Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXIX


     W rzeczywistości wieści rozeszły się szybko. Podczas kolejnego spotkania w Assemblage'u Anastazja miała poważne trudności z ogarnięciem zespołu, bo na tapecie była tylko i wyłącznie impreza u Nowaków. Nie żaden tam taniec, nawet nie konkurs wojewódzki, nie! Liczyła się zabawa andrzejkowa.

     Do rozgrzewki jakoś też niespecjalnie się garnęli. Co chwilę tylko przerzucali się komentarzami na temat tego, kto co na siebie włoży albo o której dokładnie przybędzie. Widząc i słysząc ten harmider, Ana słabła coraz bardziej, chowając przy tym twarz w dłoniach, tym samym kryjąc zdenerwowanie.

     W końcu jednak ciśnienie w niej narosło jak w butelce wody gazowanej, co prawda takiej otwartej już od dwóch dni, ale jednak.

— Czy możecie się skupić, proszę? — powiedziała stanowczo, ale bez krzyku, Nagle wszystkie oczy skierowały się właśnie na nią. — Na krótko, tylko na trzy godziny. Potem będziecie mogli planować bibę. Teraz musimy popracować.

— Przyjdziesz na tę bibę? — wyrwało się bodajże Juli. Rafał spojrzał na nią z wyrzutem, dlaczego on sam nie wpadł na to, by ją o to spytać, Serafina zaś skarciła ją za to iście żmijowym spojrzeniem.

— Nie, to chyba nie jest dobry pomysł. Nieważne, mówcie, co dla mnie macie.

— Przyjdź, Anastazjo, zapraszamy — ciągnęła temat María, a jako gospodyni domówki miała jednak najwięcej do powiedzenia.

      Spoglądając a tę uśmiechniętą, miłą dla wszystkich twarz, Ana uspokoiła się, być może nawet zmiękła na tyle, by za moment miała zmienić zdanie. Jeszcze chwilę i sama dołączyłaby się do rozpraw o ubiorze oraz poczęstunku.

— Zastanowię się — oznajmiła w końcu z łagodnym uśmiechem Mony Lisy. — Błagam, powiedzcie, że coś wymyśliliście przez ostatni tydzień.

     Przyjaciele spojrzeli po sobie, każdy na każdego. Tę reakcję instruktorka odczytała bezbłędnie.

     Mogłam się tego spodziewać. Wszyscy artyści są tacy sami; i aktorzy, i graficy, i dźwiękowcy. Czekają, aż im się wszystko poda na tacy.

     Z drugiej strony czuła się dziwnie z faktem, że pytali, czy dołączy do imprezy. Sądziła, że była już ciut za stara dla nastolatków, że była między nimi przepaść, poniekąd sama ją przecież budowała, a mimo to uznali, że... o nie, ta egzotyczna, zupełnie nieprawdopodobna myśl, że mogła być... jedną z nich? Mieli ją za... nie, na pewno nie za przyjaciółkę, musiałaby być co najwyżej koleżanką. Nie, to też niezbyt dobre określenie. W końcu kiedyś zdawało jej się, że miała przyjaciela, lecz on przedstawił ją innym nawet nie jako kumpelę, tylko znajomą. Uznała to za normalne, w końcu w towarzystwie zazwyczaj obniża się status znajomości, później jednak zrozumiała, że w tym przypadku to nie miało miejsca. Od tamtej pory była ostrożna z osądami co do relacji. Teraz zapewne też była dla uczniów wyłącznie dodatkiem, "instruktorką tańca", bo nawet nie autorytetem.

— Czy naprawdę muszę przeznaczać kolejne zajęcia na opracowywanie koncepcji? Ludzie kochani, ileż można!

— Przepraszamy — odparli chórem, a co po niektórzy nawet spuścili głowy na znak żałowania za grzechy.

— Jesteście wszyscy razem, proszę zatem robić improwizację, a potem na jej podstawie zbudować koncept choreo. Może być bazowany na różnych stylach, komisja i tak tego nie sprawdza, przynajmniej w konkursie grupowym.

     Ze wszystkich sił próbowała wtedy złapać równowagę. Od dawna spodziewała się, że jej słowa nie zostaną potraktowane poważnie, tak przecież jest zawsze z pracą w grupach, przynajmniej tak to zapamiętała ze szkoły, z pracy w teatrze w sumie też. Najpierw wybuch euforii twórczej, a potem gorzka posucha i przebudzenie dopiero na próbie generalnej. Tyle dobrego, że do zawodów zostało jeszcze mnóstwo czasu. Może za ruski rok wreszcie się uda coś skleić, ale do tego czasu zapewne będzie bezrobotna. Będzie patrzeć, jak tamci wymyślają kroki takie, żeby choreo zrobić, ale się nie narobić. Nie tak to sobie wyobrażała, zaczynając pracę. Myślała wtedy, że jej kursanci będą chcieli się rozwijać, będą jej słuchać, będą chcieli robić to wszystko wspólnie. Nie wyszło. Cóż, do czerwca jeszcze czas.

     Przyglądała się tym kłótniom, próbom przestawiania nóg kolegów, raz po raz dawała rady albo kazała się wyprostować, czasami też osobiście interweniowała w sprawie niezgrabnych kroków, demonstrując profesjonalnie wykonane skoki oraz przejścia. Wyglądało, że światło w tunelu, choć słabe i takie raczej z płaskiej świeczki marketowej, ale jednak się tliło... albo też chciała wierzyć, że tak było.

     W tym wszystkim widziała jakiś procent zaangażowania u nich, zwłaszcza u Maríi i Rafała, który troszeczkę ostatnio działał jej na nerwy swoimi szczerymi spojrzeniami. Na Kalinę i Tadka za to liczyć nie mogła. Ta pierwsza, mimo nie najgorszych umiejętności oraz predyspozycji, wolała iść po linii najmniejszego oporu, ten drugi zaś ewidentnie myślami był gdzie indziej, pewnie w internecie.

     Wynudziwszy się już nieco, w rogu sali, gdzie została jeszcze wolna przestrzeń, sama oddała się improwizacji. Zamknęła oczy, wsłuchując się w muzykę, która grała jej w głowie, a której nikt inny nie słyszał, wreszcie ruszyła. Czy to było acro, czy jakiś jego dziwny mariaż z paso doble i jazz, tego niepodobna stwierdzić. Nie obchodziło jej, czy na nią patrzyli, czy się inspirowali, czy woleli odwrócić wzrok. Wtedy nie dochodziły już do niej żadne impulsy. Przebywała właśnie w innym świecie. W lepszym świecie.

     Nie zauważyła, gdy odeszli. To bez znaczenia, jeżeli nadal nic nie wymyślili. Chyba że...

— Rosita! — darł się Janek, chwytając dłoń kroczącej przed nim po korytarzu Róży, gdy szatnie zaczęły pustoszeć. — Czy tam Rosa, to teraz takie popularne imię — Próbował spoglądać jej prosto w oczy, rozchylając przy tym usta i delikatnie ukazując język. Wyglądało to nie tyle komicznie, co bardziej groteskowo.

— Co takiego? — z podniesionych brwi dziewczyny wyczytać można było zdziwienie i raczej obojętność na tę jakże wysublimowaną mowę ciała, jednak nie protestowała przeciw jego dotykowi.

— No w książkach teraz często jest Rosa albo kilka — mówił do niej wolno, niskim głosem, dla efektu, gdy jednak zauważył, że nie robiło to na niej wrażenia, wrócił do swojego normalnego tonu. — Między nami wszystko dobrze, tak? Wybaczyłaś mi to ostatnie przy fontannie?

— Tak, przecież wiesz, przepraszałeś mnie już ostatnio jak nie... — Jej rozbiegane oczy zdradzały lekkie zdenerwowanie. Nie powinna z nim rozmawiać, nie o takich sprawach. Nie w miejscu, w którym mógłby ich nakryć jej chłopak. Kolejny raz nie mogli ryzykować. Na szczęście Antek nie domyślił się, gdzie była podczas ostatnich zajęć tańca, ani też z kim. Ufał jej bezgranicznie. Najlepszy chłopak na świecie.

— Świetnie, bo chciałem cię o coś zapytać, masz czas w piątek? — Podniósł znacząco brwi i zaraz wróciły na swojej miejsce.

— Nie, wujek z ciocią do mnie przyjeżdżają. Będę się musiała zająć kuzynami, no wiesz. — Zrezygnowana ścisnęła usta w linię. — A dlaczego pytasz?

     Wtedy poczuła, że towarzysz chwycił ją nawet mocniej i nie bardzo chciał puścić. Ona przeciw temu nie protestowała.

— Muszę iść z Miauczysławem do weta, mogłabyś go w końcu poznać.

    Patrząc mu wtedy w oczy, poczuła dziwne ciepło w klatce piersiowej. Znali się już jakiś czas, a dopiero teraz zauważyła tę głębię w jego brązowych oczach oraz dodający mu uroku, nie do końca zgolony zarost. Oddychała głęboko, gdy on wyszeptał jeszcze:

— Moja piękna.

     Zamurowało ją. Poczuła, że gardło się jej zaciska i jeżeli prędko czegoś nie wypije, będzie po niej.

— Nie, nie mogę, wybacz — wydusiła wreszcie. — Antek na mnie czeka. Pa!

    Obróciła się na pięcie i opuściła korytarz szybkim krokiem, w międzyczasie zdążyła jeszcze posłać mu tęskne spojrzenie. Ten taniec otulających ją lekkich, jasnorudych loków znikających za drzwiami Janek zapamięta już pewno na zawsze.

— Uważaj, bo ktoś w końcu zauważy — Mateusz pojawił się znikąd i położył mu dłoń na ramieniu. — Brak szans, co? Wiem coś o tym.

— Taa, przerąbane — przyznał Janek, wzdychając ciężko i wciąż jeszcze patrząc w stronę drzwi.

— Chodźmy stąd. Na pocieszenie zapraszam do siebie. Postrzelamy se na konsoli.

— Takiej propozycji nigdy nie odmawiam.

     Ale kiedyś jeszcze kolejny pocałunek od niej wyciągnę — dodał w myślach.

     W końcu męska przyjaźń zawsze w cenie.

     Gdy wychodzili z budynku, rozprawiając o parametrach ulubionych gier, natknęli się na Rafała, opartego o ścianę i trzymającego dłonie w kieszeniach spodni. Z pewnością na kogoś czekał, choć tamci nie mieli zbytnio czasu na zastanawianie się, kim była ta szczęściara.

     Wreszcie, pół godziny po zakończeniu zajęć, ze szkoły wydostała się Anastazja. Nie zauważyła go. Szła przed siebie szybkim krokiem, jak miała w zwyczaju. Nie rozglądała się nawet specjalnie na pasach, parła do przodu, byle tylko mieć bliżej do domu. A Rafał ruszył za nią.

     Chwilami miał poważne trudności w nadążeniu za nią, a przy tym pozostaniu niezauważonym. Prawie zgubił jej trop przy ulicy Krynickiej, ale odnalazł ją kawałek dalej przy Tkackiej, gdzie Ana zatrzymała się przy jednej z kamienic o numerze dwadzieścia trzy, po czym weszła do środka.

     Tkacka dwadzieścia trzy, muszę zapamiętać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro