Rozdział 28. Bardzo pozytywny Nowy Rok
— Coś się tak zamyślił? — zapytał wesoło Spencer.
Caleb potrząsnął głową, przywołując się do porządku.
— Niee... Tak po prostu przypomniała mi się taka historia, o której opowiadałem Cornelianowi, ale nie jest zbyt ciekawa. Przy Ognistej wydawała się ciekawsza...
Spencer roześmiał się.
— Przy Ognistej wszystko wydaje się ciekawsze, coś o tym wiem. Masz ochotę na tosty?
— Nie, dzięki — odmówił Caleb. — W razie czego sam pobawię się w kucharza...
— Nie ma problemu. Kuchnia będzie do twojej dyspozycji.
Caleb uśmiechnął się nieco wymuszenie i z dwoma eliksirami udał się do pokoju Corneliana. Skrzywił się, wypiwszy pierwszy łyk eliksiru od Spencera. Nie należał do najsmaczniejszych, jednak to wcale nie zdziwiło Caleba. Eliksiry lecznicze przeważnie nie były dobre w smaku. Dopił eliksir do końca, a w jego głowie przewijały się kolejne myśli. Powiedział Cornelianowi o tym, że jest gejem, a teraz obawiał się, że ten wciąż to pamięta i, co najgorsze - uzna, że nie życzy sobie znajomości z Calebem. Może na trzeźwo Cornelian miał inne zdanie? Blondyn nie chciał utracić znajomości z Cornelianem. Nie wiedzieć czemu zależało mu na nim.
Nie wiedział jednak, że z jego pamięci umknęła gdzieś informacja o tym, że Cornelian podziela jego preferencje.
Zanim Caleb dotarł do pokoju Corneliana, buteleczka została już opróżniona z eliksiru. Pozostała druga porcja, którą blondyn miał przekazać Cornelianowi, który właśnie wybudził się ze snu.
— Cześć — powiedział do Corneliana. — Jak się czujesz?
— Jak można się czuć po nocy spędzonej na opijaniu nowego roku — odparł Cornelian z nieco gorzkim śmiechem. Potarł skronie, czując rozpierający ból głowy, zaś Caleb odetchnął z ulgą. Cornelian nie pluł w niego jadem na samym wstępie, więc pewnie zapomniał o całej sprawie. Albo po prostu jest tolerancyjny. Blondyn uznał, że woli się nie upewniać.
— Proszę. — Caleb wręczył szatynowi eliksir od Spencera. — Dostałem taki eliksir od Spencera. Ja już swój wypiłem, ten przyniosłem dla ciebie...
— Dzięki. — Cornelian wziął od niego butelkę z eliksirem. Na chwilę palce szatyna zetknęły się z tymi Caleba, przez co z niewiadomego powodu przeszedł ich dziwny dreszcz. Cornelian jednak nie skupiał się na tym długo - odkręcił buteleczkę, po czym jednym łykiem opróżnił naczynie, krzywiąc się niemiłosiernie. — Kac morderca... Ciebie też dopadł?
Caleb pokiwał głową.
— Tak, ale mam nadzieję, że ten eliksir zacznie szybko działać...
— Lada moment powinien zacząć — zapewnił go Cornelian. — Zawsze pomaga każdemu skacowanemu. Spencer mówi, że jest jedyną nadzieją na spokojny dzień po zakrapianym wieczorze...
Caleb roześmiał się. Miał nadzieję, że Cornelian rzeczywiście nie pamięta tego, o czym rozmawiali w nocy. Nie wiedział, że Cornelian wszystko doskonale pamiętał i pamiętał, jak opowiedział Calebowi o własnej orientacji. Jeszcze w nocy z jakiegoś powodu obydwaj czuli ożywienie z powodu tego, co odkryli.
Niesamowite, jak los postanowił skrzyżować ze sobą ich drogi.
• • •
Po pamiętnym Sylwestrze nadszedł czas na powrót do Rumunii, gdzie na chłopców czekał stęskniony za nimi Nefryt. Dzien przed powrotem do rezerwatu smoków Caleb skontaktował się z Kathleen, która niebawem miała powrócić do Hogwartu. Mimo że po pierwszym półroczu wszystko było u niej w porządku, to Caleb ciągle się o nią martwił. Niegdyś Hogwart jawił się wszystkim jako najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Kiedyś Caleb też tak uważał (dopóki nie zaatakował go bazyliszek), choć jako dziecko nie przeczuwał, że kiedykolwiek dane mu będzie uczyć się w miejscu, w którym jego adopcyjni rodzice poznawali tajniki magii. Mimo to w swoje jedenaste urodziny dowiedział się, że drzemała w nim iskra magii, co wyjaśniało, dlaczego wcześniej obserwował u siebie sygnały, które mówiły, że być może jest czarodziejem. Wtedy to ignorował. Dopiero kiedy otrzymał list z Hogwartu, dotarło do niego, że to nie był przypadek.
— Nie chcę tam wracać — wyznała mu Kathleen. Calebowi łamało się serce, kiedy słyszał ból w głosie swojej najlepszej przyjaciółki. — Z jednej strony nie jestem tam sama, ale... To, co się tam teraz dzieje, to istny koszmar. I... Nie chcę opuszczać mamy. Martwiłam się o nią przez całe półrocze...
Odkąd Caleb pamiętał Kathleen wychowywała się w niepełnej rodzinie. Najpierw jej tata został niesłusznie osadzony w Azkabanie, co zabrało jej go na długie dwanaście lat. Caleb pamiętał, jaka Kathleen była szczęśliwa po tym, jak spotkała się z niewidzianym długo ojcem, pomogła mu uciec... Oraz pamiętał jej rozpacz, kiedy Syriusz zniknął za Zasłoną Śmierci.
W tamtym czasie Caleb cholernie martwił się o Kathleen - spędzał z Kathleen całe dnie, bojąc się, że ta może zrobić sobie coś złego z rozpaczy. W końcu straciła ojca, na którego tak czekała. Odzyskała go na zaledwie dwa lata, Caleb obawiał się przez to, że Kathleen nie zdzierży psychicznie tego ciosu, który otrzymała od losu. Dlatego spędzał przy niej całe dnie, za co ona była mu wdzięczna - nie było za wiele osób, którym chciała pokazać się w tak złym stanie psychicznym. Caleb był drugą taką osobą zaraz po jej mamie - nawet ze swoimi kuzynami i chłopakiem Kathleen spotykała się rzadziej, chcąc nieco ochłonąć. Spędzała całe dnie w swoim pokoju, często leżąc przytulona do Caleba, który pilnował jej przez cały ten czas.
Przez trudne sytuacje w życiu Kathleen była zżyta z matką. To ona sprawiła, że jej dzieciństwo było na tyle szczęśliwe, na ile mogło być bez ojca. Teraz, w obliczu niebezpieczeństw, Kathleen bała się opuszczać Elise - nie chciała stracić i jej.
— Nie ukrywam, że i ja się o ciebie martwię, Kath — westchnął Caleb. — Może nie powinnaś tam wracać?
— Zaczną mnie jeszcze szukać — wymamrotała Kathleen. — A tego nie chcemy. Dlatego... Muszę to jakoś zdzierżyć. Zresztą... Ktoś musi dalej podtrzymywać tradycję buntu przeciwko Carrowom, no nie? — dodała, starając się brzmieć weselej.
Caleb roześmiał się cicho.
— Kto inny tego dokona, jak nie Kathleen Black?
Blondyn zobaczył, jak na usta Kathleen wpływa lekki uśmiech. Do tego właśnie dążył - aby jego przyjaciółka się uśmiechnęła.
— Razem z naszą brygadą do zadań specjalnych — oznajmiła, na co Caleb się uśmiechnął. Od Kathleen wiedział, że w Hogwarcie nie wszyscy chcieli współpracować z Carrowami (Kathleen na pewno należała do tej grupy buntowników). Dowiedział się też od niej, że jednym z „przywódców" tejże grupy był Neville Longbottom. Zaskakujące, jak diametralnie zmienił się chłopak, nad którym od początku nauki w Hogwarcie pastwił się Snape, a niektórzy uczniowie mieli go za ciamajdę. Teraz pokazywał, że nie bez powodu Tiara umieściła go w Gryffindorze.
— Trzymaj się, Kathleen — powiedział Caleb, przymierzając się do pożegnania.
— Ty również, Caleb — poprosiła Kathleen, po czym zapytała: — A pokażesz mi jutro Nefryta?
Puchon uśmiechnął się do swojej przyjaciółki.
— No pewnie, że pokażę, Kath.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro