8. Czasem życie daje w kość
Zośka Pov.
Następne kilka dni były dla mnie bardzo stresujące. Z kilku powodów. Po pierwsze, już za trzy dni będzie pełnia a co za tym idzie kolejna, męcząca i nie przespana noc. Po drugie, Jacek nie pojawiał się od momentu naszego spotkania przed szkołą. To wbrew pozorom nie był dobry znak. Dobrze znam Tabęckiego i ja już dobrze wiem, że on coś kombinuje. Bałem się co to może być, ale byłem przygotowany na wszystko. Kolejny raz nie dam mu się skrzywdzić…
I trzecim, raczej najważniejszym powodem mojego stresu… jest nie kto inny jak Janek Bytnar.
Po naszym ostatnim spotkaniu podczas, którego przegadaliśmy razem… sam nie wiem ile, nic się nie zmieniło. W sumie jedyne co to to, że w szkole mówiliśmy sobie cześć na korytarzu i może kilka razy zamieniliśmy kilka słów.
W zasadzie mi to powinno wystarczyć, bo jesteśmy tylko znajomymi i niczym więcej… Niestety… moja wewnętrzna alfa pragnie kontaktu z Jankiem tak mocno, że chyba to zaczynało wpływać na moją ludzką stronę.
Sytuacji jeszcze nie poprawiał fakt, że wiem o jego trudnej sytuacji w domu. Na samą myśl o tym jakie piekło on musi przeżywać to chciało mi się płakać, a moja alfa była i załamana i wściekła. Wcale jej się nie dziwiłem. Gdybym mógł to od razu bym się przemienił i rozszarpał tych pożal się boże rodziców na czele z okropną siostrzyczką.
No jak oni w ogóle tak mogą? Przecież Janek to cud nie chłopak! Zawsze miły, uprzejmy, słodki i do tego wrażliwy i bardzo mądry. Dlaczego oni go tak traktują to ja naprawdę nie rozumiem…
Chciałem jakoś pomóc Jankowi. Wyrwać go z tego okropnego domu, bo ja już dobrze wiem, że właśnie takie miejsca mogą zniszczyć kogoś całkowicie.
Nie wiedziałem jednak jak… no bo co ja mogę zrobić? Janek ma 17 lat, ja 18. Może i mógłbym go przenocować kilka nocy u Krzyśka, ale to i tak nie załatwiłoby problemu całkowicie… sam już nie wiem…
Te wszystkie problemy jakie mi spadły na głowę nie mogły jednak mnie odciągać od szkoły i nauki. No właśnie… nauki…
-Niech to szlag- warknąłem cicho do siebie znowu marząc kartki w zeszycie.
W końcu znalazłem chwilę na jakąkolwiek naukę do sprawdzianu z matematyki, który ma być jutro. Alek poszedł na te swoje SKS, a ja musiałem na niego poczekać, więc poszedłem do biblioteki gdzie nikt nigdy nie przychodzi, więc jest zawsze cisza i spokój… niestety nawet to mi nie pomagało.
No nie jestem orłem z matmy przyznaję, ale zawsze udało mi się mieć 3 może czasem i 4. Niestety klasa maturalna równa się powtórki, a nasza matematyczka aż za bardzo nas ciśnie i dosłownie nie wyrabiam z tematami.
-Jak ja nienawidzę matmy- mruknąłem chowając twarz w dłonie czując, że chcę się poddać.
-Pomóc ci?
To pytanie spadło jakby znikąd i ja już dobrze wiedziałem kto je wypowiedział. Obróciłem się i zobaczyłem Janka, który stał i patrzył na mnie lekko zawstydzony.
-Jak wszedłem to zobaczyłem, że chyba masz jakiś problem z lekcjami i pomyślałem, że zapytam czy może nie potrzebujesz pomocy…- wydukał dosyć szybko widocznie zdenerwowany.
-Właściwie to…- zacząłem odsuwając krzesło obok siebie do tyłu od stolika. -Przydałaby mi się mała pomoc.
Twarz Bytnara rozjaśnił mały uśmiech. Powoli usiadł obok mnie, a ja pokazałem mu swój zeszyt i książki.
-Uu masz powtórkę z funkcji? Uwielbiam ten temat!
-Ty chyba oszalałeś. Przecież to czarna magia jest jakaś!- zawołałem załamany wywołując śmiech Janka.
-To wcale nie jest takie trudne. Już ci tłumaczę.
Po tym Bytnar od razu zaczął tłumaczyć mi ten okropny temat i muszę powiedzieć, że robił to lepiej niż niejeden nauczyciel.
Dosłownie po kilku minutach tłumaczenia i kilku zrobionych przykładach umiałem wszystko chyba perfekcyjnie.
-Łał, to jest niemożliwe- szepnąłem w szoku.
-Wcale. Matematyka jest prosta. Wystarczy chwilę posiedzieć nad tym z czym masz problem a potem wszystko staje się jasne- wytłumaczył z uśmiechem kasztanowlosy.
-Wszystko dzięki tobie- przyznałem. -Jesteś naprawdę dobrym nauczycielem. Dosłownie siedzieliśmy tu pół godziny i umiem cały materiał. Jesteś niesamowity.
Zobaczyłem jak policzki Janka delikatnie pąsowieją, a on sam bardzo się speszył co było naprawdę słodkie.
Tuż po tym zadzwonił dzwonek. Jak normalnie uwielbiam kiedy on dzwoni tak teraz oddałbym dużo, żeby zadzwonił chociaż kilka minut później.
-Muszę już iść, pa- powiedział nagle Bytnar szybko zabierając swoje rzeczy i dosłownie wybiegł z biblioteki.
Patrzyłem jak znika za drzwiami i… czułem się naprawdę dziwnie… Wiem, że sam od początku nie chciałem się mieszać w żadne bliższe relacje z nim jednak naciski mojej alfy mnie do tego zmuszały. Najgorsze było to, że przez moją wilczą stronę ja sam zaczynałem chcieć być blisko Janka…
Po chwili tego głupiego myślenia zebrałem swoje rzeczy i sam opuściłem bibliotekę. Szybko wyszedłem przed szkołę gdzie już czekał na mnie zniecierpliwiony Dawidowski.
-A ty gdzie byłeś?- pytał lekko zdenerwowany.
Nie można się mu dziwić. Zawsze to ja czekam na niego po szkole, a teraz rolę się jakoś odwróciły.
-A w bibliotece- nie zamierzałem kłamać. -Zagadałem się z Jankiem.
Na to zdanie twarz Alka od razu się zmieniła. Pojawił się na niej duży, cwany uśmieszek.
-No ja mówiłem, że coś się między wami dzieje! Nie zaprzeczysz temu mój drogi oj nie!- ucieszył się.
-A daj sobie spokój. Nic między nami się nie dzieje i kropka- powiedziałem kiedy obaj zaczęliśmy iść na miejsce gdzie zawsze Krzysiek nas odbiera.
-Jeszcze zobaczymy kto ma rację- zachichotał Maciek.
Jak go uwielbiam tak mam ochotę mu teraz przyłożyć.
Rudy Pov.
Mój życiowy pech dzisiaj znowu się odezwał. I nie, nie chodzi mi tutaj o naukę z Zośką, bo to była najlepsza chwila tego dnia! Bardziej chodzi mi o fakt, że Basia dzisiaj słabo się poczuła i musiała wracać do domu. Na szczęście nic poważnego jej nie jest, ale się pochorowała i musi zostać w domu przez następne kilka dni.
To oznacza, że Alan i jego kumple będą mogli robić ze mną co chcą i kiedy chcą… już się nie mogę doczekać jutrzejszego dnia szkoły…
Kiedy wróciłem do domu wcale nie było lepiej. Nie zdążyłem nawet zamknąć drzwi wejściowych kiedy usłyszałem rozmowę mojej siostry z rodzicami. Krótko mówiąc Duśka znowu chwaliła się przed nimi swoimi osiągnięciami w nauce i nawet miała ze sobą jakiś dyplom za pierwsze miejsce w konkursie szkolnym z matematyki. Rodzice aż rozpływają się słysząc jak Danuta o tym opowiada.
Aha… a kiedy ja wygrałem olimpiadę wojewódzką to mieli to kompletnie gdzieś… Dosłownie nie chcieli nawet na mnie patrzeć tego dnia…
Mimo iż byłem zły to naprawdę nie chciałem żadnych kłótni i postanowiłem po prostu pójść do swojego pokoju i się tam zamknąć. Niestety nie zdążyłem.
-Hola hola młodzieńcze.
Powoli odwróciłem się i zobaczyłem jak rodzice patrzą się na mnie z groźnymi minami. Już miałem podejrzenie o co im chodzi.
-Podejdź tu w tej chwili- zażądała mama i tak też zrobiłem. -Mógłbyś nam wytłumaczyć co znaczą te pały z wf-u?! Grozi ci niezdanie do klasy maturalnej!
Coś czułem, że kiedyś w końcu zainteresują się moimi ocenami i oczywiście główną uwagę zwrócili na oceny z wychowania fizycznego, które no… nie były zbyt dobre…
-Po prostu wstyd! Żeby mieć tak złe oceny z tak łatwego przedmiotu?! Co masz na swoje usprawiedliwienie?!- krzyczał tata.
-Nic, przepraszam…- wyszeptałem.
-Ja ci zaraz dam przepraszam!
I po tych słowach poczułem cios wymierzony prosto w policzek. Był tak silny, że prawie upadłem na ziemię. Złapałem się za policzek i spojrzałem ze łzami w oczach na rodziców.
-Marsz do pokoju!- wykrzyczał ojciec i ja nie czekając na nic pobiegłem do siebie.
Dosłownie wparowałem do środka, rzuciłem plecak gdzieś w kąt i zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na ziemi opierając się o łóżko po czym skuliłem się i pozwoliłem długo trzymanym łzom płynąć.
-Dlaczego oni tak mnie nienawidzą?- zapytałem sam siebie ocierając łzy z policzków.
Cały się trząsłem, nie mogłem już tego wytrzymać… Wiedziałem, że nie mam innego wyboru… Sięgnąłem do plecaka i wyciągnąłem… tabletki…
Nasypałem na dłoń chyba trzy lub cztery i od razu wrzuciłem do do ust. Szybko popiłem je ostatnim łykiem z butelki wody, którą wyrzuciłem gdzieś w bok. Potem położyłem się do łóżka i zamknąłem oczy…
Alek Pov.
Chyba nie ma dla wilkołaka gorszego czasu niż pełnia księżyca. Nienawidzę tego kiedy się zbliża, bo wtedy już wiadomo, że nam mocno odbije i będziemy musieli całą noc spędzić w lesie, bo przecież tak to cały dom zdemolujemy.
Najgorzej jednak ma Zośka. On, jako niestabilna alfa wariuje już nawet za nim zapadnie noc, więc można sobie wyobrazić co się z nim dzieje jak zajdzie słońce… Dlatego, żeby chronić i jego no i nas oczywiście stworzyliśmy w naszej piwnicy coś w rodzaju bunkra, z którego bardzo ciężko uciec. Całe pomieszczenie jest w środku z mocnego tytanu, a same drzwi z silnego srebra. Dlaczego ze srebra, dlatego, że wilkołaki go nienawidzą równie tak samo jak wampiry czosnku. Po prostu ledwie znoszą bycie w jego pobliżu, więc dlatego alfa Tadka nawet by nie pomyślała o zbliżeniu do drzwi, a przez ściany się nie przebije.
-Jak tam sobie radzisz stary?- zapytałem stojąc w pobliżu drzwi.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie głośny wark i hałas ciężaru odbijanego o ściany pomieszczenia.
-Wnioskuję, że już się przemieniłeś- stwierdziłem robiąc krok w tył. -To ja sobie już pójdę. Trzymaj się tam brachu!
Szybko pobiegłem na górę gdzie już czekali Krzysiek z Pawłem.
-Co z Tadkiem?- spytał Baczyński.
-No chyba się przemienił, bo słychać tylko warki i trzaski- odpowiedziałem.
-Współczuję mu, przesiedzi tam całą noc bez jedzenia- mówił Kazik.
-No przecież zostawiłem mu psie chrupki!- oburzyłem się.
-Ty serio myślisz, że jego alfa, która każdej pełni zachowuje się jak dzika bestia zje psie chrupki?- Kamil spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
-No…- wzruszyłem ramionami. -Ostatnio przy Janku zachowywała się jak szczeniak, to może coś jej tam z niego zostało.
Tak, sam nie wierzyłem w to za bardzo…
Nim jeszcze zapadł zmierzch całą trójką udaliśmy się do lasu gdzie spotkaliśmy się jeszcze z Katodą i Anodą, a gdy zapadł zmierzch chcąc nie chcąc musieliśmy się przemienić i… trochę powilkołaczyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Oto mój pierwszy rozdział po mega długiej przerwie 😅
Szczerze to nie wiem jak wyszedł i mega się boję go publikować, bo dawno nic nie pisałam, ale no wiadomo... Ta okropna szkoła ha-tfu!
Ogólnie to nie wiem czy już wracam czy jednorazowy rozdział, bo mega mi brakuje pisania, ale to się jeszcze zobaczy.
Na razie do następnego!
~BraveHope
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro