~ 107 ~
Perspektywa Jimina
Gdy wyszedłem z piwnicy tak jak mówiłem udałem się do swojej sypialni z małym uśmiechem pod nosem. Wziąłem swoje ciuchy do spania i udałem się do łazienki. Gdy wszedłem już gotowy z łazienki nie czułem zbytnio zmęczenia. Zakluczyłem pokój i włączyłem lampę. Znów otworzyłem szafę i zacząłem ją przeglądać. Po półgodzinie przeglądania jednego pudełka poczułem się senny lecz kiedy odłożyłem karton walnąłem się głową o górę szafy. Masowałem obolałe miejsce, ale nie to zwróciło moją całą uwagę. Gdy uderzyłem się usłyszałem odbicie się jakiegoś przedmiotu. Obejrzałem dokładnie górę i natknąłem się na zatrzaski w każdym kącie szafy u góry. Przestawiłem potrzaski w taki sposób by nie blokowały półki. Zdjąłem ostrożnie zjechałem białą górą szafy, a moim oczom ukazał się pokrowiec do instrumentów. Lekko ułożyłem wszystko na podłodze i wziąłem skórzany futerał, na którym był zloty napis Park Jihwan... Skoro to należy do mnie, to dlaczego jest inne imię- pomyślałem i starałem się otworzyć pokrowiec niestety okazało się, że potrzeby jest kluczyk... KLUCZYK! Widziałem jeden, gdy szukałem tego hasła do telefonu. Wstałem i otworzyłem daną szafkę zabierając kluczyk. Na cale szczęście pasował więc przekręciłem metal i usłyszałem charakterystyczny trzask. Pomału otworzyłem daną rzecz i zajrzałem niepewnie do środka. Moim oczom ukazały się zadbane białe skrzypce. Wyglądały na drogie. Na stronie górnej, wewnętrznej części pokrowca była przypięta koperta, którą już kiedyś musiałem otworzyć... Na pewno była adresowana do mnie bo widniały na niej moje inicjały. Wyciągnąłem z niej zwinięty list i zacząłem czytać:
Drogi Jiminie! Skoro czytasz ten list oznacza to tylko jedno... Nie żyje, a ty przejąłeś moje skrzypce, na których uczę cię grać od kiedy skończyłeś trzy latka, czyli jakieś dobre dwa lata grywasz na tym pięknym instrumencie, który pozwoli Ci pokazać ciebie. Park Jimina, silnego, wytrzymałego, kochającego, miłego chłopaka, który gdy pisze tę wiadomość siedzi na bawełnianym dywanie i rysuje swojego wymarzonego smoka by chronił go podczas snu... Wczoraj na badaniach dowiedziałem się, że choruje na raka mózgu, którego odziedziczyłem po ojcu. Przede mną długa chemioterapia, a potem jak to nie pomoże, operacja. Wiem, że dużo może pójść nie tak, więc piszę to byś pamiętał jak bardzo cię kocham, synku. Nie bój się być Jiminem. Zawsze wspinaj się coraz wyżej i staraj się spełnić niemożliwe. Walcz o to co kochasz, synu bo miłość i rodzina są w życiu najważniejsze. Bardzo się cieszę, że pokochałeś grę na skrzypcach tak samo jak ja i zdążyłem nauczyć cię gry na nich. Rozwijaj ten talent, bo go posiadasz. Gdy będziesz grał na nich, wyłącz się. Przestań myśleć o tym co złe albo dobre. Niech liczy się tylko muzyka i ty... Jesteś wyjątkowy synu, wiem iż nie jedno wyzwanie w życiu przejdziesz, ale wierzę że każdemu podołasz, a ja będę Ci pomagał z góry. Jesteś bardzo silny i wytrwały. Kiedy pierwszy raz pojechałeś rowerem i przewróciłeś się mimo rany na kolanie i zdrapanych rąk, bez lamentów podniosłeś się i znów wsiadłeś na pojazd . To dowodzi, że dasz sobie ze wszystkim radę, a ja w to z całego serca wierzę. Pamiętaj o tym jak i o mnie. Kochający Cię Tata
PS. Nie jedna niespodzianka w życiu cię jeszcze czeka. Nawet taka ode mnie.
Mimowolnie w trakcie czytania listu parę łez wydostało się z pod moich powiek i spłynęły po moich policzkach prosto na biały papier. Przetarłem ręką oczy i schowałem list z powrotem do koperty, którą przypiąłem tak gdzie była na początku. Jak na dzisiaj miałem dość wrażeń, więc postanowiłem dokładnie obejrzeć instrument jutro. Zakluczyłem pokrowiec znów układając ostrożnie na białej półce po czym ułożyłem wszystko jak gdyby nigdy nic i schowałem kartony zamykając szafę. Ułożyłem się wygodnie na łóżku i wtuliłem głowę w poduszkę, wyłączając przedtem lampkę starając się zasnąć. Nie musiałem długo czekać, a Morfeusz znów utulił mnie w swych ramionach..
Obudziłem się około godziny dziewiątej. Z tego co wiem o tej porze dom jest już najczęściej na nogach, że ta to ujmę. Przeciągnąłem się i usiadłem ziewając. Wstałem z łóżka i od razu udałem się do szafy by wyciągnąć z niej jakieś ciuchy. Ostatecznie dzisiaj ubrałem się w białe jeansy z dziurami na kolanach i czarną bluzkę na krótki rękaw z dekoltem w kształcie litery "V". Nie miałem ochoty na jedzenie i na rozmowy więc postanowiłem nie schodzić na dół. Tae i Suga pewnie znów pojadą do swoich dziewczyn, Namjoon z Jinem korzystając z weekendu jadą w odwiedziny do rodziców starszego, a Jungkook... Jungkook pewnie będzie robił to samo co zawsze, czyli spędzi dzień ze mną. Nie że mi to przeszkadza, iż lubi bardzo moja towarzystwo, którego zbytnio nie miał kiedy leżałem nieprzytomny, ale powinien gdzieś wyjść z kolegami. Pewnie ma jakichś tam z liceum to niech idzie się wyszaleć. Ja dałbym sobie sam radę, ale no cóż... to już jego decyzja. W tej chwili chciałbym tylko obejrzeć te skrzypce, które znalazłem wczoraj. Mój ojciec napisał w liście, że umiałem grać i nawet nuty nie wydają mi się obce. W takim razie jest szansa na to, że umiem na tym grać... - Przestań myśleć Jimin bo tylko tracisz czas... lepiej sprawdź czy twoja teoria jest prawdziwa. - skarciłem się w myślach i zrobiłem te same czynności co wczoraj. Kolejny raz sięgnąłem do szafki po kluczyk, aż ujrzałem moje białe cudeńko. Z niemałą ostrożnością wyciągnąłem instrument z futerału i przyjrzałem mu się dokładnie. Na serio jest piękny i zadbany z każdej strony więc pozostało mi w tej chwili sprawdzić tylko czy nadal umiem grać. Przełknąłem ciężko ślinę i przyłożyłem instrument pomiędzy brodę, a bark. Kiedy miałem zacząć grać usłyszałem dość głośny tupot na schodach. Z prędkością światła włożyłem skrzypce z powrotem do przeznaczonego miejsca i szybko schowałem pod łóżko całą zawartość. Spojrzałem w stronę szafy zauważając białą półkę na ziemi gdzie szybko podbiegłem i odstawiłem na jej miejsce zapinając zatrzaski. Wyciągnąłem byle jakie pudło siadając na podłodze. Otworzyłem je i udawałem, że już od jakiegoś czasu je przeglądam, gdy usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Powiedziałem dość głośne "Proszę!". Drzwi wolno się otworzyły, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Jungkook...
- Cześć, Jiminnie. - uśmiechnął się do mnie, przez co zauważyłem jego urocze królicze zęby. Odwzajemniłem uśmiech oraz się z nim przywitałem. - Wychodzę dzisiaj z moim przyjacielem z liceum, postaram się wrócić na obiad, ale nic nie obiecuję. Jak coś to jedzenie masz w lodówce, Jin nam zostawił, żebyśmy nie jedli jakiś świństw. - zaśmiał się lekko.
- Uh... Jasne. - podrapałem się nerwowo po karku.
- Wszystko w porządku? - zapytał, zmieniając momentalnie ton swojego głosu i podszedł bliżej mnie. - Wyglądasz na wyczerpanego..
- Ja... - zaciąłem się i nabrałem więcej powietrza w płuca, ponieważ moja kondycja zmalała przez co jestem teraz cholernie zmęczony. - No wiesz... - nerwowo zacząłem kręcić w każdą możliwą stronę oczami. - Ten no... zapomniałem~...- podrapałem się ponownie po karku. - zamknąć szafy i prawię wszystkie pudła na mnie spadły~... Więc przyleciałem z łazienki i szybko, zamknąłem tę szafę... - spojrzałem na mebel, który był otwarty. - A-ale potem znów wróciłem i otworzyłem układając w niej wszystkie kartony i... wyciągnąłem t-to oto pudełko. - wskazałem palcem na przedmiot. - No i właśnie miałem się brać za przeglądanie go. - posłałem mu szeroki udawany uśmiech, a w środku cały się trząsłem. Nie wiem dlaczego nie chce mu powiedzieć prawdy, ale widać coś mnie blokuje i chyba wolę się z tym nie sprzeczać...
- Jak mogły spaść na ciebie kartony, kiedy byłeś w łazience? - z jego ust wyleciał chichot. - Jeśli nie chcesz mi mówić, okay, nie zmusza.
- Nie no te kartony, ten tego... One spadły na mnie ... Ale nie tego mnie... Na... -szybko spojrzałem do szafy i wyciągnąłem dużego białego misia... Nie mam bladego pojęcia skąd on się tam wziął, ale był. - Tego Jimina. - pokazałem pluszaka.
- Zabawkę? - upewnił się rozbawiony. - To źle, bo to jest prezent, który dostałem od ciebie na randce. - wydął dolną wargę, co było bardzo słodkim gestem. - Jest dla mnie bardzo ważny - stwierdził, a jego uśmiech poszerzył się. - I nie ma na imię Jimin, tylko ChimChim.
- Ale... Jak nikogo nie ma to sobie z nim gadam, hahaha... - zaśmiałem się nerwowo. - Nazwałem go Jimin, bo... jest tak samo...- nie wierzę, że to powiem. - słodki i uroczy jak ja...
- Zdecydowanie ściemniasz. - pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. - Nigdy byś nie przyznał, że jesteś uroczy i słodki. - w myślach przyznałem mu rację. - Jak ci mówiłem, nie mów mi jeśli nie chcesz, ale nie kłam. Wiedz, że zawsze możesz ze mną pogadać, jeśli będziesz czuć potrzebę - puścił mi oczko.
- Przepraszam Jungkook, ale coś mi zabrania rozmawiania o tej sprawie z kimkolwiek... - wzruszyłem ramionami wypuszczając głośno powietrze, które nawet nie wiem kiedy wstrzymałem.
- No przecież mówię, że nie musisz mi mówić. - rzekł, podchodząc do mnie. Poklepał mnie po ramieniu i posłał mi szeroki uśmiech. - Muszę iść, bo się spóźnię. - mruknął, spoglądając na ekran swojego telefonu- Trzymaj się, Jiminnie. - pożegnał się ze mną, po czym szybko wyszedł z pokoju, a ja jeszcze przez chwilę mogłem usłyszeć tupot jego stóp, po którym nastąpił trzask drzwiami.
- Tylko ja nie znam żadnych jego kolegów... - wymruczałem pod nosem. - A co jeśli jakiś jest w nim zakochany i teraz wykorzysta okazję i go uwiedzie? - nadal mruczałem dość piskliwym głosem. – Jimin, uspokój dupę... Jungkook ma prawo znów się zakochać, pamiętasz? - zapytałem sam siebie starając się przestać irytować. - Co ja w ogóle wyprawiam? Chyba nie jestem zazdrosny? Nie, no co ty gadasz, boisz się, że ktoś go zrani... albo, że będzie z nim szczęśliwszy niż z tobą... - zacząłem zaprzeczać sam sobie. - Na serio jestem dziwny. - mruknąłem załamany. - Jaki normalny facet gada sam ze sobą? No tak, żaden... – dodałem. wstając z podłogę i wziąłem spod łóżka moje skrzypce. - Może lepiej bym tutaj nie grał... - wyszeptałem i otworzyłem szafkę, w której znajdował się klucz szukając jakiegoś sznurka by przewiesić sobie go na szyi by nie zgubić tak cennego kawałka metalu. włożyłem rękę po sam koniec szafki i znalazłem tylko płytę z napisem " Podkład do...- i nazwa jakiejś piosenki, którą miałem chyba w moim notesie. Odłożyłem płytę na miejsce, następnie zabierając klucz i skrzypce udałem się do kuchni by tam znaleźć chociażby jakąś nitkę. Gdy udało mi się zrobić to co chciałem, wziąłem wszystko co mi w tej chwili potrzebne, zakluczyłem dom jednym z kluczy, które znalazłem pod różową doniczką i udałem się w stronę pobliskiego parku. - Nie powiem Jin-hyung ma totalnego świra na punkcie różu...- uśmiechnąłem się pod nosem na tę myśl i zanim się obejrzałem znalazłem się w danym miejscu. Przechodziłem koło różnych drzew aż zauważyłem płaczącą wierzbę, która była trochę oddalona od tego parku można powiedzieć, że była ukryta pomiędzy drzewami daleko od chodnika. Od razu spodobało mi się to miejsce i biegiem tam ruszyłem liście drzewa zrobiły okrągłą kopułę, która zasłaniała widok na oddalony park jak i na to co znajdowało się wewnątrz niej, czyli w tym wypadku akurat ja tam byłem. Idealne miejsce. Nikt mnie nie widzi i nikt nie usłyszy jak bardzo popsuje brzmienie instrumentu albo poprawnie je oddam... - Ciężka próba. - pomyślałem. Po chwili znów trzymałem biały instrument pomiędzy brodą, barkiem. W szpitalu raz w radiu usłyszałem pewną amerykańską piosenkę. Z tego co powiedział mi Jungkook jej tytuł to Never Forget You jakiejś Zary, ale nie pamiętam nazwiska i jakiegoś MNEK'a bodajże. Moje palce same z siebie ustawiły się idealnie na strunach i po chwili zacząłem przejeżdżać po nich smyczkiem i gdy już myślałem, że usłyszę nieprzyjemny dźwięk zdychającego kota, moje zdziwienie stało się ogromne słysząc czystą, przecudowną melodię. Z każdą chwilą grałem coraz pewniej zatapiając się w muzyce tak jak napisał ojciec. Przestałem przejmować się układem palców bo same rwały się na struny pamiętając każdy układ nut co było piękne. Piosenka wyszła mi perfekcyjnie bez błędów jakbym nigdy nie zapomniał o tym, że kiedykolwiek na tym grałem. Trochę zmachany z wielkim uśmiechem na ustach schowałem instrument, zamykając tak jak zawsze. Byłem ogromnie z siebie dumny, że mimo tej katastrofy z moją pamięcią, nadal potrafiłem grać na skrzypcach. Dowodzi to, że takich rzeczy nie da się zapomnieć. Po kwadransie byłem z powrotem w dormie. Drzwi były zamknięte co znaczy, iż Jungkook jeszcze nie wrócił. - Czyli świetnie się bawisz... - mruknąłem otwierając drzwi tym samym kluczem co ostatnio. Po przekroczeniu progu domu nie trudząc się z ponownym zakluczeniem drzwi pobiegłem na górę chowając moje skrzypce.
Po zakończeniu czynności wyciągnąłem mój notes, który też miałem schowany i sprawdziłem czy słowa do piosenki z płyty są na pewno tu zapisane. Z wielkim szczęściem potwierdziły się moje przypuszczenia co bardzo mnie uradowało. Posłuchałem płyty odpalonej na komputerze . Za drugim odtworzeniem muzyki zacząłem śpiewać słowa zapisane w zeszycie. Miałem pewność, że to moja piosenka, bo naprawdę do mnie przemówiła. Nagle usłyszałem otwieranie drzwi i po chwili głośne śmiechy roznoszące się po domu... O nie! I jeszcze będziesz mi go do domu przyprowadzał! Na to nie było mojej zgody!... Wkurzony wyszedłem po cichu z pokoju udając się w kierunku schodów. Stanąłem za ścianą na samej górze tak by nikt mnie nie zobaczył i wsłuchałem się w rozmowę.
- Wierzyć mi się nie chcę, że znasz się z Sehunem. - Jungkookie zaśmiał się głośno. - Mam z nim złe doświadczenia.. - mruknął, a jego głos świadczył o tym, że jest rozbawiony. - Niecodziennie fryzjer podrywa cię, kiedy idziesz zmienić fryzurę, nie sądzisz?
- Boże, wstyd mi za niego.. - odezwał się nieznany mi chłopak. - Wiedziałem, że jest bezpośredni i lubi chłopaków, ale, że tak w pracy? - również się zaśmiał. - Jestem ciekaw jego miny jak mu powiem, że jesteś moim przyjacielem.. - odparł, a następne ich śmiechy wypełniły cały dom. -
- Mam nadzieje, że nie dostanie zawału. - powiedział, po czym westchnął. - Chodź, zrobię nam herbaty, a potem usiądziemy w salonie. - zaproponował, a chłopak przytaknął cicho i po chwili usłyszałem ich kroki, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma już ich w holu.
- Ugh... Przyjaciele.. Ta na pewno -wymruczałem cicho i pobiegłem do pokoju zabierając płytę i notes. - Muszę przestać o tym myśleć... Nagram swój głos i będzie piękna płyta z moją piosenką – wymruczałem, schodząc cicho ze schodów do piwnicy, w której jest mini studio. Kiedy znalazłem się w pomieszczeniu zamknąłem najciszej jak potrafiłem dość solidne drzwi i zapaliłem światło. Gdy upewniłem się, że wszystko jest gotowe zrobiłem próbę mikrofonu, następnie zakładając słuchawki. Nadusiłem przycisk od pilota, który rozpoczyna całą zabawę w nagrywanie. Nagle w moich uszach dobiegły pierwsze dźwięki podkładu muzycznego do piosenki "Lie". Po czym zacząłem śpiewać skupiając swoją całą uwagę na wczucie się w piosenkę i nie zrobienie żadnego błędu...
--------------------------
Troszku po północy, ale rozdział długi, więc spokój XD
Lie, Lie, Lie...
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro