~ 104 ~
Kiedy już się odświeżyłem, wskoczyłem w białą koszulę oraz jasne jeansy z dziurami. Zszedłem z powrotem na dół, poprawiając po drodze swoje włosy. Uśmiechnąłem się szeroko do Jimina, który siedział rozłożony na kanapie w salonie. - Chłopaków jeszcze nie ma? - zapytałem się, siadając koło niego.
- Nie, Namjoon tylko na chwilę wstał by się napić i powiadomił mnie, że dzisiaj Tae i Suga nie zaszczycą nas swoją obecnością - odwzajemnił uśmiech, odpowiadając miłym głosem na moje pytanie.
- Oh, okay - westchnąłem, spoglądając kątem oka na chłopaka, a następnie przeniosłem swój wzrok na telewizor, w którym leciał jakiś serial. - Co chciałbyś dzisiaj robić?
- Sam nie wiem... A co polecasz? - zaśmiał się i wyłączył telewizor.
- GŁOŚNIEJ GADAĆ NIE MOŻNA! - wparował nagle do salonu najstarszy w różowej piżamce z opaską na oczy przewieszoną na czole. Ja i Jimin spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, ale zaczęliśmy się chwilę później śmiać jak opętani.
- Mogliśmy gadać głośniej - odparłem z uśmiechem, kiedy już się uspokoiliśmy. - I nadal możemy - z moich ust ponownie wyleciał śmiech. - Idź spać, będziemy już ciszej.
- Jak już zamierzacie gadać to jedźcie do galerii po parę rzeczy potrzebnych w dormie, bo widać jak energia z was wybucha – mruknął Jin patrząc na nas w wyrzutem, po czym skierował się do swojej sypialni. - Gdyby mnie młody posłuchał to obaj wykończeni leżeli by nago w sypialni i daliby się wyspać - wymamrotał pod nosem na odchodne.
- Jin, nienawidzę cię! - krzyknąłem za chłopakiem, ponownie czując, że czerwienie się na twarzy. - Boże, za jakie grzechy on mi to robi - jęknąłem niezadowolony.
- O co mu chodziło? – Jimin odezwał się, nie wiedząc pewnie w ogóle o co nam chodzi.
- Nieważne - mruknąłem zażenowany. - Widzisz, mamy już plany na dzisiejszy dzień... - próbowałem zmienić temat.
- Ej! No nie bądź taki. Powiedz o co chodziło. - jęczał jak małe dziecko starając się wydusić ze mnie informacje do czego dodał na koniec minkę zbitego szczeniaczka.
- Ugh, wykorzystujesz to, że mam słabość do ciebie. Muszę się nauczyć odmawiać - wydąłem dolną wargę, odwracając wzrok. - Zasugerował, że skoro byliśmy podnieceni na swój widok, mogliśmy się sobą zająć - powiedziałem cicho, zaczynając bawiąc się swoimi palcami. - I no, że w tej chwili to raczej byśmy byli wykończeni i nie byli tak głośno.
- Nie powiem ciekawy tok myślenia - zachichotał jakby w ogóle nie był zawstydzony tym co powiedziałem. Najwyraźniej w ogóle mu to nie przeszkadzało, tak jak wcześniej. - Ale on zdaje sobie sprawę z tego, że jęczenie jest głośniejsze od rozmowy?
- Powinien - przyznałem mu rację, kiwając lekko głową. - Ale kto tam wie. Jin to Jin - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się.
- Ciekaw jestem jak... A dobra nie ważne – urwał, gwałtownie się podnosząc z kanapy. - To co idziemy pieszo czy autobus, a może taksówka?
- Wybierz ty, mi to bez różnicy - również podniosłem się ze swojego miejsca, wychodząc do holu, gdzie stały moje ulubione timberlandy, które po chwili miałem na swoich nogach.
- To może, hm... chodźmy pieszo, a wrócimy taksówką - zaproponował z uśmiechem oparty o drzwi wyjściowe już gotowy.
- A co chciałeś powiedzieć, kiedy jeszcze siedzieliśmy na kanapie? - dopytałem się chłopaka, w momencie naszego wyjścia, bo byłem ciekaw jego odpowiedzi.
- Wolę nie mówić - zaśmiał się wyrównując krok ze mną.
- Ej no! Ja ci powiedziałem, teraz twoja kolej - stanąłem przed chłopakiem, zatrzymując go przy tym i robiąc maślane oczka. - Proszę~
- Nie rób mi tego... - zagroził palcemm patrząc mi w oczy.
- Ale czego? - zapytałem ze słodkim uśmiechem, próbując wyciągnąć z chłopaka informację. - Ja cię tylko ładnie proszę~.
- Jungkookie, błagam przestań robić te słodkie minki – poprosił, posyłając mi ciepły uśmiech.
- To mi powiedz - wymruczałem, nadal się uśmiechając.
- Ugh, ale jak ci powiem to postarasz się nie reagować? - spytał i przystanął na chwilę.
- Postaram się z całej siły.
- W takim razie... - zbliżył się do mojego ucha. - Zastanawiałem się na głos jak głośno jęczysz podczas orgazmu i w ogóle... - wyszeptał seksownie i odsunął się, przegryzając dolną wargę.
Dzięki temu mogłem spokojnie powiedzieć, że z starego Jimina naprawdę mu dużo pozostało i bardzo mnie to cieszyło. To znaczyło, że jest duża szansa na szybki powrót jego pamięci.
- A czemu cię tak to zainteresowało, co? - zaśmiałem się, a moje serce przyspieszyło tempa kolejny raz tego dnia. - Chyba głośno, skoro ja byłem zadowolony i ty też...
- Jak głośno i z całkowitej przyjemności to jestem bardziej niż pewny, że mi się podobało - powiedział dość głośno.
Upomniałem go, żeby się trochę przyciszył, bo wiedziałem do czego zmierza. Cholerny...
- Oj no już, króliczku bo zaraz ze wstydu spłoniesz - prychnął i ruszył w dalszą drogę.
- Wiesz dobrze, że łatwo u mnie o rumieniec, Jiminnie - odparłem, doganiając chłopaka. - Kiedyś faktycznie spłonę - zaśmiałem się dla rozluźnienia atmosfery.
- Tak, tak rozumiem... - mruknął nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem. - Ja nie chcę robić problemów, ale bladego pojęcia nie mam, gdzie jest ta galeria...
- Spokojnie, dojdziemy bez najmniejszego problemu.
- Dojdziemy, tak? A powiedz mi w jakim kontekście? - zaśmiał się, choć próbował udawać poważnego.
Byłem szczęśliwy, że nie bał się mówić albo żartować o takich rzeczach przy mnie, bo zależało mi mimo wszystko, żebyśmy mówili sobie o wszystkim. Żeby się przy mnie nie krępował.
- W jakim tylko sobie zamarzysz - spojrzałem się na chłopaka. - Nie gniewaj się na mnie - wydąłem dolną wargę, robiąc słodkie oczka i mając nadzieje, że i tym razem zadziałają.
- Na ciebie nie da się gniewać... - westchnął zrezygnowany. - Już wiem, dlaczego w tak gorący sposób się godziliśmy - posłał mi mały uśmiech.
Nie mogłem ukryć tego jaki byłem ciekawy, kiedy to powiedział. I mojego niezrozumienia.
- Z pewnością jak tylko spojrzałem na twoją słodką twarzyczkę wszystkie nerwy nagle się ulatniały i zaczynałem ciebie namiętnie całować... Tak to sobie tylko wyobrażam... przecież nie pamiętam tego -patrzył na mnie mówiąc dość cicho.
- Możliwe, że tak było - powiedziałem, wzruszając ramionami i olewając resztę wypowiedzi. - Raczej nie chciałeś się ze mną tym dzielić.
- Byłem zamknięty w sobie? - spytał chowając dłonie w kieszeniach spodni. - Pytam się bo często mówicie, że mało wam się zwierzałem...
- Um... Nie tyle co byłeś zamknięty w sobie, ale byłeś bardzo skryty. Z czasem otworzyłeś się przed nami, ale nie lubiłeś wspominać o swojej przeszłości, a my to zrozumieliśmy i nie naciskaliśmy na ciebie - wyznałem, idąc wolnym krokiem.
- Myślisz, że przez moją przeszłość taki się stałem? - spytał patrząc kątem oka na mnie. - Bo z tego co mi opowiadaliście to nie czuję się dumny z tego jaki byłem... Ale nadal nie wiem nic o moich rodzicach prócz tego, że ojciec nie żyje..., lecz czuję, że nie mam ochoty wiedzieć o nich więcej...
- Twoja matka, no cóż... Miała pewien problem. Po śmierci twojego ojca kompletnie się załamała i zaczęła... pić - westchnąłem, spoglądając kątem oka na drogę- Nie wiadomo co się z nią teraz dzieje. Nie daje znaku życia, chociaż doskonale wie, gdzie mieszkasz.
- Ta... wole nic więcej nie wiedzieć, bo jeszcze zacznę się bać - zachichotał nerwowo. - Wiem, że skończyliśmy ten temat, ale jeszcze raz przepraszam za to co zrobiłem rano... Pewnie czujesz się trochę niezręcznie...
- Nie przepraszaj, mówiłem ci już o tym - z moich ust wyleciał ciepły śmiech. - I wcale nie czuję się niezręcznie. Nie musisz się czuć winny czy coś w tym stylu - mówiłem spokojnie, lekko wzruszając następnie ramionami.
- No wiesz, trochę trudno nie czuć się winnym ze względu na to co nas łączyło... - mruknął pod nosem. Mogłem tylko udać, że wcale na słowo „łączyło" nie złamało mi się serce. Jungkook, bądź silny.
- Uwierz mi, że nie warto tak się czuć. Naprawdę. Sprawiłeś mi tym ogromną przyjemność, poczułem się znowu ważny, nawet jeśli wiem, że twoje uczucia do mnie mogą nie powrócić.
- Miło mi to słyszeć... Od przyjemności do nagości - prychnął śmiechem. - Nie, że ja coś proponuję, ale fajnie się rymuje... Ale daje wierszyki. Powinienem zostać jakimś pisarzem czy coś
- Pisałeś piosenki -powiedziałem z uśmiechem, nagle przypominając sobie o zainteresowaniu chłopaka. - Śpiewałeś razem ze mną. Czasami zdarzyło się nawet, że pisaliśmy razem, pomagając sobie nawzajem jak mieliśmy blokadę twórczą.
- A mam jakieś notatki jeszcze w domu? Albo jakiś notes, gdzie tworzyłem teksty? - spytał zaciekawiony. – Słyszałeś, jak śpiewam... A moje piosenki widziałeś?
- Nie widziałem wszystkich twoich tekstów - mruknąłem, drapiąc się po policzku. - Nie chciałeś, żebym je zobaczył, dlatego nawet nie próbowałem ich znaleźć. Jeśli dobrze pamiętam, miałeś notes u siebie, ale dobrze schowany. Musiałbyś przeszukać swoją sypialnie.
- Więc mam co robić po powrocie - posłał mi mały uśmiech. - Umiem grać na jakimś instrumencie?
- Z tego co wiem, nie grałeś na żadnym instrumencie - powiedziałem cicho. - Chciałem nauczyć cię grać na fortepianie, ale uznałeś, że śpiew ci starczy - zaśmiałem się lekko.
- Och... a jest szansa, że grałem na czymś, a nikomu nic nie powiedziałem? - spytał sam jakby się nad tym zastanawiając.
- Wszystko możliwe, jak mówiłem, byłeś bardzo tajemniczy - wymruczałem rozbawiony.
- A myślisz, że jaki instrument by do mnie pasował? - zapytał cicho.
- Nie wiem, jesteś bardzo delikatnym chłopakiem, dlatego pasuje do ciebie instrument, przez który mógłbyś pokazać swoje uczucia – uznałem. - Gitara, pianino... Um... Nie wiem, co jeszcze.
- Sądzisz, że jestem delikatny? Skąd takie przypuszczenia? - zaśmiał się.
- Znam cię dobre ponad cztery lata, w każdym bądź razie w stosunku do mnie byłeś bardzo delikatny i opiekuńczy - odparłem z małym uśmiechem, spoglądając na chłopaka.
- Ach tak? Nawet wtedy, gdy zbytnio ciebie nie lubiłem? - spytał obojętnie.
- Wtedy zbytnio nie rozmawialiśmy, jakieś przywitanie, nic więcej - wzruszyłem ramionami. - Ale kiedy zmieniłeś do mnie nastawienie, naprawdę taki byłeś.
- Czyli co masz na myśli? Zakochałem się w tobie i próbowałem zmienić nasze chłodne relacje? Bo jak tak to udało mi się - posłał mi ciepły uśmiech.
- Jak to mi opowiedziałeś. Najpierw zakochałeś się w moim głosie, gdy zaśpiewałem jeden cover, a potem w całej reszcie. Więc pewnie tak było - na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Musisz pięknie śpiewać – zachichotał, wchodząc do wyznaczonej placówki.
- Jeśli kiedyś będziesz chciał, zaśpiewam ci coś - z moich ust wyleciał cichy śmiech.
- Z wielką chęcią posłucham - powiedział przyjemnym głosem. - To co najpierw mamy kupić?
- Najpierw pójdziemy do marketu, żeby kupić jedzenie, a potem do drogerii i kupimy szampony, mydło i takie tam... - mruknąłem, wkładając dłonie do kieszeni swoich spodni. - Gotowy na zakupowe szaleństwo?
- Tylko o tym marzę... - powiedział z sarkazmem.
- Spokojnie, mam takie samo nastawienie co do tego - zaśmiałem się. - Ale im szybciej się z tym uwiniemy, tym szybciej będziemy z powrotem w domu. To jest dla mnie wielka motywacja.
- Mam nadzieję, że nie jesteś typem chłopaka, który ma ochotę jeszcze na kupno nowych ciuchów -mruknął, spoglądając na mnie kątem oka z uśmiechem.
- Nie dzisiaj - poruszyłem zabawnie brwiami. - Chociaż moglibyśmy wskoczyć do dwóch, a może trzech sklepów..
- Jungkook, błagam nie rób mi tego – jęknął, uśmiechając się jak głupi. - Nadal jestem dość słaby - starał się wzbudzić moje sumienie.
- Przecież tylko żartowałem - z moich ust znowu wyleciał śmiech. - Chciałem się z tobą podroczyć.
- Uf... Zaczynałem się bać i układać plan zawału z przemęczenia... – zażartował, zaraz również się śmiejąc.
- Ej, to by było wredne - wydąłem dolną wargę. - Zamartwiałbym się o ciebie.
- Wiem - posłał mi szatański uśmiech. - Dlatego byś mi odpuścił.
- Nie wykorzystuj tego, że się martwię, bo zmienię zdanie - burknąłem smutno.
- Nie potrafiłbyś... Za bardzo Ci na mnie zależy - powiedział ciepło, idąc tyłem by móc patrzeć na moją twarz.
- Masz szczęście, że tak jest, ale nadal nie wykorzystuj tego za często. Proszę - wyszeptałem, spoglądając na chłopaka.
- Oj no już, słodziaku. Nie jestem aż tak chamski by zawsze tego używać przeciwko tobie... A teraz nawet by mi się to nie udało, bo poznałeś mój chytry plan.
- I ty chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś uroczy? - zapytałem się ze śmiechem. - Słodziaku -naśladowałem go.
- Ej! To, że nazwałem ciebie słodziakiem nie oznacza, że sam nim jestem... - mruknął przewracając oczami.
- Dla mnie i tak będziesz - pstryknąłem go w nos, na co spojrzał się na mnie z niedowierzaniem. - No co? Ja nie zmieniam zdania - odparłem, biorąc wózek do ręki.
- Z której strony jestem szczeniakiem co? No może trochę z zachowania, ale bez przesady - stwierdził krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Trochę z zachowania, ale przypominasz mi też z wyglądu -wyznałem z wstydliwym uśmiechem. - I wierz mi, że jestem tego pewien.
- No dziękuję za skomplementowanie mojej twarzy, która według ciebie wygląda jak pysk psa... – prychnął.
- Nie wygląda jak pysk psa, broń boże! - zatrzymałem chłopaka, kładąc dłonie na jego ramionach. - Tylko po prostu szczeniaczki są słodkie i bardzo je kocham... Dlatego mi je przypominasz... A zresztą nieważne - mruknąłem, odsuwając się od niego i znowu złapałem wózek.
- Może chodźmy po te rzeczy, bo zaraz się pokłócimy, a nie mam na to ochoty – mruknął, udając się do działu z warzywami.
Westchnąłem, kręcąc głową. Brawo, Jungkook, potrafisz tylko spieprzyć sprawę - pogratulowałem sobie w myślach. Nie wydałem z siebie nawet najmniejszego dźwięku podczas zakupów, bo zbyt bardzo się bałem, że chlapnę znowu coś nie tak. Bolało mnie to, że nawet jeśli chciałem dobrze to i tak los mnie kopał w dupę. Miałem już szczerze dość, chciałem, żeby znowu było wszystko w porządku. Zadzwoniłem po taksówkę, kiedy już wychodziliśmy z budynku, bo nagromadziło się całkiem tego sporo. - Za dziesięć minut przyjedzie - powiadomiłem chłopaka z wielką ostrożnością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro