Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Witaj w domu

Rozdział dedykowany dla Tosaya której liczne teorie spiskowe sprawiły, że dostałam dużego przepływu weny, by pisać to opowiadanie:)
---

Pomarańczowłosa dziewczyna rozejrzała się w bok, na obu mężczyzn. Każdy z nich wyglądał tam samo zdziwiony, gdy stanęła między nimi, przerywając ich walkę.

- Yo. - odezwała się na powitanie.

Dwójka Shinigamich wciąż patrzyła na nią z niedowierzaniem, choć u Byakuyi zniknęło ono szybko.

- Proszę, opanujcie się, tato, Byakuya-sama - odezwała się powoli, szukając odpowiednich słów. Gdyby tylko wytłumaczyła ojcu wcześniej, kim jest! Gdyby tylko wyczuła tą energię wcześniej! Wtedy nie skończyłoby się to tak jak teraz.

- Jakim cudem nadal żyjesz? - spytał po chwili cicho Byakuya. Przez sekundę dziewczyna myślała, że rozpoznał w niej Hisanę, ale kolejne słowa zniszczyły w niej nadzieję - Rany, które ci zadałem, były śmiertelne.

- A więc jednak to ty zaatakowałeś moją śliczną córkę! - wykrzyknął Isshin, wyrwany z zamyślenia. Mężczyzna zerwał się do ruchu, zapewnie powodowany chęcią ataku, ale i tym razem Ichigo mu przeszkodziła.

- Zatańcz z wiatrem - wyszeptała, czując zbierającą się wokół niej autor swego Zanpakutou -  Koufuko!

Po sekundzie dziewczyna stała już otoczona rojem maleńkich istotek. Tym razem jednak Koufuko nie pojawił się osobiście, by kontrolować jej czyny. Ichigo wysłała część swoich wróżek. Ich oczy zasnuły błękitem, gdy utworzyły tarczę, która nie pozwoliła Isshinowi ruszyć się dalej.

- Powiedziałam chyba, abyście się opanowali, tato - odezwała się Ichigo, patrząc na ojca. Następnie zaś odwróciła się w stronę Byakuyi, bledszego niż zazwyczaj.

- To Zanpakutou... - kapitan 6 Dywizji zaczął jak nie on. Słowa zdawały się brzmieć, jakby wypowiadał je ktoś inny. Niecodziennie ktoś miał okazję widzieć Byakuyę Kuchiki w sytuacji, gdy ten nie wiedział, co powiedzieć, jak się zachować.

- To Koufuko - odparła Ichigo, patrząc na swego byłego męża z powagą - Moje Zanpakutou, które odzyskałam wraz z moimi mocami jako Shinigami. Poprzednie, jak zapewnie wiesz, otrzymałam od Rukiego Kuchiki.

Powiedziawszy to, dziewczyna urwała.

W oczach Byakuyi zabłysło coś jakby wściekłość. O czym sobie myślała ta dziewczyna, nawet nie prawdziwa Shinigami, używając broni należącej do jego żony? Czy ona naprawdę uważała, że był na tyle głupi, aby uwierzyć ot tak w to, co mówi? Że nie zauważy iluzji, której używa?

Bo przecież myślała używać jakiejś iluzji. Hisana nie żyła od lat. Jej Zanpakutou zniknął razem z nią.

Więc jakim cudem Koufuko wciąż mógł istnieć?

Oraz jakim cudem ona, ta dziwna dziewczyna, o nim wiedziała? Przecież Hisana... Przecież Hisana tak bardzo rzadko go używała.

- Kim ty jesteś i co ty sobie wyobrażasz, używając jej Zanpakutou? - spytał ze szczerą nienawiścią w głosie. Mimo iż minęło już pięćdziesiąt lat od śmierci Hisany... Pomimo iż upłynęło tyle czasu, wciąż nie potrafił o niej zapomnieć. Wciąż jakaś jego część tkwiła w przeszłości, w tych latach, gdy byli razem, szczęśliwi.

- Nazywam się Ichigo Kurosaki - odezwała się pomarańczowłosa, patrząc na niego z jakimś uczuciem, którego nie umiał nazwać. Którego nie widział od tak dawna. - Zastępcza Shinigami.

Zamilkła. Tak bardzo chciałaby powiedzieć resztę, tak bardzo chciałaby mu wszystko wyjaśnić... Ale jak ująć tak niemożliwą i tak ciężką do uwierzenia historię w słowa?

- Zastępcza Shinigami - Kapitan 6ego Oddziału Obronnego powoli pokręcił głową, przyswajając sobie fakty. Po pierwsze, dziewczyna nadal zgla. To jeszcze można było naprawić, zawsze mógł ją zabić. Po drugie, była córką Isshina Shiby. To trochę komplikowało sprawę, ale jeszcze nie było tak źle. Isshin upuścił Soul Society, można go było spokojnie uznać za zdrajcę. Czy jednak walka z jedną małą nastolatką była tego warta?

No właśnie. Pozostawała kwestia jej mocy. Już jej nie powinna mieć. Nie powinna cały czas tu stać i walczyć. Nie powinna w ogóle żyć.

A tym bardziej nie powinna używać Shinkai Hisany. 

Ba, nie powinna w ogóle wiedzieć, że taka osoba istniała! Czyżby Isshin jej coś powiedział? Nie, wystarczyło jedno zerknięcie w bok, by Byakuya zrozumiał, że mężczyzna jest tak samo zdezorientowany, jak on.

A to sprawiało, że pozostawała jeszcze ta jedna opcja. Ta niemożliwa i wzbudzająca tak wielkie nadzieje, że Byakuya nawet nie chciał jej brać pod uwagę.

- Skąd masz to Zanpakutou? - powtórzył swoje pytanie czarnowłosy, przybierając na twarz beznamiętną maskę spokoju i opanowania.

Ichigo poruszyła się niepewnie.

I co teraz? Co mogła mu powiedzieć?

Od tej decyzji wyzwolił ją Isshin, który zabębnił w tarczę, która wciąż go odgradzała od córki.

- Co jest takiego specjalnego w Koufuko? - spytał, przykuwając uwagę tamtej dwójki. Ichigo już miała coś powiedzieć, wytłumaczyć, gdy mężczyzna dodał: - To jakieś specjalne Zanpakutou?

- Koufuko należał do Hisany Kuchiki - odezwał się Byakuya, wracają do swojego zwykłego, spokojniego i stonowanego tonu. Jego oczy zabłysły zimno, gdy przyjrzał się stojącej przed nim nastolatce w stroju Shinigami. - Mojej zmarłej żony.

- W takim razie jakim cudem Ichiko mogłaby mieć jej Zanpak... - Isshin urwał, gdy ostatni fragment układanki wskoczył na swe miesjce. Podejrzewał to od pewnego czasu, ale nie chciał w to wierzyć. To dlatego jego córka była ostatnio lekko inna. Dlatego wiedziała o rzeczach, o których nie mogła wiedzieć.

Pomarańczowłosa skinęła głową swemu ojcu, cofając barierę.

- Dokładnie dlatego - powiedziała, wyciągając dłoń. Jedna z wróżek zbliżyła się do niej i usiadła na niej, gdy dziewczyna dodała, zapatrzona w maleńką istotkę. - To się zaczęło w chwili, gdy poznałam Rukiego. To były zaledwie momenty, obrazy bez słów czy dat, gdy widziałam coś, czego, byłam pewna, nigdy nie widziałam. Czasami pojawiała się także we mnie dziwna wiedza, zdarzało mi się pomyśleć w sposób tak różny od mojego własnego. Starałam się to ignorować ze wszystkich sił. Bałam się tej wiedzy, tych obrazów, tych uczuć, tych wspomnień. Równocześnie jakaś moja część była tego ciekawa, ale i jej nakazywałam milczeć. Wolałam żyć w swój zwykły, z góry ustalony sposób. Nawet, jeśli nie byłam już zwykłą nastolatką, to chciałam... Chciałam po prostu żyć jak każdy inny.

Ichigo umilkła, a maleńka wróżka zamarła, patrząc na nią z ciekawością.

- A potem spotkałam ciebie, Byakuya-sama - odezwała się dziewczyna po chwili. - Im dłużej walczyłam z Renjim, tym łatwiej mi to przychodziło. Przestałam myśleć i bać się tych wspomnień. Kiedy zaś ty mnie zaatakowałeś... Wtedy właśnie, na pograniczu życia i śmierci, wszystko wskoczyło na swoje miejsce i stałam się kompletna.

Pomarańczowłosa Shinigami oderwała wzrok od wróżki, aby spojrzeć na Byakuyę. Równocześnie cofnęła swe shinkai i po sekundzie trzymała w dłoni smukły miecz.

Uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na swojego ukochanego. Nie była pewna, czy on wciąż o niej pamięta, czy wciąż w jego sercu było dla niej miejsce, ale i tak pragnęła jego szczęścia.

- Trochę kazałam ci czekać, Byakuya-sama.

Czarnowłosy kapitan stał, obserwując jak dziewczyna, której omal nie zabił, zbliża się do niego. Wyglądała zupełnie inaczej niż Hisana, jej ton głosu był też pewniejszy, a ona sama emanowała siłą.

To było niemożliwe. Hisana była martwa.

Jednakże to Shinkai...

Czy taki cud mógł się zdarzyć? Czy coś takiego mogło w ogóle mieć miejsce?

Jeśli... Jeśli dziewczyna mówiłaby prawdę, wtedy wszystko nabrałoby sensu. Jej dziwny przypływ mocy tamtej nocy, tamte słowa, to, jak patrzyła na Rukiego...

Nie chciał wierzyć w niemożliwe, a równocześnie pragnął tego tak bardzo, że to aż bolało.

- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - spytała nastolatka, stając przed nim.

Nawet nie drgnął. Nie był w stanie. Mógł tylko na nią patrzeć. Był w zupełnie inna od Hisany. Miała zupełnie inny uśmiech, zupełnie inny głos, zupełnie inną twarz.

Nie była Hisaną.

A jednocześnie nią była.

Posiadała to samo Zanpakutou, co ona. Jeśli posiadała też jej wspomnienia, jej charakter...

Cofnął się o krok. Nie chciał tego słuchać. Nie chciał robić sobie takich nadziei, by później wszystko miało zniknąć.

- Nadal uważam, że powinieneś się częściej uśmiechać - odezwała się pomarańczowłosa łagodnie, zatrzymując się. Spojrzała mu prosto w oczy, coś, czego Hisana tak bardzo unikała. Zaraz opuściła spojrzenie, wbijając wzrok w ziemię.

- Nie... - pokręcił głową. Pamiętał tamten dzień, tamte słowa, które wypowiedziała do niego Hisana, gdy zamierzał ją wyminąć.  Wtedy zwrócił na nią uwagę, na to, jak bardzo była inna od reszty znanych mu kobiet. Nie zakochał się w niej od razu, to nie było takie proste. Musiało minąć jeszcze wiele lat, by zaczął jej ufać i doceniać, że nie zależy jej na jego statusie majątkowym czy szlacheckim, ale na tym, kim tak naprawdę jest.

- Tak - stojąca przed nim dziewczyna uniosła na niego wzrok. - Możesz spytać mnie o cokolwiek zechcesz. Moje wspomnienia nie kłamią. Może i nie minęło zbyt wiele czasu, odkąd je odzyskałam... Ale ja nie kłamię. Nie mam powodu.

Niespodziewanie łagodność w jej oczach zniknęła i pojawiła się zadziorność.

- Zresztą, po co miałabym wymyślać bajeczkę, że mam wspomnienia dawno zmarłej kobiety? O wiele prościej byłoby mi ruszyć z buta na Soul Society, niż sprawić, by inni uwierzyli w niemożliwe - zaśmiała się.

Był to inny śmiech niż słyszał u Hisany. To nie był niewinny, skryty śmiech, który sprawiał, że chciał chronić łagodne, delikatne dziewczę.

Nie, to był śmiech kogoś, kto wie, że jest silny i że jest w stanie wykorzystać swoją moc, gdyby była potrzebna.

- Ja nie kłamię - powtórzyła pomarańczowłosa. - Nigdy bym cię nie okłamała, Byakuya-sama. Obiecałam ci to, prawda?

Tak... Obiecała mu to. Pamiętał dokładnie tą niską, chorowitą dziewczynę, która zauważyła, jak bardzo nienawidzi kłamstwa. Która zauważyła, jak wielka jest jego lojalność, a jak inni skorzy są ją wykorzystać.

Tamta obietnica... Nie składali sobie zbyt wielu obietnic. Nie mieli w zwyczaju wyznawać sobie uczuć. Zamiast tego pokazywali to przez czyny, przez samo trwanie przy sobie. Ale dwie rzeczy sobie obiecali.

On obiecał, że odnajdzie jej brata.

Ona obiecała, że nigdy go nie okłamie. Że zawsze będzie po jego stronie.

Cokolwiek by się nie stalo.

Czyżby nadal tamte stare obietnice były coś warte?

Czyżby nadal, po tylu latach, po tylu zmianach, mieli prawo ich dotrzymywać?

Dziewczyna stojąca przed nim umilkła. Powiedziała już wszystko, co mogła. Jeśli to nie wystarczyło, by co przekonać... Jeśli widok Koufuko nie wystarczał, by uwierzył, to nic nie mogło tego zmienić.

Ale Byakuya powoli pokręcił głową, raz jeszcze, w ciszy.

- Hisana? - wyszeptał, szukając w dziewczynie swej dawnej miłości. Tak bardzo się różniły. Nie posiadała wdzięku i gracji Hisany. Wręcz przeciwnie, można by nawet powiedzieć, że była jej pozbawiona. Przecież początkowo brał ją za chłopaka!

Spojrzał w jej ufne oczy i zrozumiał wszystko.

Nawet, jeśli ona się zmieniła, nawet jeśli się odrodziła, to i tak była w głębi duszy tą samą osobą.

To wciąż była Hisana, jego Hisana.

Nieważne, jakkolwiek by nie wyglądała, jakiekolwiek by się teraz nie nazywała.

To była Hisana i on nie zamierzał jej nikomu oddać, nie teraz, gdy ponownie ją zobaczył.

Powoli podszedł do niej, sam nie wiedząc jeszcze, co chce zrobić. Minęło już tyle lat... Tak wiele, ale on nie zapomniał. O pewnych rzeczach się nie zapomina.  Objął ją mocno, trochę jeszcze nie wierząc, że to kruche ciało nie ma zamiaru się rozwiać w pył na jego oczach.

- Wróciłam, Byakuya-sama - wyszeptała wtulona w niego dziewczyna.

Jakieś dziwne uczucie, o którym zdawało się już dawno zapomniał, sprawiło, że był w stanie tylko odpowiedzieć:

- Witaj w domu, Hisana. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro