Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 128 ~

Perspektywa Jungkooka:

Już od początku października zastanawialiśmy się jak możemy sprawić, żeby urodziny naszego ChimChima były udane. W końcu to były jego pierwsze odkąd wybudził się ze śpiączki, musieliśmy sprawić, żeby je zapamiętał. Jin mądrze wykorzystał fakt, że jedziemy na weekend do jego rodziny i wtajemniczył swoją mamę w organizację tego wszystkiego. Jimin o tyle polubił to miejsce, więc o jedno nie musieliśmy się martwić. Ja z faktu, że miałem mało czasu na prezent, postanowiłem z małą pomocą moich znajomych przetransportować pewną rzecz, która pomoże mi w wykonaniu go. Miałem nadzieję, że mu się spodoba, bo włożyłem w ten prezent dużo serca. Zresztą jak w każdy podarunek, który mu dawałem. Jednak nie postawiłem tylko na jeden, bo uznałem, że to za mało i w pewnym sensie drugi prezent można określić jako odwdzięczenie za ten, który dostałem od niego. Niezbyt pomysłowe, ale wolałem podarować mu coś od serca, coś swojego niż kupione ze sklepu.

Od sobotniego poranka trwały potajemne przygotowania, o których Jimin nic nie wiedział, bo cały czas odtrącałem go od pomysłu wychodzenia do ogródka, chociaż bardzo nalegał. Musiałem mu to jakoś wynagrodzić, więc przeszedłem się z nim i Namjoonem po okolicy. Byłem bardzo szczęśliwy podczas tego czasu, ponieważ każdy moment, kiedy moje kochanie jest radosne, ja też byłem, a on po prostu tryskał szczęściem. Było warto przejść się kilka kilometrów, żeby doznać takiego przyjemnego uczucia w sercu.

Kiedy wróciliśmy z powrotem, było już ciemno i byłem pewien że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W końcu przygotowania prowadziła mama Jina oraz on sam. Nie było szansy na niepowodzenie. Poprosiłem chłopaka, żeby przyniósł nam obydwu bluzy i przyszedł do ogrodu, bo dzisiaj był bardzo ładny wieczór i chciałbym spędzić go właśnie z nim. Ten z wielką chęcią poleciał do góry, żeby je zabrać z naszych pokoi. Ja w tym czasie pobiegłem szybko do ogrodu, żeby się zorientować co i jak. To co tam zobaczyłem, przebiło moje oczekiwania. Wymyślone przeze mnie kolorowe lampiony powieszone na drzewach, świeciły mocnymi kolorami i tworzyły magiczny nastrój. Obiecany fortepian został przetransportowany z naszej piwnicy dzięki ogromnej pomocy Chanyeola, który załatwił samochód towarowy. Był przykryty białą satyną, ale stał w samym centrum, przez co nie można było go nie zauważyć. Stół ogrodowy był nakryty jasnoniebieskim materiałem, a na nim zostały postawione dwie wysokie świeczki i sztućce razem z talerzykami. Koło niego stał mniejszy stoliczek, na którym był leżał upieczony tort czekoladowy. Było idealnie. Tak jak chciałem, a nawet lepiej.

- Wow, pięknie to wszystko wygląda - nadal nie mogłem wyjść z podziwu i rozglądałem się po ogrodzie z wielkim uśmiechem. - Jestem wam bardzo wdzięczny.

- Nie ma za co, Jungkookie - powiedział Jin, podchodząc w moją stronę - Nam wszystkim zależy by ten... wieczór był niezapomniany dla Jimina.

- Zdaje sobie z tego sprawę - pokiwałem głową. - Chodźmy ustawmy się koło siebie, Jimin zaraz przyjdzie bo wysłałem go po bluzy dla nas - poprosiłem ich, a oni od razu to zrobili. Stanąłem koło przyjaciół, a mój uśmiech nadal nie schodził z mojej twarzy. Byłem naprawdę podekscytowany.

- Co ja zrobiłem, że się ożeniłem, chyba pijany byłem... - nucił Jimin w języku polskim jakąś piosenkę, śmiejąc się pod nosem - Muszę napisać do dziewczyn czy nie mają innych piosenek... - zaśmiał się, wgapiony w telefon, ale gdy tylko przekroczył próg ogródka schował szybko urządzenie do kieszeni i dopiero po wykonaniu tej czynności spojrzał się przed siebie. W tym momencie wszyscy wykrzyczeliśmy "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, JIMIN" i dmuchaliśmy w trąbki papierowe, a Jimin stał jak słup soli patrząc na nas otępiale - To ja mam dzisiaj urodziny? - spytał po chwili, patrząc na nas ze znakiem zapytania w oczach na co wszyscy parsknęli śmiechem mówiąc mu ciche "tak". - Och... jeszcze impreza się nie rozpoczęła, a ja już wychodzę na pijanego - zaśmiał się - Dziękuję wam wszystkim...

Wziąłem tort w ręce i poprosiłem Jina, żeby zapalił świeczki, a w momencie kiedy to zrobił, podszedłem do jubilata, uśmiechając się szeroko. - Wszystkiego najlepszego jeszcze raz, Jiminnie - powiedziałem ciepło. - Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie - wskazałem głową na palący się ogień.

Chłopak spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i wykonał polecenie zdmuchując wszystkie świeczki za jednym razem - Miejmy nadzieję, że się spełni - wyszeptał do mnie, puszczając oczko.

- Trzymam kciuki, żeby tak się stało - odparłem cicho, spoglądając w jego oczy, które miały w sobie miliony iskierek, które świeciły żywym blaskiem. Piękny widok. Uśmiechnąłem się do chłopaka ostatni raz i poszedłem odnieść tort na jego poprzednie miejsce. W tym czasie zdążył podejść do chłopaka już najstarszy z naszych przyjaciół czyli Jin.

- Mój Jiminek taki duży się robi! - uściskał go mocno - Jeszcze wczoraj można by powiedzieć, że rozmawialiśmy na kanapie o twoim ulubionym rodzaju krowy! - rozpłakał się najstarszy z dormu chłopak.

- Hyung, to było wczoraj - zaśmiał się.

- Serio? To nie jest tak źle - pociągnął nosem i znów mocno uściskał jubilata - Wszystkiego najlepszego, szczeniaczku!

- Na serio wszyscy będą mnie tak teraz nazywać - mruknął przewracając oczami, lecz chwilę później uśmiech znów zawitał na jego twarzy - Jak już to psem, ale szczeniaczek... nie pasuje do mnie - oderwał się od starszego.

- Teraz czas na mnie - tym razem Namjoon podszedł do chłopaka. - Więc no, czego mogę ci życzyć. Zdrowia, to przede wszystkim. Szczęścia, miłości oraz pomyślności. No i żebyś nie musiał już cierpieć - przytulił mocno Jimina, klepiąc go po plecach.

- Dziękuję, hyung - powiedział Jimin, oddając uścisk i wyszeptał mu coś do ucha niestety za cicho bym to usłyszał - Dam ci radę. Jak teraz podejdziesz do Jina i powiesz, że krowa Szkocka, rasa wyżynna ma słodkie cielaki i na pewno bardzo mięciutkie, a Blanc Bleu Belge jest jak worek mięsa, to gwarantuje, że będziesz miał dzisiaj nieprzespaną noc w dobrym tego słowa znaczeniu - oderwał się od niego i puścił oczko, a Namjoon podszedł do swojego męża i również szepnął mu coś na ucho po czym Jin pocałował go namiętnie, odrywając się dopiero wtedy, gdy usłyszeli chrząkanie pani Kim - Niech się bawią... Kto im zabroni - posłał pani domu uśmiech, mój narzeczony broniąc małżeństwa.

- Oh, Jimin - rozbawiona pokręciła głową, podchodząc do niego. - Wszystkiego najlepszego. Żebyś na twarzy miał zawsze ten zniewalający uśmiech - przytuliła go mocno. - Żebyś spełnił swoje najskrytsze marzenia, no i przede wszystkim, żebyś był szczęśliwy i zdrowy. Bo bez tych rzeczy, nie osiągniesz tego co będziesz chciał.

- Dziękuję, pani Kim - odwzajemnił uścisk - Ale nie sądzę, że mój uśmiech jest zniewalający, bo jeszcze pani stoi na nogach. - oderwał się od starszej pani i poruszał brwiami.

- Czy ty ze mną flirtujesz? - zaśmiała się. - Pamiętaj, że tutaj jest jeszcze mój mąż, no i twój narzeczony.

- Ich da rade się pozbyć - machnął ręką, po chwili wybuchając śmiechem.

- Przepraszam, Jimin, ale ja nie chcę stawać między tobą a Jungkookieem - zachichotała. - A zresztą kocham swojego męża. Przykro mi.

- Oj, jaka szkoda... mogło być tak fajnie - westchnął ciężko - No cóż w takim razie króliczek nadal ma swojego psa. Co nie, pluszowa maskotko? - zwrócił się do mnie.

- Niestety pies zaraz nie będzie miał swojego króliczka - burknąłem, udając obrażonego. - Znajdź sobie nowego.

- Oj, no, Kookieś~ - podszedł do mnie od tyłu i mocno przytulił - Na jubilata nie wolno się gniewać....- pocałował mnie krótko w kark, ale ja nadal starałem się być nieugięty - Króliczku, no... dobrze, jak tak bardzo tego pragniesz to znajdę sobie nowego królika... – westchnął, odsuwając się ode mnie - Idę... - powiedział - Oddalam się - ciągnął dalej podchodząc coraz bliżej drzwi prowadzących do salonu - Już stawiam pierwsze kroki... - mówił dotykając klamki - Za chwilę zniknę...

- Odpuszczę ci tylko dlatego, że masz dzisiaj urodziny - westchnąłem, podbiegając do niego i przytuliłem go. - Nie znajdziesz takiego drugiego króliczka. I nie dasz rady się mnie pozbyć. Nie tak łatwo - mruknąłem.

- No mam taką nadzieję - powiedział oddając przytulasa - Nie po to tak się trudzimy bym mógł cię tak szybko spławiać...

- Korzystając z okazji, że już tu stoję - wyszeptałem, gładząc go po plecach. - Wszystkiego najlepszego, Jiminnie. Spełnienia marzeń, dużo szczęścia, żebym już nie musiał widzieć twojego smutku bo to nie jest fajny widok - skrzywiłem się lekko. - Pomyślności i dużo przyjemności w życiu. No i oczywiście zdrowia oraz miłości - ostatnie słowa powiedziałem tak cicho, że nie byłem pewny czy je usłyszał.

- Dziękuję, Jungkookie - wyszeptał całując mnie w czubek głowy - A z tym smutkiem zobaczę co da się zrobić - posłał mi szczery uśmiech.

Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałem go w policzek, a następnie się odsunąłem tym samym dając panu Kim szansę do złożenia życzeń jubilatowi.

- Za podrywanie mojej żony powinienem być na ciebie wściekły, ale jak chcesz to bierz sobie - przybliżył się do ucha Jimina - Może będzie mnie stać na lepszy model, jeżeli wiesz o co mi chodzi - nagle znikąd pojawiła się pani Kim i zdzieliła swojego męża mocno chochlą po głowie - AŁA! No przecież żartowałem, kobieto! - podniósł głos pocierając bolące miejsce, a po Jiminie widziałem, że ledwo powstrzymywał się przed wybuchnięciem falą śmiechu - Ugh, a więc Jiminie... Wszystkiego Najlepszego! Pieniędzy, zdrowia, siły, miłości oczywiście byś się nie zmieniał i by twoje złote serce zostało na swoim miejscu, inaczej sam ci je tam na nowo wstawie - zaśmiał się, a Jimin po raz kolejny podziękował za życzenia, oczywiście nie zapominając o uścisku. Ja korzystając z okazji jego nie uwagi podszedłem do fortepianu i ściągnąłem z niego satynę, odkładając ją na pobliskie krzesło.

- Przepraszam, że przeszkodzę, bo wiem, że wszyscy chcieliby posmakować tego tortu, który sam z chęcią bym zjadł, ale - zaśmiałem się tutaj cicho. - Chciałbym podarować prezent urodzinowy naszemu Jiminowi. Nie jest jakoś bardzo wymyślny, ale na pewno prosto z serca - uśmiechnąłem się do wszystkich. - Jimin, pozwolisz? Czy mam poczekać?

- Nie byłbym sobą gdybym nie pozwolił, więc czekam panie Jeon - posłał mi promienny uśmiech.

Pokiwałem głową, wypuszczając głośno oddech. Usiadłem przy fortepianie, nagle zaczynając się mocno stresować. Dasz radę, to tylko jedna piosenka - pomyślałem, po czym niepewnie dotknąłem klawiszy, zaczynając grać wstęp. - Lately, I've been thinkin.. - niedługo potem dołączyłem swój głos i wtedy mogłem odetchnąć w środku. Wiedziałem, że teraz wystarczy się wyłącznie skupić na muzyce i słowach. Serce mi biło strasznie szybko, miałem wrażenie, że zaraz mi wyskoczy z klatki piersiowej. W mojej głowie rodziło się tysiąc nowych myśli, uczuć oraz emocji, że nie wyrabiałem. Jednak udało mi się w końcu wyłączyć i wejść w mój własny świat.

Nim się obejrzałem, grałem już zakończenie. Właśnie w tamtym momencie odetchnąłem z ulgą pod nosem, żeby nikt tego nie zauważył. Oderwałem dłonie od instrumentu i przetarłem twarz w dłoniach, licząc wolno do dziesięciu, żeby się uspokoić. Nigdy się tak nie stresowałem, chociaż nie miałem czym. Chyba.

Jimin chwilę później znalazł się obok mnie siadając na wolnej części ławki. Spojrzał na mnie ogromnym uśmiechem na twarzy i mimo oklasków innych osób on zamiast się dołączyć do ich czynów wolał coś innego. Zbliżył się do mnie i złączył nasze wargi ze sobą w słodkim pocałunku. Oboje nie czuliśmy, że łamiemy jakoś zasady okazując sobie czułości przy innych, ale w naszej nie pisemnej umowie było jasno powiedziane, że nie mamy tego robić w miejscach publicznych, a w tej chwili byliśmy w towarzystwie rodziny, która z całego serca nam kibicowała. W momencie kiedy Jimin mnie pocałował głośność braw przybrała maksymalnie na sile. Moja miłość potrafiła w ciągu kilku sekund uspokoić moje zestresowane serce za to nadal nie spowalniające tępa przez jego bliskość. Było cudownie i chciałem by już tak zostało.... by nasz pocałunek nigdy się nie skończył.

Jimin czując, że uśmiechnąłem się szeroko podczas tego pocałunku, zrobił to samo. Czułem się naprawdę dobrze. Czułem się jakby wszystko było na swoim miejscu. W pewnym momencie moja dłoń powędrowała do jego policzka, zaczynając go gładzić tak jak często to robiłem. Nikt nie mógł zepsuć tego momentu. - Czyli ci się podobało? - stwierdziłem cicho pytającym tonem głosu, próbując uspokoić swój oddech. Przymknąłem oczy i w tamtym momencie oparliśmy swoje czoła o siebie, uśmiechając się szeroko pod nosem.

- Lepszego prezentu w tej chwili nie potrafię sobie wymarzyć... - odpowiedział przyjemnym dla ucha głosem, jubilat.

- Skoro ci się spodobało to - przerwałem, wyciągając pendrive'a w kształcie królika z moich spodni. - Mam nadzieję, że i to ci się spodoba. Tutaj są piosenki, których jeszcze nie słyszałeś. Nie miały w ogóle ujrzeć światła dziennego, ale postanowiłem zaryzykować - wzruszyłem ramionami, zaczynając się bawić palcami. - Wiem, że to nic.. wyjątkowego, ale no cóż, nie jestem dobry w wymyślaniu prezentów - westchnąłem cicho, uśmiechając się niepewnie do chłopaka.

- Czyli jednak te urodziny mogą być lepsze... - zabrał pendrive - Cudowny prezent, króliczku... - zaśmiał się . - Dziękuję - pocałował mnie w czoło.

- Nie masz za co dziękować, naprawdę - mruknąłem, a w środku oblała mnie ulga, ponieważ bałem się, że mu się nie spodoba.

- No to co... Jemy tego torta? - spytał wstając z ławki i podając mi rękę.

- Z chęcią - pokiwałem głową, łapiąc go za dłoń z uśmiechem i również wstałem ze swoje miejsca. Ruszyliśmy w stronę stołu, a na naszych talerzykach były już nałożone kawałki ciasta. Razem z Jiminem usiedliśmy koło siebie, zaczynając pałaszować z przyjemnością tą słodycz przygotowaną przez Jina oraz jego mamę. - Pyszne - skomplementowałem ich wyrób, biorąc kolejny jego kęs do ust.

- Krem jest dobry, ale mógłby być jeszcze lepszy... - powiedział Jimin z szatańskim uśmiechem, po czym nabrał na palec wskazujący trochę kremu z tortu i nałożył go na moją twarz, następnie składając w miejscy pozostawienia słodyczy, czyli na moim nosie, pocałunek przy okazji zlizując krem - Od razu czuć tę nutkę większej słodkości - odpowiedział jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło i z szerokim bananem na twarzy wrócił do zajadania się wyrobem cukierniczym.

Musiałem wyglądać śmiesznie z otwartą buzią i rozszerzonymi oczami, ale to wyrażało to co czułem w tamtym momencie. Byłem zszokowany, zdziwiony ale też rozczulony jego niespodziewanym gestem. Bez słowa podobnie jak Jimin wróciłem do rozkoszowania się słodyczą. Spojrzałem się kątem oka na pozostałą czwórkę. Obydwa małżeństwa patrzyły na nas z wielkim uśmiechem na ustach, a kiedy zauważyli, że na nich patrzę wszyscy podnieśli kciuka w górę, na co pokręciłem głową, również się lekko uśmiechając.

Nagle zadzwonił telefon Jimina. Szybko odłożył widelec na talerzyk i wyciągnął komórkę z kieszeni - Przepraszam, ale panowie podróżnicy dzwonią do darmowego tłumacza- zaśmiał się i odebrał telefon robiąc na głośno mówiący.

- Cześć Jimin, jubilacie! - przywitał się z chłopakiem Yoongi. - Wszystkiego najlepszego, szczęścia, radości, dużo miłości i żeby twoje życzenia się spełniły. No i dużo zdrówka też życzę.. Au, no dobra, dobra, życzymy - poprawił się chłopak ze śmiechem.

- No właśnie, Dżeminku! Zdrówka i miłości przede wszystkim!- krzyknął wesoły Tae.

- Dzięki wam ! I jak tam sprawy z dziewczynami? Jesteście już w hotelu? - spytał się mój ukochany.

- No z dziewczynami wszystko okej. Wiedzą już, że jesteśmy w Polsce, ale jest sprawa... Bo jakaś szurnięta baba z recepcji nas nie rozumie i pięć razy musimy się pytać jaki mamy numer pokoju - wykrzyczał zirytowany Taehyung.

- Ugh... Dobra słuchaj mnie uważnie, przyjacielu... o co chcesz się dokładnie spytać? - starał się naprostować wszystko Jimin.

- No i pokój i tak dalej... - powiedział ciut spokojniejszym tonem.

- Pomogę ci, ale musisz starać się robić i mówić wszystko jak ja okej?

- Jasne! - powiedział przykładając telefon do ucha, ponieważ było go lepiej słyszeć.

- Pierwszy krok, uspokój się i podejdź do recepcji - tłumaczył powoli - Teraz powtarzaj za mną " Dzień dobry, mamy wynajęty pokój na nazwisko "Park", już opłacony - powiedział w innym języku.

- Jimin, kocham cię, jak brata, ale ja za nic tego nie powiem. Nie umiem - powiedział wymiękając.

- Może ty się zapytaj recepcjonistce, a potem im po prostu przekażesz? - zaproponowałem cicho.

- Och może to i lepiej - westchnął, dając mi rację - Dobra Taehyung zróbmy tak. Podasz telefon recepcjonistce, a ja wszystko załatwię... - przyłożył również telefon do ucha - Dzień dobry, z tej strony bogaty biznesmen Park Jimin, moi synowie Yoongi i Taehyung przyjechali zamiast mnie do Polski, dlatego proszę im przekazać klucze do odpowiedniego pokoju, który wynająłem i oczywiście, proszę okazywać tej dwójce należyty szacunek, ponieważ są przyszłymi spadkobiercami Park&JeonInterntionalProduction - nie byłem pewny, ale prawdopodobnie wymienił moje nazwisko - Tak.... tak.... dokładnie, pełna obsługa... Kontakt ze mną będzie miała pani dzięki tej dwójce, więc w razie czego proszę ich prosić o rozmowę ze mną, bo jestem bardzo zajęty... Też tak myślę...Do usłyszenia i miłego dnia życzę! - ponownie zrobił na głośno mówiący, zaczynając gadać po koreańsku - Wszystko załatwione!

- Dzięki - odparł Yoongi, wzdychając cicho. - Uratowałeś nas.

- Idźcie już, bo u was chyba rano się już robi - skarcił ich Jin - A mówiłem, że macie chodzić wcześnie spać...

- Dobrze, mamo - mruknął czarnowłosy. - To trzymajcie się. Dobranoc czy coś..

- Dobranocki, ludziki - pożegnał się Tae

- Dobranoc, synkowie! Mamusia was bardzo kocha! Uważajcie na siebie! - krzyknął Jin.

- Dobranoc i dzięki jeszcze raz za życzenia - powiedział Jimin po czym się rozłączył.

A po chwili wróciliśmy do rozmowy. Zabawa urodzinowa naszego szczeniaczka była przednia i przebiegła w bardzo miłej oraz przyjemnej atmosferze. Najpiękniejszym widokiem było obserwowanie Jimina, który zdecydowanie cieszył się z tego wszystkiego. Jego oczka świeciły mocnym blaskiem, jego usta cały czas były wykrzywione w ciągłym uśmiechu, a buzia sama w sobie się śmiała. Mimo zmęczenia, nie byłem w stanie nie robić tego samego co on. Po prostu napawałem się jego widokiem. Cieszyłem się razem z nim, a cała reszta z nami. Kiedy wszyscy poszli się już położyć razem z Jinem oraz jego rodzicami, wzięliśmy się za ogarnianie tego wszystkiego. Przez dobre wyznaczenie kto co ma zrobić, wyrobiliśmy się z tym w dobre półtorej godziny. Postanowiłem usiąść na chwilę na kanapie, ale była zbyt wygodna i zrobiło mi się cieplutko przez co nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

------------------------------

No i mamy next ^^

Trochę krótszy, ale następne oczywiście będą pewnie dłuższe...

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro