Rozdział 9. Sen o przeszłości
W czasie kiedy Caleb rozmawiał z rodzicami, Cornelian zdążył pomóc Marianne z karmieniem Fogo. Zdążył również zostać oparzony przez gorący oddech smoka.
— O rany, Cornelian — Caleb wyglądał na zmartwionego. — Może potrzebujesz pomocy...
— Nie — uciął krótko szatyn, po czym wyjął różdżkę i machnął nią, cicho mamrocząc formułę zaklęcia przywołującego i apteczka do niego przyleciała.
Caleb nie naciskał - skoro Cornelian wolał radzić sobie sam, to blondyn się o to nie wykłócał. Zresztą już się przyzwyczaił, że Cornelian jest raczej samowystarczalny i prędzej pocałowałby Florine, niż pozwoliłby sobie pomóc, kiedy doskonale sam sobie radził.
Szatyn w milczeniu odszukał w apteczce maść od oparzeń oraz bandaż, po czym zaczął spokojnie opatrywać swoje oparzenie.
— Może chociaż zrobię ci herbatę? — zaproponował nieśmiało Caleb, na co Cornelian lekko przewrócił oczami.
— A się uczepiłeś — westchnął, nie przerywając nakładania maści. — No dobrze, skoro tak bardzo ci na tym zależy...
Caleb skinął głową, po czym nastawił wodę na herbatę. Znalazł również jeszcze niedokończoną czekoladę, którą poczęstował wspólokatora.
— Nie mam pojęcia, skąd bierzesz tyle czekolady — pokręcił głową, bandażując ranę.
— Tata zawsze mówi, że czekolada pomaga na wszystko — Caleb wzruszył ramionami.
— Moja babcia raczej powiedziałaby, że czekolada niszczy zęby.
— Każde lekarstwo ma swoje skutki uboczne.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą w końcu przerwała gotująca się woda.
— Dzięki — powiedział cicho Cornelian, kiedy Caleb postawił przed nim kubek z herbatą.
Caleb uśmiechnął się do kolegi.
— To żaden problem — odparł, po czym podszedł do kominka, by rozpalić ogień, który już zaczynał przygasać. Nie rozpalali zbyt dużego ognia, by nie ugotować się w domku.
Cornelian zajął się czytaniem kryminału, którego zdążył przeczytać już ponad połowę, natomiast Caleb po wypiciu herbaty wybrał się na spacer. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem, a jak na razie mało kto ze stażystów kręcił się po rezerwacie. To dawało mu możliwość zebrania myśli.
Spędził już prawie miesiąc w rezerwacie smoków. Bez wątpienia było to dla niego wspaniałe doświadczenie, jednak czasami martwił się o swoją rodzinę. Jedynie zaufani ludzie wiedzieli, gdzie mieszkali Lupinowie, co dawało trochę bezpieczeństwa dla Cariny, ale Remus i Delilah i tak rozważali zabranie córki gdzieś za granicę, by zapewnić jej jeszcze więcej bezpieczeństwa. Caleb próbował przekonać samego siebie, że wszystko będzie dobrze, jednak nie był pewien, czy w obliczu wojny to coś da.
Spacerował tak samotnie jeszcze przez jakiś czas, kiedy z zamyślenia wyrwał go Charlie, który położył dłoń na ramieniu Caleba.
— W porządku, Caleb? — zainteresował się, na co blondyn pokiwał głową. — Cieszę się, że tak dobrze czujesz się w naszym rezerwacie.
— A ja cieszę się, że mogę tu być — zapewnił go Caleb. Charlie nie wątpił w jego prawdomówność, jednak było coś, co podejrzewał.
— Pewnie boisz się o swoją rodzinę, co? — zapytał go łagodnie.
Caleb utkwił wzrok w ptaku, który przysiadł na gałęzi drzewa. Koniec końców postanowił wygadać się Charliemu. Jak by nie patrzeć, w całym rezerwacie Charlie był jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać o sytuacji w Anglii. Pozostali smokologowie też coś niecoś o tym wiedzieli, ale to Charlie wprowadził go w świat smoków.
— Tak — odparł po chwili milczenia. — Jeśli mam być szczery, to nawet bardzo.
Charlie położył mu dłoń na ramieniu.
— Na pewno wszystko będzie z nimi w porządku, Caleb — pocieszył go. — Z tego, co mi wiadomo, przez chwilę będą na weselu Billa i Fleur, a myślę, że nie wydarzy się nic, czego raczej nie chcielibyśmy doświadczyć...
— Pewnie masz rację — Caleb kiwnął głową. W pewnym momencie do jego głowy wpadł pewien pomysł. — Myślisz, że mógłbyś przekazać coś mojej siostrze?
— Nie ma problemu, Caleb — zapewnił go Charlie. — Tak z ciekawości, co to takiego?
— Carina uwielbia zasuszać rośliny — odparł Caleb. — Prowadzi zielniki, opisuje te wszystkie rośliny... Mógłbym nazbierać trochę tutejszych roślin i wsadzić pomiędzy kartki.
— Zaczątek kolejnego zielnika — zaśmiał się smokolog. — Jasne, przekażę Carinie ten zielnik, tylko najpierw nazbieraj trochę roślinek.
— Bez roślinek nie ma zielnika — zaśmiał się Caleb, na co Charlie mu zawtórował.
W czasie gdy Caleb zbierał rośliny dla siostry, Cornelian zdążył dokończyć kryminał pożyczony od Caleba, a ponieważ niewiele spał poprzedniej nocy, również zasnąć.
Sen, który mu się przyśnił, dotyczył głównie Matthewa, który już od początków nauki w Ilvermorny był dobrym przyjacielem Corneliana - był również głównym powodem, dla którego szatyn wybrał właśnie Gromoptaka, a nie Wampusa.
W prawdziwej, niewyśnionej historii Cornelian powiedział Matthewowi o swoich uczuciach do niego pewnego popołudnia, które wtedy wydawało mu się piękne, a teraz chciałby o nim zapomnieć. Nie było mu ciężko tego z siebie wykrztusić - przeciwnie, z jego ust wydobywał się coraz większy potok słów. Kiedyś Cornelian mówił znacznie więcej, dopiero po tym incydencie stał się powściągliwy w słowach.
Początkowo po usłyszeniu tego Matthew patrzył na Corneliana tak, że chłopak nieco się przeraził - mina jego przyjaciela była tak nieodgadniona, że nie wiedział, czego właściwie się spodziewać. Po chwili Matthew wziął szatyna za ramiona, a jego przeszedł dreszcz. Tyle że po wyrazie twarzy Matthewa wnioskował, że nie usłyszy tego, co chciałby usłyszeć.
Nawet jeśli nie mógłby dzielić z nim tego uczucia, nie chciał tracić przyjaciela.
— Przykro mi, Cornelian, ale... Nie jestem w stanie powiedzieć ci tego samego — powiedział, co zadziało boleśnie na Corneliana. Szatyn starał się jednak nie pokazywać tego po sobie.
— Eee... — w tym momencie po prostu zabrakło mu słów, które mógłby powiedzieć. I to chyba pierwszy raz w życiu. — Rozumiem, Matthew...
— Chciałbym, abyś był szczęśliwy — dodał jego przyjaciel — ale ze mną tylko żyłbyś w błędzie. Myślę, że żaden z nas by tego nie chciał.
Tu Cornelian musiał się zgodzić - nie chciał żyć w iluzji szczęśliwego związku, a potem dowiedzieć się, że jego partner tak naprawdę go nie kocha, tylko nie chciał go zranić. To byłoby jeszcze bardziej bolesne.
Matthew i Cornelian pozostali przyjaciółmi, jednak w trakcie ostatniego roku w Ilvermorny szatyn odniósł wrażenie, że jego przyjaciel się od niego oddala. Nie pozwalał jednak tej myśli dojść do głosu.
Najbardziej bolesna sytuacja przyszła wraz z końcem roku - jakiś miesiąc przed ukończeniem szkoły wszyscy znajomi jego i Matthewa, z którymi dotychczas miał dobry kontakt, zaczęli się od niego odwracać. Od Florine Cornelian dowiedział się, że Matthew naopowiadał im niezbyt miłych rzeczy o nim. Florine jednak uważała, że Cornelian na pewno nie traktuje dziewcząt źle. To uświadomiło Cornelianowi, że rzeczywiście on i Matthew się od siebie oddalali.
Nie był w stanie stanąć z nim twarzą w twarz, więc zostawił mu list. List, który obrócił w proch lata przyjaźni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro