^Star Wars^ Poe Dameron #1
Jak coś to przepraszam, nie za bardzo umiem pisać takie Steamy shoty. Proszę nie zabijcie mnie :<
Był już wieczór. Siedziałaś znudzona w swoim pokoju, w bazie rebelii. Pani Organa dała ci zadanie wyliczenia wydatków za straty, które poniósł ruch oporu, z win wiadomo kogo.
Poe Dameron był winny za te wszystkie wydatki. Nie raz słyszałaś jego imię, które zazwyczaj kojarzyło ci się z kłopotami. Starałaś się trzymać od niego na dystans, lecz on miał to w głębokim poważaniu i coraz częściej zaczynał z tobą flirtować.
Byłaś na dobre zajęta swoim zadaniem, musiałaś jeszcze oprócz tego napisać kilka raportów. Więc, kiedy usłyszałaś pukanie do drzwi, myślałaś, że zaraz coś cię strzeli.
- Proszę! - krzyknęłaś na odczepnego, dalej siedząc z nosem w papierach.
Do pokoju wszedł oczywiście Poe Dameron. Miał na sobie tylko spodnie od kombinezonu i do połowy rozpiętą koszulę, kilka plam z oleju na twarzy i rękach, oraz zmierzwione włosy.
Westchnęłaś ciężko.
- Co cię tu przyniosło, Dameron? - spytałaś, lekko zła.
- Moje nogi? - prychnął - Ale to teraz nie ważne. Byłem ciekawy, co robisz.
- Ehh... liczę te rachunki, co mi dała Leia. - powiedziałaś i wróciłaś do swojej pracy.
Usłyszałaś kroki Damerona i nagle objął cię od tyłu. Poczułaś, ze się rumienisz.
- Dameron? Co ty robisz? - zaczęłaś się jąkać.
Poe niebezpiecznie się do ciebie zbliżył.
- Nie bój się, będzie przyjemnie. - szepnął ci do ucha.
- Dameron, nie mam czasu na wygłupy, muszę to skończyć.... - wytłumaczyłaś mu, próbując uspokoić oddech, by nie wyglądało, że się boisz i straciłaś swój autorytet.
- Później to skończysz.... - mruknął i pocałował cię w szyje.
Poczułaś, że zaczynasz się coraz mocniej rumienić. Starałaś się uspokoić, lecz równie dobrze mogłaś liczyć na cud.
Wszyscy ostatnio zaczęli mówić, że Dameron jak zacznie się wygłupiać, to trudno go powstrzymać, bo będzie łaknął więcej i więcej. Wiec twój lęk był uzasadniony.
- Dameron! Do cholery! Przestań! - krzyknęłaś w końcu i podniosłaś się z krzesła.
Dameron posłał ci jedno ze swoich uwodzicielskich spojrzeń. Starałaś się powstrzymać od patrzenia mu oczy, bo to one zawsze „zniewalały" każdą dziewczynę.
Było to jednak trudne. Niestety, lub tez stety, uległaś jego brązowym oczom.
- Wiedziałem, że ulegniesz... - powiedział niskim, zachrypniętym głosem i złapał cię za ręce.
- Nie uległam! - starałaś się trzymać fason i nie ulec.
- Przestań kłamać... - mruknął.
Znów podszedł cię od tyłu, jednak tym razem delikatnie przyłożył swoje dłonie do twojej szyi. Czułaś, że twoje serce zaczyna bić coraz szybciej i zaczynasz tracić kontrole nad szybkością swojego oddechu.
- Straciłaś swój autorytet? - spytał.
- A ty gdzie masz swój? - odparowałaś i zdjęłaś jego dłonie z twojej szyi.
- Gdzieś napewno... - rzucił i zaczął się do ciebie zbliżać.
Ty zaczęłaś się cofać, stawiając małe kroczki w tył. Jednak Dameron nie ustępował i przysuwał się do ciebie.
W końcu potknęłaś się i przewaliłaś na łóżko. Nim się obejrzałaś, Dameron wylądował nad tobą z szelmowskim uśmiechem.
- Próba ucieczki? - spytał z przekąsem. - U nas jest to karalne, wiesz?
- Ja nie uciekam.... - powiedziałaś - Ja tylko chciałam się oddalić od ciebie, a nie uciekać.
- Czyli jednak uciekałaś.... - odparł Poe.
- Wcale nie! - odparłaś z rumieńcem na policzkach.
- Oh, zamknij się, [T/I].... - mruknął i gwałtownie cię pocałował.
Czułaś się jak w niebie, rozkoszując się jakże słodkim smakiem jego warg. Bezwiednie wplotłaś dłoń w jego włosy i zaczęłaś rozpinać do końca jego koszule.
- Jesteś moja. - wyszeptał tuż przy twoich ustach. - I nie życzę sobie niesubordynacji. Zrozumiano?
- Tak... - powiedziałaś.
- No dobra, ja już idę - wstał jakby nigdy nic. - Jutro porozmawiamy.
I wyszedł.
Ty przez jakiś czas siedziałaś na łóżku, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Dameron zarywał do ciebie. Nie do kogoś innego, tylko do ciebie. A on nie wybierze byle kogo. Nie mogłaś tego zrozumieć. Postanowiłaś przeprowadzić z nim jutro poważną rozmowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro