Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Róża na grobie

Klęczę przy marmurowym nagrobku. Chce zapalić znicz lecz ręce mi drżą i odmawiają posłuszeństwa. Pełne rozpaczy łzy spływają mi po policzkach. Nawet nie próbuję ich powstrzymywać, wiem, że nie dam rady.

Patrzę na zdjęcia moich rodziców. Są na nich uśmiechnięci, szczęśliwi. Wtedy jeszcze nie znali swojej przyszłości. Nie wiedzieli że pozostało im zaledwie kilka dni życia.

Patrzę na datę ich śmierci. Na ich wyryte w kamieniu nazwiska.

Dlaczego? Dlaczego oni?

Los pozbawił ich życia jakie sumiennie wiedli. Byli dobrymi, wierzącymi ludźmi.

Zawsze mogłam liczyć na pocieszenie i wsparcie od nich. Ileż to razy wypłakałam się na silnym ramieniu mojego taty lub zwierzyłam się z najgorszych smutków mamie mogąc liczyć na niepodważalne wsparcie i pomoc w każdej chwili mojego życia.

Ileż to wspaniałych wspomnień dzieliłam z tymi ludźmi. Naszą relacja zawsze była pełna uśmiechów i miłości. Jestem ich jedyną córką. Kochali mnie nad życie tak samo jak ja ich. Zawsze mieliśmy tylko siebie nawzajem.

Wieczory gier planszowych kiedy to razem z mamą szykowałam słone przekąski a później do późnych godzin nocnych siedzieliśmy przy stole grając w Monopoly.

Wspólne wypady do kina kiedy kupowaliśmy wielkie pudełka popcornu i  tuląc się na jednym fotelu szeptem komentowaliśmy film.

Nasze wspólne wakacje. Spędzaliśmy całe dnie leniąc się na plaży lub chodząc po mieście.

Świadomość że to nigdy już nie wróci... Że moi rodzice odeszli z tego świata...

Topię się w morzu rozpaczy. Może brzmi to poetycko lecz wyrzućcie te myśli z głowy.

Płaczę. Płaczę więcej i dłużej niż kiedykolwiek w życiu. Wpatruje się w opłacony przeze mnie grób. Po niedługiej chwili całkowicie tracę widok. Moje łzy podlewają ziemię przy marmurze. Po paru minutach moja twarz staje się lepka i mokra a oczy zaczynają piec lecz nie przestaję płakać.

Łzy wylewają się że mnie. Nie umiem tego kontrolować lecz nawet nie próbuję. Moje ciało zaczyna drzeć. Jestem cała w drgawkach. Robi mi się zimno lecz je zwracam na to uwagi. Teraz liczy się jedno. Moi rodzice nie żyją.

Leżą w miejscu, w którym nigdy nie chciałam ich zobaczyć. Leżą na cmentarzu.

Nie ma ich na tym świecie a ja jestem w tej sprawie bezsilna. Nie mogę nic zrobić. Mogę tylko patrzyć na ich grób i płakać.

Mogę tylko poddać się rozpaczy. Wraz z wiadomością o ich śmierci moje życie rozpadło się na milion kawałków i straciło sens. Bo po co żyć jeśli nie żyją najważniejsze dla ciebie osoby?

Składam na ich grobie dorodną, ognisto czerwoną róże.

Czuję nieopisaną pustkę. Pozostaję przy nagrobku.

Ludzie przechodzą po cmentarzu szukając grobów swoich bliskich. Ignorują mnie. Kilka osób rzuca w moją stronę niepewne spojrzenia po czym dalej idzie w swoją stronę.

Siedzę przy grobie jeszcze długo. Bardzo długo. Nie wiem dokładnie ile, straciłam upływ czasu...

– Pada deszcz. – słyszę głos.

Natychmiastowo obracam się w tamtą stronę. Przez ostatnie godziny siedziałam w ciszy zamknięta w bańce własnego smutku i żałoby więc nagłe słowa mnie dziwią.

Obok mnie stoi młody chłopak. Po chwili zdaje sobie sprawę że to do mnie się odezwał.

– Tak? – pytam jak głupia.

Rzeczywiście. Zdaję sobie sprawę że zaczęło padać.

Uśmiecha się.

– Dokładnie tak. – mówi – Nie pójdziesz stąd? Zapowiada się na sporą burzę a na cmentarzu jest sporo drzew.

– Yhmm. Tak, zaraz stąd pójdę.

– Kogo straciłaś? – pyta cicho.

Jego pytanie jest delikatne. Nie narzuca się lecz jest ciekawy. Mam ochotę go spławić lecz jakiś nieznany instynkt karze mi kontynuować rozmowę z chłopakiem.

– Rodziców. – duszę szloch

Kiwa głową że zrozumieniem.

– Ja też – szepcze. – Nie łączyła mnie z nimi jakąś szczególna relacja, powiedziałbym nawet że się raczej nie dogadywaliśmy. Ale mimo to... Oni mnie wychowali. Starali się być dobrymi rodzicami. Zależało im na mnie. A teraz? Nie żyją. Byli dobrymi ludźmi, choć trochę zgorzkniałymi. – wyznaje chłopak.

– Przykro mi. – mówię. Nie wiem jak powinnam się zachować. Pocieszyć go? A może spławić? Choć szczerze mówiąc na to drugie nie mam już takiej ochoty. Po wiadomości że on także stracił rodziców czuję z chłopakiem pewnego rodzaju więź. No bo kto lepiej zrozumie przez co przechodzisz niż ktoś z tą samą sytuacją?

– Nie, nie powinno ci być przykro. Natomiast mi jest ciebie przykro gdy patrzę jak żałośnie wyglądasz. – mówi.

Wiem, że próbuje rozładować atmosferę ale w tych okolicznościach i w tej sytuacji nie jestem w stanie się zaśmiać. Uśmiecham się do więc tylko choć podejrzewam że wyszedł mi raczej krzywy grymas.

– Masz prawko? Jak się tu dostałaś? – pyta.

– Autobusem. – odpowiadam. Jestem ciekawa jak to się potoczy.

– Ojoj. Raczej teraz nic nie jeździ. Podwiozę Cię. – stwierdza.

Normalnie bym odmówiła i została na cmentarzu lecz resztki zdrowego rozsądku przeze mnie przemawiają i przyjmuje ofertę.

Wstaje z kleczęk i otrzepuje kolana z ziemi. Ostatni raz patrzę na grób.

– Kocham was, mamo i tato. – szepczę.

Odmawiam modlitwę. Kątem oka widzę że chłopak także się przeżegnał.

Wychodzimy z cmentarza. Dalej do siebie nie doszłam po moim ataku paniki. Idę bardzo powoli w dodatku chwiejnym krokiem.

Po chwili czyje czyjeś silne ramię na mojej talii. Wzdrygam się i w pierwszej chwili man ochotę odrzucić chłopaka jednak stwierdzam że mimo wszystko przyda mi się pomoc.

Po paru minutach dochodzimy do samochodu chłopaka.

– Wchodzisz? – pyta patrząc na mnie wyczekująco.

Przez chwilę się waham. Właściwie to przecież nie znam go. Co jeśli chce mnie porwać?

Wzruszam ramionami. W końcu raz się żyje, prawda? 

– Tak, jasne. Dziękuje.

Wsiadam od strony pasażera. Chłopak zajmuje miejsce kierowcy i wyjeżdżamy.

Jest skupiony na dołączeniu się do ruchu więc wykorzystuje te chwilę żeby mu się przyjrzeć.

Jest brunetem. Mimo młodego wieku ma sporo zmarszczek natomiast szczery uśmiech ani ma chwilę nie opuszcza jego twarzy. Jest dość wysoki, ma bladą cerę... Tyle zdążam stwierdzić kiedy się odzywa.

– Tak apropos, zapomniałem się przedstawić. Jestem Alex.

– Riley. – przedstawiam się.

– Gdzie Cię podwieźć, Riley? – W jego głosie jest coś magicznego. Wypowiada moje imię... Z szacunkiem? Po chwili orientuje się że czeka na odpowiedź.

Podaje mu adres mojego mieszkania. Przez resztę drogi w samochodzie panuje cisza. Widzę że Alex co jakiś czas rzuca mi niepewne spojrzenia. Naprawdę dziwi mnie jak bardzo chłopak się o mnie troszczy. Widzi że jestem pogrążona w smutku więc pozwala mi na samotność jednocześnie dając poczucie że jest obok, gotowy pomóc.

Dopiero go poznałam mimo to czuję jakbyśmy znali się od lat. To uczucie jest nie do opisania.

Po chwili podjeżdżamy pod mój dom. Mieszkam w wysokiej, starej kamienicy. Nie wygląda jakość szczególnie, nie tętni życiem. Większość mieszkańców to zgorzkniałe staruszki a ja właściwie jestem jedyną osobą przed czterdziestką, która tu mieszka.

Ciasne ale własne, jak to mawiają.

Chłopak niczym dżentelmen z filmu odprowadza mnie do drzwi. Gdy ma nastać nasze ostateczne pożegnanie i wymieniamy grzecznościowy uścisk wciska mi do dłoni karteczkę. Karteczkę z numerem.

Czyli może jednak to nie nie koniec...

                                   *

Zadzwoniłam. Zebrałam się na do dopiero kilka tygodni później ale zadzwoniłam.

I okazało się to najlepszą decyzją mojego życia.

Po pierwszym spotkaniu poszło jak w bajce. Naszą relacja z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień rozrastała się niczym najpiękniejszy kwiat wiosną.

Była pełna romantyzmu, cichej miłości i czułości choć oczywiście nie brakowało kłótni i zgrzytów.

Jednak mimo wszystko była wspaniała. Proces naszego związku jest zbyt rozległy bym mogła go tutaj opisać.

Jednak wiedziałam jedno: kochałam tego chłopaka ponad życie a on czuł to samo.

I mimo, że związek czasami wymagał od nas więcej niż byliśmy gotowi dać, mimo, że różnice między nami były ogromne i z ich powodu nieraz wynikały ogromne spory to to dalej trwało.

Trwało bo pomiędzy nami było najpiękniejsze, najcudowniejsze uczucie jakie istnieje. Miłość.

                                     *

Od dnia śmierci moich rodziców i poznania Alexa minął równo rok.

Jesteśmy na cmentarzu. Delikatny śnieg sprószył grób moich rodziców.

Klęczę i szepczę słowa modlitwy. Nie płaczę. Mimo, że okres żałoby nie minął i nie minie nigdy to po pełnym roku życia że stratą doszłam do wielu wniosków. W tym, że nie warto rozpaczać a brnąć na przód. Nie wolno żałować, wolno dalej kochać, jakby dalej tu byli.

Mam dèja vi.

Dokładnie tak jak trzysta sześćdziesiąt sześć dni temu składam na ich grobie dorodną różę.

Ale nie jestem sama. Nie tylko ja i strata.

Obok mnie stoi chłopak. Pewien chłopak, dzięki któremu dalej żyję normalnym życiem.

Z nim u boku jestem gotowa stawić czoła zarówno przyszłości jak i przyszłości.

Bo prawdziwa miłość czasami przychodzi w najmniej spodziewanych okolicznościach...

Tą dwójkę połączyła strata...

————————————————————

Hej! Postanowiłam odnowić moje konto pod względem pisarskim więc wyskrobałam dla was takiego one shota ❤

Podobało wam się?

Byłoby mi bardzo miło gdybyście wyrazili swoją opinię w komentarzu. Zarówno jeśli jest pochlebna jak i krytyczna bo zależy mi na ćwiczeniu swojego warsztatu pisarskiego a bez rad i pomocy innych nigdy mi się to nie uda!

Jeśli więc macie jakieś rady, pytania, propozycje, opinie czy cokolwiek innego to piszcie w komentarzach a ja na pewno przeczytam i wezmę sobie do serca ❤️

Osobiście uważam, że wyszło średnio ale napisałam to najlepiej jak umiałam i starałam się o jak najlepszy wynik :)

Dziękuję każdemu kto przeczytał te moje amatorskie wypociny i życzę dobrego dnia 💞

    ~ Zuzka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro