5. Spotkanie
Rudy Pov.
Wracałem do domu ze szkoły, dzisiaj wyjątkowo sam. Baśka musiała jeszcze po drodze zajść do sklepu zrobić zakupy i nie chciała, żebym na nią czekał, więc poszedłem sam.
Po wejściu do mieszkania od razu zrozumiałem, że muszę być cicho. Drzwi od gabinetu moich rodziców były zamknięte, czyli pracują nad ważnym projektem i jeśli zrobię jakikolwiek hałas to już po mnie…
Dobrze, że Duśki nie było w domu, więc mogłem spokojnie schować się u siebie i siedzieć cicho jak mysz pod miotłą… w sumie tak jak zwykle.
Zostawiłem plecak w pokoju, zdjąłem bluzę i poszedłem do łazienki. Tam ściągnąłem z siebie sweter i koszulę, żebym mógł obejrzeć… siniaki…
Dzisiaj niestety Alan i jego banda mnie nie oszczędzili. Oczywiście uczepili się jak Basi nie było obok mnie, no naprawdę muszę bardziej się jej trzymać, bo już naprawdę nie mam do tego siły. Ale nie powiem nikomu, bo będzie tylko gorzej.
Na szczęście dzisiaj nie potrzebowałem żadnych opatrunków, a siniaki nie wydawały się być aż tak mocne.
Ubrałem się i wróciłem do siebie do pokoju. Postanowiłem, że na samym początku muszę zrobić lekcje, dlatego sięgnąłem do plecaka i wyciągnąłem książki. Niestety pech chciał, że zrobiłem to za szybko, a że trzymałem je niezbyt prosto to wszystkie mi wypadły i poleciały na podłogę robiąc przy tym trochę hałasu… nawet za dużo.
Nie zdążyłem nic zrobić kiedy zaraz do mojego pokoju wpadł mój ojciec i nie czekając wymierzył mi mocny cios w policzek. Taki, że prawie się przewróciłem na podłogę.
-Umawialiśmy się czy się nie umawialiśmy?! Zawsze w domu ma panować absolutna cisza kiedy pracujemy!
-Wiem, przepraszam tato- wyszlochałem na skraju płaczu trzymając dłoń na policzku.
-No i, żeby mi to było ostatni raz dzisiaj- ostrzegł ojciec po czym wyszedł z mojego pokoju trzaskając przy tym drzwiami.
Gdy byłem pewny, że nie wróci… rozpłakałem się i to mocno, jednak szybko się pozbierałem. Teraz ważniejsza jest nauka, a nie moje użalanie się nad sobą…
Tak… moje życie zawsze tak wygląda. Chyba odkąd pamięta w oczach własnych rodziców byłem… porażką… Zawsze liczyła się dla nich tylko moja młodsza siostra Danuta, to w niej widzieli ideał, a już przede wszystkim spadkobiercę swojej wielkiej firmy.
Ona od zawsze była ode mnie we wszystkim lepsza nie ważne jak się starałem, żeby było inaczej. Utalentowane, złote dziecko, które cała rodzina uwielbia… i ja zawsze w cieniu bez szansy na jakiekolwiek uznanie.
Do tego od niedawna… dostaje mi się przemocą fizyczną… Zawsze był pewien rodzaj przemocy psychicznej, ale teraz pewnie rodzice mają mnie tak dość, że przeszli na bardziej… radykalne metody…
Nie mówiłem tego Baśce, bo nie chciałem jej martwić. Wystarczy, że martwi ją to, że dostaje w szkole, nie musi wiedzieć, że dostaje jeszcze w domu… chociaż ciężko to nazwać domem.
Gdy już odrobiłem wszystkie lekcje stwierdziłem, że nie dam rady wysiedzieć w tym domu. Już zwłaszcza kiedy do domu przyszła Duśka oczywiście chwaląc się przed rodzicami, że dostała celujące.
Oni przerwali swoją pracę, żeby jej wysłuchać, a mnie ojciec uderzył za to, że zrobiłem hałas… to jest chore…
Postanowiłem wyjść. Było już późno, ale miałem to gdzieś. Nie mogłem już wysiedzieć w domu i słuchać jak bardzo rodzice są dumni z Duśki. Zbyt bardzo łamało mi to serce.
Wszyscy byli zajęci, więc nie zauważyli kiedy wyszedłem z mieszkania. Od razu zbiegłem po schodach i po wyjściu z bloku poszedłem ulicą nawet nie oglądając się gdzie idę. W sumie mnie to nawet nie obchodziło. Zarzuciłem kaptur i ze zwieszoną głową maszerowałem przed siebie.
Szedłem tak do chwili aż zauważyłem, że droga, którą idę już nie jest chodnikiem. Zrozumiałem, że mój spacer na ochłonięcie był tak długi, że opuściłem miasto i stałem przed wejściem do lasu.
Miasto, w którym mieszkałem nie było duże i tuż niedaleko było wejście do dużego lasu, który go otaczał. Mieszkam tu od urodzenia i nigdy jeszcze w tym lesie nie byłem. Nie to, że ktoś zabraniał tu wchodzić po prostu plotki chodziły, że są tutaj groźne wilki. Zwłaszcza przy pełni księżyca można był znaleźć ciała martwych zwierząt rozszarpanych przez zapewne niebezpiecznego drapieżnika. Zawsze na ziemi ludzie znajdowali też ślady wilczych łap. Dlatego rzadko kiedy ktoś się tu zapuszcza, zwłaszcza nocą.
Mimo iż czułem lekki strach idąc tutaj to stwierdziłem, że i tak nie chcę wracać do domu… i jakby coś samo ciągnęło mnie do wejścia tam. Nie wiem co to było i mimo iż zaczynałem się bać tego uczucia to postanowiłem pójść za nim i wszedłem…
Ten las nie różnił się niczym szczególnym od pozostałych. Nie było to jakieś upiorne miejsce jak w tych strasznych filmach czy coś takiego. Było trochę ponuro i mrocznie, ale to pewnie przez późną porę i fakt, że trwała jeszcze jesień.
Idąc tak przez las czułem się niezwykle spokojnie. Jakbym nie miał się czego bać. Miałem też dziwne wrażenie, że powinienem tu być, ale… nie miałem pojęcia dlaczego.
Po dłuższym czasie jednak ten spokój został zakłócony przez dźwięk pękniętej gałązki. Od razu mnie to spłoszyło, jednak nie uciekałem. Moje ciało nie chciało uciekać chociaż mózg chciał… moje serce też nie chciało uciekać…
Spojrzałem w obok i zobaczyłem jak w zaroślach coś się rusza. Wstrzymałem oddech ze strachu, a moje ciało zaczęło się trząść. Dlaczego nie mogę uciekać?!
Sekundę później z zarośli wyłonił się wilk, nie, to było wielkie wilczysko znacznie większe od przeciętnego wilka. Jego futro było całe czarne, a oczy dosłownie rzarzyły się krwistą czerwienią. Patrzył na mnie swoimi ślepiami i warczył jakby szykował się do ataku.
Strach mnie tak sparaliżował, że dosłownie przestałem oddychać… do czasu kiedy oczy tego wilka przestały się świecić, a on sam jakby… złagodniał…
Zaczął iść w moim kierunku przez co zacząłem się cofać do tyłu.
-Grzeczny wilczek…- zacząłem panikować. -Spokojnie, nic ci nie zrobię a ty nic nie rób mi ok? Taki układ zgoda?
Wilk nie wyglądał jakby chciał mi coś zrobić, ale no przecież to dzikie zwierzę przecież wiadomo, że po takim można się wszystkiego spodziewać!
Mój wrodzony pech teraz się odezwał, ponieważ idąc tak do tyłu w końcu potknąłem się o wystający korzeń padając przy tym na drzewo. Nawet wtedy wilk się nie zatrzymał.
Gdy ja przywarłem całym swoim ciałem do kory i odsunąłem głowę w bok czekając na najgorsze… poczułem mokry nos delikatnie szturchający mój policzek i obwonchujący mnie dokładnie.
Ze zdziwieniem odwróciłem głowę nie rozumiejąc o co chodzi. Stojący przede mną wilk patrzył na mnie z… nie wiem jak to określić, ale chyba jeszcze nigdy nie widziałem takiej łagodności. Wtedy momentalnie poczułem jak cały strach ze mne szkodzi. Już zwłaszcza kiedy wilk znowu przybliżył do mnie swój łeb i polizał mój policzek.
-Ej! Dość! To obleśne!- zachichotałem odtrącając go i wycierając rękawem bluzy swój policzek pokryty śliną. -Słodkie, ale obleśne.
Wilk odsunął się ode mnie dzięki czemu mogłem wstać z ziemi. Wtedy dopiero zauważyłem jak wysokie jest to zwierzę. Przynajmniej 120 centymetrów musi mieć. To nie zdecydowanie nie był zwykły wilk.
-Jesteś śliczny, ale mnie przerażasz- powiedziałem trochę skołowany.
Zwierzak spojrzał na moją rękę i sam podłożył pod nią swój łeb jakby chciał, żebym go pogłaskał. Tak też zrobiłem. Wtedy niby groźnie wyglądajace zwierzę ucieszyło się i zamerdało ogonem jak zwykły domowy psiak.
-Wcale nie jest z ciebie taka zła bestia- schyliłem się trochę, żeby zrównać swoją twarz z pyskiem wilka.
Jeszcze nigdy nie widziałem takich oczu. Krwistoczerwone i groźnie wyglądające, ale jednak bił od nich spokój i łagodność.
-Masz przepiękne oczy- znów pogłaskałem go po głowie na co zwierzak wywalił język i miałem wrażenie jakby się uśmiechnął. -Mówić do ciebie “Wilk” to tak dziwnie, nazwę cię… Red. Red, od twoich oczu. Co ty na to?
Zwierzę radośnie zaszczekało co wziąłem za potwierdzenie.
-No to mamy Red- zacząłem znów siadając na ziemi przy drzewie, a wilk położył się tuż obok mnie kładąc swój wielki łeb na moich kolanach. -To ty jesteś tym złym wilkiem co niby straszył w tym lesie?- podrapałem go za uchem. -Fakt, na początku mnie przestraszyłeś, ale… jesteś łagodny.
Szybko pożałowałem tych słów. Red chyba tak bardzo był zadowolony z tego drapania, ponieważ zaraz przewrócił się z zadowoleniem na plecy jak taki typowy pies… niestety robiąc to trochę mnie przygniótł.
-Ile ty ważysz klocu jeden?!- zawołałem próbując go z siebie zrzucić.
Bydle z niego nie ma co. Waży chyba z tonę! W końcu zwierzak zszedł ze mnie i przerócił się na plecy tuż przede mną. Myślałem, że wstanie, ale nie. Zaczął kręcić się i wycierać się o trawę. Nie powiem, trochę komicznie to wyglądało.
-Czy ta trawa to jest jakaś wilcza miętka?- pomyślałem na głos.
Red w końcu przewrócił się na brzuch z psim szczekiem, po czym znowu padł na mnie i mnie polizał.
-No przestań!- śmiałem się. -Jeszcze mnie czymś zarazisz ty kundlu!
Szczerze to dziwiło mnie zachowanie tego zwierzaka. W końcu to dziki wilk, powinien się na mnie rzucić i rozszarpać na śmierć… a on zachowywał się jak jakiś pies kanapowy.
Po krótkiej chwili Red w końcu się uspokoił i położył się na mnie kładąc pysk na moim brzuchu.
-To niesamowite, że dzikie zwierzę jest dla mnie milsze niż moi rodzice… cóż, życie jest przewrotne.
Red podniósł łeb i popatrzył na mnie przez chwilę… jakby smutno… potem wtulił swój pysk w moją klatkę piersiową i zaskomlał cicho. Nie wiem co to znaczy, ale chyba to jakaś forma pocieszenia.
-Chyba się zaprzyjaźnimy wilczku- zachichotałem głaskając wilka po głowie.
Czy przyjaźń z wielkim, niebezpiecznym wilkiem to dobry pomysł? No jasne, że tak! Red wydawał się oswojonym zwierzakiem i chyba mnie polubił. Poza tym czuję, że fajnie będzie mieć takiego przyjaciela. To spotkanie na pewno nie było przypadkowe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro