Rozdział 5. Ziele we włosach
Wiedząc, że Florine ma tendencję do dosyć entuzjastycznego wypowiadania się, Caleb zaproponował jej spacer na łąkę za rezerwatem. Dzięki temu istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że dziewczyna wystraszy jakieś zwierzę swoim donośnym głosem. Sama Florine przyznała mu rację.
— Chciałabym cię jak najlepiej poznać — powiedziała, kiedy przysiedli na trawie.
Caleb również nie miał nic przeciwko dowiedzeniu się czegoś więcej o Florine. Była niezwykle miłą koleżanką, dlatego chętnie wychodził z nią na spacer. Cornelian preferował siedzenie w domku z herbatą, swoim czasopismem o motocyklach, sporadycznie książkami o smokach, ale zawsze z marzeniami o posiadaniu własnego pojazdu, o których tyle czytał. Blondyn miał nadzieję, że kiedyś jego kolega zechce nieco zmienić swoje rutynowe zajęcia i pospacerować z nim po lesie, bo Cornelian na pewno nie wystraszyłby entuzjazmem zwierząt w lesie, ponieważ w jego głosie rzadko brzmiał entuzjazm.
— Jesteś jedynakiem? — chciała wiedzieć, jednocześnie zaczynając zaplatać wianek z żółtych kwiatków.
Caleb pokręcił głową.
— Mam młodszą siostrę. Ma na imię Carina — odparł, patrząc, jak Florine zręcznymi ruchami palców zaplata łodyżki kwiatów. — A... Ty masz rodzeństwo?
— Nie — odrzekła i na chwilę jej entuzjazm przygasł. Nie trwało to jednak długo — ale mam wielu przyjaciół.
— Czasami przyjaciele mogą być dla nas jak rodzeństwo — zauważył Caleb i uśmiechnął się. — Mam taką przyjaciółkę.
Na wspomnienie przyjaciółki kącik ust Florine lekko wygiął się w dół, jednak uszło to uwadze Caleba, bo równie szybko na jej twarzy pojawił się uśmiech.
— Czyli się rozumiemy — powiedziała i dobrała kilka białych kwiatków do wianka.
Rozmawiali nie tylko o przyjaciołach, ale i o miejscach, skąd pochodzili. Caleb dowiedział się, że Florine przyjechała z San Francisco, a on opowiedział jej o swojej okolicy. Skupił się głównie na wyglądzie tej wsi, bo Florine nigdy nie słyszała o takim miejscu jak Haunton. Mimo to uważała, że okoliczne lasy i jezioro brzmią wspaniale. Co prawda nie miała pojęcia, że mieszkanie w pobliżu lasu miało też swoje ukryte korzyści - dzięki temu tata Caleba miał gdzie przechodzić swoje comiesięczne przemiany, spowodowane byciem wilkołakiem. O tym jednak Caleb ani myślał wspomnieć.
— Poczekaj chwilę — zachichotała Florine, po czym ułożyła mu na głowie świeżo upleciony wianek z polnych kwiatów. Z jej ust ponownie wydobył się chichot. — Żółty do ciebie pasuje.
— Nie bez powodu jestem Puchonem — zaśmiał się Caleb. — Myślę, że tobie też przydałby się jakiś wianek albo coś w tym stylu...
— Umiesz pleść wianki? — zapytała lekko zdumiona Florine.
— Wianków nie, ale jak byliśmy młodsi to Kathleen często mówiła, że plotę bzdury — odparł, rozbawiając tym koleżankę, która bała się spytać, czy wspomniana Kathleen jest jego dziewczyną.
Blondyn urwał kilka kwiatków wraz z łodyżkami, po czym poprosił Florine, by obróciła się do niego tyłem. Zaskoczona dziewczyna spełniła prośbę, a po chwili wiedziała już, do czego dążył Caleb - zamiast pleść wianek, zrobił jej kilka warkoczyków, przez które następnie przewlekał łodyżki kwiatów na tyle, na ile pozwoliła mu długość łodyg.
Florine była naprawdę zaskoczona jego umiejętnościami. Przeczesała palcami pozostawione luźno kasztanowe włosy i westchnęła z uznaniem.
— Łał. Jeszcze nigdy nie widziałam, by chłopak potrafił zapleść warkocz.
— Cóż, mam siostrę, więc jakoś tak wyszło, że się tego nauczyłem — zaśmiał się Caleb, po czym wyjął z kieszeni lusterko dwukierunkowe, które aktualnie działało jak zwykłe lusterko. Podał je Florine. — Jeśli chcesz, to możesz zobaczyć efekt końcowy.
Rudowłosa wzięła lusterko i przez chwilę rzeczywiście widziała swoje odbicie, jednak po chwili zamiast jej oliwkowej twarzy pojawiła się twarz o wiele bledsza, otoczona czarnymi lokami. Dziewczyna patrząca na nią z lusterka zmrużyła swoje bursztynowe oczy, a zaniepokojona Florine oddała lusterko Calebowi, który już wiedział, że to jego przyjaciółka chce się z nim skontaktować.
Caleb nie zdążył przywitać się ze swoją przyjaciółką, bo ta parsknęła śmiechem.
— Caleb, ten wianuszek tak bardzo ci pasuje — chichotała, na co chłopak przewrócił oczami.
— Ciebie też miło widzieć, Kath — zaśmiał się. — A ten piękny wianek to dzieło Florine, którą przed chwilą poznałaś.
— Hej, Florine — Kathleen przywitała się z rudowłosą. — Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłam, czy coś.
— Nie szkodzi — odpowiedziała nieśmiało Florine. — Po prostu... Nie spodziewałam się ciebie...
— Na tym polegają niespodzianki — odrzekła Kathleen, wzruszając ramionami. — No to opowiadajcie, smokolodzy, jak się miewają te smoczki, którymi się opiekujecie.
Przez następną dłuższą chwilę Caleb opowiadał brunetce o rezerwacie, natomiast Florine milczała, uznawszy, że nie będzie się wtrącać w rozmowę kolegi. Kathleen natomiast poinformowała go o sytuacji w Anglii. Aktualnie był lipiec, a więc Caleb przeniósł się do Rumunii zanim sytuacja się pogorszyła. Chłopak wolał sobie nie wyobrażać, jakie piekło będą miały w Hogwarcie osoby mugolskiego pochodzenia.
— Trzymaj się tam, Caleb — powiedziała mu Kathleen na pożegnanie. — Niedługo znów się odezwę.
— Jasne, Kath — odpowiedział, posyłając jej szeroki uśmiech. Wtedy blada twarz jego przyjaciółki zniknęła z lusterka.
Florine przez chwilę milczała, zastanawiając się, co może powiedzieć.
— Coś się stało? — ciszę przerwał Caleb.
— Nie, nic takiego — odparła rudowłosa. — Tylko tak sobie myślę, że to dobrze, że twoja dziewczyna tak się o ciebie troszczy.
Caleb parsknął, a Florine spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— No co?
— Nic, tylko... Naprawdę uważasz, że coś jest pomiędzy mną a Kathleen? — zapytał, powstrzymując się od śmiechu.
Florine wyglądała teraz na zbitą z tropu.
— Tak mi się wydawało...
— Kathleen jest dla mnie jak siostra. Raczej nie mógłbym pomyśleć o niej jak o mojej dziewczynie. Zresztą ona myśli tak samo.
Dziwny błysk w oku Florine kompletnie umknął uwadze Caleba.
Zanim Caleb wrócił do domku numer siedem, pozbył się wianka od Florine, bo raczej nie chciałby wparadować tak do pokoju i być skazanym na rozbawione spojrzenia Corneliana, które były jeszcze gorsze niż jego głośny śmiech. Przeoczył tylko jeden kwiatek, który złośliwie uczepił się jego włosów oraz który jak na złość zauważył Cornelian.
Ledwie Puchon zdążył usiąść przy stole z książką o smokach, Cornelian zlustrował go wzrokiem i zatrzymał się na wystającym mu z włosów kwiatku.
— Masz jakieś ziele we włosach — powiedział, przerywając ciszę.
Dłoń Caleba powędrowała do włosów.
— Z lewej strony — dorzucił szatyn, by ułatwić współlokatorowi odnalezienie ziela.
W końcu blondyn odnalazł żółty kwiatek i odłożył go na stół.
— Dzięki.
— Czyżbyś zabrał Striker na randkę do kwiaciarni? — zapytał niewinnie, utkwiając wzrok w swojej gazecie.
Caleb posłał mu zdegustowane spojrzenie.
— Dlaczego za każdym razem zakładasz, że idziemy na randkę?
— Już ci tłumaczyłem, że Striker robi do ciebie maślane oczy. To kwestia czasu, zanim...
— To niemożliwe — uciął Caleb. Szatyn spojrzał na niego z ukrywanym zdziwieniem, ale nic nie powiedział i wrócił do swoich motocykli.
14 lipca 1997r.
Cornelian bardzo myli się w kwestii moich randek z Florine. Jeśli o mnie chodzi, nie jest to zbyt możliwe. Nie wiem, czy chcę go wyprawadzać z tego błędu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro