Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Prawie romantyczny spacer

Stażyści w rumuńskim rezerwacie smoków byli podzieleni na grupy. W sumie było ich dziewięciu, a grup było dwie. Co prawda byli podzieleni nie po równo, ale nikt nie zawracał sobie tym głowy.

Caleb jak na razie był nauczany podstaw smokologii przez Martina Graytwiga, by po przyswojeniu tego dołączyć do grupy Charliego, która zaczynała już podstawy opieki nad smokami.

— I jak po pierwszej lekcji? — zapytał go Cornelian, kiedy po południu blondyn wrócił do domku po skończonej lekcji. Jego wspólokator był już w pokoju dziennym, gdzie tradycyjnie siedział z nogami na stole i czytał swoje czasopismo o motocyklach.

Caleb poczuł się trochę jak dziecko pytane przez mamę, jak minął mu pierwszy dzień w szkole.

— Cóż... Chyba dobrze.

Chyba? — dopytywał Cornelian, unosząc brew. — Nie mów, że pogryzła cię książka o smokologii. Albo poparzyła.

— Nie... — odparł Puchon, zastanawiając się, czy Cornelian sobie z niego nie drwi. — Wiesz, najpierw muszę poznać podstawy, ale i tak chciałbym już zajmować się smokami...

— Najpierw musisz dowiedzieć się, jak obchodzić się ze smokiem. Jak na razie, bez smoka...

— Charlie mówił, że książki mnie wszystkiego nie nauczą, ale na praktykę jeszcze przyjdzie dla mnie pora...

— Więc słuchaj Charliego — uciął Cornelian i wrócił do lektury.

Słysząc pukanie w okno, obaj chłopcy spojrzeli w tamtą stronę. Stała tam Florine, która machała do Caleba, dając mu do zrozumienia, by wyszedł na zewnątrz.

Cornelian utkwił wzrok z powrotem w swojej gazecie.

— Chyba wpadłeś Striker w oko — rzucił, nie patrząc na niego.

— A ty chyba średnio ją lubisz — zauważył Caleb.

Szatyn na chwilę spojrzał na swojego współlokatora - zielone oczy spotkały się z brązowymi, by równie szybko zakończyć spotkanie.

— Ludzie mogą mnie lubić, ale to nie znaczy, że ja też ich lubię.

Po usłyszeniu tych słów Caleb wyszedł z domku, by udać się na rozmowę z Florine, która tak bardzo chciała porozmawiać.

— Jesteś, Caleb — powiedziała z uśmiechem. — Cieszę się, że chciałeś przyjść.

— Miło mi, że chciałaś, abym przyszedł — odpowiedział chłopak życzliwie.

Florine zaproponowała mu spacer po lesie, na co on przystał. Las zawsze kojarzył mu się z jego przyjaciółką, która mieszkała ze swoją matką właśnie przy lesie.

— Jaki jest Hogwart? — chciała wiedzieć. — Rzadko spotykam ludzi w moim wieku, którzy uczyli się w Hogwarcie.

— Eee... No cóż... — wymamrotał na wstępie Caleb. Florine cierpliwie czekała na rozwinięcie wypowiedzi, patrząc na niego dużymi oczami. — No... Mamy tam przeróżne atrakcje...

— O, ciekawe! — zawołała entuzjastycznie. — Opowiadaj!

Caleb był pewien, że gdyby była tu jego siostra, to od razu skarciłaby Florine za krzyczenie w lesie. On jednak przemilczał ten fakt i mówił ciszej, mając nadzieję, że dziewczyna uświadomi sobie, co robi źle.

— Na przykład... Eee... — blondyn sam nie wiedział, co powinien powiedzieć koleżance. W myślach uderzył siebie samego w głowę za wspomnienie o atrakcjach w Hogwarcie, bo teraz nie miał pojęcia, jak z tego wybrnąć. Na pewno wspomnienie o bazyliszku nie byłoby mądrym pomysłem... — Na czwartym roku mieliśmy Turniej Trójmagiczny...

— Och, słyszałam o tym! — zawołała, po czym zakryła dłonią usta, kiedy dotarło do niej, że mówi za głośno. — Przepraszam. Zapomniałam, że w lesie się nie krzyczy...

— Nie szkodzi — odparł Caleb, mając nadzieję, że żaden żyjący tu zwierzak nie wystraszył się entuzjazmem Florine. — A więc wieści szybko się rozchodzą?

— Oj, i to jak! — odparła dziewczyna. — Słyszałam, że podczas tego turnieju zginął uczeń z waszej szkoły...

No i masz.

— Cóż... Niestety...

— Och, przepraszam — Florine odgarnęła włosy z obu stron do tyłu, przytrzymując dłonie na głowie. — Za dużo mówię...

Choć nie miał nic przeciwko rozmowie z nią, to musiał przyznać, że powiedziała za dużo, bo śmierć Cedrika wstrząsnęła całą szkołą, a już zwłaszcza Puchonami.

— Nie, to ja zacząłem temat — odparł cicho Caleb. — Chociaż Cedrika to zostawmy w spokoju.

— Jasne — Florine pokiwała głową i przez kilka następnych minut szli w ciszy.

Cisza jednak była dziwnie krępująca, przerywana dźwiękami łamanych gałązek pod ich stopami. Blondyn postanowił ją zakończyć.

— Może... Opowiesz mi o swojej szkole? — zaproponował, mając wrażenie, że to będzie lepszy temat na rozmowę - nie wiedział nic o amerykańskiej szkole.

— No pewnie — rudowłosa uśmiechnęła się radośnie. — Nie wiem, czy wiesz, ale Ilvermorny było trochę wzorowane na Hogwarcie. Też mamy cztery domy, założone przez czterech różnych założycieli...

Po całym tym spacerze Caleb wiedział o Ilvermorny prawie wszystko. Dobrze rozmawiało mu się z Florine i cieszył go fakt, że tak szybko znalazł sobie znajomych w rezerwacie smoków. Zawsze lepiej czuł się w towarzystwie niż w samotności, w przeciwieństwie do Corneliana.

W czasie kiedy Caleb spacerował z Florine, Cornelian w ciszy czytał swoje czasopismo. Kilka razy przez głowę przeleciała mu myśl, czy jego nowy kolega nie odebrał źle tego, co usłyszał, zanim wyszedł. Czasami nie myślał, jak jego słowa odebraliby ludzie z jego otoczenia. Nie powiedział przecież bezpośrednio, że nie lubi Caleba. Nawet pośrednio tego nie powiedział, bo nawet mu to przez myśl nie przeszło.

Jakiś czas później cisza została przerwana przez Caleba, który - choć starał się nie robić wielkiego hałasu - wszedł do domku. W pokoju dziennym oczywiście natknął się na Hollyhocka. Nie żeby miał coś przeciwko jego towarzystwu, ale nie bardzo wiedział, co myśleć o jego dzisiejszej uwadze.

— I jak romantyczny spacerek ze Striker? — zapytał szatyn, odkładając swoją lekturę na stół.

— Dlaczego od razu romantyczny — żachnął się Puchon. — Przecież to tylko spacer...

— Już ci mówiłem, że wpadłeś jej w oko — odparł Cornelian, podnosząc się z miejsca.

— Mówisz to tak, jakby potrafił to zauważyć każdy oprócz mnie — zauważył blondyn.

— Nie każdy — odparł krótko Cornelian. Jego współokator patrzył na niego tak, jakby oczekiwał, że wyjaśni, co ma na myśli, więc nie pozostało mu nic innego, niż przybliżyć mu temat. — Cóż, po kilku latach w jednej szkole z nią łatwo poznać, kiedy robi do kogoś maślane oczy.

Na więcej informacji blondyn raczej nie miał co liczyć, bo Cornelian nie należał do gadatliwych osób. Zaproponował koledze herbatę, a w czasie, kiedy gotował wodę, Caleb poszedł do sypialni po swoją książkę o smokach, chcąc trochę się pouczyć.

Przy okazji znalazł notatnik, który dała mu jego siostra. Poupychane w nim roślinki już podsychały, tworząc zielnik. Carina uznała, że mógłby również użyć tego zeszytu jako swojego dziennika, by opisać swoje przeżycia w rezerwacie smoków. Kiedyś mógłby tam ponownie zajrzeć, co dawałoby mu powrót wspomnień, które, jak podejrzewał, będą miłe...

Może siostra nie podsunęła mu wcale takiego złego pomysłu.

Blondyn wygrzebał z szafki pióro i atrament, po czym na jednej z kartek zaczęły pojawiać się słowa, zapisane jego drobnym pismem.

2 lipca 1997r.

Mój współlokator uważa, że ludzie mogą go lubić, ale on nie musi lubić ich. Kto wie, czy lepiej nie czuje się w towarzystwie smoków. Wydaje się być dosyć tajemniczy...

Caleb przerwał na moment pisanie. To właśnie odróżniało Corneliana od reszty - nie zabiegał o towarzystwo ludzi, to bardziej ludzie lubili jego towarzystwo, od którego on delikatnie się odsuwał. Jako Puchon blondyn postanowił, że spróbuje sprawić, by jego kolega polubił towarzystwo nie tylko smoków, ale i jego.

Zaraz potem dopisał jeszcze jedno zdanie w zeszycie:

Ale jestem pewny, że Cornelian żartuje z tą Florine.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro