Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.1 Maddie

Podróż mija mi zaskakująco przyjemnie, pomimo tego, że trwa długie kilka godzin. Pociąg równomierne sunie po szynach przez cały czas i chociaż ten dźwięk jest niemal niesłyszalny, to jednak usypia mnie na kilka dobrych godzin. Nie przeszkadzają mi nawet przystanki w większych miastach i ludzie, którzy zmieniają się obok mnie. A kiedy się budzę, zauważam, że jestem niż niedaleko. Za oknem pociągu roztacza się przepiękny widok. Widzę mnóstwo bieli, którą pokryte są szczyty górskie. Zapada zmrok, a pomimo tego widzę je doskonale.

Planowo za czterdzieści minut powinnam być na miejscu, więc szybko piszę wiadomość do szwagra, by dać mu znać, że ma wyjeżdżać z domu, bo jestem już niedaleko. Pozostały czas podróży poświęcam na rozbudzenie się i dopicie kawy, którą mam w termosie.

Kiedy w końcu potężna maszyna zatrzymuje się na peronie górskiego miasteczka, wysiadam z niej razem z kilkoma innymi osobami i szukam wzrokiem Thomasa. Jest zimne późne popołudnie, znacznie bardziej przeszywające mrozem niż to, które opuściłam wyjeżdżając z miasta. Wiatr rozwiewa mi włosy, a zło momentalnie szczypie w policzki. Poprawiam ubrania, zapinam szczelnie wszystkie zamki i zakładam grubą czapkę. Thomas czeka na mnie, stojąc tyłem i na początku mnie nie widzi.

– Hej, bracie! – wołam do niego, a wtedy odwraca się w mgnieniu oka. Na jego twarzy zauważam uśmiech, rozjaśniający twarz. Odkąd został moim szwagrem, bardzo się z nim zaprzyjaźniłam. To godny ręki mojej siostry facet. I dobry dla mnie niczym brat, którego nigdy nie miałam. A to mnie cieszy, bo moja siostra znalazła naprawdę dobrego faceta, który spędza z nią życie.

– No cześć młoda. Zimno, co nie?

Jak na zawołanie przeraźliwie mroźny podmuch wiatru uderza mnie prosto w twarz do tego stopnia, że mam problem złapać powietrze. Chwyta mnie swoimi powietrznymi pazurami, i przez chwilę całkowicie odbiera dech. Szybko zakrywam twarz szalikiem, by móc jakkolwiek oddychać, a mój szwagier zaczyna się śmiać.

– Miastowa. Ale myślę, że dasz radę przeżyć tutaj przez kilka dni.

Prycham na to śmiechem. To naprawdę nie są warunki, do których przywykłam. Oboje to wiemy. Ale się zgodziłam im pomóc i zrobiłam to świadoma niewygody, na którą się piszę.

– Jeśli tylko nawiozłeś nam opału, damy radę. I zaopatrzyłeś jedzenie w lodówkę.

Rozglądam się po przepięknej okolicy. Góry mają swój urok, jak mało co innego na świecie, jednak zawsze na dłuższy czas przyjeżdżam tutaj latem, ewentualnie jesienią. Zimą.. Jest zima. A tutaj ta pora roku oznacza prawdziwą królową śniegu – z ogromnymi zaspami, wręcz tonami białego puchu i wiatrem, który potrafi zrywać dachy. No i mrozem, takim, który sprawia, że idzie przemarznąć do szpiku kości i odmrozić sobie wiele części ciała, lub po prostu umrzeć z wychłodzenia.

– To tylko kilka dni. Proszę, nie zaczynaj panikować jak twoja siostra, bo dwie zestresowane kobiety, to dla mnie za dużo. Wszystko jest zorganizowane. Nawet nie będziesz musiała wychodzić z domu, a w razie czegoś pomogą ci sąsiedzi. To bardzo przyjaźni ludzie i o wszystkim wiedzą. – Thomas przełyka nerwowo ślinę, siląc się na lekki ton głosu, ja jednak wyraźnie widzę, że jest strach jest autentyczny.

Idąc za nim do auta, zaczynam dostrzegać, że dla nich to musi być bardzo trudne. Pierwszy raz odkąd urodziła się malutka, zostawiają ją na tak długo. Pewnie gdybym była mamą czy tatą, to też bym się poważnie stresowała.

– Spokojnie, nie musisz się denerwować. Poradzimy sobie we dwie. Naszykowałam nam mnóstwo pomysłów na zabawy, poza tym to spokojna dziewczynka. Sami mówiliście, że ona nigdy nie płacze.

– Wiem, ale twoja siostra dostaje szajby i mnie się też już udziela. Sama zobaczysz w domu jak dojedziemy co zrobiła. – Szwagier wskazuje dłonią samochód. – Tutaj mam auto, daj walizkę, schowam do bagażnika.

Obracam twarz ku niemu i spoglądam my w oczy.

– Co zrobiła?

Tom wzdycha.

– Spisała testament na wypadek, gdybyśmy zginęli. Mówi, że ma złe przeczucia co do lotu. Panikuje strasznie. Aż się sam zastanawiam, czy to dobry pomysł, że wyjeżdżamy. W stresie i tak te kilka dni nie będą ani odpoczynkiem, ani przyjemnością.

Zamieram, gapiąc się na niego.

– Nie mówisz poważnie.

– Niestety tak. Twoja siostra oszalała z niepokoju.

– Będę musiała z nią porozmawiać i uspokoić.


_____

Krótki, ale jest <3 

Oddałam Wrednego szefa (wznowienie poprawione) do redakcji, więc wracam do publikowania. Kolejny już niebawem <3 

Koniecznie dzielcie się przemyśleniami, uwielbiam Wasze komentarze! <3   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro