Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19. Czekolada na smutki

Wracając do domku Caleb czuł ogarniające go przerażenie. Krople deszczu, który teraz padał mniejszym strumieniem niż przed godziną, opadały na włosy Caleba, którego w tym momencie zbyt zajmowały jego własne myśli, by zwrócił uwagę na deszcz, przed którym mógłby się schronić pod magicznym parasolem.

Przez jego głowę przemykały się różne myśli. Z jednej strony wiedział, że przecież nie dawał Florine absolutnie żadnych znaków. Z drugiej jednak gdzieś głęboko odzywało się poczucie winy i przebijało się przez tę pierwszą myśl.

Bo pomimo że nie uważał się za winnego, nie chciał, by ktoś był smutny z jego powodu.

To nie była jego wina, że Florine się w nim zadurzyła, a on tego nie odwzajemniał. Nie wiedziała, że nie ma u Caleba choćby najmniejszych szans, jednak nie zmieniało to faktu, że Puchon czuł się okropnie z myślą, że (jego zdaniem) w pewnym sensie przez niego Florine poczuła się zraniona.

Wciąż pogrążony w myślach, dotarł do domku, gdzie jak zwykle czekała na niego błoga cisza. Idealne okoliczności do rozmyślania o tym, co się właśnie zdarzyło...

— Tak swoją drogą, to za jakiś miesiąc smok powinien wykluć się z jajka — stwierdził Cornelian, kiedy usłyszał, jak jego współlokator wraca do domku. Obrócił głowę w jego stronę. W tym momencie kucał obok kominka i zmarszczył brwi, zauważywszy niemrawą minę na twarzy Caleba.

Blondyn lekko się rozpromienił na tę wiadomość.

— To świetnie! Od początku na to czekałem.

Cornelian słyszał w jego głosie coś na wzór smutku lub niepewności. To z kolei zainteresowało szatyna.

— Wybacz, że będę wścibski, ale... Co się stało?

— Co? Nie, to nic wielkiego...

— Mogę się mylić i może rzeczywiście to nic wielkiego, tak jak mówisz — powiedział Cornelian. — Ale jeśli chcesz, to możesz mi o tym powiedzieć.

Caleb przez chwilę milczał. W następnej chwili na chwilę opuścił pomieszczenie, by po chwili wrócić z tabliczką czekolady, którą zaczął łamać na kawałki jeszcze w opakowaniu.

Szatyn już słyszał od Caleba, że zdaniem jego taty czekolada pomaga w trudnych sytuacjach. Dlatego wywnioskował, że sytuacja musi być rzeczywiście trudna.

— Mówiłeś, że najprawdopodobniej spodobałem się Florine.

— I to na sto procent — przytaknął Cornelian.

— Okazało się, że miałeś rację — powiedział Caleb, wrzucając do ust kostkę czekolady.

Szatyn uniósł brwi. Tego się zdecydowanie nie spodziewał. To znaczy, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Caleb wpadł w oko Florine, jednak na pewno nie pomyślałby, że nastąpi to tak szybko.

— Nie wyglądasz, jakbyś się z tego cieszył — zauważył Cornelian, na co blondyn westchnął.

— Bo się nie cieszę — odparł Caleb. — Po prostu... Nie sądzę, bym kiedykolwiek zakochał się we Florine. Nie jest... Nie jest w moim typie.

Szatyn pokiwał głową, tymczasem Caleb wziął kolejną kostkę czekolady i lekko podsunął tabliczkę w stronę swojego współlokatora, sugerując mu poczęstowanie się. Cornelian nie odmówił.

—To zrozumiałe. Nie chcesz umawiać się z kimś, do kogo nie czujesz niczego poza przyjaźnią.

— Właśnie — przytaknął Caleb. — A teraz czuję się okropnie, bo w ten sposób na pewno ją zraniłem...

— Zraniłbyś ją o wiele bardziej, gdybyś zaczął się z nią umawiać i robić jej jeszcze więcej nadziei — odparł Cornelian. Wątpił, by jego współlokator robił Florine jakiekolwiek nadzieje - nie było to w jego stylu. Jeśli już, to najpewniej ona poczyniła pierwszy krok, jednak spotkała się z odmową.

— Wiem o tym — westchnął Caleb. — Ale gdzieś tam pozostaje wrażenie, że ją zraniłem, chociaż nie zrobiłem tego celowo...

— Postąpiłeś słusznie — zapewnił go Cornelian. — I nie możesz się obwiniać o to, że jej nie kochasz. Wymuszona miłość jest o wiele gorsza, niż jej brak.

Z tym Caleb się zgadzał. Wiedział, że nie pozostało mu nic innego od wzięcia sobie do serca porad swojego współlokatora i posiadania nadziei na to, że Florine nie będzie przez niego smutna.

5 września 1997r.

Ujmę to tak: same problemy z tą miłością, kto ją w ogóle wymyślił?

Po napisaniu tego westchnął ciężko i dopisał jeszcze kilka słów.

Jest cholernie trudna, ale chyba właśnie to czyni ją tak niezwykłą i piękną.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Kolejne dni mijały Calebowi tak spokojnie, na ile mogło być spokojnie w rezerwacie pełnym smoków. W ciągu tych kilku dni Florine unikała Caleba jak ognia i ani chłopak się nie obejrzał, a minął tydzień od incydentu z Florine. Blondyn wiedział, że chwilowo raczej nie chce na siłę poszukiwać kontaktu z Florine - po pierwsze, sam nie wiedział, co miałby jej powiedzieć, a po drugie ona sama nie wydawała się poszukiwać kontaktu z nim. Chłopak musiał przyznać, że on pewnie czułby się podobnie na jej miejscu.

W tymże tygodniu z Calebem skontaktowały się jego siostra Carina, a także Kathleen. To właśnie z tą ostatnią przedyskutował to, co się ostatnio działo - nie lubił obarczać młodszej siostry swoimi problemami, a akurat Kathleen nie dawała za wygraną, dopóki Caleb nie powiedział jej tego, co leżało mu na sercu.

— To tak trudne i dziwne, że sam nie wiem, od czego zacząć — stwierdził, na co Kathleen wzruszyła ramionami.

— Mam czas, Caleb. Mów i się nie zastanawiaj.

W tym momencie Caleb siedział na werandzie domku numer siedem. Zupełnie sam, więc nie obawiał się o to, że ktoś mógłby usłyszeć jego rozmowę, tym bardziej, że nie mówił aż tak głośno. Pewnie czułby się dziwnie ze świadomością, że ktoś w ukryciu wysłuchuje jego życiowych rozterek...

— No dobra, no więc... Chyba niechcący zraniłem uczucia innej dziewczyny, chociaż wiem, że nie miałem innego wyboru...

Kathleen przez chwilę wyglądala tak, jakby zastanawiała się, czy taka opcja w ogóle istnieje, bo Caleb był niezwykle empatycznym chłopakiem i raczej nie ranił ludzi.

— W życiu bym nie powiedziała, że zrobiłeś to celowo — powiedziała. — Jak to się właściwie stało?

— Tak jakby próbowała mnie pocałować i ją przed tym powstrzymałem i... No, dałem jej do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany umawianiem się z nią, bo nie będę jej dawał fałszywej nadziei, i...

— I dobrze zrobiłeś, Caleb — zapewniła go Kathleen. — Może poczuła się tym zraniona, ale to nie twoja wina. Nie oskarżaj się o to, Caleb.

— Też sobie to powtarzam, Kath, ale to milczenie z jej strony raczej mnie nie pociesza.

— Optymistką nie jestem, ale gwarantuję ci, że wszystko wróci do normy — zapewniła go Kathleen. — A jeśli ta dziewczyna nie może się z tym pogodzić, to niech nawet nie waży się obwiniać cię o cokolwiek.

Caleb cicho się roześmiał, słysząc powagę w głosie Kathleen, kiedy ta wymawiała ostatnie zdanie.

— Może porozmawiajmy na jakiś pozytywny temat — zaproponował Caleb. — Na przykład uwierzysz, że w październiku smok wykluje się z jajka?

Kathleen roześmiała się.

— To wspaniale, zawsze chciałeś opiekować się własnym smokiem.

Caleb uśmiechnął się i opowiedział przyjaciółce o smokach, które były w rezerwacie. Kathleen co prawda nie do końca ogarniała je wszystkie, jednak po latach przyjaźni z fanatykiem smoków znała kilka ich ras i wciąż nie miała nic przeciwko słuchaniu o nich.

Ledwo blondyn zakończył rozmowę z Kathleen, zauważył, że w stronę domku numer siedem zmierza ktoś dosyć mu znajomy.

Florine weszła po schodach, po czym nieśmiało oparła się dłonią o barierkę, przez chwilę unikając wzroku Caleba. Kiedy w końcu odważyła się na niego spojrzeć, z jej ust padło pytanie:

— Caleb... Możemy porozmawiać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro