Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV

I jak zwykle bywa niedzielami, wieczór minął szybciej, niż powinien, a poniedziałek dłużył się jak wyścig ślimaków do tyłu.

Na trzeciej przerwie, pomiędzy geografią a polskim, Anka z Julą przysiadły na korytarzu pod salą, zajadając się zakupionymi w piekarni drożdżówkami, co jakiś czas chowając je do papierowej torby, żeby nikt nie pomyślał, że zdobyły je nielegalnie w sklepiku lub od innych uczniów.

— No i mówię ci, siedzieliśmy tam cały dzień, było tak fajnie, ale tak fajnie, że mówię ci. A najlepsze to było ognisko na końcu. Na filmie Tadka widać, nawet ja tam jestem. A Tadek to w ogóle jak jeździł, to mówię ci — Jula trajkotała bez ładu i składu.

— On umie jeździć?

— No chyba nie, ja tam się nie znam, ale mu szło. A w ogóle to wiesz, jak on się prostował na tym koniu, to miał taką klatę, mówię ci, takie mięśnie, że serio, byś nie uwierzyła.

— O matko, to bym chciała zobaczyć.

— No, było na co popatrzeć. Ej, zdjęcie mam, zrobiłam, jak nie patrzył — Jula wyjęła telefon z kieszeni, dotknęła razy dwa, a na ekranie pojawiła się tapeta z ich kolegą. — Nieźle, nie?

— No, mega nieźle.

— Tego zdjęcia nie pamiętam — Głos Tadka zabrzmiał nad ich głowami w najmniej odpowiednim momencie. Dziewczyny prawie zawału dostały, ale Tadek zniknął w sali obok tak szybko, jak się pojawił.

O nie, niech to! Przypał.

— Myślisz, że coś sobie pomyśli?

— Co?

— Nie wiem.

— Tak w sumie, to on mnie o ciebie pytał, czemu cię nie było.

— Poważnie?! — Usłyszawszy to, Anka rozpromieniła się, jakby właśnie wygrała na loterii. — Mogłaś mi od razu powiedzieć! Myślisz, że on mnie lubi?

— Nie wiem, ale chyba powiedział, że jeszcze kiedyś tam pojedzie nagrać filmik.

— Czemu wcześniej nie mówiłaś?! Która jest godzina? Jeszcze pięć minut przerwy, to lecę do niego!

Porwała się z miejsca, rozsypując dookoła okruchy po przekąsce. Wbiegłszy do sali numer sto czterdzieści dwa, zastała Tadka "poprawiającego" zadanie domowe z pomocą kolegi z ławki, głośno przy tym dyskutując.

— Tadek! — wrzasnęła na całe gardło. — Słyszałam, że wypytywałeś o mnie i że pojedziesz jeszcze do Milewczyzny nagrywać filmik, więc mogę jechać z tobą.

— Poczekaj, co? Nie wypytywałem o ciebie, po prostu zawsze jesteście z Julą we dwie, więc się zastanawiałem głośno, dlaczego wtedy nie byłyście razem. I powiedziałem, że może, m-o-ż-e, pojadę jeszcze raz nagrać film.

W tym momencie wpadł nauczyciel, a widząc osobę nie ze swojej grupy, najpierw poprawił okulary, po czym spytał:

— Panienka to praktykantka czy nowa uczennica, o której nie wiem?

Bliska płaczu po niespodziewanym zimnym prysznicu od przyjaciela, Anka wycedziła tylko:

— Ja? Niee, ja już wychodzę.

Spuściła głowę i wolnym krokiem skierowała się w stronę sali od geografii numer sto czterdzieści pięć. Nauczycielka stała w drzwiach, czekając tylko na nią. Gdy tylko weszły do środka, zadzwonił dzwonek.

Za oknami słońce świeciło, rażąc w oczy, jakby mówiło: "Hej, a pamiętasz jeszcze lato? Na pewno, teraz musisz pracować. Żałuj i czekaj rok". Podczas lekcji niemieckiego bolało to najbardziej. Jurek starał się jak mógł, żeby wyprzeć ze swojej świadomości istnienie tego przedmiotu. Siedząc w ostatniej ławce, jak najdalej biurka tej wrednej francy z krzywymi zębami, z przerwą między nimi niepokojąco podobną do tej posiadanej przez jednego aktora z telewizji, nie trudno było odpłynąć. Siedział wyprostowany z miną raczej głupkowatą, konsekwentnie nie dopuszczając do mózgu żadnych informacji. Jego myśli fruwały gdzieś razem z dźwiękami latynoskiej muzyki w towarzystwie obrazu tańczącej Maríi.

— Ej, stary — Wojtek szturchnął kumpla w ramię i Jurek natychmiast się obudził.

— Yyy, tak?

— Mówię do ciebie już czwarty raz! — oczy wkurzonej francy wydawały się jeszcze bardziej wyłupiaste niż zwykle. — Przeczytaj przykład dwa kropka pięć, jeżeli w ogóle potrafisz.

Zdezorientowany chłopak nie bardzo wiedział, która to strona dwa kropka pięć i dlaczego miałby coś czytać ze strony tytułowej. Towarzysz tej niedoli siedzący obok z trudem powstrzymywał śmiech, patrząc na przeciągające się zmagania z podręcznikiem. Z każdą sekundą oczy francy stawały się coraz bardziej wyłupiaste, a jej noga wybijała szybciej takt o podłogę.

— Ty w ogóle wiesz, na jakim świecie ty żyjesz, młodzieńcze? Mam ci wstawić laczka, żeby cię otrzeźwić?!

— Już, już, proszę pani.

Wojtek, litując się nad kolegą, podsunął mu ukradkiem odpowiedź ze swojej książki.

Ich werde heute Abend nicht tanzen — powiedział w końcu Jurek, po czym westchnął ciężko jak po maratonie. Franca nawet się nie odezwała. Odwróciła się na pięcie i poszła zaczepiać kogoś innego.

Ich werde heute Abend nicht tanzen. Dziś wieczorem nie będę tańczył. Nie będę tańczył z Maríą. Eh...

Gdy tylko zadzwonił dzwonek, pechowy marzyciel wystrzelił z sali jak z procy. Popędził na dół, na parter, zobaczyć wreszcie Maríę, w końcu nie widział jej już całe półtora dnia.

Była już godzina czternasta trzydzieści, mnóstwo uczniów opuszczało już gmach, María również. Jurek zauważył ją wychodzącą z szatni. Przemykała w swojej czerwonej kurtce pomiędzy ludźmi, którzy Jurka nie bardzo interesowali. Postanowił pobiec za nią.

— María! Maríaa!

Dziewczyna natychmiast się odwróciła. Po chwili, jak w tym łamańcu językowym, wyindywidualizowała się z nie-rozjuszonego tłumu.

— Cześć, jak tam?

— Wiesz, dobrze. Przechodziłem obok i cię zobaczyłem. Pomyślałem, że się przywitam.

— Miło cię znowu widzieć — mówiła Maria, nie przestając się uśmiechać. Taka już była jej natura. W ten sposób właśnie zaskarbiała sobie ludzi. — Też już kończysz?

— Co? Nie, mam jeszcze wuef. Zaraz tam schodzę. W sumie chciałem cię zapytać, czy...

— Tak?

— Czy... wiem, że lubisz muzykę i że twój brat gra na gitarze... i ja też... I właśnie...

Nie mógł zebrać myśli, tak bardzo rozpraszały go te jej piękne, ciemne, prawie czarne oczy.

— Chciałbyś zagrać z nami?

— Tak, tak, właśnie tak!

— To bardziej na wiosnę, bo w październiku już jest zimno i to koniec z występami na ten rok.

— A to szkoda, ale wiesz... może byście mnie nauczyli jakiegoś utworu, jakiejś piosenki, bo... muszę ćwiczyć nowe utwory, muszę się... rozwijać.

Tak, to jest ten powód. Tylko dlatego.

— A, pewnie! Wpadnij do nas kiedyś. Może w tę sobotę? Akurat mama i tata jadą do babci, wrócą wieczorem.

— Tak, jasne, pewnie, będę na pewno!

— Fajnie, to tutaj masz mój numer — Maria wysunęła z kieszeni drobny zwitek papieru, na którym po rozłożeniu widniało jej imię, a pod nim ciąg dziewięciu cyfr. — Tylko nie zgub!

— Już chowam.

Nigdy nie zgubię. Nigdy.

María mrugnęła na pożegnanie, a gdy zniknęła za rogiem ulicy, zafascynowany Jurek, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robił, podniósł lewą ręką karteczkę w stronę twarzy i zbliżył ją do ust. Ocknął się, gdy przy tej okazji spojrzał na zegarek. Była czternasta trzydzieści osiem, za dwie minuty zaczynał się wuef.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro