Rozdział 32. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz
— O, hej, Florine. — Caleb wysilił się na blady uśmiech, który posłał koleżance. — Co tu robię... Przyszedłem do Nefryta, zawsze to lepsze niż siedzenie w samotności...
— W samotności? — zdziwiła się dziewczyna. Popatrzyła na Caleba badawczo. — Płakałeś — bardziej stwierdziła niż zapytała.
— Co? Niee...
— Przestań, Caleb — przerwała mu stanowczo Florine. — Wiem, jak wygląda człowiek, który dopiero co płakał.
Caleba nieco zatkało. Wcześniej, kiedy jeszcze miał bliższy kontakt z Florine, nie poznał jej od tej strony. Wtedy wydawała się być wiecznie wesołą dziewczyną, raczej rzadko muszącą stawiać na swoim. Teraz jednak widział spojrzenie, jakim Florine na niego patrzyła - tak, jakby przekazywała mu, że nie znosi sprzeciwu, bo za nic nie uwierzy, że wszystko jest w porządku.
— Eeee... — zdołał tylko wymamrotać Caleb.
— Nawet to, że jesteś chłopakiem, nie przeszkadza ci w wyrażaniu emocji — dodała, wchodząc do zagrody Nefryta. Smok zaryczał, witając również i ją, na co ona posłała mu ciepły uśmiech. — Cześć, młody — powiedziała, wyciągając dłoń, by pogłaskać smoka po gładkiej łusce. Zaraz potem przeniosła uwagę z powrotem na Caleba. — Co się właściwie stało? To znaczy, jeśli chcesz o tym rozmawiać...
Caleb przygryzł wargę. Z jednej strony chciał komuś o tym opowiedzieć, z drugiej jednak nie chciał od razu nastawiać Florine przeciwko Cornelianowi. Mimo tej przykrości, którą szatyn go poczętował, Caleb nie potrafił tak postąpić. Kłóciło się to z jego zasadami... Tym bardziej, że gdzieś tam w głębi duszy ciągle zależało mu na Cornelianie.
— Mogę ci tylko powiedzieć, że... Że w tym momencie jest mi przykro, bo myślałem, że ta relacja, którą z kimś miałem, jest ważna nie tylko dla mnie. A okazało się, że ktoś nie cenił jej za złamanego knuta.
Florine popatrzyła na niego ze zmartwieniem.
— Czy to ma coś wspólnego z Cornelianem?
Caleb nie chciał mówić Florine złych rzeczy o Cornelianie. Zdawał sobie jednak sprawę, że prędzej czy później wszystko się wyda. Przecież on i Cornelian byli widywani przeważnie we dwóch, więc każdy wiedział, że połączyła ich jakaś więź, która niestety się przerwała.
— Ech... Tak. To ma coś wspólnego z Cornelianem. I to całkiem spore coś...
Florine przysiadła obok Caleba. Przez chwilę nie mówiła nic, tak jak on wpatrując się w Nefryta, który spacerował po swojej zagrodzie. Wreszcie, kiedy uznała, że cisza przeciąga się zanadto, oznajmiła:
— To sprawa pomiędzy nim a tobą. Nie powinnam się w nią wtrącać, jednak... Nie powinieneś go od razu wykluczać ze swojego życia. Czuję, że... Że jeszcze wszystko się między wami ułoży.
Caleb również chciał w to wierzyć. Chciał wierzyć, że to wszystko było tylko cholernie złym snem, z którego zaraz się przebudzi, po czym aż złapie się za głowę, nie dowierzając, że coś takiego naprawdę mogłoby się wydarzyć. Tyle że to wcale nie był sen. Cornelian istotnie był zdolny do wyrzucenia Caleba ze swojego życia. To była jego decyzja, ale... Nie zmieniało to faktu, że było to dla blondyna bardzo bolesne. Dosyć szybko przywiązywał się do ludzi i każda taka strata była dlań bolesna.
— Chciałbym być tego samego zdania, co ty, Florine — odpowiedział. Skulił się tak, że mógł objąć ramionami swoje nogi. — Chciałbym, ale... Nie mogę. Skoro Cornelian nie widzi znajomości ze mną w swojej przyszłości, to... To jak ja miałbym go w niej widzieć?
Ledwo wypowiedział ostatnie zdanie, a po jego policzku popłynęła łza. Florine miała wrażenie, jakby serce złamało jej się na pół. Dawno pogodziła się z faktem, że Caleb nie odwzajemni jej uczuć, jednak widok jego łez był dla niej okropnym doświadczeniem. Caleba uważała za osobę o wielkim sercu, które w tym momencie cierpiało katusze po stracie Corneliana.
Dziewczyna położyła dłoń na ramieniu blondyna. Ten jakby tego nie zauważył - wzrok wciąż miał utkwiony w Nefrycie.
— Caleb... Jestem pewna, że wszystko jeszcze się jakoś ułoży — oznajmiła Florine. — Wszystko się wyjaśni...
— Byłoby wspaniale, gdyby Cornelian zechciał mi to wyjaśnić — odparł Caleb z goryczą w głosie. — Ale ja na razie nie chcę słuchać jego wyjaśnień. Może pewnego dnia... Ale nie dzisiaj. Ten dzień jeszcze nie nadszedł i szczerze powiedziawszy nie wiem, czy nadejdzie szybko.
• • •
Cornelian nie wiedział, jak teraz miała wyglądać jego relacja z Calebem. Przeczuwał, że będą odnosić się do siebie z chłodem - w końcu właśnie na to sobie zasłużył. Potraktował Caleba tak okropnie, że aż byłby zaskoczony, gdyby blondyn nie był tym ani trochę dotknięty.
A łatwo było zauważyć, że był - Cornelian nie zobaczył go aż do kolacji, kiedy zobaczył go na stołówce w rezerwacie. Widział go jednak z oddali - Caleb wcześniej zajmował miejsce obok Corneliana, teraz nawet nie pojawił się w tamtym miejscu, usiadłszy przy Florine. Szatyn czuł w tamtym momencie lekkie ukłucie żalu w sercu, jednak powtarzał sobie, że w końcu właśnie tego chciał - nie przywiązywać się do ludzi. Nie potrzebował ryzyka, że po raz kolejny zostanie porzucony i skrzywdzony. Nie rozumiał jednak, że czasami warto było zaryzykować.
— Dosiądę się do ciebie, Cornelian — powiedziała Marianne, stawiając na stole talerz ze swoją kolacją. Przysiadła obok niego. — Caleb wciąż jest u Nefryta?
Cornelian oderwał wzrok od Caleba, który aktualnie siedział obok Florine. Na jego nieszczęście Marianne zauważyła, gdzie wcześniej patrzył Cornelian. Lekko zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego Caleb nie siedzi przy Cornelianie, tak, jak to było odkąd blondyn przybył do rezerwatu.
— Ach, nie jest — wymamrotała Marianne. Po cichu liczyła, że dowie się od Corneliana czegoś więcej - z jego zachowania wywnioskowała, że coś musiało zajść pomiędzy nim a Calebem. Problem polegał tylko na tym, że szatyn nie należał do szczególnie wylewnych osób i wszystkie swoje uczucia chował w sobie, rzadko dzieląc się nimi z ludźmi. Marianne z własnego doświadczenia wiedziała, że nie jest to dobre wyjście. Tyle że wiedziała też, że ciężko było otworzyć się na ludzi, kiedy doznało się od nich czegoś złego.
Cornelian lekko wzruszył ramionami, jakby chcąc dać Marianne do zrozumienia, że nie ma się ona czym martwić.
— Nie martw się. To... Nic ważnego — skłamał. To wszystko było tylko i wyłącznie jego winą. Nie chciał wciągać w to Marianne.
Niestety, życiową zasadą Corneliana było „Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz". Właśnie tym sugerował się, zostawiając Caleba z pustką w głowie i sercu, nie chcąc samemu po raz kolejny być narażonym na utratę osoby, do której zbyt się przywiązał. Już wolał być znienawidzonym przez niego niż musieć kiedyś czuć ten znany mu ból.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro