Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIX


Na niebo wspięły się szare chmury, a budynki wokół spopielały od bladego światła słońca, które wyraźnie świeciło już niżej. A jednak w domu Nowaków nieustannie trwało meksykańskie lato. Muzyka rozbrzmiewała w nim od rana do wieczora, czy raczej jak tu mówiono, desde la mañana hasta la tarde.

María uwijała się od rana z odkurzaczem w salonie, przyporządkowując wszelkie dobiegające odgłosy do znanych melodii i bujając się w ich rytm, a tymczasem jej brat, tuż obok, w przestronnym aneksie kuchennym, wyśpiewywał po kolei składniki na ich ulubione ciasto tres leches.

Fryderyk, nazywany raczej Federico, a w skrócie Fede, niedawno obronił inżyniera z robotyki i wywoływał raczej nie mniejsze zamieszanie w miasteczku niż jego młodsza siostra czy Ana. Furorę robiły jego szerokie usta, ostre rysy, nieco garbaty nos, oczy przenikliwe, tęczówki wyjątkowo ciemne, kontrastujące z bardzo jasną cerą oraz kaskady gęstych, czarnych loków. Latynoską krew zdradzała jego miłość do gry na gitarze i potężny jak dzwon głos, na który narzekali sąsiedzi, słyszący go na okrągło nawet z drugiego końca ulicy. Ponadprzeciętnego wzrostu, zbudowany jak gladiator, upierał się, że klatę ma w genach po ojcu, a z siłownią miało to niewiele wspólnego. Niezależnie od prawdy, Fede zbierał ochy i achy od przynajmniej połowy dziewczyn w okolicy oraz wszędzie tam, gdzie się pojawił (druga połowa się po prostu do tego nie przyznawała). Sam jednak niewiele sobie z tego robił. Wolał wieść życie kawalera, w przerwach między rozwożeniem pizzy wpadać z kumplami na rekonstrukcje historyczne albo wikłać się w mniej lub bardziej zorganizowane grupy świrów kolejowych czy kulinarnych.

Krótko mówiąc, Fede był tym jednym trofeum, za którym oglądały się dziesiątki, a może i setki spragnionych wygranej zawodniczek, a którego żadna zdobyć nie potrafiła. Nie znaczy to jednak, że miał on w zwyczaju odrzucać dziewczyny z zimną krwią czy wykorzystywać je jakkolwiek. Był człowiekiem, z którym po prostu chciało się przebywać. Tyle i aż tyle.

— Fede, zdążysz z tym ciastem do trzynastej? — zawołała María, odstawiając buczący sprzęt na jego miejsce.

No tengas miedo, hermanita — rzekł ze swą ujmującą manierą rozleniwienia Federico, unosząc umazane w mące ręce jak do przytulasa. — Już wstawiam do piekarnika.

Uff, to dobrze.

Widząc, że przygotowywanie mleka i bitej śmietany zajmie bratu jeszcze chwilę, znikła na moment w swoim pokoju, by po chwili wrócić z czerwonym kwiatem we włosach.

— No, hermanita, dla mnie się tak wystroiłaś? A nie, zapomniałem, to dla tego chico.

— Och, Fede, to nie tak. Lubię go, ale nie martw się. To ty jesteś dla mnie najważniejszym muchacho na całej planecie. I to się nigdy nie zmieni.

Lo sé, hermanita. Nie martw się, w razie co, obronię cię.

— Nie trzeba, dziękuję. Masz te nuty? Włożę je na stolik, żeby potem nie szukać.

— Są w moim futerale.

Futerał Fede, aż się boję tam zaglądać — pomyślała, a mimo to zanurzyła rękę w tej czeluści tajemnic.

Nuty leżały luzem pod gitarą. María podniosła je jedną ręką, a ze środka wysypały się jakieś rysunki.

— Fede? Co to jest? Twoje portrety?

— Znajoma uczy się rysować i zapytała, czy może na mnie poćwiczyć.

Dzieła były starannie wykonane węglem, jakby z prawdziwym uczuciem. Artystka, widocznie utalentowana, zapewne uznała, że tylko głęboka czerń tego materiału kreślarskiego była w stanie oddać tak niespotykaną urodę modela.

— Znajoma, tak? — Siostra najwyraźniej nie dowierzała tym tłumaczeniom. Odwróciła jedną z kartek i przeczytała: — Para mi guapo favorito.

— Dała mi w prezencie. Nic takiego.

— Och, sí, claro.

María dobrze znała te wszystkie "znajome" Federica. To znaczy, nie znała ich osobiście, nie znała ich nawet z widzenia, wiedziała za to, jakie robił na nich wrażenie. Maślane oczy wielbicielek dobrej muzyki ulicznej mówiły bardzo wiele. Nie złościło jej, że na rynku rzucały mu więcej pieniędzy, wręcz przeciwnie, napawało ją dumą, w końcu nie każda dziewczyna mogła się pochwalić takim oszałamiającym bratem.

— I jest! ¡Buen provecho! — Fede z dumą zaprezentował swój wypiek. Uczciwie przyznać należy, że kremowe dzieło cukiernicze zachwycało nie mniej, niż jego twórca.

¡Qué bien! Jurek właśnie napisał, że czeka pod drzwiami. Otworzę.

Na dźwięk otwieranych drzwi wysunęła się najpierw szyjka gitary klasycznej, a dopiero później nieśmiało uśmiechająca się męska postać.

— Dobrze cię widzieć — czarnowłosa dziewczyna natychmiast przytuliła przybysza, a wskazując na stojącego obok postawnego mężczyznę, dodała — A to mój brat.

— Fryderyk, mów mi Fede.

— Jurek Zawadzki, miło mi.

Panowie dziarsko uścisnęli sobie dłonie, po czym wszyscy zasiedli na szerokim, beżowym narożniku w salonie. Tes leches w towarzystwie połamanej na kostki czekolady już czekało na stoliku obok.

— Częstuj się ciastem. Napijesz się czegoś? — zwróciła się do gościa María, skrzętnie próbując ukryć podekscytowanie.

— Tak, poproszę szklankę zimnej wody.

Jurek był wyraźnie spięty, zapewne przez obecność Fryderyka. Spodziewał się, że go zastanie, w końcu powiedział jego siostrze, że chciałby się uczyć od ich obojga, mimo to przez cały czas łudził się, że Fede dołączy do wyprawy rodziców i będzie z Marią sam na sam. W końcu nadzieja umiera ostatnia, ale jest też matką głupich.

— Długo grasz? — spytał Fede, wyciągając ze stojaka jedną ze swych gitar i podsuwając koledze sterty papierów.

— Od lutego.

— To jeszcze sporo nauki przed tobą, bracie. Możesz sobie wybrać utwór, mamy tu parę zestawów nut i chwytów.

Tarantella, Malagueña, tego nie znam, O Sole Mio, hm, może... — Jurek nie mógł się zdecydować. Ślęczał nad kartkami z miną eksperta analizującego wyniki badań i to wcale nie dlatego, że nie bardzo wiedział, jak przeczytać ten zapis muzyczny.

— Polecam La Cumprasitę — odezwała się María. — To przepiękne tango.

Hermanita, kochana, to bardzo trudny utwór. Nie wiem, czy Jurek jest na to gotowy.

— Tak, jestem gotów! — ożywił się Jurek. — Spróbujmy tango.

W co ja się wpakowałem? — pomyślał, przysuwając palce prawej dłoni do skroni, próbując ukryć przerażenie w oczach. Czego to się nie robi dla miłości!

Guitarra nastrojona? Najpierw zagram ja, pokażę ci, jak to zrobić, a potem spróbujemy razem — zarządził Fede, choć zanim faktycznie zajął się grą, wykonał kilka wysoce skomplikowanych chwytów, jakby nie miał w rękach klasyki, tylko na co najmniej koncertową basówkę.

Fryderyk grał prosto z serca. Miał zamknięte oczy. Nie patrzył na tabulaturę, ta muzyka płynęła w jego żyłach, a docierając do pudła rezonansowego i wędrując po strunach, odbijała się w końcu od nich, by podróżować po całej okolicy.

— O rany, naprawdę wygląda na trudny utwór — Jurek przełknął ślinę, po czym po prawił kołnierzyk. Nagle zrobiło mu się jakby duszno.

— Nie martw się, po prostu w aranżacji Fede wydaje się skomplikowany. W rzeczywistości wcale nie jest zły — uspokajała go María.

— Dasz radę, muchacho. Powtarzaj za mną.

Obaj ustawili się naprzeciw siebie. Jurek, skupiony, powtarzał każdy ruch starszego kolegi. Z początku nie szło mu najlepiej, mylił się, lecz Federico cierpliwie i konsekwentnie pomagał mu to przezwyciężyć. Tymczasem jego siostra wspierała ich kastanietami i wokalem, wskazując wszystkie nieczystości. Po jakichś dwóch godzinach, gdy na talerzu nie zostało już ani jednego kawałka tres leches, a jedynie ostatnie cztery kostki czekolady, Jurek wreszcie wykonał poprawnie pół utworu. Był z siebie niewyobrażalnie dumny, zwłaszcza, że taką samą dumę ujrzał, spoglądając w piękne oczy Marii, którą w tamtej chwili w swym sercu nazwał swoją Marysieńką.

— Wiecie, że już osiemnasta? — rzucił nagle Fede, przerywając te przeciągające się spojrzenia siedzącej obok pary rodem z tureckich telenoweli.

— Tak, późno już. Nie będę wam już przeszkadzać, pójdę już do domu — przyznał mu rację Jurek, choć ciało i umysł błagały go, by pozostał tam dłużej, najlepiej do rana. Wziął instrument i pomału kierował się do wyjścia.

— Nie przeszkadzasz! Nasi rodzice niedługo wrócą — stwierdziła spokojnie jedyna dziewczyna w towarzystwie.  — Odwiedź nas jeszcze kiedyś!

— No to do zobaczenia. Było bardzo miło i dziękuję za pomoc z gitarą.

— Może powtórzymy lekcję? Napisz do mnie, kiedy będziesz chciał. Fede cię chętnie nauczy, prawda?

— Tak, oczywiście, jestem do dyspozycji — szeroki uśmiech Fede zdradzał, że nie miał nic przeciwko szkoleniu kolegi, ale wolałby, żeby ten zniknął już za drzwiami, przynajmniej tego dnia.

Jurek jeszcze raz uściskał Maríę, trwało to przynajmniej z dziesięć sekund, bo najwyraźniej nie bardzo chcieli się rozstawać, lecz w końcu zniknął za drzwiami. Federico odetchnął z ulgą.

— No wreszcie. Mama by mnie chyba zabiła, gdyby tu jeszcze siedział, kiedy wrócą.

¿Qué? O czym ty mówisz, Fede? Nie mów, że kazali ci nas pilnować.

— Zgoda, nie powiem.

— Fede! — krzyknęła jego siostra, po czym tradycyjnie przeszła do ofensywy z użyciem poduszek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro