~ 117 ~
Perspektywa Jimina
Popatrzyłem na chłopaka całego w skowronkach i pomyśleć, że jeszcze wczoraj rano był wrakiem człowieka. Widać, że jestem dla niego bardzo ważny, więc nie potrzebnie jak idiota osądziłem go o zdradę bez dowodów, ale lepiej do tego nie wracać. Lepiej zająć się teraźniejszością bo ona jest w tej chwili istotna... Wczorajszy wieczór z nim spędzony był naprawdę wspaniały. Jak on to robi, że jest tak uroczy i słodki iż nie można od niego się oderwać to ja nie wiem... Jak tylko spojrzy na mnie wydymając wargę z maślanymi oczkami od razu mam ochotę zrobić wszystko o co mnie poprosi, ale na szczęście jeszcze mam jakieś resztki samokontroli... - To co najpierw jemy czy mam coś zagrać? - spytałem tę słodką istotkę, podając sok marchewkowy w małych kartonikach z królikiem na okładce co wywołało kpiące spojrzenie młodszego - No co? Króliczek powinien pić króliczkowy sok, nie sądzisz? - zadałem drugie pytanie z głupkowatym uśmiechem.
- Wolę inny rodzaj króliczkowego soku - mruknął, otwierając kartonik.
- Ło ja cię pierdolę.. - powiedziałem, gdy po zdaniu młodszego mój kochany soczek, który akurat piłem wymsknął mi się z ręki mocząc moje ubrania - Na całe szczęście wziąłem wodę w razie czego... – mruknąłem, wyciągając daną rzecz, następnie pochwyciłem serwetkę i zacząłem wycierać swój dawniej biało-czarny golf.
- Pierdoliłeś, Jimin, nie pierdolisz - poprawił mnie z uśmiechem.
- Nie no kurwa! - wydarłem się, gdy z niedowierzania w śmiałość młodszego, ścisnąłem mocno butelkę z wodą, z której wydostała się ciecz mocząc moje spodnie i połowę golfa.
- Nie przeklinaj w miejscu publicznym - wywrócił oczami, a ja nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem. - Zdejmij koszulkę, szybciej wyschnie.
- Uh... okay - powiedziałem niepewnie, wykonując polecenie młodszego - Mógłbyś nie patrzeć? – burknąłem, czując na sobie jego wzrok.
- Okay - szybko odwrócił ode mnie wzrok. - Wybacz, że przeze mnie jesteś cały mokry - powiedział, opierając głowę o wierzbę i przymknął oczy, uśmiechając się lekko. - Nie chciałem.
- Od kiedy stałeś się taki śmiały w stosunku do mnie? – spytałem, wieszając swój golf na gałęzi będącej na słońcu. – Uważaj, bo takie gierki słowne mogą się dla ciebie źle skończyć
- Grozisz mi? - odpowiedział mi pytaniem, będąc lekko rozbawionym. - Myślę, że podświadomie zdałem sobie sprawę, że muszę wreszcie pokonać swoją nieśmiałość - wzruszył ramionami.
- Ach tak... Rozumiem... Nagle staniesz się dla mnie tym samym czym ja jestem dla ciebie - powiedziałem z szatańskim uśmieszkiem na ustach - W takim razie skoro obaj jesteśmy aż tacy śmiali to może sobie otwarciej pogadamy, co? - podszedłem do niego pewnym krokiem i niebezpiecznie blisko usiadłem na przeciwko niego
- To, że chcę pokonać swoją nieśmiałość, to nie znaczy, że taki się stanę od razu - westchnął, nadal mając zamknięte oczy. - Ale skoro chcesz porozmawiać, porozmawiajmy.
- To zagrajmy w otwarte karty... - zaproponowałem zbliżając swoją twarz z tym samym uśmiechem do tej należącej do niego - Co ty na to? - musnąłem jego nosek swoimi nawilżonymi ustami.
Jego reakcją na to było zmarszczenie go, zupełnie jak wczoraj. Uśmiechnął się lekko - Z tego co mi wiadomo, rozmowa polega na czymś kompletnie innym - mruknął lekko rozbawiony.
- Rozmowa może być interpretowana we wszelaki sposób... - Nadal będąc bardzo blisko jego twarzy zjechałem trochę na dół, zasysając mu się na szyi przy okazji robiąc mu soczystą malinkę.
- Nie wiem, w jaki sposób ma to mi pomóc w pokonaniu nieśmiałości - wymruczał, a następnie cichutko jęknął, ale nie zasłonił twarzy, tak jak to zrobił poprzedniego wieczora.
- Ci... Twoje jęczenie tylko pogorszy sytuacje... - wsunąłem ręce pod jego sweter pieszcząc dłońmi jego plecy i znów zassałem się na jego szyi pozostawiając po sobie pamiątkę. Przycisnąłem średnio kolanem jego penisa co spowodowało głośny jęk młodszego - Dobra koniec. Jestem głodny - powiedziałem wstając i podchodząc do koszyka z jedzeniem.
- Smacznego - burknął, kładąc się na kocu. Z powrotem zamknął oczy, przysłaniając je jedną ręką.
- Nie zawstydziłeś się. To chyba dobrze wróży - powiedziałem przeżywając kęs kanapki. - Mam tylko nadzieję, że nie liczyłeś na więcej...
- Nie, nie liczyłem, ale postąpiłeś zbyt okrutnie - powiedział cicho, wzdychając.
- Przepraszam, nie powinienem... Obiecuję, że już cię nie dotknę - wyszeptałem skruszony rozumiejąc swój błąd - Ta... ja za chwilkę wracam. Pójdę po więcej wody... - powiadomiłem go i wstałem z koca podchodząc do mojego golfa, który był nadal mokry, ale no cóż nie będę paradował po mieście z gołą klatą.
Usłyszałem ciche westchnięcie chłopaka, a po chwili poczułem jego oddech na tyle swojej głowy. - Nie chodziło mi o to, że nie masz mnie dotykać - odwróciłem się do niego, a on pokręcił głową. - Nie masz mnie prowokować. Nadal czuje do ciebie pociąg seksualny, a że sam nie mogę cię.. no wiesz - ponownie westchnął. - To jest mi trudno się czasami powstrzymać.
- Wiem, przesadziłem... - mruknąłem cicho - Dlatego nie będę cię dotykał... Przez to, że jesteśmy ze sobą tak blisko przestaje mieć zahamowania i tracę zdrowy rozsądek, a czuję, że każde zbliżenie do ciebie zaczyna na nas tak działać, że mogę się w końcu nie powstrzymać i zrobimy coś czego będziemy później żałować, bardziej niż tego co przed chwilą zrobiłem... Im więcej nadziei Ci robię, tym ty będziesz bardziej cierpiał jak się okaże, że moje uczucia się zmieniły... A ja nie chcę twojego cierpienia... - powiedziałem łamliwym głosem z powrotem siadając na kocu by nie patrzeć na chłopaka.
- Wiem, że nie chcesz - usiadł na przeciwko mnie, patrząc się na moją twarz z małym uśmiechem. - Jeśli nie chcesz, żebym cierpiał, ty nie cierp. Bądź taki jak wczoraj. Ciesz się chwilą - puścił w moim kierunku oczko. - Nieważne czy ze mną, czy beze mnie. Ważne, żebyś się cieszył.
- Dlaczego przekładasz moje szczęście nad własne? - spytałem przez zaciśnięte gardło.
- Bo jesteś dla mnie ważniejszy niż ja sam dla siebie - stwierdził, spoglądając w niebo. Uśmiechnął się ciepło, przymykając oczy. - Bo zawdzięczam ci dużo rzeczy. Pokazałeś mi jak wielka może być miłość i jakim wspaniałym uczuciem może być uszczęśliwianie drugiej osoby. Pokazałeś mi jak to jest być kochanym i jak kochać. Niesamowite - pokręcił głową, wzdychając.
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, żeby wróciła mi pamięć. Już nie chodzi mi o poznanie przeszłości czy samego siebie... Chciałbym sobie przypomnieć co to miłość, ale wydaje mi się to niewykonalne, eh , patrząc na ciebie widzę, że miłość jest stuknięta, ale i piękna. Nie możemy żyć spokojnie i z nią i bez niej - położyłem się na kocu wzdychając - Ile to jeszcze potrwa... mam już tego po dziurki w nosie... Może weź te różową patelnie Jina i walni mnie tak by pamięć wróciła raz dwa - zaproponowałem ze śmiechem.
- Ty już naprawdę oszalałeś - zaśmiał się głośno. - Nie będę cię uderzał patelnią z dwóch powodów. Po pierwsze, narażę się Jinowi i sam dostanę tą patelnią - westchnął, przecierając oczy. - A po drugie, nie chcę cię uderzać. To jakbym uderzył siebie, ale dwa razy mocniej. Nie jestem masochistą, wybacz - wydął dolną wargę, spoglądając na mnie z rozbawieniem.
- Ugh, czyli muszę wytrzymać, co? - spytałem z małym uśmiechem, a ten tylko przytaknął - Wiesz co? Gdyby nie ty już dawno bym nie wytrzymał tego psychicznie... Dziękuję Ci... króliczku - posłałem mu ciepły i szczery uśmiech.
Odwzajemnił ten uśmiech, a iskierki w jego oczach mieniły się szybko i mocno. - Nie musisz mi dziękować, naprawdę - odparł cicho.
- Wiesz, że muszę... Bez ciebie było by mi potwornie ciężko. Zamknąłbym się w swojej sypialni i czekał na cud, a żeby wróciła mi pamięć trzeba działać. Tylko ty dajesz mi najwięcej otuchy i nadziei. Oczywiście chłopaki też, ale w mniejszym stopniu - zachichotałem - Tylko im tego nie mów, bo się obrażą
- Jasne - parsknął śmiechem. Położył się na jednym boku, przez co jego głowa było blisko koszyka z jedzeniem. - Co przygotowałeś? Strasznie ładnie pachnie - zapytał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Parę kanapek, gofry, truskawki i bitą śmietanę... - powiedziałem wzruszając ramionami - Gdybym miał więcej czasu to pewnie bym zrobił jakieś ciasto, ale no cóż miałem tylko czterdzieści minut - zaśmiałem się cicho.
- Tyle starczy - powiedział, patrząc do koszyka. Oblizał wargi i sięgnął po jednego gofra, zabierając również bitą śmietanę. Wstrząsnął opakowaniem, a następnie nałożył sobie trochę na wcześniej zabrane zrobione w gofrownicy, ciasto. Wziął jednego kęsa i zamruczał cicho. - Pyszne, możesz robić mi je częściej.
- Jak sobie zażyczysz to będę robił je codziennie z dostawą do łóżka - posłałem mu promienny uśmiech - Ale za małą zapłatą...
- Zrobię wszystko, żeby mieć to cudo codziennie - rozpromienił się nagle, podrywając się lekko do góry.
- Będziemy częściej tutaj razem przychodzić - powiedziałem poprawiając czapkę na głowie - Taki jest mój warunek
- Z chęcią - zagryzł wargę, próbując ukryć swój szeroki uśmiech, ale nie udało mu się. - Podoba mi się ten warunek.
- No widzisz, czyli oboje skorzystamy - westchnąłem - Jungkookie, co powiesz na to bym cię trochę lepiej poznał, hm?
- Jasne - wzruszył ramionami, biorąc kolejnego kęsa do buzi. - Pytaj o co chcesz - powiedział z pełną buzią.
- To może masz rodzeństwo? - zapytałem przekręcając się na bok by lepiej go widzieć.
- Mam starszego brata, Junghyuna - odpowiedział po przełknięciu jedzenia i poprawił się na kocu. - Skończył szkołę i wyjechał z moimi rodzicami, żeby pomagać im w interesach.
- Wie o twojej orientacji? I twoi rodzice?
- Mój brat wie, a rodzice, gdyby wiedzieli nie mógłbym się nazwać już ich synem - zaśmiał się smutno.
- Och... przykro mi, czyli nawet nie miałeś zamiaru zaprosić ich na... nasz ślub?
- Chciałem się cieszyć tego dnia, a wiedziałem, że gdybym ich zaprosił, byłoby zupełnie inaczej.. Więc nawet nie pomyślałem o tym, żeby ich zaprosić - spojrzał się na mnie, uśmiechając się krzywo. - Brzmi to okropnie, ale.. nic nie mogę na to poradzić.
- A pomyślałeś chociaż o bracie? Skoro i tak wie o tym, że jesteś gejem to ślub by go nie zaskoczył - stwierdziłem patrząc na niego pytająco.
- Junghyun wie, ale nadal nie może się z tym pogodzić - Jungkook westchnął tylko, opierając swoją głowę na dłoniach. - Może by go nie zaskoczył, ale wątpię, że czułby się tam dobrze.
- Co go obchodzi kogo kochasz - burknąłem - To twoje życie i masz prawo robić co chcesz, on niech się zajmie swoim i cieszy z twojego szczęścia. Jak coś nie chce nikogo urazić, ale wkurza mnie to, że inni próbują nami dyrygować. Strasznie mnie to irytuje - wymruczałem zły, starając się uspokoić. - Ale ty pewnie o tym dobrze wiesz... - posłałem mu mały uśmiech.
Pokiwał głową, uśmiechając się lekko do mnie. - Nie ma co się denerwować. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie mam co na nich liczyć i nie przejmuje się tym wcale. Kiedyś może tak, ale teraz już na to nie zwracam uwagi - uznał, kładąc swoje dłonie za swoją głowę. - Skończmy ten temat lepiej, co?
- Dobrze... W takim razie teraz zagrajmy w co wolisz - zaśmiałem się - Co wolisz, lody czekoladowe czy truskawkowe?
- Polubiłeś te zabawy - stwierdził rozbawiony. - Z tych dwóch, wolę czekoladowe, tak myślę.
- Tae czy Suga? - poruszałem zabawnie brwiami.
- Ty - zaśmiał się głośno, wzruszając ramionami. - To moi przyjaciele, nie umiem stwierdzić, który jest przystojniejszy.
- Też jestem twoim przyjacielem, ale widziałeś mnie w całej okazałości, więc pewnie to wygrało - puściłem mu oczko - Uh... Przyłapać Taeline w jednoznacznej sytuacji czy Yoonulie? - prychnąłem śmiechem, ale udało mi się powstrzymać wybuch humoru.
- Yoonulie - powiedział po chwili zastanowienia, kiwając lekko głową. - Yoongiego już przyłapałem i to nie raz, więc nie zdziwiłbym się. Bez obrazy dla Julki, bo trzyma go na krótkiej smyczy i nawet jeszcze nie dała się pocałować - znowu się zaśmiał.
- Julka wytresuje nam Yoongiego w skrócie? - zachichotałem - Koreańska muzyka czy amerykańska?
- Dokładnie - potwierdził moje słowa. - Um.. Koreańska, tak myślę. Najlepiej mi się do niej tańczy.
- O, a zatańczysz dla mnie?
- Czemu nie? - zgodził się praktycznie od razu. - I tak czy siak, kiedyś byś zobaczył, więc jeśli chcesz to coś zatańczę ci w domu.
- No to super. No to jedziemy dalej... - zastanowiłem się chwilę i wpadł mi do głowy dość... zboczony pomysł...- Wolałbyś kochać się pod prysznicem ze swoim idolem czy ze mną? - zrobiłem minę podobną do lenny face.
- To chyba oczywiste, że z tobą - spojrzał się na mnie z uśmiechem.
- No, ale wiesz, takim idolem nad idolami. Kimś kogo wielbiłeś jako dzieciak.
- Nawet mój ulubiony idol nie zmieni mojego zdania. Nadal ty - mruknął, walcząc z tym, żeby jeszcze bardziej się nie uśmiechnąć.
- Nie ukrywaj uśmiechu, bo się wykończysz - stwierdziłem z uśmiechem. - Słodki Jimin czy niegrzeczny Jimin?
- W dzień, słodki, a w nocy niegrzeczny - powiedział, prostując na chwilę ręce, ale potem znowu włożył je pod głowę. - Nie umiem wybrać jednego - wydął dolną wargę.
- Mam nadzieję, że twoja nieśmiałość powróci tak szybko jak się ulotniła - zaśmiałem się - W urodziny wolisz imprezę czy kolację taką rodzinną?
- Czemu? - zapytał ze śmiechem. - Zresztą nadal jestem nieśmiały, tylko to skutecznie ukrywam - przyznał się, wzdychając. - Nigdy nie lubiłem dużych imprez, więc rodzinna kolacja z przyjaciółmi, więcej do szczęścia mi nie potrzeba - wzruszył ramionami.
- Miło i przyjemnie... Jesteś przesłodzony, więc ta opcja do ciebie pasuje - uśmiechnąłem się szeroko - No to co ostatnia rundka i może w końcu coś zagram, co?
- Okay, pytaj o co chcesz.
- Co byś zrobił, gdybyś dostał jedno życzenie, twoja rodzina cię zaakceptuje i będziecie jak na obrazku, ale w zamian zapomniałbyś kim jestem i zakochał w kimś innym czy twoja rodzina nigdy by cię nie zaakceptowała, wydziedziczyła i zmieszała z błotem, ale zawsze będziemy razem... w skrócie miłość rodzinna, pieniądze i miłość do kogoś innego czy ja?
Uśmiechnął się lekko, co mnie trochę zbiło z tropu. - Zawsze wybrałbym ciebie, nawet jeśli miałoby mnie to zabić. Nie zależy mi na tym, żeby rodzina mnie akceptowała, żebym miał pieniądze, bo to nigdy nie zamieni tego, że miłość zawsze jest dla mnie najważniejsza. Ty jesteś moją pierwszą i ostatnią, więc myślę, że znasz moją odpowiedź - stwierdził cicho.
- I to właśnie chciałem usłyszeć... - puściłem mu oczko i usiadłem chwytając futerał z moimi skrzypcami. Zdjąłem z szyi kluczyk i otworzyłem przedmiot wyciągając instrument i list od mojego ojca. - Pamiętasz jak wczoraj zareagowałem na zabranie mi skrzypiec i powiedziałem, że zrozumiecie mnie czytając list? - spytałem wręczając młodszemu kopertę - Nikt go nie otworzył ze względu na to w jakim byłem stanie... To jest moja mała tajemnica przeszłości i chcę byś ją poznał - powiedziałem z uśmiechem patrząc na jego zdziwioną twarz.
- Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? - zapytał niepewnie, podnosząc się do siadu. - Ja nie muszę wiedzieć o tym co tam jest napisane.
- Za dużo gadasz - przewróciłem oczami po czym się szeroko uśmiechnąłem - Ty mi się zwierzyłeś, więc ja też chce się zwierzyć tobie.
- Ale ty mi nie musisz się odwdzięczać, nie oczekuję tego - zapewniał mnie.
- Jungkookie, pragnę się z kimś tym podzielić bo nie wiem co o tym myśleć, a ty znasz w jakimś stopniu moja przeszłość.
- Okay - pokiwał w końcu głową na zgodę i westchnął, siadając wygodniej. Otworzył z zawahaniem kopertę, w której znajdował się list i zaczął go czytać. Z każdą kolejną chwilą, Jungkookowi zaczynała drgać coraz mocniej warga, a jego oczy powoli wypełniały się łzami, których w pewnym momencie zaczęły spływać po policzkach. Kiedy skończył, spojrzał się na mnie i bez tym razem najmniejszego zawahania przytulił się do mnie. - Teraz już wiem po kim jesteś taki utalentowany i mądry - zaśmiał się przez łzy. Odsunął się po krótkiej chwili, jakby sobie o czymś przypomniał. - Przepraszam za wszystko.. Nie powinienem cię przytulać - nawiązał do wcześniejszych moich słów. - A chłopaków powinienem powstrzymać przed zabraniem ci skrzypiec.
- Przytulać się możemy, ale nic poza tym - posłałem mu smutny uśmiech - Nie gadaj głupot, martwiliście się o mnie, rozumiem... Poza tym nie odzywaliśmy się do siebie - tym razem ja go lekko przytuliłem - Teraz chociaż wiem jaki dla mnie był ważny i skąd wziął się ten ból, który jako pierwszy mi się przypomniał... - wyszeptałem z małym uśmiechem - Ważne jest to, że mój tata mnie kochał, a przypomniałem sobie ten ból, bo to uczucie, które najdłużej nosiłem w sercu... - po moich słowach młodszy zaczął lekko szlochać - Hej, spokojnie... Ja już się z tym pogodziłem... Nadal nie pamiętam mojego ojca za dobrze, więc cierpienie jest mniejsze... Nie płacz, proszę...
- Nigdy mi nie powiedziałeś, że cierpiałeś - zapłakał, przytulając się mocniej. - Czuje się okropnie, czuję, że nie zasłużyłem na ciebie, bo nie umiałem zauważyć twojego bólu. Jestem najgorszym przyjacielem, chłopakiem i narzeczonym w historii. Tak bardzo cię przepraszam..
- Znasz i znałeś mnie na wylot... To moja wina, że jestem za dobrym aktorem i mam tyle tajemnic... Uwierz mi, że jesteś najwspanialszy na tej całej planecie i na pewno nie ma nikogo tak bardzo oddanego drugiej osobie jak ty - powiedziałem wesołym głosem - Nikt nie mógł załagodzić tego bólu, nawet twoja miłość, dlatego to pewnie ukrywałem byś nie cierpiał ze mną i czuł, że nic z tym faktem nie możesz zrobić... Teraz będzie tylko lepiej, zobaczysz
Wypuścił drżący oddech, podnosząc rękę do swojej twarzy i wytarł ostatnie łzy, które spływały po jego policzkach. - Mam taką nadzieję, Jiminnie, mam taką nadzieję..
I właśnie w tej chwili obiecałem sobie, że zrobię wszystko by przypomnieć sobie co to miłość... Tylko i wyłącznie ze względu na tego słodkiego królika, który już za dużo się wycierpiał... - To co mam Ci zagrać królisiu? - spytałem dziecięcym głosikiem, potrząsając chłopakiem w moich ramionach. - Chcesz jedną z moich prywatnych piosenek czy wolisz bym zagrał jakąś twoją ulubioną, hm?
- Zagraj mi coś swojego - powiedział cicho, odsuwając się ode mnie. Westchnął, uśmiechając się lekko do mnie.
- No to wybierz sobie jeden utwór - powiedziałem miłym głosem podając mu swój czarny notatnik.
- Mógłbyś mi zagrać tą, którą śpiewałeś w piwnicy? - zapytał, nie otwierając nawet tego notatnika. - Jest przepiękna.
- Mówisz o 'Lie' ? Ją najbardziej lubię, ponieważ naprawdę do mnie trafia... I szczerze Ci powiem, że stary Jimin uważał to samo co ja - zaśmiałem się widząc jego zszokowaną minkę - Zapisał to koło tytułu, jak chcesz to spójrz...
- Niesamowite - szepnął, patrząc w notatnik. - Niektóre rzeczy pozostają w człowieku na zawsze - spojrzał się na mnie z uśmiechem.
-Widzisz? Aż tak bardzo się nie różnimy ze starym - zachichotałem - No więc o tę piosenkę Ci chodziło?
- Tak - pokiwał głową, odkładając notatnik na koc. - Już się nie mogę doczekać.
- Nie zamykaj notatnika - posłałem mu uśmiech - Lepiej moje skrzypce zabrzmią przy twoim głosie, co ty na to?
- C-co? - jego wzrok zmienił się w zszokowany, ale od razu pokręcił głową. - Nie, Jimin, ta piosenka jest zbyt piękna.. Nie mogę. Zniszczę ją tylko.
- Jak dla mnie możesz ją tylko ulepszyć - uklęknąłem przed nim i położyłem dłoń na jego policzku, w która od razu się wtulił patrząc mi w oczy - Masz piękny głos, a piosenki mi nie ukradniesz bo już mam nagraną - zaśmiałem się - Po prostu zaśpiewaj dla mnie, a ja zagram dla ciebie...
- Um, okay.. - powiedział niepewnie i z tą samą niepewnością wziął notatnik, otwierając go na odpowiedniej piosence. - Zaczynajmy, skoro tak - stwierdził, a następnie skierował swój wzrok na mnie.
Wstałem zabierając instrument i ustawiłem skrzypce tak jak zawsze pomiędzy brodą, a barkiem. Spojrzałem na Jungkooka, który pokiwał tylko głową na znak, że jest gotowy. Przejechałem smyczkiem po strunach tworząc pierwsze nuty już dobrze mi znanej melodii. Zagrałem idealnie wstęp, a kiedy przyszła kolej na Kooka uśmiechnąłem się do niego by podnieść chłopaka na duchu. Ten wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać swym anielskim głosem idealnie komponującym się z cudownym brzmieniem skrzypiec. Chłopak, na początku zaczynając nie pewnie z każdą chwilą coraz bardziej wczuwał się w tę piosenkę. Po chwili tak samo jak ja po usłyszeniu jego głosu, oderwał się od spraw przyziemnych i zajmował tylko wlaniem swoich wszystkich uczuć w tekst mojego autorstwa przy akompaniamencie skrzypiec. Gdy utwór się skończył zaczęliśmy obydwoje ciężko nabierać powietrze do płuc lecz z wielkimi uśmiechami na ustach. Nic nie mówiąc odłożyłem instrument z powrotem do futerału zamykając, po tym jak włożyłem do środka kopertę z listem i smyczek. Usiadłem na dawnym miejscu opierając się o drzewo. Zamknąłem chłopakowi zeszyt przed twarzą i powiedziałem - I co? Tak trudno było? - po czym zachichotałem odkładając zeszyt do koszyka.
- Nawet nie tak źle, ale tobie o wiele lepiej wyszła ta piosenka - uśmiechnął się lekko. - Twój głos po prostu do niej idealnie pasuje.
- Moje piosenki są pisane na ziemi, a twoje z nieba wzięte. Mój głos jest ludziki, a twój anielski... Wzbogaciłeś moją piosenkę swoim głosem co tylko dodało jej magii - mówiłem ciepłym tonem.
- Daj spokój - pokręcił głową, jakby chciał zaprzeczyć moim słowom, ale i tak zauważyłem jego delikatny rumieniec na policzkach. - Nadal uważam, że głos masz lepszy ode mnie. A moich piosenek jeszcze nie widziałeś, więc skąd masz wiedzieć jakie one są?
- Czekaj... masz nagrane piosenki! To pięknie! Często ich słuchałem? Mam je gdzieś zgrane? - krzyczałem zafascynowany.
- I się wygadałem - jęknął niezadowolony. - Miałeś je zgrane na telefonie i na mp4, z tego co wiem - wyznał, spuszczając swój wzrok na dłonie. - A czy często ich słuchałeś? Nie mam zielonego pojęcia.
- Mogę się założyć, że to była jedyna muzyka jakiej słuchałem - stwierdziłem uradowany.
- Wątpię, że tak było, skoro tańczyliśmy razem do różnych piosenek i to nie moich - uniósł rozbawiony brew.
- Niech Ci będzie, ale z pewnością twoje lubiłem najbardziej - powiedziałem kładąc się na kocu, co po chwili zrobił również Jungkook.
- Lubię taką ciszę, wiesz? - odezwał się po dłuższej chwili. - Kiedy wiem, że jest dobrze. Nie martwią mnie żadne rzeczy, po prostu mogę się wyłączyć. To odprężające.
- Jak mówiłem... to miejsce jest idealne do tego typu rozkoszy - zachichotałem.
- Fajnie, że będę mógł tutaj z tobą przebywać częściej - stwierdził z lekkim uśmiechem. - Podwójna przyjemność.. - przerwał, a po chwili poczułem pierwsze krople deszczu. - Która właśnie się skończyła - zaśmiał się.
- Może chodźmy bo coś czuję, że za chwilę będziemy i tak cali mokrzy - powiedziałem niechętnie podnosząc się znów z koca
Jungkook również wstał z koca, szybko go złożył i zaczęliśmy iść szybkim krokiem do domu. - Liczę na to, że zdążymy wrócić do domu, zanim rozpada się zupełnie - powiedział, kiedy wyszliśmy z parku. - Nie chcę być cały mokry.
- Ja tam lubię deszcz - wzruszyłem ramionami, ale po chwili przypomniałem sobie o bardzo ważnym wydarzeniu, na które nie możemy się spóźnić cali mokrzy - Ale tym razem akurat nie mam ochoty zmoknąć
- Nie powinieneś długo siedzieć na deszczu w żadnym przypadku, rozchorujesz się - odparł z troskliwym tonem głosu.
- E tam. Takie przeziębienia teraz mi nie straszne... -wymruczałem idąc trochę szybszym krokiem, ponieważ zdążyło się rozpadać.
- Ale i tak, nie chcę, żebyś chorował - przewrócił oczami. Dosłownie moment później byliśmy już pod drzwiami i chłopak zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. - Nie wziąłem swoich kluczy, otworzysz? - poprosił mnie.
- Jasne - zgodziłem się po czym otworzyłem drzwi, a gdy chłopak chciał wejść szybko go zatrzymałem - Poczekaj - poleciłem po czym zasłoniłem mu oczy rękoma. - Okay teraz możemy iść - zachichotałem.
- Co ty planujesz? - zapytał się podejrzliwie.
- Nic, nie mów tylko chodź - rozkazałem otwierając przejście do wnętrza domu – Okay, ściągnij buty. - poleciłem co młodszy od razu wykonał - A teraz zaufaj mi...
- Przecież ci ufam - powiedział, a ja po prostu wiedziałem, że w tym momencie przewrócił oczami.
- Wiem, wiem, po prostu chodź już... - wyszeptałem.
- Idę, nie mam innego wyboru - stwierdził, nic już więcej nie dodając...
--------------
Taki trochę dłuższy next ^^ Mam nadzieję, że się podobał ^^
Postaram się jeszcze dziś wstawić kolejny, ale nic nie obiecuję, ponieważ jutro mam ważny sprawdzian i trzeba się trochu pouczyć ;;;
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro