Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LX


A jednak nawet najpiękniejsza, najdłuższa impreza świata nie mogła trwać wiecznie. Beztroski czas karnawału zdawał się już zdejmować swą zdobną, balową maskę i machać nią na pożegnanie. Zza jego pleców wyłaniał się za to coraz wyraźniejszy obraz odzianego w zieleń pierwszego miesiąca wiosny, tym razem kroczącego pod rękę z posępnym okresem postu.

Kolejny tydzień minął raczej spokojnie, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Pracowity dzień jive'a dawał nadzieję na to, że w konkursie par zespół Assemblage nie będzie ostatni, już prędzej drugi od końca.

Co do zajęć czwartkowych Ana nie miała żadnych obiekcji. Już nikt nie gubił kroków, nie burzył kompozycji, chyba że przez niedospanie, a na to nie mogła nic poradzić.

— Jest dobrze, naprawdę dobrze — przyznała ze spokojem. — Możemy zacząć nowy układ na wypadek jakichś remisów, dogrywek, bisów czy czegoś tam. Zgadzacie się na to?

Zapanowała chwila milczenia. Nikt chyba nie spodziewał się, że kiedykolwiek o to zapyta zamiast rozkazu. Może ludzie się zmieniają? Tancerze jedynie spojrzeli po sobie, wyrażając milczącą zgodę.

— Świetnie, oficjalnie zaczniemy za tydzień. Dzisiaj dam wam chwilę na zastanowienie się nad muzyką, a potem zrobimy do końca ćwiczenia oddechowe. Jeżeli zasłużycie, to nawet z relaksacją.

Czy wierzyła, że zdążą stworzyć coś nowego w ledwie trzy miesiące, na czerwiec? Tak naprawdę wcale się nad tym nie zastanawiała. Życie na scenie nauczyło ją, że czasem i dzień przed premierą trzeba wdrażać dublera albo improwizować na bieżąco. Z tej strony tyle tygodni to wręcz jak wieczność, choć z drugiej, znając rozleniwione usposobienie artystów, przez prawie cały ten czas czeka ich prokrastynacja, a dopiero tydzień przed występem wezmą się do roboty, gdy zawiśnie nad nimi topór ostatecznego egzaminu.

Przetyrała ich "zdyszanymi psami" oraz innymi wspaniałymi narzędziami fizycznych tortur, którymi magluje się aktorów i śpiewaków, po czym spodziewała się kolejnej fali wyzwisk. Gdyby uczyniła to na pierwszych zajęciach, zapewne nikt nie przyszedłby na już na kolejne. Teraz, pół roku później, tancerze byli już do tego przyzwyczajeni, stąd nie sprzeciwiali się jej specjalnie.

Bywają prace fizyczne i prace umysłowe, a sztuka jest jednym i drugim na raz.

— A teraz poczuj, jak twoje ciało się rozluźnia. — To chyba było ostatnie robotycznie wypowiedziane podczas słuchowiska zdanie, które Kala zapamiętała z lekcji. Przewróciła głowę na drugi bok, upewniając się, że Kowal wciąż tam był i zaraz potem odpłynęła. Ocknęła się dopiero, gdy stojąca nad nią Ana zaklaskała, patrząc na nią z wypisaną na twarzy pobłażliwością.

— No co? — Przeciągnęła się, aż jej kości strzeliły. Zupełnie nie miała ochoty podnosić się z podłogi.

— Wstawaj, w domu się prześpisz — rzekła tylko, opuszczając salę.

Tymczasem Aniela stała jeszcze nieprzebrana, przyczajona przy ścianie, z jakąś książką w dłoniach. Zauważywszy ją, wychodzącemu właśnie z szatni Mateuszowi zabiło mocniej serce. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek ujrzy ją oddającą się tej czynności. To niesłychane. Ostatnio ciągle go czymś zaskakiwała. Zastanawiał się, czy to jeszcze ona, jego przyjaciółka z podstawówki, czy może ktoś zupełnie inny, kto się tylko pod nią podszywał.

— Co czytasz? — wtrącił się, patrząc jej przez ramię. — W końcu jakąś lekturę?

— Nie, Parweniuszkę na salonach — odparła, podnosząc ku niemu głowę, trzepocząc przy tym rzęsami. — Chcę dokończyć rozdział. Ma fajny klimat.

— A o czym to? — drążył, oparłszy się obok, choć zaczęło się mu już robić gorąco — z powodu zimowej kurtki, ma się rozumieć.

— O takiej dziewczynie, która trafia do świata arystokracji — odpowiedziała z cieniem irytacji, że śmiał jej przeszkadzać. Teraz musiała się cofnąć o dwa wersy, bo zgubiła przez niego wątek. Co za człowiek.

— A, czyli nudy.

— Hej! — krzyknęła, puszczając książkę jedną ręką. Na ciut za wiele sobie dziś pozwalał. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. — Wiem, że wolisz komiksy z jakimiś latającymi dryblasami, ale to nie znaczy, że wszystko inne jest nieciekawe! Jesteś... gruboskórny! — Trzepnęła mu nią delikatnie po ramieniu. — Też byś mógł być taki fajny, jak ci bohaterowie. I mógłbyś chociaż raz w życiu przeczytać jakąś ciekawą książkę. Mogę ci nawet którąś pożyczyć!

Tyle pocisków nie mogło przejść bez równie niemiłej odpowiedzi.

— O, wypraszam sobie! — obruszył się, stając naprzeciwko niej jak do pojedynku. — W przeciwieństwie do ciebie, lektury czytam wszystkie. I czasem nawet jakiś horoskop, jak mi się nawinie. — Mrugnął prawym okiem, jakby to był najlepszy na to moment. — A w ogóle, co cię nagle naszło na książki, nigdy ich nie lubiłaś?

— Postanowiłam zmienić swoje życie — odparła z przekonaniem. — Od teraz będę więcej czytać tego, co mnie interesuje. Przygodowe i takie tam.

Jakoś trudno mu było w to uwierzyć.

— Może jeszcze zaczniesz pisać recenzje? — zakpił, ale zapragnął ją jeszcze sprawdzić: — A wiesz, że podobno Paco Wójcik ma wydawać autobiografię?

— Co?! Kiedy?! — natychmiast się ożywiła.

— Żartowałem. Mam nadzieję, że nigdy.

— A weź ty! — Znowu nieznacznie trąciła go przedmiotem. — To nie było śmieszne. A zresztą, ten człowiek już mnie nie obchodzi.

— Na pewno? — upewniał się, mimo że nie miał żadnych złudzeń.

— Na pewno. — Próbowała przekonać ich oboje, a zwłaszcza siebie samą.

— No to chodź ze mną na randkę — rzucił szarmancko, naśladując manierę Fryderyka. Zdążył zauważyć, że to działało na kobiety nawet tak zimne jak Anastazja.

— Ale się ciebie dzisiaj żarty trzymają! W sumie nawet mnie tym rozśmieszyłeś, przyjacielu. — Nie doczytawszy ostatniego akapitu, poszła wreszcie w stronę szatni. Widać trochę przecenił swój dzisiejszy urok osobisty.

— Tak, mam dziś taki dzień, że wszystkich rozweselam. — Klasnąwszy dłonią o ścianę, zrezygnowany wepchnął się w drzwiach przed Antka i Różę.

Od czasu imprezy, a w zasadzie od walentynek, znów byli sobie bliscy. Rudowłosa dziewczyna oparła się ramieniu swojego chłopaka i tak szli przez miasto. Inni przechodnie nie zwracali na za bardzo uwagi na to wręcz latające nad ich głowami nimba szczęścia, czego nie można było powiedzieć o Janku, ciskającym za nimi gromami z oczu. Napotkawszy pytający wzrok mijającego go właśnie Jurka, natychmiast zmienił wyraz twarzy, mówiący teraz "Widzisz? Nic złego nie robię. Możesz odpuścić." Odwrócił się zaraz, o mało nie potrącając Serafiny. Dziewczyna napięła wszystkie możliwe mięśnie, powstrzymując się przed rzuceniem bluzg, których mogłaby kiedyś żałować. Odetchnęła głęboko, po czym wyminęła go bez słowa.

Ostatecznie mógłby adorować także ją. Byłaby całkiem niezłą wymówką, gdyby nie ten charakter. Mało kto uwierzyłby w ich zażyłość. Z pewnością się nad tym zastanowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro