~ 126 ~
Perspektywa Jungkooka:
Ten dzień w pracy minął mi szybciej niż myślałem. Cały czas chodziłem podekscytowany co nie uszło uwadze trenerowi i uczennicom, z którymi miałem lekcje. Co prawda nie pytali, ale było widać, że zmieniłem się i nie byłem już Jungkookiem sprzed dwóch tygodni. Ale co poradzić, że tylko Jimin mógł mnie uszczęśliwiać? To jest wiadome skoro jest moim szczęściem. - Jestem już, rodzinko! - krzyknąłem, kiedy wszedłem do domu. Rozebrałem się z kurtki i butów, zostawiając moją torbę w holu. - Co tam u was? - zapytałem, kiedy wszedłem do jadalni, gdzie siędział Jin, Namjoon oraz mój ukochany.
- Jimin sobie. Nie no znów się popłaczę.... - powiedział Jin próbując zatrzymać łzy szczęścia w oczach.
- Hej, spokojnie. Przecież to nic wielkiego - powiedział z uśmiechem Jimin.
- Jimin co sobie? - zapytałem zdziwiony oraz zaniepokojony. - Czemu miałbyś się popłakać?
- No ludzie, powie niech mu ktoś - powiedział nabierając płytko powierza przez zaciśnięte ze wzruszenia gardło.
- Przypomniałem sobie Jina - powiedział za starszego Jimin. – Oczywiście mało tego, bo tyle samo co o Taehyungu, ale jednak.
- Jeju, naprawdę? - odparłem szczęśliwy, podchodząc do chłopaka i przytuliłem go. - Jestem z ciebie tak dumny, że nawet sobie nie wyobrażasz.
- Ja też jestem z niego dumny - poparł Jin, wydmuchując nos w swoją różową chusteczkę - Syneczek taki silny po mamusi - powiedział wstając i również przytulając Jimina, ale puścił go, gdy usłyszał parsknięcie śmiechu Namjoona - Co cię tak rozśmieszyło? - położył dłonie na swoich biodrach.
- Nic, nic - pokręcił głową i wstał, żeby przytulić męża. - Chyba bardziej jestem szczęśliwy, że wszystko się zaczyna układać.
- No mam nadzieję - mruknął odwzajemniając uścisk - Która godzina?
- Po dwunastej - odpowiedziałem starszemu, odsuwając się od Jimina. - A gdzie ta dwójka?
- Nie mieli ochoty wyjść ze swoich pokoi... - odpowiedział mi Jimin.
- Może pójdę porozmawiać z jednym z nich, a ktoś pójdzie do drugiego? - zaproponowałem niepewnie. - Jak nie damy im rozmowy to na pewno nie wyjdą. A jak nie wyjdą to się spóźnią.
- Namjoon też ma sposób - zaśmiał się mój narzeczony.
Spojrzałem się na wspomnianego chłopaka, a on wzruszył ramionami z uśmiechem. - Weźmiemy ich na plecy i wsadzimy do samochodu, jak nie będą chcieli sami - wyjaśnił mi, a ja pokiwałem głową.
- To jest dobry pomysł - pogratulowałem, będąc pod wrażeniem jego kreatywności, jednak zaśmiałem się. - Ale może porozmawiajmy z nimi, najpierw. Jak nie będą chcieli to wtedy możemy go wykorzystać.
- To kto gada z kim? - spytał Jin.
- Ja pójdę z tobą do Yoongiego - zadecydowałem po chwili. - No, a Nam z Jiminem pójdą do Tae. Może być?
- Mi pasuje - powiedział Jimin, przeciągając się.
- Pocieszać dziadka... do czego to doszło – najstarszy wymruczał, przecierając twarz dłońmi. - Zgadzam się. Będę w razie czego potem mu o tym przypominał.
- Zakochał się, Jin - Namjoon mruknął, całując swojego męża w głowę. - Tak samo jak ja kilka lat temu w tobie.
- Okay, skoro tak to chodźmy - westchnąłem, mentalnie przygotowując się na rozmowę z czarnowłosym, który przeżywał i to bardzo rozłąkę z Julką. Nawet mu się nie dziwię. Ich podobieństwo do siebie było przerażające, ale i tak cieszyłem się ze szczęścia przyjaciela. Weszliśmy całą czwórką na piętro, od razu kierując się do odpowiednich pokoi. Razem z Jinem zapukaliśmy w drzwi, które prowadziły do sypialni Yoongiego. Kiedy nie usłyszeliśmy odpowiedzi z jego strony, weszliśmy do środka. - Yoongi? - zapytałem cicho, w momencie przekroczenia progu pomieszczenia. Zauważyłem chłopaka, który leżał na brzuchu z głową zwróconą w stronę okna.
- Zostawcie mnie, proszę - odpowiedział cicho zachrypniętym, ale też łamliwym głosem, na co moje serce przyśpieszyło swoje bicie. Jego ton był tak cholernie smutny, że zachciało mi się płakać.
- Yoongi, przyszliśmy ci pomóc. Nie odrzucaj nas - wyszeptał Jin, podchodząc bliżej łóżka chłopaka.
- Jak chcecie niby mi pomóc? - zapytał, wtulając twarz w poduszkę. - Nie odrzucam was, tylko po prostu chciałbym, żeby tu była. To jest okropne uczucie.
- Rozumiem co czujesz, Yoon - usiadłem na podłodze koło łóżka po stronie, gdzie miał odwróconą głowę. - Chcemy po prostu, żebyś nie był sam w tym trudnym czasie.
Spojrzał się na mnie z bladym uśmiechem, który niepewnie odwzajemniłem. - Dzięki, ale jeśli przyszliście tutaj, żeby poprawić mi humor, to nie starajcie się. Nie teraz. I tak nie będę na razie szczęśliwy.
- Nie przyszliśmy poprawić ci humoru, bo wiemy, że jest to niemożliwe, ale... możemy za to podnieść cię na duchu, przyjacielu - powiedział Jin, siadając koło mnie.
- Mhm, dziękuje jeszcze raz - mruknął, przymykając oczy. - A gdzie reszta?
- No wiesz, nie tylko twoja dziewczyna wyleciała z kraju - westchnął najstarszy - A wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że Alien jest wrażliwy, więc wysłaliśmy do niego cięższe bronie - uśmiechnął się promieniście.
- Wcale się nie dziwię, że wysłaliście do Tae, Namjoona i Jimina - uznał po chwili ciszy, wzdychając.
- Yoongi? - zacząłem niepewnie temat, po który tak naprawdę tutaj przyszliśmy, a on mruknął w odpowiedzi. - Pójdziesz z nami do sklepu? Robimy wielkie zakupy i potrzebujemy pomocy w niesieniu tego wszystkiego.
- Wiedziałem, że przyszliście tutaj, bo coś chcecie - zaśmiał się smutno, wycierając policzki rękawem. - Przepraszam, ale chyba mam za bardzo zepsuty humor, żeby gdziekolwiek iść.
- Nie damy rady bez ciebie i Tae, a poza tym przyda wam się trochę ruchu. Zapomnicie choć na chwilę o pustce. - powiedział Jin. - Proszę cię, jesteśmy przyjaciółmi i chcemy wam pomóc. Nawet bez tych zakupów byśmy przyszli i was pocieszali, bo od tego siebie mamy. Jesteśmy rodziną. - westchnął z uśmiechem.
Otworzył oczy, spoglądając na najstarszego i pokiwał głową. - Dobra, pójdę, ale Jungkook mnie poniesie na barana - oznajmił, a ja się zaśmiałem, słysząc jego prośbę, a raczej rozkaz.
- Okay - zgodziłem się, wstając ze swojego miejsca i kucając przy łóżku. Ten się podniósł i usiadł na moich plecach. - Trzymaj się - ostrzegłem chłopaka, a on tylko mocniej się przytulił do mnie. Jin otworzył nam drzwi, a ja wyszedłem razem z Yoongim jako pierwsi. Kiedy już byliśmy na schodach, usłyszeliśmy jak drzwi od pokoju Taehyunga się otwierają, więc się odwróciliśmy. Zobaczyłem Namjoona, który miał na twarzy uśmiech, zwiastujący, że się udało. Chwilę po nim wyszedł Jimin z młodszym od niego na ramieniu. Pokiwałem głową w dowód uznania i zeszliśmy razem na dół. - Jin, mógłbyś wziąć kurtkę moją, Yoongiego, Tae i Jimina? Wziąłbym je, ale mam zajęte ręce.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział wykonując czynność.
Podziękowałem chłopakowi i wyszliśmy razem z domu. Najstarszy zamknął go oraz ruszył przed nas, żeby otworzyć samochód, do którego chwilę później weszliśmy. Namjoon usiadł jako pasażer, więc naszej pozostałej czwórce pozostało usiąść z tyłu. Zająłem miejsca koło Jimina i Yoongiego, siadając przy tym na środku. Było ciasno. I to bardzo. Ale co mieliśmy zrobić, skoro Taehyung leżał na pozostałych siedzeniach z tyłu? Odchyliłem głowę, kładąc ją na zagłówku i westchnąłem. - Jak się udało wam przekonać Tae, żeby wyszedł? - szepnąłem do mojego ukochanego.
- Ma się te swoje sposoby - uśmiechnął się błogo - Tym bardziej, gdy się użyje argumentu "Ty zawsze pomagałeś mi to tym razem ja pomogę tobie" - również szeptał w moją stronę.
Uśmiechnąłem się jedynie szeroko do chłopaka, już nic więcej nie mówiąc. Reszta też się nie odzywała, ale po naszym kochanym małżeństwie było widać, że są podekscytowani równie mocno, jak ja i Jimin. Yoongi pod koniec drogi zaczął coś podejrzewać, bo nie bez powodu kręciłby się na swoim miejscu. No chyba, że miałby owsiki, ale wątpiłem, że je posiadał. W końcu odpuścił, widząc, że nikt nie ma zamiaru mu wyjaśnić co się dzieje.
Kiedy zaparkowaliśmy przed lotniskiem, wyszliśmy z samochodu, a Namjoon i Jin od razu ruszyli do bagażnika, żeby wyjąć walizki chłopaków. W momencie kiedy wszyscy stanęliśmy przed budynkiem, postanowiliśmy wyjaśnić Yoongiemu i Taehyungowi co się dzieje. - Niespodzianka - oznajmiłem niepewnie, uśmiechając się lekko do chłopaków i tym samym pozwalając reszcie dokończyć wyjaśnienia.
- Co my robimy na lotnisku? Jaka niespodzianka? - pytał szybko Tae. - Jak to jest żart to strasznie ranicie...
- Jaki tam żart. - powiedział Jimin z uśmiechem podchodząc bliżej obydwóch chłopaków. - O pierwszej macie lot do Polski... Jin i Jungkook wczoraj was spakowali - małżeństwo podało chłopakom odpowiednie torby. - Wasze dziewczyny niestety nie odpisywały nam, więc musieliśmy sami znaleźć ich adresy. Niestety udało się tylko wyszukać adres Julki, ale ona na pewno będzie wiedziała, gdzie mieszka Marcelina - podał Yoongiemu karteczkę z napisanym polskim adresem. - Zaraz pójdziemy odebrać wasze bilety. - wskazał kciukiem na ladę nawet się nie odwracając. - Jak wylądujecie będzie na was czekać wypożyczony samochód z szoferem na nazwisko "Park", któremu podacie adres nic nie mówiąc, bo w końcu on nie gada po waszemu, a wy po jego, więc no wiecie. Miasto też jest na tej karteczce napisane i nie musicie się o to martwić. - powiedział podchodząc i wskazując na drugą linijkę kartki, po czym znów wrócił na stare miejsce - W razie jakichkolwiek problemów, wykupiłem wam pakiet rozmów zagranicznych, wiec jak nie będziecie mogli się porozumieć z jakimś Polakiem, dzwonić, pomogę wam - puścił do nich oczko. - Jin wam pożyczył trochę kasy, którą macie w tym portfelu już z pieniędzmi w walucie Polskiej - podał im czarny portfel. - Bilety są w jedną stronę, więc jak będziecie chcieli wrócić, a z kasą będzie krucho to piszcie do mnie czy tam do reszty - powiedział ciepło - Szofera macie wynajętego na tydzień, więc zawiezie was pod jaki tylko chcecie adres. Już jest wynajęty pokój w hotelu z dwoma oddzielnymi łóżkami, do którego adres macie na tej kartce - podał im kolejną karteczkę innego koloru - Tą dacie jak będziecie wracać od dziewczyn... w razie czego napisałem z drugiej strony obu kartek liczby, która jest pierwsza, a która druga, więc nie będzie problemu... - wytłumaczył podchodząc bliżej - Na koniec powiem, że będę za wami tęsknił i nie zrywajcie z nami kontaktu. Wróćcie ,kiedy przyjdzie pora z dziewczynami. Może minąć miesiąc zanim znów się zobaczymy. Może nawet dwa czy trzy, ale mam nadzieję, że wrócicie całą czwórką, szczęśliwi...- mówił nadal ciepłym głosem, również szeroko się uśmiechając. Nie powiem zaskoczył nie tylko tę dwójkę, ale i nas. Nieźle to wszystko zaplanował...
- Mój Boże. Dziękuję ci - powiedział zszokowany Tae, podchodząc do przyjaciela i mocno przytulając, dodatkowo płacząc ze szczęścia. - Dziękuję...
- C-co? - wyszeptał Yoongi, któremu łzy zaczęły spływać po policzkach. Podbiegł do Jimina, przytulając go i Taehyunga tak mocno, że myślałem, że zaraz ich udusi. - Boże, dziękuję. Jesteś niesamowity. Będę ci chyba wdzięczny do końca mojego życia.
- Nie macie za co... na serio - wydukał ledwo Jimin. - Możecie... trochę... poluźnić... uścisk - wyszeptał, a oni robili to od razu, ale nadal nie puszczając - Dużo dla mnie w życiu zrobiliście... Znaczy tak zorientowałem się po waszych opowieściach no i dwóch wydarzeniach, które przypomniały mi się z Tae. To ja jestem i będę wam wdzięczny, więc teraz odpłacę część nieskończonego długu... - oderwał się od Sugi i Tae po czym wskazał głową na naszą trójkę - Im też powinniście podziękować... - uśmiechnął się.
- Wam też strasznie dziękuję! - wykrzyczał przez łzy Taehyung i podbiegł do naszej trójki mocno zamykając w uścisku.
- Nawet nie próbujcie mi dziękować - od razu się wycofałem. - Ja tylko kibicowałem, nic więcej.
- I tak ci podziękuje, króliku - powiedział Yoongi, dołączając się do uścisku. - Wam też chłopaki.
- Ściskajcie ich i to mocno! - powiedział nieco głośniej z daleka przyglądający się nam Jimin - I nie słuchać Jungkooka! Gdyby nie wrócił do dormu to nawet by mi przez myśl nie przeszło by to wszystko zorganizować! Więc wyściskać go podwójnie!
Spojrzałem na niego zmrużonymi oczami, słysząc jego słowa. - Dołącz się - zaproponowałem ze słodkich uśmiechem. - Chętnie cię przyjmiemy - wydusiłem ledwo, czując jeszcze mocniejszy ścisk niż wcześniej. - Zemszczę się potem.
- O co królik zrobi psu? - spytał uszczypliwie, rozbawiony poruszając brwiami.
- Chłopaki zapamiętajcie ten moment. Przyznał się, że jest szczeniaczkiem - powiedziałem, spoglądając na rozbawione małżeństwo i chłopaków, którzy nadal nas nie puszczali. - Królik może być noszony przez psa. Jest mały i lekki.
- Powiedziałem, że jestem psem, ale nie szczeniaczkiem.- zaśmiał się. - Mówisz, że będę musiał cię nosić na plecach, tak?
- Tak - potwierdziłem jego słowa, a chwile później zostaliśmy wypuszczeni z uścisku, przez co odetchnąłem z ulgi, pochylając się do przodu, opierając ręce na kolanach. - Za jakie grzechy to było..
- Miłość boli. - powiedział Tae klepiąc mnie po ramieniu - Ludzie godzina dwunasta pięćdziesiąt osiem!
- Dalej po bilety! - krzyknął Jimin, ruszając biegiem w stronę recepcji.
Pobiegliśmy szybko po to co mieliśmy i odprowadziliśmy chłopaków do miejsca, gdzie mogliśmy jeszcze przebywać. - Trzymajcie się, nie zgubcie się tam! - krzyknąłem na odchodne, a chłopaki się zaśmiali i pomachali nam, znikając za drzwiami, które prowadziły do samolotu. Podeszliśmy szybko do szyby obok i patrzyliśmy jak chłopcy wchodzą do tej wielkiej maszyny, która miała ich przetransportować do Polski. - Będzie mi ich brakowało - powiedziałem cicho, odsuwając się kawałek od ściany. - Ale czas szybko zleci i znowu będą z nami.
- Masz jeszcze mnie, Jina i Namjoona - pocieszył mnie Jimin - Nie powinno być nudno.
- Z wami nigdy mi nie jest nudno - stwierdziłem, śmiejąc się.
- Masz szczęście, młody - mruknął rozbawiony Namjoon, który poczochrał mnie po włosach.
- To... co teraz robimy? Jedziemy uczcić wygraną do jakiegoś fast food'a albo baru? - spytał mój narzeczony z uśmiechem, a ja korzystając z tego, że spogląda na Namjoona i Jina wskoczyłem mu szybko na plecy zaplatając ręce na jego szyi, a nogi w pasie. - Ej! Co ty robisz? - spytał śmiejąc się pod nosem, starając się utrzymać równowagę.
- Mówiłem, że będziesz mnie niósł za to, że kazałeś im mnie dusić mocniej - wzruszyłem ramionami, przytulając się do jego pleców. - Trzeba było tego nie mówić..
- Urocze zabawy dzieci - powiedział rozczulony Jin. - Jesteście za mali na bary, więc jedziemy uczcić pizzą! – ogłosił, przytulając się do męża
- Zabawy? On chce zostać pandą. - zaśmiał się Jimin podsadzając mnie bardziej do góry bym mu nie spadł i złapał pod ramiona moje nogi.
- No nie, poznałeś moją tajemnicę - udałem zawiedzionego. - Pizza brzmi smacznie.
- Każdy wie, że pandy kochają bambusy, więc Jungkook pizzy nie je - wystawił mi język Jimin.
- Ale jestem wyjątkową pandą, Jimin-ah! Taką, która jada pizze i inne smaczne rzeczy - mruknąłem zadowolony. - No i lubi bardzo tuli tuli.
- Ojoj króliczku... Jiminek jest niezastąpiony do tuli tuli, ale zdradzasz go ze smakiem pizzy... nie ładnie – powiedział, znów podrzucając mnie do góry.
- Nie podważę tego co powiedziałeś na temat tuli tuli, bo to prawda - powiedziałem, wtulając twarz w jego szyje. - Jestem głodny, dlatego chcę zjeść pizzę.
- W takim razie też cię zdradzę i również zjem pizzę - wzruszył ramionami i podrzucił mnie do góry. - Masz rację, jesteś leciutki.
- Ale już więcej razy się nie zdradzajmy, bo to źle brzmi - odparłem cicho. - Lubisz mnie podrzucać chyba. Mam rację?
- Tak. - powiedział bez ogródek - Ale spadasz ze mnie, więc wtul się mocniej, a będę to robił rzadziej.
- Okay - poprawiłem się, podciągając się do góry i przylegając całym ciałem do chłopaka. - Już jest okay?
- Myślę, że tak... Przekonamy się jak podrzucanie ustąpi – odpowiedział, wychodząc z budynku. - Mam cię tak nosić cały dzień czy tylko do samochodu, hm?
- Ty zdecyduj - postanowiłem, chociaż tak naprawdę chciałem, żeby nosił mnie cały dzień, bo było tak mi wygodnie, a Jimin był taki cieplutki... - Jak wolisz.
- Mogę nosić cały dzień jak ładnie poprosisz - uśmiechnął się zabójczo.
- Proszę bardzo ładnie, najpiękniej na świecie - wychyliłem się trochę, żeby spojrzeć na niego maślanymi oczami i wydąłem dolną wargę, przechylając głowę. - Proszę.
- Przesłodzona słodycz, ach co mi tam... jak można tak uroczemu królikowi odmówić... - przewrócił oczami i zachichotał cicho podchodząc do eomma mobila.
Zeskoczyłem z jego pleców, kiedy mieliśmy już wejść do samochodu. Zrobiłem to, ponownie siadając na tylnych miejscach, czując ulgę, że nie będę się dusił na tych siedzeniach. - To gdzie jedziemy?
- No nie wiem jedziemy do domu i zamawiamy pizze czy od razu do pizzerni? - spytał najstarszy, siadając za kierownicą.
- Możemy jechać do pizzerni, męczy mnie już siedzenie w domu - mruknął Jimin spoglądając za okno po swojej stronie.
- No to jedziemy do pizzerni - odparłem podekscytowany. - A macie potem jakieś plany jeszcze?
- Nie sądzę... A! Jungkookie, do której jutro pracujesz? - spytał Jin o czymś sobie przypominając.
- Jutro do szesnastej wyjątkowo, bo trener przygotowuje swoją klasę do zawodów i mam ich zmotywować czy coś - wzruszyłem ramionami. - A co?
- W takim razie przyjdziemy wszyscy po ciebie i zwolnimy o 14 - powiadomił mnie Jin patrząc w lusterko.
- Czemu? - zdziwiłem się, spoglądając na Jina z zaciekawieniem.
- Moi rodzice zapraszają nas do siebie. Zawsze jakoś się wywijałem by pojechać tylko z Namjoonem, ale teraz chcą również poznać chłopców, których jako tako wychowujemy...- westchnął - Nie ma odwrotu musicie ze mną jechać.
- Okay - pokiwałem głową, uśmiechając się do chłopaka. - Nie ma problemu. Powiem trenerowi najwyżej, że ważna sprawa rodzinna i muszę pojechać. Poniekąd to prawda.
- Ja też mam jechać? - spytał cicho Jimin.
- Ty w szczególności. Pragną poznać tego silnego chłopaka, który wiele przeszedł i ze wszystkim daje sobie radę - uśmiechnął się do Jimina w lusterku - Często rozmawiam z rodzicami i wiedzą, że nic nie pamiętasz, ale i tak będą chwalić twoją wytrwałość, którą posiadasz po dziś dzień.
- Och... Rozumiem - uśmiechnął się pod nosem - Czyli co? Jutro jedziemy po Jungkooka, a potem do twoich rodziców, tak?
- Dokładnie - przytaknął najstarszy - Ubierzcie się normalnie... Oni lubią młodzież i jej styl.
- To dobrze, że nie będę musiał się ubierać w garniak - mruknąłem pod nosem. - Już lubię twoich rodziców, Jin.
- Jak nie zamkną mnie w piwnicy i nie będzie próby gwałtu to też ich polubie... Przepraszam Jin za moje nastawienie, ale nie jestem zbytnio otwarty na ludzi - powiedział dość cicho Jimin.
- Nie przepraszaj... Znam twoje podejście do życia i w tym innych ludzi - posłał mu uśmiech - Ale zobaczysz, że to spoko ludzie nawet jako rodzice - zaśmiał się.
Reszta dnia minęła przyjemnie. Zjedliśmy obiecaną pizzę, wróciliśmy do domu z pełnymi brzuchami i co najważniejsze, dobrymi humorami, które towarzyszyły już nam do końca dnia. Spędziliśmy całą czwórką wspólnie wieczór oglądając jakieś bzdety w telewizji, rozmawiając oraz śmiejąc się. Naprawdę brakowało mi takich chwil w których mogłem poczuć się beztrosko i nie musiałem przejmować się swoimi zmartwieniami. Ten dzień zdecydowanie należał do jednych z najlepszych w ostatnim czasie, dlatego też zasnąłem z szerokim uśmiechem na jutro, zastanawiając się co mnie spotka.
-------------------
Kochane bangtansie ^>^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro