XXXV
Balangę opuściły z Kalą przed trzecią w nocy, obejrzawszy wraz z całą resztą jakiś mało znany musical. Szły obie zamyślone, starsza z powodu żałoby po uczuciu, jaką już odczuwała, choć nie wydarzyło się właściwie jeszcze nic, młodsza z powodu, iż musiała się powstrzymywać przed uwieszaniem na Kowalu, by nie podsycać dodatkowo plotek. Innymi słowy — po prostu dramat.
Chyba po raz pierwszy w swoim życiu Anastazja nie obudziła się rano, lecz wczesnym popołudniem. Gdy podniosła ciężkie powieki, Kalina siedziała już na łóżku naprzeciwko i wpatrywała się w nią jak cielę w namalowane wrota.
Zdziwiła się, że jej siostra była już ubrana, najprawdopodobniej dawno po śniadaniu, może nawet po obiedzie, a ona dopiero miała powracać do świata żywych, a przy tym udawać przed nią i przed samą sobą, że wcale nie miała moralniaka.
— Szkoda Rafała. Nudny, ale nawet spoko gość. — Próbowała ją sprowokować Kalina, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Postanowiła zatem uderzyć bezpośrednio: — No weź, przyznaj się, co odwalałaś z bratem Maryśki?
Ta dziewczyna zdecydowanie nie znała słowa "dyskrecja".
— Nic, co powinno cię interesować — odparła starsza siostra, przeciągając się.
— Jak to nic? — Wybałuszyła oczy. — Powiedz mi tylko, czy mam błagać tatę, żeby mi przelał kasę na suknię na wesele, czy nie. Już nawet widziałam w internecie taką jedną fajną, tylko trochę drogą, ale na taką imprezę tata na pewno mi pozwoli.
W głowie miała już obraz całego przebieg imprezy i wizję brylowania na niej w roli głównej, oczywiście ze Zbyszkiem.
— Że co? — przerwała jej, łapiąc się za głowę przez promieniujący ból. — Kala, ogarnij się. Mówię ci, że... nie było nic. A nawet jeśli, zobaczysz, że ten typ jutro nie będzie o tym pamiętał. Znam takich piekielnych przystojniaków na wylot. Tych nieprzystojnych też. Gdy się takiemu nudzi, narobi nadziei, a tydzień lub miesiąc później oznajmi wszem i wobec, że jest szczęśliwy z inną, a wtedy zostaje się jak taki słup albo cymbał i trzeba sobie usuwać pamięć. Więc nie świruj, nie dzwoń do taty. Wesele mi nie grozi.
— Przesadzasz. — Jej ruchliwe brwi sugerowały dopiero rozbudzenie chęci większego dobicia siostry.
— Wcale nie przesadzam. — Blada jak ściana westchnęła, usiłując pozbyć się mroczków sprzed oczu. Zamknęła oczy, przełknęła ślinę ciążącą jej w gardle i spojrzała na półkę z książkami. — On ma mnie gdzieś. — Najwyraźniej zebrało jej się na filozofowanie. — Nie będę liczyć, ile razy mnie to spotkało. Za każdym razem czułam się, jakby świat wokół się kręcił beze mnie, jakby wszystkie ważne wydarzenia działy się za kulisami, a na scenie pokazywane były tylko urywki, aby widz sam musiał sobie wszystko dopowiadać.
— Ty i te twoje teatralne metafory... — Kalina uwaliła się znowu na łóżku jak kłoda, wypuszczając ze świstem powietrze z ust.
— Właśnie tak. Pewnie jak odeszliśmy, to się nażłopał tej meksykańskiej wódki, jak to się...? Tequili! Zapewne już o mnie nie pamięta. Niczego sobie nie wyobrażaj.
I ja też robię wszystko, żeby zapomnieć jego. Jeżeli się uda...
— Ale pasujecie do siebie idealnie! — dogadywała młodsza.
— To jest w tym najgorsze — przyznała, przymykając powieki, by nie dopuścić do polania się łez. — Im bardziej dwoje do siebie pasuje, tym bardziej pewne jest, że on ma inną. A jeżeli nie ma jej teraz, będzie ją miał za jakiś czas. Zejdź na ziemię. To nie filmy ani harlekiny, w których na każdą dziewoję czyha pięciuset księciów. To prawdziwe życie, niestety.
— Czy ty naprawdę wszystko musisz widzieć w czarnych barwach? — Kala płynnym ruchem przewróciła się na bok, bo zaczynała już powoli tracić nad sobą kontrolę. Podejście jej siostry nawet umarłego podniosłoby z grobu. — Odpuść trochę!
— Mam większe doświadczenie niż ty. — Troska w jej oczach na moment złagodziła zapał nastolatki, by za chwilę znów go odpalić: — I uważaj, bo ten twój Kowal może zrobić dokładnie to samo.
— Ej, ale od Kowala to się odwal! — Natychmiast poderwała się z wersalki, napinając wszystkie mięśnie. Ona nie będzie obrażać najfajniejszego gościa w mieście, o nie!
— Ja się odwalę, ale uważaj, żeby on nie odwalił się od ciebie. Coś ostatnio mało z nim wychodzisz, prawda? — zabrzmiało z lekka jak groźba.
— On nie ma czasu — zbyła najprościej, jak się dało. — Uczy się dużo, bo będzie zdawał na medycynę. A poza tym musieliśmy trochę przystopować, bo o nas plotkowali.
Wyglądało na to, że przesłuchanie właśnie zmieniło strony.
— W ogóle nie ma czasu czy czasu dla ciebie?
— Nie wiem. — Młodsza skuliła się, otaczając ramionami ugięte kolana, więc Ana wstała, a chodząc po pokoju w tę i z powrotem, prawiła jak wykładowca, gorączkowo gestykulując: — Za jakiś czas wspomnisz moje słowa. Zapamiętaj sobie: jeśli facet mówi, że nie ma czasu, to znaczy, że ma inną. Jeśli jest cały czas aktywny, zwłaszcza od piątku do niedzieli, i w godzinach swojej pracy, to znaczy, że ma inną. Jeśli nie łapie aluzji, to znaczy, że udaje i że ma inną. Jeśli flirtuje, to znaczy, że mu się nudzi, ale cały czas myśli o innej i żałuje, że ty nie jesteś tą inną. Jeśli masz co do niego wątpliwości, to znaczy, że ma inną. Jeśli wspomina cokolwiek o dzieciach, na bank ma inną. Jeśli widziałaś go z jakąś dziewczyną albo jakakolwiek dała mu serduszko pod zdjęciem, to na bank coś jest na rzeczy. I nie pytaj mnie, skąd to wiem.
Zaiste, Ana zabrzmiała jak prawdziwy ekspert — co z tego, że po kursie coachingu. I jeżeli do tej pory pojawiły się wątpliwości, która w tej parze była "rozważną", a która "romantyczną", w tym momencie musiały już zupełnie zniknąć.
— Przestań, bo przez ciebie naprawdę zacznę się denerwować. — Nastolatka poczuła się, jakby wysłuchała jednej z tych naprawdę strasznych historii ogniskowych. W sumie, ten bełkot by się nadał na biwak. Był równie żenujący.
— Spoko, przestanę, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam — ucięła, po czym rozejrzała się po pokoju. Wokół leżała sterta ubrań, która ewidentnie potrzebowała odświeżenia. Przejazd odkurzaczem też by się przydał. — Muszę zrobić pranie.
— W niedzielę? Ty dobrze się czujesz, czy zachlaliście wczoraj, jak was nie było z Federiciem? — oburzyła się młodsza. — Zostaw to na jutro.
— Wiesz, że nie piłam, ale masz rację. To idę przygrzać zupę.
— Ej — siostra nie odpuszczała, chcąc się chociaż trochę odpłacić pięknym za nadobne — jest jeszcze Rafał, nie? Ten to dopiero musi teraz przeżywać.
— O nie — sapała Ana. — Miałam się w nic nie pakować, to nie moja wina!
— No trochę jakby twoja.
— Trochę — przyznała, a zaraz dodała na usprawiedliwienie: — Ale nie całkiem.
Anastazja miała jedną podstawową wadę: nie była kochliwa, a gdy już się zakochała, to na zabój i przez uszy. Nie znaczy to wcale, że byle jaki pachołek mógł jej nakłaść bzdur do głowy, że dokładnie tak jak ona kocha scenę i taniec, tymczasem był bezmózgim piłkarzyną, a budynku teatru to nawet na pocztówce nie widział, gdyż Ana bezbłędnie potrafiła wykryć męski fałsz z odległości wielu kilometrów, przynajmniej odkąd po raz pierwszy się sparzyła. Gdyby podczas śledztw "używać" jej intuicji zamiast wariografu, skuteczność zapewne wzrosłaby do stu procent, ale do rzeczy. Żeby rozkochać w sobie Anastazję, najprościej było jej zaimponować potęgą wydobywającą się z ust lub wysmykującą się z instrumentów muzycznych. Nie jakieś tam kina i czekoladki jak dla podkuchennych, lecz prawdziwa sztuka, taka od serca. Dlatego właśnie Federico był dla niej tak niebezpiecznym zawodnikiem: potrafił grać i śpiewać, a prócz tego jeszcze wyglądał jak grecki bóg — zupełnie jak niegdyś Krzysztof.
Dziewczyna wprost nie mogła uwierzyć, jak bardzo obaj byli do siebie podobni. Nie z wyglądu, bo Fede nie był nawet w jej typie, a mimo to w myślach coraz bardziej ulegała jego czarowi. Obaj władali tą samą bronią, której w rękach mężczyzn tak bardzo się bała — władali sceną.
Oczami wyobraźni widziała już ich dwoje razem, otoczonych czerwonymi reflektorami, toczących ze sobą bitwę w tango. Muzyka zalewała jej głowę, nie mogła zatem robić nic innego, jak tylko poddać się jej, zamknąć oczy i tańczyć do utraty tchu. Gdyby tylko tango dało się tańczyć w pojedynkę...
A co z Rafałem? Wszystko w porządku?
Wtedy właśnie zdała sobie sprawę, że wylądowała w jakiejś dziwnej wersji Notre Dame de Paris, w której miała wątpliwą przyjemność grać Esmeraldę i mimo że kochała główne role, tę chętnie oddałaby komuś innemu. Ku jeszcze większemu nieszczęściu, Federico zdawał się być w tej baśni Phoebusem. Tylko w takim razie kto był Frollem?
Gdyby tylko wiedziała, kogo należało teraz unikać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro