3.2 - Maddie
Kiedy podjeżdżamy pod dom mojej siostry, widok jaki mam przed oczami, jest znacznie inny niż ten, który zostawiłam tutaj ostatnio, będąc latem. Zamiast budynku otoczonego mnóstwem zielonej trawy, pelargonii w donicach i ogrodu skąpanego w letnim słońcu, zastaję drewniany dom z bali, przykryty mnóstwo białego puchu. Z komina na jego czubku wydobywa się dym, który z miejsca przywodzi mi na myśl kominek, który umieszczony został w salonie, chociaż wiem, że dom jest ogrzewany piecem i to właśnie centralne ogrzewanie daje najwięcej ciepła.
– Wszędzie jest śnieg – zauważam z westchnieniem, kiedy szwagier parkuje wóz w garażu. Nawet tutaj nawiało puchu, bo Thomas zostawił uchylone drzwi garażowe.
Wysiadam z ciepłego samochodu i przechodzę do ogrodu.
Z dozą pewnego niepokoju rozglądam się po okolicy. To wszystko wygląda tak, jakby dosłownie ktoś z góry wyspał wielką łychą tony, dosłownie t o n y jasnych śnieżynek. Nie spodziewałam się czegoś aż takiego. Przy płocie leżą zaspy, które powstały przez odrzucanie śniegu. Podjazd też jest niezbyt widoczny. Generalnie – jestem w białej dupie. Myślałam, że napalę w piecu i będzie git. Teraz jednak widzę, że życie tutaj musi być znacznie trudniejsze i zapewne tego doświadczę.
– Będziesz musiała raz dziennie odśnieżać wjazd z ulicy do garażu, jeżeli będzie padać. A nawet dwa razy. Albo i trzy. Inaczej nie wyjedziesz z domu autem – słyszę tuż za sobą zdanie, które jest echem moich własnych myśli. – Chodnik także, to nasz obowiązek, by przy posesji był dostępny dla przechodniów. Chociaż może przez ten tydzień nikt od razu się tego nie doczepi. Najbliżsi sąsiedzi wiedzą, że będziesz tutaj z małą. A reszta... Zapewne też się dowie. To małe miasteczko.
– S.s.s.traszne – zaczynam dygotać z zimna, kiedy oblatuje mnie chłodny wiaterek.
– Pokażę ci też, jak napalić prawidłowo w piecu. Jest zasypowy, więc nie będziesz musiała do niego latać co chwilę, gorzej jak braknie prądu. Chodźmy do domu. Dziewczyny na nas czekają.
Zapada zmrok, kiedy Thomas ciągnie za sobą moją walizkę, i wchodzimy po niewielkich schodkach na taras, aż w końcu docieramy do miejsca docelowego. Muszę przyznać, że nieco się stresuję. Chyba nie wzięłam pod uwagę tego, że oprócz opieki nad siostrzenicą dostaję też na te kilka dni opiekę nad dużym, górskim domem. Kiedy się zgadzałam, w moich wyobrażeniach nie było tak wielu obowiązków.
W drzwiach od razu wita mnie moja siostra. Jej śliczną twarz rozjaśnia wielki uśmiech, chociaż ja ją bardzo dobrze znam i wiem, że jest mocno zestresowana.
– Cześć młoda. – Obejmuje mnie serdecznie, na co odpowiadam uściskiem i uśmiecham się. – Tęskniłam.
– Ja też.
Przez chwilę tak trwamy, tuląc się, aż w końcu odrywamy się od siebie, a ja zaczynam rozbierać ciepłe, wierzchnie ubrania. Czuję zapachy domowego ogniska – coś pysznego dzieje się w kuchni, a w kominku chyba jednak tli się ogień, bo w salonie dostrzegam na ścianie grę świateł. Panuje tutaj niezwykle ciepła atmosfera. Slow live – tak bym to określiła. Tutaj po prostu życie płynie inaczej, pomimo wielu obowiązków, których nie mam w mieście.
– Charlotte śpi, mamy więc trochę czasu na to, by pogadać. Zaraz wszystko ci opowiem. Tylko najpierw chodź coś zjeść. Z pewnością po podróży jesteś bardzo głodna.
– Nie zaprzeczę.
Kiedy wchodzę do przytulnej, chociaż przestronnej kuchni, moja siostra wyjmuje z piekarnika zapiekankę. Ubrana w dres, bez grama makijażu, ustawia na stole naczynie pełne różnych składników. Zauważam w środku kiełbasę, ziemniaki, chyba pieczarki. Następnie układa talerze, dzbanek z ciepłą herbata i woła po cichu męża.
– Nałóż sobie tyle ile uważasz. Smacznego.
Spożywamy posiłek w milczeniu we troje. To dziwne, ale czuję napiętą atmosferę pomiędzy nami. Stres mojej siostry chyba udziela się i mnie. A to niedobrze. Nie chcę się denerwować. To ma być przyjemny czas dla nas wszystkich. Charlie z pewnością wyczuje, że coś jest nie tak, a zupełnie nie jest mi potrzebne to, by mała była nerwowa.
Kiedy ostatni kęs zostaje zjedzony, Lizzy odstawia naczynia do zmywarki i zabiera z blatu kuchni zeszyt. Obserwuję uważnie każdy jej krok.
– W tym zeszycie jest wszystko co najważniejsze. – Staje z nim, ściskając go na piersi, niczym niemowlę. Jej twarz przybiera wyraz ogromnego niepokoju.
– Lizzy, spokojnie. Damy radę wszystko ogarnąć. Nie panikuj. Nie jestem już małym dzieckiem. To przecież nie może być aż tak trudne, po prostu nowe dla mnie.
Siostra siada obok, a Thomas odchodzi, by zajrzeć do córeczki.
– Charlie śpi od dwudziestej do siódmej rano. Czasem w nocy się budzi, wtedy daj jej napić się wody. W ciągu dnia je kilka razy. Rano pije mleko. Po całej nocy jest mocno wygłodniała, więc ważne byś miała w podgrzewaczu naszykowaną wodę, a wystarczy do niej dodać i porządnie wymieszać i podać jej, żeby się nie rozdarła na całego. Zaraz pokażę ci jak je przygotować. W lodówce naszykowałam dla niej zupki, więc nie będziesz musiała gotować posiłków dla niej, tylko żebyś sama nie siedziała głodna. Wieczorem pije kaszkę. W międzyczasie możesz dać jej tarte jabłuszko czy inne owoce. Wykaz rzeczy które może jeść także przygotowałam. Wszystkie owoce są w szufladzie lodówki, a przekąski w górnej szafce. Możesz dać jej też czasem skórkę od chleba. Teraz kiedy wyżynają się jej trójki, lubi ją gryźć. Gdyby coś się działo, napisałam też jak podawać leki przeciwbólowe i w jakiej ilości. I jak sterylizować jej naczynia. Wykąpiemy ją dzisiaj razem, żebyś wiedziała co i jak. Przewijać potrafisz.
Przełykam ślinę, słysząc jak wiele rzeczy muszę zapamiętać. Charlie jest już duża, ale nadal to małe dziecko. Takie trochę większe niemowlę. Moja siostra nie ustaje w opowiadaniu, a pomiędzy kolejnymi zdaniami bierze głębokie wdechy, jakby chciała wszystko powiedzieć naraz, by o niczym przypadkiem nie zapomnieć:
– Zawsze rano wietrz dom, żeby wpadało świeże powietrze. Tylko nie rób tego przy Charlie. Teraz jest na dworze straszny mróz, więc lepiej na spacery nie wychodźcie, ale jeżeli odpuści i będzie na przykład minus pięć, to spokojnie na kilka minut możesz z nią wyjść. W garażu są sanki, raczej one się przydadzą zamiast wózka, ale jakby coś spacerówka jest w dużej szafie w przedpokoju. Na spacer zakładaj jej kombinezon, rękawiczki, szalik i czapkę, żeby nie zmarzła. Pokażę ci krem na dwór, którym będziesz musiała posmarować jej buźkę. Gdyby dostała gorączki czy cokolwiek się działo, masz tutaj też wszystkie numery i adresy do lekarza. Napisałam ci też kontakt do sąsiadów. Zobacz. – Lizzy podsuwa mi zeszyt pod nos i pokazuje rysunek, na którym widzę rozkład domów. Na dole zaznaczony jest nasz dom, a po drugiej stronie dwa inne wraz z nazwiskami.
– Widzę, że mocno się przygotowałaś do tego wyjazdu. – Jestem pod wrażeniem wszystkich notatek. Mam bardzo szczegółowy poradnik, dzięki któremu powinnam się odnaleźć w każdej sytuacji.
– Stresuję się. Bardzo. – Spogląda raz w jedno, a raz w drugie moje oko. – A od jakiegoś czasu mam też takie przeczucie, jakby kończył mi się czas. Dziwne to jest. Nie mówiłam Thomasowi, ale czasem czuję, jakbym miała umrzeć. Mam potrzebę poukładania wielu moich spraw.
Ciarki mnie oblatują, kiedy te słowa wypadają z ust mojej siostry.
– Przestań. Kładziesz sobie na łeb przez ten wyjazd. Ale możesz być spokojna. Dopilnuję, by Charlotte nic złego się nie stało.
Elizabeth przeczesuje włosy i pociera dłońmi twarz.
– To nie o to chodzi – wzdycha i opuszcza bezradnie dłonie. – W każdym razie, nie tylko o ten wyjazd. Ja po prostu mam takie wrażenie, jakiś podszept świadomości, że powinnam uporządkować wszystkie sprawy, bo przyjdzie mi umrzeć. To trwa już kilka miesięcy. A teraz chyba w połączeniu z tym wyjazdem daje się we znaki jeszcze bardziej.
Przez chwilę się na nią gapię, próbując przetworzyć zasłyszane informacje. W pomieszczeniu panuje cisza tak okrutna, że słyszę trzaskające drewienka z salonu obok a za oknem jest całkowicie ciemno. To chyba nadaje tej chwili jeszcze większego znaczenia. Jakby podkreślało przekaz.
– Thomas mówił, że spisałaś testament. – Nalewam sobie do dzbanka herbaty, bo może łatwiej wraz z czymś mokrym będzie mi przełknąć to, co mówi do mnie właśnie moja siostra.
– To prawda. Jesteś upoważniona do zamknięcia naszych kont bankowych i pobrania pieniędzy po okazaniu aktów zgonu. Wiesz, że Thomas dostał pokaźny spadek po dziadkach, za który postawiliśmy ten dom. Sporo tego zostało, więc będziesz miała za co żyć i utrzymywać naszą córkę. Dom i opieka nad małą także są uregulowanie prawnie. Chciałabym, byś w razie czegoś się tym wszystkim zajęła.
Sapię w złości. Lizzy zachowuje się tak, jakby zaplanowała conajmniej samobójstwo.
– Elizabeth, przestań gadać od rzeczy. Nie idzie przewidzieć śmierci. Powinnaś się leczyć. To nie jest normalne, żeby tak gadać. Przerażasz mnie. To brzmi jakbyś miała zamiar targnąć się na własne życie. Poza tym jest przecież jest jeszcze Thomas. Nawet jeżeli stałoby się coś tobie, Charlie będzie miała tatę.
– Tak, ale gdyby stało się nam obojgu coś, też to zabezpieczyłam.
Wzdycham i opieram się mocniej na krześle, obserwując moja siostrę. Mam wrażenie, że coś się jej poodklejało. Może ma jakąś skrywaną depresję poporodową?
– Nie podoba mi się to. Gdy wrócisz, musisz się zapisać do psychologa. Masz jakieś stany lękowe. To nie jest normalne, Lizzy. Dobrze?
Z niepokojem obserwuję moją starsza siostrę, która przewraca kartki zeszytu.
– Wszystkie zabawki są w pokoju Charlotte – zbywa mnie – ale w salonie też w skrzyni coś znajdziesz.
Sięgam dłonią do jej ramienia i lekko potrząsam.
– Obiecaj mi, że po powrocie pogadasz ze specjalistą.
– Dobrze, jeżeli wrócę.
Dębieje na te słowa, ale już chyba nic więcej nie jestem w stanie wskórać. Będę musiała o tym porozmawiać z Thomasem.
Kolejne godziny spędzamy na tłumaczeniach i na szczęście spokojniejszych rozmowach. Mała wita mnie z uśmiechem na buzi i lgnie niemal tak samo, jak do swojej mamy.
Będzie dobrze.
Musi.
____________
Standardowo - poproszę o aktywność i podzielenie się przemyśleniami podczas czytania :)
Dzisiaj daję Wam spory fragment, 10 tysięcy słów.
Czy Wy obserwujecie mnie w socialmediach? Gdzie? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro