, ponieważ on jest hetero - wyjaśnił szybko. - Nie nauczę się żyć bez ciebie, nie umiem, Jimin.. Proszę, nie rób tego. Nie dam sobie rady bez ciebie. Jesteś cząstką mnie. Jak odejdziesz zabierzesz ją ze sobą. Nie potrafię bez niej żyć - rozpłakał się na dobre. - Nigdy cię nie zraniłem. Nigdy nie chciałem. Nie wierz mu to jest naprawdę okrutny człowiek..

- Wiem, że brzydzisz się kłamstwem u innych osób, ale to nie znaczy, że sam go możesz nie używać. Nie próbuj nawet kłamać, iż Chanyeol jest hetero, bo równie dobrze może być bi jak ja... Nauczysz się żyć chwilowo bez tej cząstki, którą jest miłość. Jestem pewny, że znajdziesz osobę, która ją wypełni - przestałem powstrzymywać łzy, które szybko wydostały się spod moich powiek - Nie potrafię żyć w niepewności, że jak wróci mi pamięć o tobie to moje rozterki powrócą na nowo... Nie będę chciał znów czuć miłości do ciebie i bólu po twojej zdradzie, a poza tym... właśnie złamaliśmy ostatnią szansę na związek, więc jesteśmy zmuszeni się rozstać. Odejdę zamiast ciebie. Muszę to wszystko przemyśleć... Nie sądzę, że jeszcze kiedyś mnie zobaczysz, więc żyj dalej... króliczku - ucałowałem go w czoło i chciałem już odchodzić, gdy młodszy złapał mnie za dłoń i przyciągnął do rozżalonego pocałunku.

- Nigdy cię nie zdradziłem i nie okłamałem - oświadczył cicho, a jego łzy moczyły mi koszulkę. - Ale nie będę cię zmuszał, żebyś mi uwierzył w to. To jest twoja sprawa w to co wierzysz. Nie obiecam ci, że będę żył dalej. Nie zrobię tego ponownie - stwierdził, a ja nie zrozumiałem jego słów. - Obiecałem ci za to, że kiedy będziesz chciał odejść.. uszanuje to, więc zrobię to. Ale powiedz mi chociaż czy będziesz miał się gdzie zatrzymać - poprosił mnie cicho.

- Znajdę sobie jakieś miejsce na ławce w parku albo zaśpiewam lub zagram na ulicy i z zarobionych pieniędzy wynajmę sobie jakiś najtańszy pokój w hotelu...

- Poczekaj tutaj chwilę, okay? Potem będziesz mógł odejść - odparł, a te słowa przechodziły mu z trudem przez gardło. Pokiwałem lekko głową, a ten uśmiechnął się smutno i pobiegł w stronę domu. Nie minęły nawet trzy minuty, a on już stał z powrotem przede mną ze sporym plikiem pieniędzy. - Masz tutaj trochę grosza. Wynajmij sobie mieszkanie. I nawet nie próbuj protestować. Nie potrzebuję już ich.

- To za dużo... zostaw sobie na przyszłość. Nie zasługuję na taką sumę - odparłem, odsuwając pieniądze, które starał się mi podać

- Nie mów tak nawet. Nie potrzebuje ich - powiedział stanowczo, ale jego głos wskazywał, że jest załamany. - Chociaż to zrób dla mnie. Weź je.

- Nie będę miał jak i z czego ci oddać... Naprawdę dam sobie radę, Jungkook

- Nie wymagam od ciebie, żebyś mi je oddawał - nadal stał przy swoim. - Nawet nie chcę już widzieć tych pieniędzy na oczy. Nie oddawaj mi ich.

- Dziękuję - przytuliłem go mocno - Za wszystko, króliczku... i przepraszam, jeżeli okaże się, iż nie miałem racji...

- Nie dziękuj - pokręcił głową, oddając uścisk. - I nie przepraszaj. Mogłem ci powiedzieć wcześniej, to tylko moja wina - niechętnie się ode mnie odsunął, wzdychając ciężko. - Zasłużyłem na to.

- Żegnaj, Jungkook... - wyszeptałem odrywając się od niego i podnosząc torbę, którą opuściłem, gdy młodszy mnie pocałował. W drugiej dłoni za to ścisnąłem futerał ze swoimi skrzypcami. Poszedłem następnie przed siebie i zanim skręciłem na rogu, odwróciłem się jeszcze na chwilę patrząc już trochę z daleka na twarz mojego byłego narzeczonego, po czym udałem się jak najdalej od tego miejsca by odpocząć i może zacząć wszystko od nowa...

Perspektywa Jungkooka:

Nie chciałem uwierzyć w to co się stało. Byłem zrozpaczony, czułem się okropnie, a uczucie pustki w sercu, które pojawiło się po raz pierwszy kiedy dowiedziałem się o śmierci Jimina, powróciło. Wieść, że to Hoseok powiedział mu o mojej niedomniemanej zdradzie, rozwścieczyła mnie. Nie chciałem uwierzyć, że on nadal się nie poddaje. Że znowu chce zepsuć moje szczęście. I to mu się udało. Byłem pewien, że Jimin już nie wróci. A było już tak dobrze. Zachowywaliśmy się jak prawdziwa para. Czułe słówka, pocałunki oraz długie przytulasy. To wszystko zaprzepaścił jeden człowiek, którego nienawidziłem jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

Nie wiedziałem ile siędziałem na chodniku przed domem, szlochając na cały głos. Ludzie, którzy przechodzili koło mnie, patrzyli na mnie ze współczuciem. Znowu się zaczynało. Znowu zaczynałem powoli umierać.

W końcu wstałem ze swojego miejsca i skierowałem się do domu. Wszedłem do salonu, od razu podchodząc do Jina i przytulając się do niego. - On już nie wróci - oświadczyłem łamliwym głosem, a po chwili mój szloch ponowił swoje działanie. - N-nie wróci.

- Jak to... co się stało? - spytał zszokowany i zmartwiony, odwzajemniając uścisk i patrząc zaniepokojonym wzrokiem na męża.

Wytłumaczyłem najstarszemu co się stało, oczywiście na tyle co pozwalał mi mój płacz. Nie byłem w stanie się powstrzymać od niego, bo ból w sercu z kolejną minutą się nasilał. - C-czemu on nie chce n-nam dać s-spokoju? Przecież d-dobrze wie, że n-nie ma s-szans u m-mnie..

- Coś czuję, że on sam z siebie tego nie robi... - westchnął starszy, ledwo powstrzymując się od płaczu - Jak dla mnie Hoseok jest chory... nie w sposób fizyczny, a psychiczny... Musimy podać go na policję, raz uśmiercił Jimina, a teraz to...

- N-nie mamy n-na to dowodów - wydusiłem.

- W szpitalu są kamery... - powiedział Jin - może coś uchwyciły

- Wybaczcie, ale chyba muszę pójść do siebie - wyszeptałem przez zaciśnięte gardło. - Muszę to sobie wszystko przemyśleć.

- No dobrze... Jungkookie za dwa dni wracają chłopaki... jedziesz z nami po nich? - spytał puszczając mnie z uścisku

- Nie chcę im psuć humoru - pokręciłem głową, wstając ze swojego miejsca. - Zostanę u siebie. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.

- Jak chcesz... Jak coś to mnie wołaj - oznajmił ciepłym głosem, gdy byłem w połowie schodów.

- Tak.. Tak - powiedziałem cicho, wchodząc na górę, do swojej sypialni. Opadłem na łóżko, a w moich oczach ponownie zakręciły się łzy. - Dlaczego tak wszyscy nas karzą? Co my takiego złego zrobiliśmy?

Po kilku godzinach ciągłego płaczu, w końcu postanowiłem zejść na dół, żeby się napić wody. Bez słowa wszedłem do kuchni, gdzie stał najstarszy z nas wszystkich i robił kolację. Czułem na sobie jego zmartwiony oraz zaniepokojony wzrok, ale starałem się go ignorować, żeby nie popłakać na jego oczach. Moja głowa pulsowała, a myśl, że Jimin opuścił mnie, prześladowała moją osobę. Najprawdopodobniej miałem bardzo opuchniętą twarz, która nie wygląda korzystnie, ale kogo to obchodziło? To, że jestem tutaj ciałem, nie znaczy, że muszę żyć duchem. Już w tamtej chwili, czułem się jak wrak człowieka. Bałem się co będzie ze mną później.

Kiedy już odłożyłem butelkę na swoje miejsce, postanowiłem pójść do sypialni mojego.. byłego narzeczonego, ale zanim to zrobiłem, wziąłem z mojego pokoju jego zdjęcie i dopiero wtedy skierowałem się tam. Od razu rzuciłem się na łóżko, zaciskając powieki, chcąc, żeby to był koszmar. Przycisnąłem fotografię do swojej klatki piersiowej, wtulając twarz w poduszkę, na której do tamtego dnia spał Jimin. Pod wpływem jego intensywnego zapachu, który osadził się na miękkim łóżku, z moich ust wyrwał się gwałtowny szloch. - Ty naprawdę mnie zostawiłeś. Nigdy już nie wrócisz, zostałem sam. Nie poradzę sobie bez ciebie.. - powtórzyłem swoje słowa sprzed kilku godzin, nadal płacząc. Już nie obchodziło mnie to, że mogą mnie usłyszeć. Ja tylko chciałem, żeby już było dobrze. Ale musiałem się pogodzić z tym, że już nigdy tak nie będzie.

----------------------------------

9 tys słów... NOWY REKORD!!! ALE WSPOMINAŁAM, ŻE OPKO JEST DŁUGIE! XDD

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro