Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLVII

     Tymczasem Anastazja zdążała na Ambasadorską, za wszelką cenę unikając kompromitacji, jaką mogłaby zafundować lodowa ślizgawka. Gorzej byłoby tylko, gdyby kolejny raz straciła tu część buta. Będąc już pod Assemblage'em, poczuła wibracje telefonu.

     No proszę, jego wysokość się odezwał. Kredą w kominie zapisać.

      To wiadomość od Paco. Informował w niej, że wpadnie na chwilę do "Krakowskiej" w drodze do Rzeszowa, gdzie występuje w lutym. A więc Aniela dopięła swego. Dla takiej przysługi czasem można nawet się pomęczyć na parkiecie z zołzą pokroju Any.

      Tego dnia dostała jeszcze jedną ważną wiadomość, znacznie mniej pozytywną, lecz ta dotyczyła znacznie szerszego grona i nie czas był się nad nią rozwodzić.

     Wchodząc do środka, nie miała najmniejszego zamiaru się przebierać. Umówiona godzina już minęła. Chodziła po sali w tę i z powrotem z założonymi na plecach rękami, czasem tylko dodając do tego coś w rodzaju ćwiczeń rozgrzewkowych. Liczyła, że o tym zapomniał — to by było w stylu facetów, których znała. Problem w tym, że Rafał zdawał się być zdeterminowany do udziału w konkursie.

      Jeszcze dziesięć minut. Dziesięć minut i mnie nie ma.

     Trochę się przeliczyła. Chłopak wpadł do szkoły oblepiony śniegiem niczym bałwan. Stanąwszy w drzwiach sali, rzucił prędko słowa, które można by uznać za przeprosiny:

— Wpadłem w zaspę, zaraz będę gotowy.

      I zniknął w szatni, zanim Ana zdążyła jakkolwiek zareagować.

— Wybacz spóźnienie, to się nie powtórzy — tłumaczył po powrocie, trzymając wciąż ręce na plecach i kłaniając się nisko niczym lokaj przed swoim panem. — Co mam robić?

— Pokaż, co potrafisz — odparła tajemniczo tonem sędziego z programu telewizyjnego.

     Otworzył szerzej oczy jako zaproszenie i zrobił krok wprzód. Podniósłszy głowę, obdarzył ją pełnym szacunku spojrzeniem, jakby to od niej zależała cała jego przyszłość.

— Pokażę, jeśli pani pozwoli do tańca — odrzekł z podobną salonową maniera. — To konkurs dla par.

     Błyskawicznym ruchem odwróciła się w stronę okna, próbując się od tego odciąć, lecz zaraz w przypływie palącej klatkę piersiową adrenaliny, odbiła:

— Tego nie było w umowie.

— Teraz już jest — kiedy podszedł do niej jeszcze bliżej, tak, że znajdował się ledwie na odległość półtora kroku od niej, jego głos stał się już niższy, bardziej stanowczy. Chyba miał nadzieję ją tym zahipnotyzować.

     Gdzieś się tego nauczył? Tego uporu i grania na moich nerwach — poczuła spięcie mięśni, jak podczas jej pierwszej lekcji poppingu. U pani Irki? Nie sądzę, to nie jej styl. Więc gdzie? U tych alfa-świrów? Trzymaj się od nich z daleka. I tak ci się nie uda.

     Skłonił się raz jeszcze i podał dłoń, niczym angielski gentleman. Dla świętego spokoju nie mogła mu odmówić.

     Wzdrygnęła się, gdy złapał ją w talii. Poczuł to, lecz udał, że w żaden sposób go to nie ruszyło. Mocno chwycił jej próbujące się wyrwać palce, śmiało patrząc w palące błękitne oczy tuż przed nim.

— Walc, Anastazjo.

— Angielski czy wiedeński? — Grała na zwłokę, ale postanowiła podnieść rękawicę.

— Zaraz się przekonasz.

     Nie skończył zdania, a już porwał ją do prędkiego wirowania, okazjonalnie wprawiając pannę w obroty, po których z siłą, której się po nim nie spodziewała, łapał ją ponownie i prowadził dalej, aż do zawrotów głowy. Ona wciąż trwała dumna wzorem niezdobytej twierdzy, spojrzeniem próbując wypalić go do cna, bo ośmielił się z nią pogrywać. Linia obrony zaczynała się jednak łamać...

     Zatrzymał się nagle, przyciągając ją do siebie, jak blisko się dało. O mało nie zwaliła się na niego, przypadkiem przydeptując jego stopę. Dopiero wtedy dotarło do niego, że Anę można oszukać, ale prawa fizyki już nie bardzo.

     Wtedy także udał, że nie poczuł nic, zwłaszcza że los pchnął ją ku niemu bliżej, niż kiedykolwiek. W takich chwilach przestaje się zwracać uwagę na całą resztę świata.

     Wyrwała się mu bez słowa. Powstała, strzepała kurz, a przed oczami ukazały się jej mroczki, które ustąpiły razem z nagłym uczuciem gorąca w klatce piersiowej.

      Walca opanował. Może szło mu i zbyt dobrze.

— Zgoda, dam ci szansę, ale zaczniemy w lutym po feriach — zadeklarowała ze znudzonym wyrazem twarzy. — W środę o tej samej porze.

Pewnym krokiem podeszła znów do niego, wzrokiem rzucając mu wyzwanie.

— Dasz radę to ogarnąć w dwa miesiące? — Mówiąc to, przypominała pewną królową, rozkazującą wybudować pałac w trzy miesiące. To wystarczyło, by podsycić w nim wolę walki.

     Więcej mu nie było trzeba. Musiał się naprawdę mocno powstrzymywać, by jej teraz nie pocałować. Uspokój się, nerwy na wodzy — mówił do siebie w myślach. Zadowolony z siebie, z piersią wypiętą jak do orderów, zrobił jeszcze krok ku niej i głębokim głosem oznajmił jej w twarz:

— Wiesz, że jeśli wystąpię, to tylko z tobą.

— To jasne. Ktoś cię musi asekurować — Uciekła oczami w stronę okna, lecz wróciła, gdy tylko mówił dalej:

— Nie to miałem na myśli.

     To było to spojrzenie. To, które pamiętała z Warszawy, rzucające na kolana urokiem oraz szczerością. To, które niegdyś kochała, a teraz unikała jak ognia.

     Przymknęła powieki, wypuszczając powietrze ustami. Uległa.

— Wystąpię, ale nie licz na cud.

— Nie będę.

— To dobrze. Dziś jesteś wolny — rzuciła na odchodne.

— Do zobaczenia jutro, Ano.

     Odwróciła się, lecz nie powiedziała nic. Wbrew sobie miękła coraz bardziej.

     Wracała białymi ulicami, rozmyślając, jak bardzo się zaplątała. Nie tak to rozplanowała. Chciała tylko odpocząć w miejscu, gdzie czas płynął wolniej. Tymczasem zapadała się coraz bardziej w nowe okoliczności, na które nie miała wpływu. W dodatku wszystkie demony podążały wciąż za nią, choć wierzyła, że zostawiła je w swoim dawnym świecie. Zbyt dobrze byłoby ludziom, gdyby można było tak po prostu zamknąć przeszłość na klucz i nigdy do niej nie zaglądać.

— Już jesteś? Myślałam, że pójdziecie do kina albo coś — marudziła leżąca z telefonem na kanapie Kala, gdy siostra przestąpiła próg domu. — Pogoniłaś go czy jak?

— Zdziwisz się, ale nie — Odwiesiła kurtkę na jedyny pozostały wieszak. — Zgodziłam się na jego udział w konkursie. Będziemy niestety ćwiczyć co tydzień. Pewnie będę tego żałować, no cóż. — Westchnęła, odkładając kozaki na ich miejsce, po czym opadła na fotel obok siostry. Jej głowa natychmiast wtuliła się w skórzane prawe oparcie.

— Uuu, to się porobiło. — Zacmokała młodsza. — Federico Romantico wie?

     Romantico, ale się ciebie żarty trzymają!

— Nie wie, chociaż niedługo się dowie — burknęła Ana, polerując palcem paznokcie drugiej dłoni. — Pójdę w końcu na tę kolację.

— Hmm, wyczuwam aferkę. — Młodsza wysunęła podwinięty język, szykując się do zbyt poprawnego wypowiedzenia frazy: — Lubię to.

— Szczerze? Ja też. — Pstryknęła palcami, jak to w takich momentach robią bajkowi złole. — Już się nie mogę doczekać. Trochę rozrywki nie zaszkodzi. — Mrugnęła znacząco, śmiejąc się w głos.

     Dziwne, że tak szybko odzyskała humor. Czyżby ten konkurs znaczył dla niej o wiele więcej, niż dotąd sądziła? Może wreszcie postanowiła przyznać sama przed sobą, że wcale nie znalazła się w najgorszym położeniu. Na razie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro