~ 122 ~
POV Jimina:
Stałem w miejscu, patrząc jak Jungkook wkurzony kieruje się w stronę dormu. Niepotrzebnie skłamałem, ale nie chciałem by obchodzono się ze mną jak z jajkiem. Musiałem się do tego przyzwyczaić, bo ponoć dużo przeszedłem w życiu i wolą mnie jakoś dopilnować bym znów nie narażał życia. Kook nie lubi kłamstwa, a ja dość często tego używam. Dlaczego wiecznie go ranię..
– Brawo, Jimin, jesteś totalnym idiotą... ugh - wysyczałem i udałem się w stronę miasta. Jungkook teraz byłe zły, więc powinien ochłonąć. - Jesteśmy pogodzeni cztery dni, a ty znów go zraniłeś... - wyszeptałem pod nosem i wszedłem do sklepu. Kupiłem dwa piwa i usiadłem na krawężniku. Otworzyłem jedno piwo i wziąłem pierwszy łyk - Moje życie to podły, raniący wszystkich w moim otoczeniu. żart - syczałem pod nosem zatapiając się w smaku mojego ukojenia. Kiedy wypiłem obie butelki, od razu wrzuciłem je do śmietnika stojącego obok sklepu i udałem się w stronę dormu. Minęło około półgodziny, więc pewnie wszyscy prócz Jungkooka myślą, że jestem na siłowni... - I dobrze - pomyślałem...
Po paru minutach w końcu znalazłem się w domu i rzuciłem koc, który miałem cały czas przy sobie na komodę w holu. Rozebrałem się i udałem do salon, w którym nikogo nie zastałem. Ruszyłem tym razem w kierunku pokoju najmłodszych i zapukałem do drzwi, a gdy usłyszałem ciche "proszę" wszedłem niepewnym krokiem do pomieszczenia zauważając Jungkooka, siedzącego na swoim łóżku z książką w ręku. Nie chciałem jeszcze wchodzić w głąb pomieszczenia, dlatego ustałem przy drzwiach i patrzyłem na młodszego, który gdy tylko mnie zobaczył wrócił wzrokiem do książki, kompletnie zlewając moją obecność, co mnie trochę zabolało. - Przepraszam cię za to kłamstwo. Troszczysz się rozumiem. Za dużo razy prawie mnie straciłeś, dlatego teraz o mnie starasz się tak bardzo dbać. Jeszcze raz przepraszam - wyszeptałem i otworzyłem drzwi z zamiarem wyjścia z pokoju i tak też zrobiłem.
Zszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kanapki. Wyciągnąłem chleb, masło, jakąś wędlinę i pomidora. Podszedłem do blatu, wyciągając z szuflady nóż do smarowania masłem kromki. Spokojnie przygotowywałem sobie posiłek aż nagle poczułem oplatające mnie w pasie ramiona...
- Wiedz, że nie chcę, żebyś znowu trafił do szpitala. Nie chcę znowu nosić tego okropnego widoku - szepnął Jungkookie, wtulając się w moją szyję, ale zaraz się odsunął. - Piłeś?
- Tak – wyszeptałem, odkładając nóż.
- Odwróć się do mnie - poprosił spokojnie, a ja to zrobiłem. Kiedy zauważyłem jego załzawione oczy, chciałem coś powiedzieć, ale od razu wybił mi ten pomysł z głowy. - Nic nie mów. Po prostu obiecaj mi, że więcej razy nie sięgniesz po alkohol, kiedy coś pójdzie nie po twojej myśli. Nie można tak załatwiać problemów, a zresztą nie zniosę widoku ciebie zataczającego się.
- Dużo nie wypiłem, a alkohol przynosi mi ukojenie, które nie jeden raz w życiu z pewnością było mi potrzebne – wyszeptałem. - Dwa piwa to nie koniec świata, a mi pomogły pomyśleć... Jak mam ci to obiecać, skoro alkohol to jedyna rzecz mogąca mi choć trochę pomóc przestać myśleć o codziennych zmartwieniach i uczuciach... – wytłumaczyłem. - I nie załatwiam problemów tylko o nich najzwyczajniej w świecie chce pomyśleć. Jestem trzeźwy, nie mówię niewyraźnie, nie zataczam się... Upiłem się dwa tygodnie temu i nie żałuje, bo tamten spór był dość poważny, a ja na trzeźwo bym sobie z tym nie dał rady...
- To przeze mnie? - zapytał się, a jego łzy zaczęły spływać po policzkach. - Oczywiście, że to przeze mnie, zadaje głupie pytania - parsknął ironicznym śmiechem. - Nie staczaj się przez taki głupi powód jakim jestem ja. Nie warto - pokręcił głową.
- Przestań mówić takie rzeczy! - podniosłem głos zirytowany ciągłym obwinianiem się o wszystko chłopaka - Pije przez samego siebie. Przez to jaki jestem i wszystko co robię źle. Jak na tą chwilę jestem tak wszystkim zniesmaczony, że mam ochotę się upić by nie wstawać przez najbliższe dni z łóżka, ale tego nie robię, wiesz dlaczego? - spytałem patrząc mu w oczy - Dla ciebie. Nie upijam się, bo wiem, że to nie jest miłe widzieć kogoś ważnego w swoim życiu nawalonego w trzy dupy. Ty mnie ratujesz, a ja staczam się, bo sam tego chce.
- To przestań się staczać! Alkohol w niczym nie pomoże, Jimin! Ukoi twoje cierpienie tylko na chwilę, a wyjście z tego może zająć ci wieki, o ile w ogóle z tego byś wyszedł. Gdybym myślał tak jak ty, już dawno byłbym alkoholikiem czy narkomanem, albo co gorsza leżałbym siedem stóp pod ziemią! - również podniósł głos, a jego łzy nie ustępowały. - Zrób to dla mnie, proszę. Nie chcę cię zobaczyć pijanego, to by skroiło moje serce na kolejne cząstki.
- Właśnie to nas różni, Jungkook... – wyszeptałem, opierając się o blat - Jesteś silniejszy ode mnie... nie sięgasz po nic co mogłoby tobie zaszkodzić, dlatego jesteś prawdziwym aniołem... Niestety sięgnąłeś po mnie, kogoś, kto szkodzi ci bardzo często, a do tego jego jedyną ucieczką od problemów jest alkohol. Zrobiłbym to dla ciebie, ale nie widzę potrzeby by przestać pić - również łzy wydostały się spod moich powiek - Może i jestem alkoholikiem, ale nie upijam się. Nie zobaczysz mnie pijanego, to mogę ci obiecać, lecz jak przestanę czuć w żyłach procenty to będę musiał zacząć łykać tabletki - ukryłem twarz w dłoniach wycierając łzy - Już nie daje sobie rady, a z pewnością nie jestem na półmetku. Ranię cię będąc na trzeźwo czy też nie i ja nie wiem co robić by przestać...
- Jimin, ty mnie nie ranisz, cholera! - krzyknął, a następnie upadł na kolana. - Czy ty nie rozumiesz, że jak tak dalej pójdzie, stracę ciebie drugi raz? A tego już na pewno nie przeżyję - wyszlochał, przytulając się do moich nóg. - Nie przeżyje drugiej straty ciebie. Nie dam rady. Martwię się o ciebie, bo nie chcę cię znowu zobaczyć na łóżku szpitalnym. Zbyt długo cię tam widziałem, moje serce w końcu tego nie wytrzyma. Nie chcę też wrócić do czasów, kiedy musiałem się martwić o to czy jesteś bezpieczny, bo piłeś. Nie karz mi znowu tego robić. Ciesz się z naszych wspólnych chwil tak jak dzisiaj, nie pij - zapłakał, ściskając mocniej moje nogi. - O dużo nie proszę. W taki sposób na pewno nie będziesz mnie ranił.
- Ranię cię będąc sobą... - wyszeptałem. - Dlatego daj mi być kimś innym, zmieniam się mając choć trochę promili we krwi. Jestem wtedy pogodniejszy, a ta wersja mnie jest dla ciebie jak tlen. Za tydzień idziesz do pracy, więc zajmij się przygotowaniami do tego. Nie przejmuj się mną, dam sobie radę. Postaram się ograniczyć alkohol, ale nie wiem czy mi się to uda. Nie upijam się, więc nie masz o co się martwić. Obiecuje, że mnie nie stracisz, zacznę jeść normalnie i odpoczywać - pogłaskałem go po głowie - Zawsze jak będziesz wracał to zastaniesz mnie w domu, to również mogę tobie obiecać...
- To się zaczyna od "troszkę promili", zawsze - powiedział cicho, pociągając nosem. - Wolę, żebyś był naprawdę sobą. Powiedz mi.. Czy w dzień, kiedy się pogodziliśmy, piłeś?
- Ja... - zaciąłem się - Ja... tak - powiedziałem prawdę , gdyż kłamstwa zaczynały mnie już wykańczać. - W czasie kiedy byłem w kuchni po wodę schowałem do torby jedno piwo z lodówki. Wypiłem je po skończeniu grania trzeciej piosenki. Piłem każdego dnia przez te dwa tygodnie, nie mogąc sobie wybaczyć słów jakie kierowałem w twoją stronę, ale zawsze były to tylko max dwa piwa...
- Każda kolejna butelka piwa wypita nieokazjonalnie będzie.. - odezwał się po chwili i westchnął. - Kolejną kreską na moim nadgarstku.
- Co powiedziałeś? - nie dowierzałem jego słowom.
Wstał z podłogi, chwiejąc się lekko przez nadmiar emocji. - To co słyszałeś - oparł się o blat i napił się łyka wody. - Nie przesłyszałeś się, jeśli o to ci chodzi.
- Tniesz się? - bardziej stwierdziłem niż spytałem - Wiedziałem, że przypadkowo nie zrobiłeś sobie na nadgarstku tej rany... Dlaczego to robisz?
- Ta jedna faktycznie jest przypadkiem od maszynki od golenia, ale druga już nie - odparł cicho, przecierając twarz dłońmi. - Dlaczego to robię? Huh, przez to czuję się o wiele lepiej. Wreszcie jakiś ból fizyczny zasłania ból psychiczny, który noszę kiedy cię nie ma przy mnie.
- Dlatego zamierzasz mnie teraz szantażować? – spytałem, prychając z ironią - Wypominasz mi picie, a sam cieszysz się na widok własnej krwi. Cięcie się jest najgłupszą rzeczą o jakiej słyszałem. Robisz sobie krzywdę dla chwili nieracjonalnej przyjemności. Nie lepiej walnąć się o kant stołu nogą?
- Tylko widzisz, Jimin, między nami jest taka różnica - spojrzał się w kierunku okna. - Ja to zrobiłem raz i nie planowałem zrobić tego więcej, właśnie dla ciebie - szepnął i wytarł łzy dłonią. - A ty to już zrobiłeś nie raz i nadal chcesz to robić. Rozumiesz? Rozumiesz, że walczę z tym, dlatego, żebyś nie musiał czuć się zawiedziony? Każdego jebanego dnia mam ochotę pociąć się, ale walczę. Staram się. Jestem na granicy wytrzymałości, ale.. walczę, bo nie wiem czy nie zrobiłbym czegoś gorszego, przez co na pewno byłbyś zawiedziony moją osobą. Jeśli szantaż ma ci pomóc z zakończeniem z tym gównem, to tak będę cię szantażował.
- Dobrze. Nie będę pił - odwróciłem się z powrotem w stronę blatu i dokończyłem kanapkę, następnie udając się do wyjścia z kuchni, ale zanim wszedłem z pomieszczenia dodałem złamanym tonem. - Jeżeli tak wygląda miłość, czyli szantaże, cierpienie, zawiedzenie i kłótnie, to ja nie wiem czy chce sobie ją przypomnieć. Powiedz Jinowi hyung, że dzisiaj nie jem kolacji. Do zobaczenia, Jungkook... - udałem sie na górę i trzasnąłem drzwiami pokoju. Odłożyłem talerz na biurko i usiadłem przy nim. - Muszę przestać pić, jeśli nie chcę go już bardziej ranić... Wystarczy, że zadaje mu ból psychiczny, fizyczny nie jest tutaj potrzebny - pomyślałem po czym zjadłem kanapkę. Napisałem SMS' a Kaiowi, że jutro mnie nie będzie i nie czekając na odpowiedź poszedłem spać wykończony dzisiejszym dniem...
Następnego poranka obudziłem się dość wcześnie. Przebrałem się i zszedłem na dół chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty. W jadalni zastałem zmartwioną i spanikowaną całą czwórkę, a Jin dodatkowo płakał, gdy spytałem się dlaczego wszyscy są tak spanikowani, Tae podał mi kartkę z listem od... Jungkooka:
Cześć chłopaki!
Nie bójcie się to nie list pożegnalny ani nic w tym stylu, po prostu muszę sobie coś przemyśleć.
Nigdy nie pisałem takich listów, a nawet nie pomyślałem, że kiedykolwiek go napiszę.
Uciekłem. Uciekam każdego dnia, żeby wyzbyć się tego bólu. Ale tym razem uciekłem, bo... zaszantażowałem Jimina.
Nie przestraszcie się, ani nie załamcie tym co teraz napiszę, bo nie warto się tym przejmować.
Mam nadzieję, że kojarzycie dzień, kiedy zszedłem na dół z zabandażowaną ręką.. Jeśli nie to przypomnę wam, że w tym dniu pogodziłem się z Jiminem. To był najpiękniejszy dzień od tamtych dwóch tygodni, ale to chyba mniej ważna sprawa..
Wracając do tej ręki, faktycznie przeciąłem się maszynką do golenia i została jedna nic nieznacząca ranka. Ale nikt nie wiedział, że jest jeszcze jedna. Ta jedna rana została zrobiona specjalnie. Zrobiłem to, żeby wyłączyć się od tego jebanego bólu, którego już miałem serdecznie dość.
Szantaż, którego użyłem wobec mojego szczeniaczka (tutaj plama od łzy) był okrutny, ponieważ powiedziałem, że każda jego kolejna butelka piwa to moja kolejna kreska na nadgarstku.
Jestem okropny, prawda? Nie zaprzeczajcie, nawet nie próbujcie usprawiedliwiać mojego zachowania, bo to i tak nie zmieni nic. Jimin powiedział, że już nie chce sobie przypomnieć co to miłość przez mój szantaż, co przeważyło szalę i dlatego uciekłem. Uciekłem, żeby miał szansę znaleźć kogoś kto pokaże mu co to miłość, w bardziej przyjemny i mniej raniący sposób.
Obiecał mi również coś, co mam nadzieję, że dotrzyma. Nie będę pisał o co mi chodzi, bo on sobie pewnie tego nie życzy, a nie chcę, żeby znienawidził mnie jeszcze bardziej.
Ja dotrzymam swojej obietnicy i się nie potnę,
liczę, że ty dotrzymasz swojej.
A wy chłopaki, nie próbujcie nawet płakać! Bo inaczej króliczek też będzie płakał, a zresztą nie warto.
Kocham was, dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiliście. Nigdy wam tego nie zapomnę i będę wdzięczny wam do końca swoich dni.
Całusy, Jungkookie aka króliczek.
PS. Czy wrócę? Nie wiem. Wątpię w to.
Przeczytałem to wszystko ze łzami w oczach. On uciekł... zostawił mnie i to moja wina. Dwa dni temu obiecałem mu, że spróbuje się do niego zbliżyć, ale jak on się oddali to sobie nic nie przypomnę... i co zrobił? Opuścił mnie, jak i resztę. Do tego nie mogę pić. Miałem tego wszystkiego po dziurki w nosie! Mówi, że mnie kocha, a teraz tak po prostu ucieka. Miłość nie istnieje. To okrutne kłamstwo, które może tylko zniszczyć człowieka. - Przepraszam was - wyszeptałem łamliwym głosem - Przepraszam, że wróciłem... mogłem umrzeć, ale wróciłem przez co teraz wszyscy cierpicie z mojej winy, przykro mi, naprawdę strasznie mi przykro. Jungkook uciekł, bo miał mnie na pewno dość. Mam nadzieję, że ułoży sobie życie na nowo, z kimś innym... dobrym, chłopakiem, który pokocha go szczerą miłością i o niej nie zapomni, a to uczucie będzie słodkie i urocze zamiast bolesne i zawadzające. Moja dusza i ciało pragnie tylko jego, a rozsądek nic sam nie zdziała, więc fajnie, iż jemu się chociaż uda zacząć wszystko od nowa... Jeszcze raz was przepraszam... - wybiegłem z jadalni udając się na górę, cały drżałem, nawet mój oddech. Usiadłem w kącie pokoju i skuliłem się. Chciałem znów upić się, tak jak dwa tygodnie temu, ale dałem mu obietnice, a on swojej dotrzyma, więc ja również to zrobię.
Wyciągnąłem z szafki jakieś tabletki i połknąłem je. Nie chciałem się zabić tylko zapomnieć. Nie o Jungkooku tylko o tym, że się urodziłem. Pragnąłem zapomnieć sam o sobie, co było dziwne i nie zrozumiałe, ale tak chciałem i nadal chce i nic na to nie poradzę. - Mam nadzieję, że teraz będziesz szczęśliwy i nikt cię nie zrani... - wyszeptałem drżącym głosem ze słonymi łzami rozpaczy na policzkach, na które czułem, że zasłużyłem i w kółko czytałem list od Jungkooka, który wydawał mi się jednym wielkim kłamstwem.
-----------------------------------------------
Prosz, prosz ^^
Możliwe, że jutro się też pojawi, ale nic nie obiecuję ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro