~ 123 ~
Miesiąc później...
Perspektywa Yoongiego:
Ten miesiąc był dla wszystkich szokiem. Nikt się nie spodziewał, że Jungkook opuści, ucieknie od nas. A tym bardziej tego, że był w takim strasznym stanie emocjonalnym, że posunie się do cięcia się. Przecież wydawał się taki szczęśliwy. Taki pełny życia. Myśleliśmy, że jego przemyślanie potrwa najdłużej tydzień, ale pomyliliśmy się aż o trzy. Nikt nie wiedział co się z nim dzieje, co robi, czy ma co jeść i czy ma gdzie mieszkać. Najgorsze było to, że nie wiedzieliśmy czy nasz króliczek w ogóle żyje. Robiliśmy przeszukiwania całego miasta, pojechaliśmy również do Chanyeola, który niestety nie wiedział, gdzie znajduje się Kookie. Powywieszaliśmy ulotki depresyjnie, szukając wyjścia z tej sytuacji. Na nic się to zdało, a my nadal nie wiedzieliśmy gdzie jest chłopak.
Jimin również nie czuł się najlepiej. Co ja pieprze. Był w równie fatalnym stanie, co najmłodszy z nas. Wychodził tylko na treningi, które się przedłużały. O naprawdę długi czas. Jadł tylko czasami i to małe porcje, przez co naprawdę się o niego martwiliśmy. Wmuszaliśmy w niego to jedzenie, ale nic to nie dawało. Byliśmy bezradni, tylko Jungkook mógł coś zdziałać.
– On musi, przecież gdzieś być - mruknąłem, siedząc przy planie miasta kolejną godzinę. - Nie przepadł, przecież!
- Jak go prędko nie znajdziemy to Jimin lada chwila trafi to szpitala - powiedział Tae z twarzą ukrytą w dłoniach - Pytaliśmy się już wszystkich gdzie mógłby być...
- Ugh... jaka szkoda, że Jungkook skończył szkołę - wysyczał Jin - Pewnie gdyby jeszcze chodził to nie opuściłby miesiąca nauki...
Zastygłem na chwilę, słysząc słowa najstarszego. Spojrzałem się na niego z lekką nadzieją w oczach, bo wpadł mi do głowy jeden pomysł. - Chłopaki, zastanawiam się jak mogliśmy być takimi idiotami..
- Rozwiń tę myśl na głośno mówiący - powiedział Tae.
- Nie pamiętacie, gdzie od trzech tygodni miał pracować Jungkook? - zapytałem się, a oni spojrzeli na siebie, a potem powrócili wzrokiem na moją osobę i pokręcili niepewnie głowie. - W jego starej szkole! Miał być asystentem swojego nauczyciela od wychowania fizycznego!
- Chciałeś powiedzieć praktykantem? - spytał Jin - Z tego co wiem to nie można mieć w szkole asystentów.
- Jeden chuj, Jin - mruknąłem. - Ważne, że jest szansa na to, że Jungkook tam jest.
- No to co. Jedziem po królika marne ludzkie drobie! - krzyknął szczęśliwy Taehyung biegnąc w stronę hol.u - A no tak, Jimin jedzie? - wychylił się zza ściany.
- Pierwszy raz od czterech tygodni ma wolne od treningu, niech odpocznie, bo się wykończy - odparłem, wstając ze swojego miejsca. - Pojedziemy tylko we trójkę.
- Jedziemy eomma mobilem rozumiemy się? - zarządził Jin biorąc kluczyki do samochodu i idąc w ślady Taehyunga
- Tak, tak mamo - przewróciłem oczami, a na mojej twarzy od dłuższego czasu pojawił się uśmiech pełen nadziei.
Wsiedliśmy do samochodu Jina, już, że tak powiem, pędząc do szkoły, która była naszą ostatnią szansą na znalezienie Kookiego. - Mam nadzieję, że znajdziemy go tutaj..
- Chodźcie za mną. Ja jeszcze pamiętam, gdzie jest sala gimnastyczna. - powiadomił nas Alien.
Chłopak w podskokach poprowadził nas we wspomniane miejsce. Po wejściu, od razu zaczęliśmy rozglądać się po całym pomieszczeniu, które swoją drogą było naprawdę spore. Inaczej to pamiętałem.
- Spójrzcie tam jest! - wskazał starszy na trybuny
Momentalnie spojrzeliśmy się w tamtym kierunku. Faktycznie, to był Jungkook. Ale brakowało mi czegoś w nim. Tego promyka nadziei, którego trzymał w sercu mimo strasznej sytuacji.
Podszedłem niepewnie do chłopaka, przechodząc przez kolejne rzędy. Im bliżej byłem tym coraz mocniej miałem ochotę się rozbeczeć z ulgi i szczęścia, ale z drugiej strony moja dłoń bardzo mnie ostatnio świerzbiła.. - Jungkook - powiedziałem cicho, kiedy już stałem przy młodszym, a kiedy głos mi się załamał, przekląłem w myślach. Ten tylko odwrócił się w moim kierunku, a kiedy to zrobił, myślałem, że moje serce zaraz się złamie doszczętnie. - Boże.. - szepnąłem pod nosem, a on uśmiechnął się smutno. Schudł i to bardzo, na twarzy też mocno zmarniał..- Coś ty człowieku zrobił.. - chciał mi odpowiedzieć, ale przerwał mu Jin.
- Jungkook, słuchaj ty mnie, no niech tylko skończą ci się lekcje to obiecuję, że... - urwał, widząc w jakim stanie jest młodszy - O matko, syneczku, wszystko okej? Dobrze się czujesz? Jesteś głodny? - zapytał z troską.
- Czy wyglądam ci na człowieka, który dobrze się czuje? - odezwał się wreszcie zachrypniętym głosem, a z moich oczu wyleciały pierwsze łzy. Łzy ulgi. - Jin, nie jest okay.
- Jesteś cały wyziębiony... Przeszukaliśmy całe miasto by cię znaleźć - powiedział przytulając najmłodszego. - Co ci do łba strzeliło? Wszyscy się strasznie martwiliśmy... Zwolnisz się dzisiaj wcześnie, jedziemy do twojego miejsca zamieszkania po rzeczy i jedziemy do dormu
- Jin, nie mogę - pokręcił głową. - Przeze mnie on cierpi. Nie chcę tego.
- Ty na serio tak myślisz? - spytał podniesionym głosem Tae - Gadasz bzdury. Jimin z nami nawet nie rozmawia, tylko chodzi na treningi i prawie nic nie je. Dzisiaj pierwszy raz od czterech tygodni ma jeden dzień odpoczynku, po tym jak swoimi monologami ubłagaliśmy go by napisał do Kaia, iż ma pilny wyjazd. Zaraz się wykończy fizycznie i psychicznie. Próbowałem z nim gadać, bo pamięta mnie, jako jedynego, chociaż w jakimś stopniu, ale nawet mi na jedno pytanie nie odpowiedział. Siedział na swoim łóżku wgapiony w okno. Tak się nie zachowuje szczęśliwy człowiek. To się robi chore, ponieważ za te wszystkie bóle i cierpienia oboje siebie obwiniacie. Ty myślisz, że on cierpi przez ciebie, a on kompletnie na odwrót, mówiąc, że powinien naprawdę umrzeć wtedy w szpitalu. A jak Jimin trochę nie zwolni to chyba szybko znów powróci do tamtego stanu... - mówił złym, a jednocześnie łamiącym się tonem - I nie dość, że wszyscy cierpią, widząc co przeżywacie, to jeszcze za trzy dni Marcelina i Julka wracając do Polski – wyszeptał, odwracając ode mnie wzrok.
- Ja po prostu chciałem, żeby znalazł kogoś kto pozwoli mu doznać prawdziwej miłości, Tae – mruknął Kook, a z jego oczu wypłynęły łzy. - Jestem okropnym człowiekiem. Rozumiesz, że przez mój szantaż, nie chciał i już nie chcę poznać co to za uczucie? Przecież to był mój cel. A ja zaprzepaściłem swoją szansę.
- On za to twierdzi, że byłeś jego jedyną szansą na przypomnienie sobie tego uczucia, ale miałeś go dość i dlatego uciekłeś. By zacząć wszystko od nowa, w tym znaleźć nową miłość - wytłumaczył Jin.
- Ja nigdy go nie miałem dość, jak on mógł tak pomyśleć.. - wyszeptał, ukrywając twarz w swoich dłoniach. - Nie mieszkałem nigdzie, moje rzeczy są w pokoju wuefistów. Możemy po nie iść i pojadę z wami. Skończyłem już lekcje, więc nie będzie żadnego problemu.
- No dobra... To chodźmy. - powiedział Jin klepiąc mnie po ramieniu.
Westchnąłem i zszedłem razem z pozostałą trójką z trybun. Jungkook był zaskoczony, ale też naprawdę przybity tym co od nas usłyszał. Była taka prawda, a ukrywając to co się działo, nie pomogłoby to najmłodszemu.
Kiedy chłopak przyszedł ze swoją torbą, bez słowa ruszyliśmy do samochodu. W aucie również panowała cisza, ponieważ chcieliśmy, żeby Jungkook sobie wszystko poukładał w głowie. Zresztą sam był słaby, a nawet można byłoby określić, że był wycieńczony. Jego skóra była jeszcze bardziej blada niż zazwyczaj, a wory pod oczami świadczyły o tym, że jego zmęczenie było naprawdę ogromne. Kiedy przyglądałem się mu w lusterku, nie widziałem już tego Jungkooka sprzed kilku tygodni, który posiadał nadzieje. Nadzieja w nim umarła, przez co jego dusza powoli łamała się na pół. Nie wiedziałem czy uda nam się go odbudować na nowo. Liczyłem na to. Każdy z nas na to liczył.
- Jeśli chciałbyś z nim porozmawiać, zrób to wieczorem. Jimin zbyt przesadził z treningami i teraz odpoczywa - poinformowałem Jungkooka, kiedy weszliśmy do domu, a ten tylko pokiwał głową.
- Chcesz coś jeść? - zapytał Jin.
- Nie, nie jestem głodny - powiedział cicho, pewnie czując się niepewnie z powrotem w domu.
- Czyli zrobię ci coś pysznego. - powiedział uśmiechnięty Jin - Idź się rozpakuj w tym czasie - rozkazał udając się do kuchni.
- Mu nigdy nie można odmówić - stwierdził Tae, wzruszając ramionami - Chodź.. - pokazał Jungkookowi głową na schody i udali się razem na górę... Teraz tylko czekać, aż Jimin wyjdzie z pokoju, co jest mało prawdopodobne...
Perspektywa Jungkooka:
Nigdy nie sądziłem, że posunę się do takiego czynu jak ucieczka. Nawet nie próbowałem o tym myśleć, ale to co się stało tamtego dnia przekonało mnie, że powinienem dać wszystkim spokój. A zwłaszcza Jiminowi, który dość się wycierpiał w życiu, a ja tylko dokładałem mu kolejnych problemów. Pakując swoje rzeczy w torbę, nie myślałem nad tym co robię. Czy robię dobrze. Czy nie będę tego żałować. Oczywiście, że żałowałem. Każdego dnia przechodziłem "przypadkowo" koło domu, zastanawiając się czy aby na pewno nie wrócić. Ale również za każdym razem, miałem w głowie mojego życia. To co poczułem, było gorsze niż wbicie noża w moje już złamane serce. Czułem jakby odebrano mi zdolność mowy, czucia w całym ciele. Wtedy już wiedziałem co zrobić, żeby nie dopuścić do tego drugi raz.
Pierwsze kilka dni było nawet znośne. Potem zaczęło się gorzej. Nie miałem co jeść, pomieszkiwałem w ruderach, myłem się po lekcjach, kiedy byłem pewien, ze nikogo nie ma i nie będzie na sali gimnastycznej. Do tego nie sypiałem. Nie umiałem zasnąć z niewiedzą, czy wszystko u nich dobrze i czy on nie złamał swojej obietnicy. Ja swojej nie złamałem, chociaż wiele razy miałem taką chęć.
Kiedy już zjadłem wmuszone oraz zrobione jedzenie przez Jina, postanowiłem zaryzykować i wejść do pokoju mojego szczeniaczka. Bałem się tego co tam mógłbym zobaczyć, ale zbyt bardzo tęskniłem, dlatego strach tylko w małej części, objął moje ciało. Nie pukałem do drzwi, tylko po prostu wszedłem. Kiedy zobaczyłem leżącego Jimina na pościeli, z moich oczu wyleciały już po raz kolejny łzy. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, że chociaż w tamtym momencie nie cierpiał.
- Przepraszam cię za wszystko, skarbie - powiedziałem łamliwym głosem, kiedy już podszedłem blisko chłopaka. - Zostawiłem cię, chociaż tak bardzo tego nie chciałem. Chciałem po prostu, żebyś zaznał tego szczęścia, którego przy mnie nie mogłeś dostać - westchnąłem, a na mojej twarzy wykwitł blady uśmiech, kiedy pogłaskałem jego policzek. Był taki spokojny, nie przejmował się troskami w czasie snu. - Nigdy nie wybaczę sobie tego, że pomyślałeś, że mógłbym mieć cię dość. Jesteś moim uzależnieniem, ja chcę cię więcej. Nie chcę mniej. Musiałem dać ci powód, skoro tak pomyślałeś. Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam za to - zapłakałem, ukrywając twarz w dłoniach. - Nie jestem warty twojego uśmiechu, tym bardziej twoich łez. Nie liczę nawet na to, że mi wybaczysz. Nie oczekuje tego. Skoro ja nie umiem sobie wybaczyć to dlaczego ty miałbyś mi wybaczyć? - wstałem z miejsca i niepewnie się położyłem koło chłopaka. - Będę cię przepraszać do końca swoich dni za to co ci zrobiłem. Kocham cię najmocniej na świecie i z równą siłą tęskniłem, kochanie - wyszeptałem, gładząc go po główce. Uśmiechnąłem się lekko, widząc powoli rosnące włosy. - Pewnie się cieszysz, że ci już odrosły trochę, co? - z moich ust wyleciał cichy śmiech, a po nim już się nie odezwałem. Po prostu napawałem się jego widokiem. Że w końcu koło niego jestem. Nawet nie spostrzegłem, kiedy zamknąłem oczy i zasnąłem, mając uśmiech na twarzy. Brakowało mi tego.
Nie mam zielonego pojęcia, ile spałem. Byłem zbyt zmęczony, żeby się tym przejmować. Jedynie o czym marzyłem to był sen i oczywiście to, że Jimin sobie nas przypomni.
Kiedy się przebudziłem, jęknąłem cicho, czując ból głowy, który zresztą towarzyszył mi już od kilku dni. Z rozkojarzeniem i bardzo powoli otworzyłem powieki, a pierwszą rzeczą, a raczej osobą, którą zobaczyłem był Jimin. Nie leżał już koło mnie, ale siedział na łóżku, oparty o tylną poręcz i ledwo się powstrzymywał od płaczu, na co wskazywały jego załzawione oczy.
- Przepraszam - na tyle było tylko mnie stać. Nie mogłem wydusić z siebie nic więcej, za co było mi bardzo wstyd. Zasługiwał na więcej.
Chłopak szybko oderwał się od poręczy i przytulił mnie mocno. – Wróciłeś... - wyszeptał, a po chwili wybuchł cichym płaczem - My-myślałem, że jak zechcesz o-odejść to dam sobie radę. – wydukał. - Niestety i-im więcej czasu razem spędzaliśmy, tym bardziej się do cie-ciebie przywiązałem... Proszę n-nie zostawiaj już mnie... możemy być tylko przyjaciółmi, ale zostań ze mną, proszę cię - nawet nie starał się opanować. - Błagam... Przepraszam za to c-co powiedziałem o miłości... wcale tak nie myślę...Stwierdziłem to, bo nie l-lubię, jak ktoś mnie do czegoś zmusza... Przepraszam...
- Nie umiemy zostać tylko przyjaciółmi, nie sądzisz, Jimin? - stwierdziłem, przytulając go równie mocno co on mnie. - Nie zostawię cię już nigdy więcej. Nie przepraszaj mnie, to ja powinienem teraz klęczeć i błagać o twoje wybaczenie – szepnąłem będąc bliskim płaczu i głaszcząc Jimina po plecach. - Już nigdy cię nie zostawię... - powtórzyłem, czując łzy gromadzące się w moich oczach.
- Dziękuję... – wyszeptał, starając się uspokoić - Nie było cię miesiąc... skąd mogę wiedzieć czy nie ułożyłeś już sobie życia... Mam tylko nadzieję, że się nie ciąłeś...
- Nie, nie ciąłem się. Przecież ci obiecałem - odparłem. - Nie ułożyłem sobie życia. Nie umiem go sobie ułożyć, gdy cię nie ma przy mnie.
- Ja nie piłem, ale... chyba za dużo ćwiczyłem i brałem tabletek na rozluźnienie mięśni i na nerwy... – wyszeptał.
- Tabletki? - spytałem, a mój ton głosu zmienił się na zmartwiony. - Jimin.. – westchnąłem, starając się nie rozpłakać. - Lepiej nie bierz ich już i nie chodź za często na treningi. Nie doprowadź się do krytycznego stanu. Nie chcę cię zobaczyć w szpitalu już więcej, rozumiesz?
- Co masz na myśli mówiąc "nie chodź za często na treningi?" - spytał uspokojony.
- Musisz teraz odpocząć, a nie myśleć o powróceniu do formy. Nie chodź codziennie, a co trzy albo cztery dni. To jest niezdrowe - wyjaśniłem. - Ale na razie sobie odpuść. Zrób sobie tydzień odpoczynku czy coś. Poświęć swój wolny czas muzyce, swoim skrzypcom.
- Co powiem Kaiowi? Wiąże ze mną przyszłość... - przez złe dobranie słów chłopaka, lekko się spiąłem co ten od razu wyczuł i postanowił naprostować swoją wypowiedź - Znaczy, nie on ze mną tylko... no ten, on mi wróży wielką przyszłość... no rozumiesz o co mi chodzi...
- Jak tak dalej pójdzie, Kai będzie mógł odwiedzać cię w szpitalu, a nie wiązać przyszłość - mruknąłem. - Nawet najwięksi sportowcy mają przerwy, a ty jej potrzebujesz. Zdecydowanie.
- Mam iść do niego i powiedzieć, że od jutra biorę sobie wolne? - zapytał puszczając mnie z objęć, żeby podejść do szafy i uszykować sobie rzeczy na trening.
- No chyba żartujesz, że teraz do niego pójdziesz - pokręciłem głową, wstając ze swojego miejsca. - I tym bardziej, że będziesz ćwiczył.
- No wczoraj miałem wolne to chyba dzisiaj mogę sobie pozwolić na choć jeden trening - wyszeptał nie zaprzestając czynności - Mówiłem ci już, że nie masz o co być zazdrosny -
- Tu już nie chodzi o zazdrość, Jimin - przytuliłem go, tym samym zmuszając do przestania pakowania się. - Jesteś zmęczony. Chłopcy mi powiedzieli, że zrobiłeś sobie pierwszy raz wolne od czterech tygodni. Nie możesz tak robić. Martwię się. Mogę z tobą zrobić trening ale lekki. Kai cię oszczędzi jak przyjdziesz do niego.
- Ugh, niech ci będzie. Pójdę do niego i powiem, że muszę zrobić sobie wolne... - oderwałem się od niego i zgromiłem go spojrzeniem - Zadzwonię? - znów gromiące spojrzenie. - Och no już dobrze.... wyślę mu SMS'a - uśmiechnąłem się słodko, ponownie się do niego przytulając. - Jesteś niemożliwy...
- Wiem - zaśmiałem się lekko. - Brakowało mi cię. Tak bardzo.
- Mi ciebie też... - uśmiechnął się pod nosem - A no właśnie zacząłeś pracę w szkole?
- Zacząłem - potwierdziłem, kiwając głową. - Nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale chodzenie do szkoły sprawia mi dużo przyjemności.
- Życie potrafi zaskoczyć, co? - spytał cichym, przyjemnym tonem - Wrócimy do łóżka? Zimno mi trochę... - wyszeptał i dopiero teraz zauważyłem, iż chłopak ma tylko na sobie szorty i bluzkę, na krótki rękaw, a na dworze już od dawna słonka nie ma...
- Jasne - zgodziłem się, po czym weszliśmy do łóżka, tym razem przykrywając się kołdrą. Od razu wtuliłem się w niego, uśmiechając się pod nosem. Moje serce objęło od razu ciepło, którego było mi brak przez te ostatnie, straszne dni. - Już lepiej?
- Zdecydowanie... - odpowiedział – Jungkook, mogę zadać ci pytanie?
- Uhm, oczywiście - potaknąłem niepewnie. Nie wiedziałem o co może chodzić chłopakowi.
- Jesteśmy ze sobą na tak jakby okresie próbnym, tak? – spytał.
- No.. tak - odpowiedziałem cicho, łapiąc za jego rękę. - Znaczy.. Jak ty chcesz. No w sensie, ja myślę, że tak.
- Skoro tak to... nie obraź się, ale chciałbym do czasu aż przypomnę sobie, dobrze wiesz o czym ustalić pewne zasady w naszym związku, trochę dziwnym, ale no cóż poradzimy - powiedział z zamkniętymi oczami - Ale będzie można złamać je maksimum 3 razy...
- Czemu miałbym się obrazić? To jest zrozumiałe - z moich ust wyleciał śmiech. - To mów te zasady.
- Zasada pierwsza: Utrzymujemy ten związek w tajemnicy, czyli nie chodzimy za rękę, nie tulimy się i nie całujemy się publicznie, zazdrość również się do tego zalicza. Zasada druga: Przestańmy się tak często kłócić i obrażać. Zasada trzecia: Kończymy z cięciem, tabletkami, alkoholem i innymi bzdetami, od których mogą być poważne konsekwencje. Zasada czwarta: Przestajemy się nawzajem podniecać w każdy możliwy sposób... chyba zawstydzanie też się do tego zalicza, ale nie jestem przekonany i przede wszystkim zero seksu. - wymieniał po kolei, spokojnym tonem. - Zgadzasz się?
- Będę o ciebie zazdrosny po cichu - stwierdziłem rozbawiony. - No cóż, zgadzam się. Jeśli to pozwoli mi być blisko przy tobie, to się zgadzam.
- Ale... zdajesz sobie sprawę co się stanie, jak wykorzystamy wszystkie limity do powrotu mojej pamięci? - spytał bardzo cicho.
- Pewnie ze mną zerwiesz - odparłem, a moje serce się powoli kroiło, kiedy to mówiłem. - Nie będę cię zatrzymywał, skoro będziesz tego chciał.
- Nie będę chciał, ale wiem, że to będzie najlepsza opcja dla nas obu. Dajmy sobie szansę, ale z limitem, bo to wszystko zaczyna mnie wykańczać. Więc zróbmy wszystko by się ze sobą nie rozstać. - wtulił mnie jeszcze bardziej w siebie.
- Zrobimy wszystko, będziemy ze sobą jeszcze długi czas, zobaczysz... - mruknąłem, owijając rękę wokół jego talii.
- Miejmy taką nadzieję... - wyszeptał wzdychając - Podaj mi mój telefon, który jest gorszy niż cegła... Napiszę do tego Kaia...
Odwróciłem się, tym samym wychodząc częściowo z uścisku Jimina i sięgnąłem po jego telefon, który leżał na szafeczce, która dawniej należała do mnie. Podałem mu tą rzecz i przykryłem się pod samą szyję kołdrą, wtulając twarz w poduszkę, która była przesiąknięta zapachem chłopaka.
- Okej, napisałem – oznajmił, odkładając telefon na szafkę ze swojej strony - Dlaczego jest ci tak zimno? Mam włączone ogrzewanie
Westchnąłem, przymykając oczy. - Przez ten miesiąc mieszkałem na ulicy, miałem tylko przy sobie cienką kurtkę, która na nic się zdała, bo noce robiły się coraz zimniejsze. Dlatego wymarzłem i jest mi ciągle zimno - wyjaśniłem cicho, wstydząc się warunków w jakich przyszło mi żyć przez te trzydzieści dni.
- Nie miałeś pieniędzy chociaż na tani hotel? - zapytał zmartwiony, od razu wstając po koc by dodatkowo mnie utulić. Po czym podszedł do mnie i przystawił rękę do czoła - Na szczęście nie masz gorączki - powiadomił mnie odgarniając z mojego czoła kosmyki włosów - Mam ci iść zrobić kakao? - spytał z uśmiechem, klękając na ziemi by móc spojrzeć mi w oczy.
- Nie - pokręciłem głową, zaprzeczając. Miałem na nie ochotę, ale nie chciałem również go wykorzystywać. Równie dobrze sam mogłem pójść sobie zrobić. - Jak coś, to pójdę sam sobie zrobić. Ale w zamian możesz mnie przytulić, bo rozgrzejesz mnie bardziej niż to kakao.
- Nie wychodzisz dzisiaj z łóżka... – rozkazał, wstając z ziemi - Więc jak nabierzesz ochoty na ten napój to mów i pójdę ci go zrobić, a teraz, jak królik sobie życzy, to go przytulę - przewrócił oczami z rozbawieniem, wskakując z powrotem do łóżka. Wkradł się pod dwie warstwy materiału i ułożył swoje kolana w taki sposób, że leżeliśmy na łyżeczkę oczywiście ja od razu skorzystałem z okazji i wtuliłem się plecami w jego ciepłą klatkę piersiową, dodatkowo opatulony w pasie jego już nieźle umięśnionymi ramionami. Uśmiechnąłem się szeroko ciesząc się z bliskości ukochanego - Cieplej? - spytał cicho wtulony w moją głowę.
- Mhm.. - wyszeptałem, czując wreszcie ogarniające mnie ciepło. Tylko on mógł zdziałać takie cuda. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką poczułem ulgę i szczęście jak mnie przytuliłeś. Cały ten czas, kiedy mnie nie było, myślałem, że masz do mnie uraz.
- Jakiś uraz tam miałem, ale tęsknota okazała się silniejsza... - wyszeptał.
- Przepraszam za to co ci zrobiłem, naprawdę - wyrzuty sumienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, kiedy to usłyszałem. - To ja myślałem, że masz mnie dość, dlatego uciekłem. Żebyś mógł dowiedzieć się co to miłość w mniej okrutny sposób.
- Przed utratą pamięci kochałem tylko ciebie, więc myślisz, że taki "zły chłopiec", jak ja, związałbym się z kimś innym, czy może powróciłbym do wyrywania kogo popadnie? Byłeś i jesteś wyjątkiem, który jako jedyny ma taką moc by rozkochać moje serce. Gdy uciekłeś, uznałem, że miłość nie istnieje, że to okrutne kłamstwo, które może tylko zniszczyć człowieka... Mam nadzieję, iż postarasz się pokazać mi na nowo, że miłość to nie kłamstwo. Nie miej mi tutaj wyrzutów sumienia, bo to przeze mnie uciekłeś. Chciałeś dobrze, a wyszło jak wyszło... - wzruszył ramionami.
- Nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłem.. Oczywiście, że postaram ci się pokazać miłość z jak najlepszej strony. Zrobię wszystko, żebyś nie musiał cierpieć - oznajmiłem pewnie, uśmiechając się lekko pod nosem. - Albo przynajmniej, żebym złagodził ten ból.
- Zobaczysz, że jakoś damy radę. Jestem tego niemalże pewny - wyszeptał mi wprost do ucha - Może na razie skończmy ten temat... słyszałeś, że dziewczyny chłopaków wracają do ojczyzny?
- Tak, tak - przytaknąłem szybko. - Smutna i przykra sprawa. Oboje wpadli po uszy, a teraz one wyjeżdżają.. Zresztą one też się zakochały. Widać po nich to.
- Trzeba coś wymyślić, żeby zostały... - stwierdził - No bo chyba nie pozwolą im tak po prostu odejść... nie?
- Nie wiem, Jimin.. Rodzice Marceliny mają problemy i nie pozwalają jej tu zostać - mruknąłem i potarłem swoje stopy o siebie, bo były zimne, próbując je rozgrzać.
- Czyli też nie mogą zamieszkać u nas? Bo rodzice Marceliny tego nie chcą? - spytał z lekka zdziwiony - Co tak wierzgasz tymi nogami?
- Nie pozwalają jej tu zamieszkać, bo nas nie znają - wyjaśniłem. - Mam zimne stopy, ale to u mnie normalne.
- Ciężka sprawa, ale chyba mam pewien pomysł... pomożesz mi go zrealizować? - spytał z uśmiechem wplątując swoje stopy w moje - Na serio masz je zimne, ale da się temu zaradzić, bo za to ja mam ciepłe. - zaśmiał się.
Westchnąłem tylko, czując ciarki na całym ciele. - Pewnie, że pomogę i dzięki za ogrzanie - również się zaśmiałem. - To jaki ten jest twój pomysł?
- Mamy dużo do roboty, więc wytłumaczę ci po tym, jak wstaniemy, bo nie wiem jak ty, ale ja nadal jestem śpiący... - ziewnął, następnie mlaskając i jak piesek wtulając się w moją głowę.
- Okay, jestem ciekawy co wymyśliłeś - powiedziałem, po czym zrobiłem to samo co chłopak. - Zaraziłeś mnie ziewaniem.
- Ponoć osoby, które się bardzo lubią zarażają się ziewaniem - zachichotał cicho – Dobry dzień Jungkookie...
- Dobry dzień, Jiminnie - wyszeptałem, po czym oboje odpłynęliśmy w krainę snów z uśmiechami na ustach.
-----------------------------------
Przepraszam, że tak późno, ale miałam dziś dużo do zrobienia i niestety nie udało mi się wyrobić na wcześniejszą godzinkę ;-;
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro