Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LV


W kolejne piątkowe popołudnie zimna zemsta Anieli za tę okropną zniewagę zaczęła się wypełniać. Kiedy tylko pojawiło się powiadomienie, weszła w nie z prędkością światła. Filmik zaczął się od jakichś dziwnych mrocznych ujęć w lesie z mającą podbudować klimat muzyczką w tle, by jakimś dziwnym cięciem montażowym wszystko zmieniło się nagle w reportażowy pokaz zdjęć z "Krakowskiej" z nią i Paco w rolach głównych.

— Widzicie to? — zabrzmiał głos Tadka w stylu dokumentów przyrodniczych. — Słynna gwiazda siedzi przy stoliku z zupełnie nieznaną nikomu dziewczyną z Radzieszyńca. Siedzą i piją kawę. Przygląda się im drapieżnik zza lady, czekający na zapłatę za swoje usługi. Obok pożywiają się inni mieszkańcy miasta. Nie wiedzą, że obserwuje ich oko kamery miejscowego komentatora i znawcy wszystkiego, co niepotrzebne nikomu do życia.

Zatrzymała na moment, by nacieszyć się tą chwilą. Wszystko dokładnie tak, jak tego chciała. Teraz tylko czekać na burzę - i to tuż przed czternastym lutego!

Odpaliła dalej. Szybkie cięcie, napisy końcowe i ujęcie na reżysera, drapiącego za uchem swego ukochanego psa:

— Pierwsza osoba, która napisze w komentarzu, kim jest ten wielki szczęściarz w kawiarni, że taakaa dziewczyna zeszła na ziemię, żeby się z nim spotkać, wygrywa kawkę ze mną i na mój koszt w tym samym lokalu. No to, do zoba!

Trochę mimo wszystko poczuła się urażona. Żeby na jej przykrym zawodzie jeszcze próbować wycisnąć coś dla siebie? W sumie mogła się tego spodziewać. Tak działa ten biznes: wyświetlenia, zasięgi, komentarze, reklamy. Tym razem musiała po prostu schować dumę do kieszeni i czekać. Jak długo? Do skutku.

Przez dwa dni rzeczywiście wyświetlenia wystrzeliły, lecz nic poza tym. Nikogo w okolicy tak naprawdę nie interesowało, kim był jegomość. Dla Radzieszynian w tej chwili liczyły się jedynie prezenty dla ukochanych osób oraz plany wiosennego zasiewu. Jedynie Anka i Jula żywo zainteresowały się tematem, więc zasypały filmik kilkoma komentarzami z rzędu, aby się upewnić, że ich odpowiedzi zostaną uwzględnione. Kto by nie chciał wypić kawy z miejscowym kanalarzem?

Kaniewicz, widząc to, nieszczególnie się ucieszył. Liczył na większy odzew od ludu, że jednak taka akcja przyciągnie fanów Wójcika, w końcu po to było to wszystko. Sądził, że teraz wszystkie dziewczyny ze szkoły rzucą się na niego, pragnąc choćby chwili jego uwagi. Panna Mazur i panna Osiewicz najwyraźniej nie wliczały się do tego grona.

— To co, Rufus? Chyba nie mam wyjścia. — Spojrzał na futrzastego przyjaciela, oczekując od niego rady, po czym znów położył palce na klawiaturze. - "Z powodu zbyt małej liczby uczestników konkurs został odwołany." — Napisał w poście na profilu, co golden oficjalnie przypieczętował szczeknięciem.

Dla dziewczyn to był cios prosto w ich gorące serca. Dla Anieli także, choć z innego powodu.

Nie miała ochoty wychodzić z pokoju i uprzejmie prosiła, by nikt jej teraz nie przeszkadzał. Popijając zieloną herbatę, w rozpaczy zaczęła zrywać wszystkie zdjęcia Paco ze ściany, pozostawiając na nich dziury po taśmach i klejach, po czym podarła je na drobne kawałki lepiej niż niszczarka. Usunęła zdjęcia z telefonu oraz komputera, chcąc zapomnieć o nim na zawsze, jakby nigdy nie istniał. W jej sercu już go na pewno nie było.

Ocierając łzę, poczuła się samotna, jak jeszcze nigdy dotąd. Dziś wspomnienie świętego Walentego, na pewno każdy kogoś miał, z kimś spędzał czas — poza nią. Musiała z kimś porozmawiać, ale szansa, że w takim dniu ktoś się nią przejmie, wynosiła praktycznie zero. Tak czy siak, musiała spróbować. Wybrała pierwszy z brzegu numer alarmowy. "Mati, jesteś w domu? Mógłbyś do mnie przyjść proszę" — wysłała, nie zwracając uwagi na błędy interpunkcyjne, a już sekundę później jej kąciki ust nieznacznie się podniosły, odczytawszy jego odpowiedź.

Piętnaście minut później był już w jej domu. Przysiadł się obok niej, a widząc, że po niedawnym remoncie mieszkania sama rozpoczęła renowację nie tylko swojego pokoju, ale i najwyraźniej całego życia, natychmiast objął ją ramieniem, ona wtuliła się w niego jak w brata. Nie mówił nic i nie wymagał tego od niej.

Ta cisza była rozbrajająca. Jedynie czasem słychać było śmiech bliźniaków bawiących się z rodzicami w drugim pokoju. Przeszedł go dreszcz. Czyżby wreszcie zrozumiała jego uczucia? Nie mógł w to uwierzyć. Po tak długim czasie to zdawało się wręcz abstrakcyjne, nie do pomyślenia. Może to przypadek, choć wyjątkowo obiecujący.

— Włączę jakiś film, co? — spytał cicho, na co ona przytaknęła delikatnym ruchem głowy.

W mieszkaniu przy Tkackiej wyjątkowo panował spokój. Siostry nie kłóciły się od dwóch dni, co było doprawdy wręcz wyczynem olimpijskim. Ktoś w końcu musiał przełamać ten impas.

— Zaraz wychodzę z Kowalem na miasto — zadeklarowała z przekonaniem młodsza, wciągając na drobne ręce wełniane rękawiczki.

— Szerokiej drogi, ale ja ci pieniędzy nie dam, bo nie mam. — Siostra podniosła wzrok znad powieści, po czym poprawiła pozycję na fotelu. — Pewnie specjalnie podnieśli ceny na dzisiaj. Walentynki to nie święto zakochanych, tylko komercji, zapamiętaj to sobie. I jeszcze psychicznie chorych i epileptyków — dodała tonem profesorskim.

— Ale ty jesteś! I nie idziesz nigdzie? — spojrzała na nią z grymasem wyższości.

— Nie zamierzam. — Zamknęła książkę, by po chwili odstawić ją na stolik. — Zrobię sobie prywatną lekcję tańca klasycznego. Zabarykaduję wszystkie okna, powyrzucam rokładówki sklepów i żadne róże, czekoladki i pluszowe misie się do mnie nie dobiją. — Uderzyła dłońmi w skórzane obicia podłokietników. — Żadne bukieciarnie, restauracje ani kina złamanego grosza na mnie nie zarobią.

— To ja spadam — rzuciła młodsza, nie mogąc już znieść przydługich wywodów siostry, po czym z hukiem zatrzasnęła drzwi, aby każdy w kamienicy wiedział, że w takim dniu nie siedziała w domu.

Anastazja spojrzała w telefon. Miała w nim nieodebrane wiadomości.

Federico. Jeśli próbujesz na mnie tanich sztuczek, to...

Już miała pomyśleć, że był dokładnie taki sam, jak reszta. Że chciał ją wyrwać na tę "wyjątkową" noc, a potem zapomnieć. Myliła się. Matko jedyna, ten jeden jedyny raz Anastazja się pomyliła co do faceta! No, ale tylko w tym jednym przypadku, to się nie liczy. "Ułożyłem kilka akordów. Powiedz, co myślisz", pod tym plik dźwiękowy. A już się bała.

Ciekawość pożerała ją od środka. Przystawiła komórkę do ucha i włączyła muzykę, chodząc w kółko po pokoju, aby lepiej się skupić. Przymknęła oczy. Melodia brzmiała naprawdę dobrze, mimo że to tylko kilka taktów. Włączyła ją na pętli, wsłuchując się w najdrobniejsze cząstki półtonów. Mimowolnie się uśmiechnęła. Może ten dzień wcale nie miał być taki najgorszy. Może nawet uda jej się sporządzić szkic tekstu, ale niczego nie zamierzała sobie obiecywać. Przynajmniej miała o czym rozmyślać w trakcie ćwiczeń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro