~ 112 ~
Zapukałem delikatnie w drewnianą powłokę, a usłyszałem ciche "proszę", wszedłem do środka- Moglibyśmy porozmawiać, Jiminnie? - poprosiłem chłopaka, uśmiechając się pewnie się do niego uśmiechając.
- No dobrze, ale... Dlaczego chcesz pogadać? W końcu mnie nienawidzisz, co w pełni pojmuje - powiedział cicho, zamykając szafę i zwracając się w moja stronę. - Powinieneś nigdy już się do mnie nie odezwać przez to, co ci zarzuciłem...
- Powiedziałem to pod wpływem chwili. - mruknąłem cholernie zawstydzony swoim szczeniackim zachowaniem. - Zawsze będę chciał z tobą rozmawiać, tylko po prostu... Potrzebowałem trochę czasu na przemyślenie tego, co się stało. - spojrzałem się na swoje nogi, które stały się niezwykle interesujące w tamtej chwili. - I to ty powinieneś nigdy się już do mnie nie odzywać przez to, co powiedziałem...
- Powiedziałeś, że mnie nienawidzisz po tym jak powiedziałem... To wszystko. Zrobiłem z ciebie tania dziwie. Jestem chujem, jak już powiedziałem to w moim krótkim rymowanym wierszyku... – wymamrotał, wiercąc we mnie dziurę przejętym wzrokiem -
- Jakim wierszyku? - zapytałem się, ale zaraz pokręciłem głową. - Nieważne... To, co powiedziałeś, już nie ma znaczenia. Zapomniałem już o tym, nie musisz się o to martwić i wcale nie jesteś chujem. Jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam, tylko bardzo zranionym - podszedłem do chłopaka i niepewnie złapałem go za dłoń. Zacząłem gładzić ją kciukiem. - Przeżyłeś dużo, nie pamiętasz wielu rzeczy, dlatego się zdenerwowałeś i ja to zupełnie rozumiem. Nie musisz się czuć winny, czy coś w tym stylu, oczywiście o ile tak się czujesz.
- Jungkook, moje słowa nie mają żadnego wytłumaczenia. Każdy człowiek przeszedł coś w życiu. Ja po prostu. Zazdrość wzięła górę, przepraszam. - uklęknął na kolanach i ucałował moją dłoń. - Powinienem cię nosić na rękach z tak dobre serce mogące mi wybaczyć tak bardzo raniące twoją duszę i serce słowa... Nie chce brać cię na litość czy coś tylko uważam, że jesteś dla mnie za łaskawy...
- Nie bierzesz mnie na litość, a to, że ci wybaczyłem to była tylko i wyłącznie moja świadoma decyzja. - szepnąłem, czując iskierki w miejscu pocałunku. - Nie przepraszaj, tylko najlepiej o tym zapomnijmy. - uśmiechnąłem się, patrząc na chłopaka, który klęczał przede mną.
- I znów to robisz... Chcesz puścić w niepamięć swój ból, ale ja tak nie mogę... Wiem, że za bardzo zranił cię moje słowa. Możesz mi wybaczyć, ale ja i tak będę miał wyrzuty i żal do siebie. - przyłożył moja dłoń do swojego policzka. - Możesz mnie pobić, wyzywać, kazać się nosić w różne miejsca, tylko nie bądź mi tak uległy... Zraniłem cię, choć nigdy nie chciałem tego zrobić... Muszę dostać za to ciężką karę – szeptał spokojnym i lekko łamliwym tonem.
- Nie, wcale nie musisz jej dostawać. - stwierdziłem, smyrgając kciukiem delikatną skórę chłopaka. - Mogę cię jedynie cię poprosić, żebyś był przy mnie. To chyba wystarczająca kara. - na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
- Miałem dostać karę, a otrzymałem nagrodę. - zaśmiał się smutno. - Jesteś wspaniały, dziękuję...
- Nie dziękuj, nie ma, za co - mruknąłem, wzdychając. - To nie jest nagroda, a ja nie jestem wspaniały. Brakowało mi cię przez te dwa tygodnie.. - przyznałem nieśmiało.
- Nie gadaj głupot, nie znam wspanialszego człowieka od ciebie i nawet nie próbuj zaprzeczyć... Mi ciebie też strasznie brakowało... - wymruczał dość stanowczym głosem.
Kiedy to usłyszałem, moje serce zabiło dwa razy mocniej niż zdecydowanie powinno. On za mną tęsknił. Naprawdę. - Odpuszczę, ale ja i tak wiem swoje. - przewróciłem rozbawiony oczami. Od razu poprawił mi się humor. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że już wszystko między nami dobrze. - stwierdziłem, a mój ton potwierdzał tylko moje słowa.
- No jeszcze nie wszystko... - powiedział ciepło z przyjemnym uśmiechem. Podniósł się szybko z klęczek i pochwycił mnie tak, że znalazłem się na jego rękach niczym panna młoda. - No i teraz będę cię tak nosił do czasu aż pójdziesz spać. - powiedział, że śmiechem patrząc mi w oczy .
- Ty już kompletnie oszalałeś. - uznałem, również śmiejąc się i oplotłem ręce wokół jego szyi. - Przecież ja ci złamię kręgosłup.
- Uwierz, jesteś może i umięśniony, ale za to lekki jak piórko. – zachichotał, wychodząc z pokoju.
- Nie wiem, czy usłyszałem kiedykolwiek większe głupstwo. - mruknąłem, marszcząc brwi. - Puść mnie.
- Nigdy. - powiadomił mnie stanowczo ze słodkim uśmieszkiem.
- No, ale dlaczego? - jęknąłem niezadowolony. Zachowałem się jak małe dziecko. - Niepotrzebnie się zmęczysz, skoro chcesz mnie nosić aż do momentu, kiedy zasnę. Bardzo późno chodzę spać.
- Mówi się trudno. - zaśmiał się. - Zmęczenie nie jest mi obce i zapisałem się na siłownię, więc mogę trochę potrenować przed wysiłkiem w tamtym miejscu.
- Mogłeś mi powiedzieć wcześniej, to ja zostałbym twoim trenerem. - poruszyłem zabawnie brwiami, po czym się zaśmiałem. - To nie byłby problem, sama przyjemność.
- Niedługo będziesz uczył w szkole, więc wolę cię bardziej nie wykorzystywać. - również poruszał brwiami.
- Sam ci to zaproponowałem, więc nie wykorzystywałbyś mnie. - powiedziałem, spoglądając na twarz Jimina rozbawiony.
- Wolę być samoukiem, a o wykorzystaniu pogadamy, kiedy indziej. - zaśmiał się, widząc moje zarumienione policzki.
- Zboczeniec. - mruknąłem, odwracając wzrok, nadal onieśmielony jego bliskością.
- Niby ja zboczeniec? To ty zmusiłeś swojego narzeczonego do kochania się w wannie. - zaśmiał się głośno.
- Wiedziałem, że to był błąd, żeby ci to mówić. - odparłem zażenowany, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Spokojnie słonko mnie się tam podoba to, że jesteśmy zboczeńcami. Można by nawet powiedzieć, że to nas do siebie zbliża. - wyszeptał mi do ucha z szerokim uśmieszkiem.
Przeszły mnie znaczące ciarki w momencie, kiedy chłopak nazwał mnie słonkiem.. No i kiedy zaczął szeptać mi do ucha. To zawsze było moją słabością, której nie zdołałem przezwyciężyć. Byłem pewny, że poczuł ten prądy przechodzące przez moje ciało. - Mhm.. - powiedziałem cicho, powstrzymując się mocno od jęknięcia. Jimin działał na mnie niewyobrażalnie mocno, o czym wydawało mi się, że wiedział.
- Kocham to, w jaki sposób reagujesz na moją bliskość. - zachichotał mi do ucha. - Tylko się nie podniecaj, bo chyba nie chcesz by chłopaki zobaczyli namiocik, co?
- Fajnie byłoby jakbym mógł nad tym zapanować. – burknąłem. - Nie powiem, przydałaby mi się taka umiejętność. - wywróciłem oczami. - Muszę częściej chodzić w samych bokserkach, jest przecież taka ładna pogoda, a ja się niepotrzebnie powstrzymuję.. - stwierdziłem, spoglądając kątem oka na Jimina.
- Robisz to specjalnie... Bo, w jakim innym przypadku chciałbyś bym sobie przypomniał obraz ciebie z dnia, w którym cię pocałowałem... – wyszeptał, przestając oplatać oddechem moje ucho.
- Wreszcie mogę coś wykorzystać przeciwko tobie. - mruknąłem rozbawiony. - Daj mi się tym nacieszyć. - wydąłem dolną wargę.
- Cieszenie się z doręczenia mnie tym seksownym obrazem. Nisko upadłeś... Ale ja jeszcze niżej -zaśmiał się wchodząc na schody.
- Ty mnie możesz dręczyć, a ja ciebie, nie? Gdzie tutaj jest sprawiedliwość, ja się pytam? - z moich ust również wyleciał głośny śmiech. - Czemu mówisz, że nisko upadłeś, skoro to nie jest prawda?
- Widać, że to ja ciebie dręczyłem częściej, króliczku... - zaśmiał się głośno. - No cóż takie życie. Jedni są wygłodniałymi lwami z rasy same, a inni ofiarnymi zebrami z rasy uke...
- Zdecydowanie częściej. - stwierdziłem, poprawiając się w rękach chłopaka. - Gdzie ty w ogóle idziesz ze mną? Czuje się uprowadzony.
- Mam ochotę na herbatkę, więc idziemy do kuchni. - zachichotał.
-----------------------------
Kochane ludziki, przeczytajcie bo to ważne...
Wszystkie opka jakie teraz wstawiamy już nie będą tak regularnie wstawiane jak w wakacje...
Oczywiście next'y będę starała się wstawiać jak najczęściej, ale no jednak już nie będą pojawiały się co dwa dni czy codziennie. Może co trzy, cztery, albo w najgorszym wypadku tylko w weekendy i wolne... Zależy jak z nauką i sprawdzianami ;;;;
Mam nadzieję, ze to rozumiecie i bez paniki, ponieważ NIE MAM ZAMIARU ZAWIESZAĆ OPEK ^^
Będziemy was informować w razie czego <33333
Jak coś to nas wyczekujcie i tak dalej ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro