Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9. Sen o przeszłości

W czasie kiedy Caleb rozmawiał z rodzicami, Cornelian zdążył pomóc Marianne z karmieniem Fogo. Zdążył również zostać oparzony przez gorący oddech smoka.

— O rany, Cornelian — Caleb wyglądał na zmartwionego. — Może potrzebujesz pomocy...

— Nie — uciął krótko szatyn, po czym wyjął różdżkę i machnął nią, cicho mamrocząc formułę zaklęcia przywołującego i apteczka do niego przyleciała.

Caleb nie naciskał - skoro Cornelian wolał radzić sobie sam, to blondyn się o to nie wykłócał. Zresztą już się przyzwyczaił, że Cornelian jest raczej samowystarczalny i prędzej pocałowałby Florine, niż pozwoliłby sobie pomóc, kiedy doskonale sam sobie radził.

Szatyn w milczeniu odszukał w apteczce maść od oparzeń oraz bandaż, po czym zaczął spokojnie opatrywać swoje oparzenie.

— Może chociaż zrobię ci herbatę? — zaproponował nieśmiało Caleb, na co Cornelian lekko przewrócił oczami.

— A się uczepiłeś — westchnął, nie przerywając nakładania maści. — No dobrze, skoro tak bardzo ci na tym zależy...

Caleb skinął głową, po czym nastawił wodę na herbatę. Znalazł również jeszcze niedokończoną czekoladę, którą poczęstował wspólokatora.

— Nie mam pojęcia, skąd bierzesz tyle czekolady — pokręcił głową, bandażując ranę.

— Tata zawsze mówi, że czekolada pomaga na wszystko — Caleb wzruszył ramionami.

— Moja babcia raczej powiedziałaby, że czekolada niszczy zęby.

— Każde lekarstwo ma swoje skutki uboczne.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą w końcu przerwała gotująca się woda.

— Dzięki — powiedział cicho Cornelian, kiedy Caleb postawił przed nim kubek z herbatą.

Caleb uśmiechnął się do kolegi.

— To żaden problem — odparł, po czym podszedł do kominka, by rozpalić ogień, który już zaczynał przygasać. Nie rozpalali zbyt dużego ognia, by nie ugotować się w domku.

Cornelian zajął się czytaniem kryminału, którego zdążył przeczytać już ponad połowę, natomiast Caleb po wypiciu herbaty wybrał się na spacer. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem, a jak na razie mało kto ze stażystów kręcił się po rezerwacie. To dawało mu możliwość zebrania myśli.

Spędził już prawie miesiąc w rezerwacie smoków. Bez wątpienia było to dla niego wspaniałe doświadczenie, jednak czasami martwił się o swoją rodzinę. Jedynie zaufani ludzie wiedzieli, gdzie mieszkali Lupinowie, co dawało trochę bezpieczeństwa dla Cariny, ale Remus i Delilah i tak rozważali zabranie córki gdzieś za granicę, by zapewnić jej jeszcze więcej bezpieczeństwa. Caleb próbował przekonać samego siebie, że wszystko będzie dobrze, jednak nie był pewien, czy w obliczu wojny to coś da.

Spacerował tak samotnie jeszcze przez jakiś czas, kiedy z zamyślenia wyrwał go Charlie, który położył dłoń na ramieniu Caleba.

— W porządku, Caleb? — zainteresował się, na co blondyn pokiwał głową. — Cieszę się, że tak dobrze czujesz się w naszym rezerwacie.

— A ja cieszę się, że mogę tu być — zapewnił go Caleb. Charlie nie wątpił w jego prawdomówność, jednak było coś, co podejrzewał.

— Pewnie boisz się o swoją rodzinę, co? — zapytał go łagodnie.

Caleb utkwił wzrok w ptaku, który przysiadł na gałęzi drzewa. Koniec końców postanowił wygadać się Charliemu. Jak by nie patrzeć, w całym rezerwacie Charlie był jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać o sytuacji w Anglii. Pozostali smokologowie też coś niecoś o tym wiedzieli, ale to Charlie wprowadził go w świat smoków.

— Tak — odparł po chwili milczenia. — Jeśli mam być szczery, to nawet bardzo.

Charlie położył mu dłoń na ramieniu.

— Na pewno wszystko będzie z nimi w porządku, Caleb — pocieszył go. — Z tego, co mi wiadomo, przez chwilę będą na weselu Billa i Fleur, a myślę, że nie wydarzy się nic, czego raczej nie chcielibyśmy doświadczyć...

— Pewnie masz rację — Caleb kiwnął głową. W pewnym momencie do jego głowy wpadł pewien pomysł. — Myślisz, że mógłbyś przekazać coś mojej siostrze?

— Nie ma problemu, Caleb — zapewnił go Charlie. — Tak z ciekawości, co to takiego?

— Carina uwielbia zasuszać rośliny — odparł Caleb. — Prowadzi zielniki, opisuje te wszystkie rośliny... Mógłbym nazbierać trochę tutejszych roślin i wsadzić pomiędzy kartki.

— Zaczątek kolejnego zielnika — zaśmiał się smokolog. — Jasne, przekażę Carinie ten zielnik, tylko najpierw nazbieraj trochę roślinek.

— Bez roślinek nie ma zielnika — zaśmiał się Caleb, na co Charlie mu zawtórował.

W czasie gdy Caleb zbierał rośliny dla siostry, Cornelian zdążył dokończyć kryminał pożyczony od Caleba, a ponieważ niewiele spał poprzedniej nocy, również zasnąć.

Sen, który mu się przyśnił, dotyczył głównie Matthewa, który już od początków nauki w Ilvermorny był dobrym przyjacielem Corneliana - był również głównym powodem, dla którego szatyn wybrał właśnie Gromoptaka, a nie Wampusa.

W prawdziwej, niewyśnionej historii Cornelian powiedział Matthewowi o swoich uczuciach do niego pewnego popołudnia, które wtedy wydawało mu się piękne, a teraz chciałby o nim zapomnieć. Nie było mu ciężko tego z siebie wykrztusić - przeciwnie, z jego ust wydobywał się coraz większy potok słów. Kiedyś Cornelian mówił znacznie więcej, dopiero po tym incydencie stał się powściągliwy w słowach.

Początkowo po usłyszeniu tego Matthew patrzył na Corneliana tak, że chłopak nieco się przeraził - mina jego przyjaciela była tak nieodgadniona, że nie wiedział, czego właściwie się spodziewać. Po chwili Matthew wziął szatyna za ramiona, a jego przeszedł dreszcz. Tyle że po wyrazie twarzy Matthewa wnioskował, że nie usłyszy tego, co chciałby usłyszeć.

Nawet jeśli nie mógłby dzielić z nim tego uczucia, nie chciał tracić przyjaciela.

— Przykro mi, Cornelian, ale... Nie jestem w stanie powiedzieć ci tego samego — powiedział, co zadziało boleśnie na Corneliana. Szatyn starał się jednak nie pokazywać tego po sobie.

— Eee... — w tym momencie po prostu zabrakło mu słów, które mógłby powiedzieć. I to chyba pierwszy raz w życiu. — Rozumiem, Matthew...

— Chciałbym, abyś był szczęśliwy — dodał jego przyjaciel — ale ze mną tylko żyłbyś w błędzie. Myślę, że żaden z nas by tego nie chciał.

Tu Cornelian musiał się zgodzić - nie chciał żyć w iluzji szczęśliwego związku, a potem dowiedzieć się, że jego partner tak naprawdę go nie kocha, tylko nie chciał go zranić. To byłoby jeszcze bardziej bolesne.

Matthew i Cornelian pozostali przyjaciółmi, jednak w trakcie ostatniego roku w Ilvermorny szatyn odniósł wrażenie, że jego przyjaciel się od niego oddala. Nie pozwalał jednak tej myśli dojść do głosu.

Najbardziej bolesna sytuacja przyszła wraz z końcem roku - jakiś miesiąc przed ukończeniem szkoły wszyscy znajomi jego i Matthewa, z którymi dotychczas miał dobry kontakt, zaczęli się od niego odwracać. Od Florine Cornelian dowiedział się, że Matthew naopowiadał im niezbyt miłych rzeczy o nim. Florine jednak uważała, że Cornelian na pewno nie traktuje dziewcząt źle. To uświadomiło Cornelianowi, że rzeczywiście on i Matthew się od siebie oddalali.

Nie był w stanie stanąć z nim twarzą w twarz, więc zostawił mu list. List, który obrócił w proch lata przyjaźni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro