Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16. Oduchowiony przyjaciel

Następnego dnia z ręką Caleba było dużo lepiej, niż ostatnio, więc chętnie oddał się pomocy smokologom przy smokach.

Tego dnia było niezwykle ciepło. Za ciepło. O ile w domku działał czarodziejski termostat, dzięki któremu nie gotowali się tam przy palącym się ogniu w kominku, to na zewnątrz było o to trudno, więc musiał radzić sobie inaczej.

— Gotowy? — zapytała Marianne Everglade, podchodząc do niego ze specjalną maścią, którą wcierali na obrażenia smoków.

— Sekundkę — poprosił Caleb trochę niewyraźnie, bo w zębach trzymał gumkę do włosów, którą zamierzał zebrać swoje trochę przydługie włosy, by mu nie przeszkadzały.

Koniec końców góre pasma ciemnoblond włosów Caleba zostały związane w niewielki kucyk z tyłu głowy, dzięki czemu nie było mu już tak gorąco, a dodatkowo nie przeszkadzały mu przy pracy.

— Pasuje ci ta fryzura — zauważyła Marianne z uśmiechem. — Twoi rodzice nigdy nie kazali ci ściąć włosów?

Caleb pokręcił głową.

— Uważają, że skoro mi tak odpowiada, to nie mają powodów, by się do tego czepiać.

— To mądre podejście — zauważyła Marianne, po czym dodała ze śmiechem: — Pytam z ciekawości, bo mama Charliego zawsze narzekała na to, że on i Bill nie chcieli ścinać włosów.

Caleb roześmiał się. Najwyraźniej teraz Charlie dał za wygraną, bo po ślubie swojego brata wrócił z o wiele krótszymi włosami, niż z jakimi pojechał.

Marianne i Caleb weszli do jednej z zagród, gdzie leżał niezbyt wielki smok z ranami na skórze, która wcześniej pokryta była piękną, ciemnozieloną łuską. Teraz łuska była nieco uszkodzona, bo ostatnio dwójka młodych smoków nieco się "posprzeczała". Jednym z tych smoków był właśnie leżący tutaj długoróg rumuński, drugim natomiast zajął się Charlie.

Marianne westchnęła z przejęciem.

— No i tak się właśnie kończą walki samców — stwierdziła, po czym przykucnęła obok smoka, którego pogładziła po łusce. — Zapamiętaj to sobie, Caleb. Nie warto się tak tłuc i robić sobie wrogów. Niektórzy faceci myślą, że w ten sposób zaimponują dziewczynie, a nie zawsze tak jest — dodała z rozbawieniem.

Caleb roześmiał się. Co jak co, ale o dziewczynę to raczej by się pobił. W dodatku nie lubił robić sobie zbędnych wrogów, dlatego z reguły nie odpowiadał nienawiścią na nienawiść. Czasami zdarzały się wyjątki, a już zwłaszcza jego przyjaciółka trzymała się zasady "oko za oko, ząb za ząb".

Leżący na ziemi smok wypuścił z nozdrzy smużkę dymu, zupełnie jakby doskonale rozumiał słowa Marianne i absolutnie wypraszał sobie to, co mówiła o imponowaniu dziewczynom. Czy też w tym przypadku - smoczycom.

— Teraz się tłumacz, tak, tak — roześmiała się Marianne, wsmarowując maść w jedną z kilku ran.

Blondyn też się roześmiał, smarując maścią inną ranę na ciele smoka.

— Jak to mawia kuzyn mojej przyjaciółki, "Tylko winny się tłumaczy" — zauważył. W pewnym momencie do głowy wpadło mu pytanie dotyczące smoka. — Tak właściwie, to kto nazwał go Rożek?

— Moja siostra — wyjaśniła Marianne ze śmiechem. — Jakoś na początku tego roku przyjechała tu, bo kiedyś obiecałam, że pokażę jej smoki, no to w końcu trzeba było dotrzymać obietnicy — mówiła, wciąż nakładając maść na ranę. — No a ten tutaj smok akurat był jeszcze malutki i nie miał imienia. Miał za to takie małe rogi, więc Dorotheia okrzyknęła go Rożkiem i tak już zostało.

— To urocze imię — zauważył Caleb ze śmiechem.

— Masz rację — przytaknęła Marianne. — A tak właściwie, wymyśliłeś już, jak nazwiecie z Cornelianem swoje smoczątko? Cornelian wspominał, że to na ciebie spadł zaszczyt wymyślenia imienia...

Caleb pokiwał głową.

— Poradziłem się mojej przyjaciółki. Wymyśliła imię Nefryt dla samca i Iskierka dla samicy. Znaczy, mówiła też o Malwie, ale to chyba nie najlepszy pomysł...

Marianne roześmiała się.

— Wyobrażam sobie, jak bardzo Cornelian cieszy się, że smoczyca została nazwana jego nazwiskiem.

— Dlatego wolę zostać przy Iskierce, a o Malwie nawet nie wspominać — zaśmiał się Caleb.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Kilka dni później blondyn rozmawiał z Kathleen przez lusterko dwukierunkowe. Wciąż był sierpień, więc brunetka jeszcze miała sporo czasu przed powrotem do Hogwartu. Caleb naprawdę obawiał się, jak miałaby wyglądać jej nauka w Hogwarcie teraz, w czasie wojny, kiedy szkoła została przejęta przez Śmierciożerców, ale Kathleen kazała mu się tym nie przejmować.

Nie żeby jej rozkaz w jakikolwiek sposób zmniejszył zmartwienia Caleba pomimo dobrych chęci jego przyjaciółki.

— Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło — powiedziała Kathleen. Mimo że starała się brzmieć tak, jakby zupełnie niczym się nie przejmowała, to Caleb i tak słyszał w jej głosie nutkę niepokoju. — W sumie będzie tam jeszcze kilku normalnych nauczycieli, więc tak na dobrą sprawę będę żyła.

— To budujące, Kath. — Caleb roześmiał się nerwowo.

Kathleen również się roześmiała, a w tym śmiechu Caleb dalej słyszał jakiś niepokój.

— Wiem, próbuję podbudować i ciebie, i siebie — odparła niby beztroskim głosem. — Tak szczerze, to chyba marnie mi idzie. Nie potrafię wyobrazić sobie Hogwartu bez ciebie...

— Mi też ciężko uwierzyć w to, że pierwszego września nie wsiądę do pociągu razem z tobą — westchnął Caleb. — Ale wiem, że to dla mojego dobra, więc cóż innego mi pozostało...

— Dokładnie, ucz się tam o smoczkach i w ogóle — potaknęła Kathleen. — I w ogóle nie przejmuj się tym, co będzie się działo w Hogwarcie, naprawdę. Kyle już mi zapowiedział, że nie pozbędę się tak łatwo jego towarzystwa...

Myśl, że Kathleen nie będzie sama, bo w Hogwarcie pozostanie jeszcze jej kuzyn, nieco pocieszała Caleba. Tyle że "nieco" nie było wcale określeniem czegoś naprawdę wielkiego.

— Tak jak mówisz, będę się uczył o smoczkach — zapewnił ją Caleb. — Wzdychając i tęskniąc za moją siostrzyczką.

Kathleen roześmiała się, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo George postanowił dołączyć się do rozmowy.

— Cześć, Caleb! — zawołał. — Jak leci?

— Wspaniale — zaśmiał się blondyn. — A jak leci u mojego oduchowionego przyjaciela?

— Poczekaj, nadstawię drugie ucho, bo na to jedno jestem głuchy — odparł George ze śmiechem.

Caleb też się roześmiał, a wtedy do pokoju wszedł Cornelian z dziwnym uśmiechem na ustach.

— Wiesz, że nawet na zewnątrz was słychać? — zapytał ze śmiechem. — Zwłaszcza tego głuchego kolegę.

— A kogo ja tam słyszę? — zainteresował się George.

— To Cornelian — wyjaśnił Caleb, po czym skierował lusterko na Corneliana, który nieśmiało pomachał George'owi.

— O, no to miło wreszcie cię poznać — powiedział George.

— Właśnie, właśnie — rzuciła Kathleen. Teraz to jej twarz ukazała się w lusterku. — Caleb sporo o tobie mówił, mi też miło cię poznać.

Cornelian posłał Calebowi nieodgadnione spojrzenie, jednak, ku ogromnej uldze blondyna, nie skomentował uwagi Kathleen.

— Ja o was też trochę słyszałem — powiedział Cornelian. — Zwłaszcza o tobie, Kathleen, więc pozdrowienia dla ciebie.

— O, dzięki — odpowiedziała lekko zaskoczona Kathleen.

— Nie ma za co — zapewnił ją Cornelian. — Ci, którzy bronią swoich przed aroganckimi gnojkami, zawsze zdobywają mój szacunek.

Jeden z kącików ust Kathleen uniósł się w uśmiechu. Było jasne, że ta dwójka dogadałaby się doskonale w kwestii aroganckiego Ślizgona, bliżej znanego jako Draco Malfoy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro